Od dziś znowu możecie zapisywać się na obligacje największej firmy w naszej części Europy. Pieniądze – i to aż 200 mln zł – chce pożyczyć od nas płocki Orlen. Ile płaci? Na jak długo trzeba zablokować oszczędności? I czy warto dać mu tę pożyczkę?
Co prawda rynek obligacji korporacyjnych przeżywa właśnie ciężkie chwile – wygląda na to, że jeden z największych emitentów takich obligacji, firma Getback, odda inwestorom tylko część pieniędzy – lecz od dziś startuje jedna z najpewniejszych tego typu inwestycji. Po raz trzeci w ciągu ostatnich dwóch lat swoje obligacje będzie sprzedawała największa firma w Polsce – PKN Orlen.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Orlen chce pożyczyć od zwykłych Polaków maksymalnie 200 mln zł. Jest to inwestycja niemal dla każdego, bowiem wartość jednej obligacji wynosi tylko 100 zł. Pieniądze, razem z odsetkami, firma zwróci za cztery lata. Zarobić będzie można niewiele, ale nieco lepiej, niż w największych bankach. Oprocentowanie obligacji Orlenu wynosi WIBOR 6M plus 1,2%.
Przy obecnej wartości wskaźnika WIBOR (niecałe 1,8%) mówimy o odsetkach w okolicach 3% rocznie. Jeśli pojawią się w miarę sprecyzowane oczekiwania dotyczące wzrostu stóp procentowych (a w ciągu czterech lat powinno to nastąpić) WIBOR pójdzie w górę, a wraz z nim oprocentowanie obligacji.
Orlen skąpi odsetek
Czy warto rozważyć włożenie do portfela inwestycji „pożyczki” dla największej polskiej firmy (pod względem obrotów)? To zależy czy inwestycje oferujące takie zyski są w ogóle w horyzoncie naszych zainteresowań. Z jednej bowiem strony zakup jakichkolwiek obligacji wiąże się z pewnym (w tym przypadku minimalnym, ale jednak) ryzykiem. Tutaj nie ma rządowej gwarancji, wszystko zależy od wiarygodności emitenta. W tym przypadku trudno jej cokolwiek zarzucić, ale…
Z drugiej strony mówimy o zyskach, które aż tak bardzo nie odbiegają od oprocentowania depozytów bankowych, by mówić o megaokazji inwestycyjnej. 3% w skali roku to mniej więcej tyle, ile w promocji płacą za depozyty małe banki (poza promocją można wycisnąć 1,5-1,8%, góra 2% rocznie).
Czytaj też: Niepatriotyczne? Część mojego funduszu emerytalnego powstaje za granicą. Mam powody
Konkurencja czyli… państwo
Ci, którzy już inwestowali pieniądze w obligacje emitowane przez firmy są przyzwyczajeni do znacznie wyższych zysków. Duże firmy pożyczające od inwestorów kasę zwykle płacą 3-4% powyżej WIBOR-u, albo i więcej. Dla 6% rocznych zysków warto ruszyć palcem w bucie i zainwestować w coś, co nie ma gwarancji rządowej. Ale jeśli na horyzoncie ma być raptem 3% rocznego zysku…
Poza depozytem bankowym punktem odniesienia dla inwestycji w obligacje Orlenu mogą być czteroletnie obligacje polskiego rządu. Podobny stopien wiarygodności emitenta i… mniej więcej podobne zyski do zgarnięcia, choć w nieco innych uwarunkowaniach.
Z obligacji czteroletnich COI w pierwszym roku wyciśniemy 2,4%, zaś w kolejnych latach 1,25% powyżej inflacji. Ta dziś wynosi 1,3%, ale na początku roku atakowała poziom 2% i prędzej czy później do niego powróci.
Na dziś więc obligacje Orlenu wydają się być korzystniejszą ofertą, ale gdyby inflacja zaczęła szaleć, lepszym antidotum na nią są państwowe obligacje, niż te orlenowe (wpływ inflacji na WIBOR nie jest bezpośredni).
Czy Orlen jest za duży, by upaść?
Oceniając perspektywy dla tej inwestycji nie będę zgłębiał meandrów kondycji finansowej Orlenu, bo to największa firma w Europie Środkowej i jedyna z Polski firma na liście 500 największych firm Świata (zajmuje 454. miejsce według najnowszych danych). Niezatapialna, choć oczywiście podatna na warunki finansowe, głównie ceny ropy na światowych giełdach i kurs dolara.
