Tanie przewozy taksówkami na aplikacje… nie będą już takie tanie. I prawdopodobnie trudniej będzie je zamówić. Ale czy dzięki temu będziemy jeździli bezpieczniej? Ważne zmiany w przepisach dotyczących przewozów taksówkowych właśnie weszły w życie. Oznaczają one także to, że w skali kraju kilkadziesiąt tysięcy „taksówkarzy lekkich obyczajów” może przestać zajmować się swoją dotychczasową profesją. O ile może spaść liczba taksówek na rynku i jak bardzo to może zmienić ceny?
Od 16 czerwca br. wszyscy taksówkarze wożący ludzi muszą mieć ważne polskie prawo jazdy. A to posiadane i zdobyte w innym kraju wymienić można na polskie dopiero po 185 dniach pobytu w Polsce. Przepis ten uderza przede wszystkim w popularne (bo tanie) przewozy z firmami taksówkowymi działającymi w aplikacjach. Bo to właśnie one najczęściej zatrudniają do pracy obcokrajowców. Według danych Zespołu Doradców Gospodarczych TOR, zmiana prawa może wyeliminować z rynku do 28 000 taksówkarzy w Polsce.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Bezpieczniejsze przewozy taksówkami? Mniej stabilne ceny
Czy to dużo? Oficjalnie w Polsce zarejestrowanych jest 51 000 działalności gospodarczych o specjalizacji „taksówkarz” (w kilka lat „wyparowało” 20 000), ale ile osób para się wożeniem ludzi – tak do końca nie wiadomo. Np. władze Warszawy szacują, że po liberalizacji przepisów – czyli zniesieniu części wymogów dla kierowców taksówek – liczba samochodów wykorzystywanych w tej roli się potroiła. A dokładniej wzrosła z 11 000 do 30 000. A nierzadko jeden samochód wykorzystywany jest na dwie lub trzy zmiany.
Konieczność posiadania polskiego prawa jazdy miałaby sprawić, że teoretycznie jest mniejsze ryzyko, że trafimy na kierowcę, który może być niebezpieczny, bo nie dość, że nie zna miasta, ale też nie ma polskich „papierów” na prowadzenie samochodu. Kierowcy z obcych krajów niekiedy zdobywają swoje uprawnienia na przewozy taksówkami w niejasnych okolicznościach. A w Polsce nie muszą zdawać egzaminu, żeby „notyfikować” uprawnienia. Tyle, że to się nie zmieni, po prostu taksówkarze z zagranicy muszą wymienić prawo jazdy na polskie (a nie da się tego zrobić z dnia na dzień).
Z drugiej strony ceny przejazdów zapewne pójdą w górę, bo po prostu będzie mniej dostępnych samochodów. Mniejsza liczba samochodów może spowodować efekt tzw. mnożników, czyli wyższych cen kursu wynikających z dużego zapotrzebowania na przejazdy. To może z kolei poprawić konkurencyjność tradycyjnych korporacji taksówkowych, w których – nawet jeśli też można zamówić taksówkę przez aplikację – ceny są sztywne.
Po drugie zaś firmy świadczące przewozy taksówkami z aplikacji zaciekle walczą o kierowców, którzy najczęściej jednocześnie świadczą usługi dla kilku firm – Bolta, Ubera jak i Freenow. Już jakiś czas temu Bolt rozesłał do swoich partnerów w niektórych miastach informację o podniesieniu stawek dla kierowców o 15%.
Firmy taksówkowe działające za pośrednictwem aplikacji oczywiście narzekają: „Konsumenci teraz będą musieli na co dzień mierzyć się ze znacznym ograniczeniem dostępności przejazdów, a więc utrudnionym poruszaniem się po mieście. Konsekwencją mniejszej dostępności będzie wzrost ceny usługi. W skrajnych przypadkach, jak pokazują szacunki, nawet 20% przejazdów może zostać niezrealizowanych” – uważa Martyna Kurkowska z biura prasowego Bolta.
Jej zdaniem nierzadkie będą sytuacje, w których klienci będą zmuszeni rezygnować z przejazdów, bo nie będzie wolnych kierowców. Przedstawiciele sieci kierowców dostępnych wyłącznie w aplikacji uważają, że nie odczujemy problemu natychmiast, ale dopiero po powrocie z urlopów. „Ten problem może być dotkliwy zwłaszcza po wakacjach, kiedy powróci ruch w dużych miastach” – dodaje Łukasz Łyczkowski występujący w imieniu Ubera.