Więcej o emisji obligacji Orlenu: czytaj w zaprzyjaźnionym blogu RynekObligacji.com
W pierwszym kwartale 2017 r. Orlen zarobił na czysto 2 mld zł, w pierwszym kwartale tego – tylko 1 mld zł. Firma co prawda ma ponad 9 mld zł zadłużenia (z tego ponad połowa to emitowane dla zagranicznych inwestorów euroobligacje, a 1,7 mld zł obligacje w złotych), ale też ma prawie 100 mld zł rocznych przychodów i kwartalnie wypracowuje od pół miliarda do 1 mld zł wolnej gotówki. Teraz ma 4 mld zl wolnego pieniądza.
Inna sprawa, że Orlen musi też dużo inwestować w rozwój oraz wzrost potęgi w regionie (ostatnio wydał 3,5 mld zł na zwiększenie udziałów w czeskim Unipetrolu), obiecał, że weźmie na klatę nowy, planowany przez rząd parapodatek paliwowy, a rosnący dziś popyt an paliwo niekoniecznie musi trwać do końca świata i o jeden dzień dłużej.
Pewnym kłopotem może być też plan połączenia Orlenu z Lotosem, ale trudno mi sobie wyobrazić, by – nawet jeśli zostanie zrealizowany – miał znaczący wpływ na wypłacalność „wielkiego Orlenu”.
Czytaj też: Orlen ma przejąć Lotos. Co to oznacza dla portfeli kierowców? I czy to początek ery „narodowych czempionów”?
Wszystko to są malutkie znaki zapytania, ale wiarygodność finansowa Orlenu w porównaniu z nawet dużymi emitentami obligacji korporacyjnych w Polsce jest miażdżąco wyższa. I to właśnie decyduje o tym, że firma może sobie pozwolić, by płacić za swoje obligacje 3% rocznie, a nie 6% i więcej, jak inni.
Trzy powody, by ciepło myśleć o obligacjach Orlenu
Dlaczego ciepło myślę o tego typu obligacjach w moim portfelu? Po pierwsze dlatego, że 3% rocznie przez cztery lata za inwestycję prawie bez ryzyka (przy czym „prawie” robi tu małą różnicę) to jednak nie jest taki najgorszy biznes. Żeby dostać porównywalne odsetki w banku trzeba się mocno spocić, a tu wystarczy zainwestować, a potem leżeć i pachnieć.
Po drugie dlatego, że choć pieniądze odzyskamy dopiero za cztery lata, to ich nie blokujemy na amen. Wcześniej emitowane papiery Orlenu są dziś notowane na giełdzie obligacji powyżej ich wartości nominalnej (czyli tego co wynikałoby z wypłacanych odsetek). A więc prawdopodobnie będzie można się wycofać w każdej chwili nie tylko bez strat, ale i z zyskiem.
Po trzecie dlatego, że jestem zwolennikiem rozpraszania ryzyka. Umieszczając pieniądze wyłącznie w banku narażam się na jeden rodzaj ryzyka (że państwo nie wywiąże się ze swoich obietnic i gwarancji). A ja tak mam, że lubię brać rózne rodzaje ryzyka, a nie „wisieć” na jednym. Orlen jest największą, jedną z najbardziej wiarygodnych finansowo polskich firm. Cena tego nowego ryzyka jest więc najniższa z możliwych.
Chcesz pożyczyć Orlenowi? Lepiej się pospiesz
Żeby kupić obligacje Orlenu warto się pospieszyć. Można to zrobić za pośrednictwem domu maklerskiego PKO BP, choć chyba jest też patent, który pozwala nie zakładać w tym biurze maklerskim rachunku, lecz zapisać obligacje na swoim rachunku w innym domu maklerskim (a przynajmniej był przy poprzedniej emisji). Przeczytacie o nim tutaj.
Warto się pospieszyć, bo choć obligacji jest bardzo dużo, to obowiązuje zasada „kto pierwszy ten lepszy”. Ostatni inwestorzy dostaną mniej obligacji, niż wynikać będzie z ich zamówienia, zaś może się zdarzyć, że zapisy zostaną zamknięte przed terminem – a ten upływa 21 maja. Od połowy czerwca obligacje Orlenu mają już być notowane na giełdzie.