Przewozy taksówkami droższe, a kierowcy obawiają się, że… mniej zarobią
„Brak wystarczającej liczby kierowców na rynku w dłuższej perspektywie może spowodować wzrost cen oraz słabszą dostępność, w związku z tym dłuższy czas oczekiwania na przejazd” – to z kolei Agnieszka Ciesek z Freenow. Ale trzeba od razu dodać, że ta firma właśnie rozesłała do klientów uspokajającą informację:
„Chcemy poinformować, że usługi taxi we Freenow stają się jeszcze bardziej bezpieczne dla pasażerów. Wymagamy od każdego kierowcy posiadania polskiego prawa jazdy. Sprawdziliśmy wszystkie prawa jazdy w bazie CEPiK, aby wykluczyć podrobione dokumenty. Wszyscy kierowcy przed przyjęciem pierwszego kursu są przez nas sprawdzani – to oznacza konkretnie, że stawili się osobiście na wizytę w naszym biurze, abyśmy mogli ich poznać i zweryfikować ich tożsamość przedstawili nam oryginał zaświadczenia o niekaralności, a także oryginał prawa jazdy i dokumentu tożsamości. Zdjęcie profilowe kierowcy zostało wykonane przez nas. Każdy kierowca podczas zalogowania w aplikacji regularnie musi wykonywać sobie selfie, abyśmy mieli pewność, że nie przekazał konta innemu kierowcy”
Taksówki z aplikacji raczej nie konkurowały o klientów jakością przewozów, bo znane są przypadki kursów, gdzie kierowca nie bardzo znał trasę lub jego zachowanie daleko odbiegało od przyjętych norm, mówiąc delikatnie. Jeśli pasażerowie zamawiali przejazdy z aplikacji, bo mogli się przemieszczać po mieście szybko i tanio, to te zmiany mogą być ich gwoździem do trumny.
„Największe konsekwencje czekają mieszkańców dużych miast, gdzie mocno rozwinęły się taksówki aplikacyjne i gdzie sporą grupę kierowców stanowią cudzoziemcy. W Warszawie szacuje się, że stanowią oni przynajmniej 65% wszystkich kierowców wożących klientów”
– ocenia Adrian Furgalski, prezes zarządu Zespołu Doradców Gospodarczych TOR. Także on przewiduje wzrost cen przejazdów. Żaden ekspert nie chce jednak oszacować skali tego wzrostu. Zapewne dlatego, że wyceny kursów w taksówkach z aplikacji mogą się bardzo różnić w zależności od popytu i podaży. Te słynne mnożniki, które sprawiają, że ten sam kurs może kosztować 10 zł albo 50 zł, bardzo utrudniają ocenę. W niektórych porach i na niektórych trasach ceny się nie zmienią (bo i tak będzie nadwyżka kierowców), a tam, gdzie kierowców będzie brakowało, mnożniki będą znacznie wyższe.
Mimo spodziewanych podwyżek stawek za kursy, zmiany – wbrew pozorom – nie cieszą kierowców aplikacyjnych, którzy przyjmują je z mieszanymi uczuciami. Obawiają się, że spadnie liczba kursów, bo jeśli będą wyższe ceny, to i popyt może się schłodzić. Uber, Bolt, czy FreeNow to usługi, których klienci są bardzo wrażliwi na cenę.
„Na pewno ceny przejazdów wzrosną z powodu mniejszej dostępności kierowców, ale może dzięki tym podwyżkom kierowcy zaczną lepiej zarabiać. Zawsze mogą globalne korporacje zrezygnować ze swojej znacznej prowizji na rzecz klientów”
– mówi anonimowo kierowca, który ma kilka samochodów jeżdżących dla aplikacji, które udostępnia innym kierowcom. Na razie, w pierwszym dniu obowiązujących nowych przepisów niewiele się zmieniło. Oczekiwania dotyczące wyższych zarobków w branży taxi były powszechne. Entuzjazm jednak szybko zgasł: „W Krakowie dalej dziadostwo, brak różnicy w wycenie kursów” – pisze kierowca i pokazuje print screen z aplikacji Ubera, gdzie za 13-mintutowy przejazd o długości 5,5 km zarobił 12,30 zł.
Kierowca na wagę złota? Spokojnie, tylko na chwilę
Z zatrudnianiem kierowców jest kłopot. Mój rozmówca od dawna szuka kierowcy do jednego ze swoich aut. Dał ogłoszenie, ale odezwała się tylko jedna osoba, z czego i tak nic finalnie z tego nie wyszło. A ogłoszeń o pracę dla kierowców na aplikację jest mnóstwo. Desperacja jest tak duża, że firmy już od jakiegoś czasu kuszą kierowców specjalnym dodatkami, byle tylko znaleźć obsadę na swoje auta.
Nie jest tajemnicą, że powstało sporo flot, bazujących na leasingowanych pojazdach. Żeby leasing spłacać na samochodzie trzeba zarabiać, a więc jego koła muszą się kręcić. Bez kierowcy raczej się to nie uda. Toteż prawie na każdym aucie flotowym jest informacja, że szuka ona kierowców, wraz z podanym numerem telefonu.
„Problem z kierowcami jest, ale to wynika z dużej konkurencji wśród partnerów aplikacji. Jak się zmniejszy liczba kierowców na rynku, to część flot zrezygnuje z wykonywania działalności i wtedy rynek się ustabilizuje”
– mówi mój rozmówca pracujący w branży przewozów taxi. Jeśli ma rację – zmniejszy się popyt na kierowców, bo trudniejsze warunki działalności po prostu wyeliminują z rynku pośredników flotowych, którzy nie mają wystarczającej skali działalności, żeby przewozy im się opłaciły. Zmniejszenie „ssania” na kierowców może trochę zmniejszyć nierównowagę na rynku i ograniczyć wzrost cen przejazdów taksówkami.
Niektórzy przedstawiciele branży taksówkowej mówią wprost: nowe przepisy nic nie popsują, po prostu znów zrobi się miejsce dla kierowców, którzy zostali wypchnięci z rynku przez tańszych pracowników z zagranicy, gotowych pracować za każde pieniądze.
„Luka, która powstanie po wyeliminowaniu kierowców bez polskiego prawa jazdy szybko się wypełni nowymi kierowcami którzy skorzystają z mniejszej konkurencji. Podwyżkami cen straszą operatorzy aplikacji, którzy mają ustawione algorytmy cen w zależności od zapotrzebowania na transport. Bardziej niepokojące jest, że platformy chcąc utrzymać dotychczasowy dochód z prowizji podwyższą opłaty byle tylko procent się zgadzał. Używana argumentacja o tym, że zabraknie taksówek to bezczelna manipulacja, gdyż w rzeczywistości redukcja dotyczy obcokrajowców, którzy nie tyle wypełnili zapotrzebowanie na pracowników w tym zawodzie, lecz wyeliminowali tych którzy, dotychczas mieli pracę w tym sektorze”
– ostro komentuje z kolei Tomasz Szczykutowicz, kierowca taksówki z bardzo dużym stażem, a także współwłaściciel korporacji Damel Taxi w Lublinie. Teoretycznie większa wahliwość cen kursów w firmach taksówkowych działających w aplikacjach – Bolt, Uber, Free Now – czyli większa zmienność mnożników (w zależności od popytu na podróże) powinna być dobrą wiadomością dla tradycyjnych taksówek. Ale zmiany w przepisach nie będą mieć raczej wpływu na funkcjonowanie tradycyjnych korporacji taksówkarskich.
„W tradycyjnych korporacjach odsetek zatrudnionych cudzoziemców jest niewielki, więc tutaj kryzysu nie będzie, ale i nie są one w stanie zapełnić luki, która powstanie na rynku”.
– stwierdza Adrian Furgalski. Trudno to z całą pewnością potwierdzić, ale prawdopodobnie rynek klientów jeżdżących taksówkami z aplikacji – Uber, Bolt, FreeNow – to w dużej części odrębny rynek, niż tradycyjne taksówki. Różnice w cenie (choć i w jakości przejazdów) są duże i po prostu jeśli ktoś jeździ z tradycyjną korporacją, to rzadko zapuszcza się do Bolta i Ubera. I odwrotnie.
Przepisy pisane na kolanie? Co zmieni wymiana prawa jazdy?
Nie brakuje też opinii, że wprowadzone przepisy to kolejna biurokratyczna szykana, która nie wyeliminuje patologii na rynku przewozów taksówkarskich.
„Przepis o konieczności posiadania polskiego prawa jazdy pojawił się jako wrzutka poselska i nie za bardzo wiem po co, bo dyskutowano wówczas propozycje rozwiązań redukujących rosnącą liczbę nieobyczajnych zachowań kierowców. A rodzaj posiadanego prawa jazdy ma wg mnie z tą problematyką żaden związek. Jeżeli zaś ktoś myślał, że przepisem tym zmusi kierowców obcokrajowców do zdania w Polsce egzaminów na prawo jazdy to znaczy, że nie ma pojęcia o istnieniu Konwencji Genewskiej i Wiedeńskiej a dzięki temu, że Polska jest ich sygnatariuszem nie ma mowy o żadnych egzaminach a jedynie o wymianie administracyjnej jednego dokumentu na drugi
– ocenia Adrian Furgalski. Ale są i nieco bardziej pozytywne opinie. Zmiany przepisów pomogą wyeliminować z zawodu kierowcy osoby przypadkowe, które zaczęły się zajmować zawodowym przewozem osób taksówkami.
„W zasadzie akcja ma polegać na wymianie dokumentu na podstawie prawa jazdy wydanego w innym kraju. Czy wymiana blankietu automatycznie nauczy obcokrajowca jeździć? Kierowcy którzy zamierzają wykonywać zawód powinni przystąpić do egzaminu sprawdzającego w WORD przynajmniej w zakresie umiejętności i techniki jazdy”
– uważa z kolei Tomasz Szczykutowicz. Prawdopodobnie więc – jak to często bywa w Polsce – rewolucja zatrzymała się w połowie. A to oznacza, że na koniec może wcale nie będzie bezpieczniej. Może też nie będzie dużo drożej, ale to akurat wcale nie jest takie pewne.
—————-
Kilka słów o autorze: Tomasz Bodył jest dziennikarzem, ale także kierowcą taksówki tradycyjnej oraz aplikacyjnej
zdjęcie tytułowe: Copilot AI, Pixabay