Prawie 10 000 zł kosztów i utrata klienta: taką cenę za podejrzliwość banku zapłacił jeden z czytelników „Subiektywnie o Finansach”. A najgorsze jest to, że nie ma żadnych szans, żeby te pieniądze odzyskać, bo żaden z zaangażowanych w sprawę banków nie widzi swojej winy. Czy po wyjaśnienia trzeba będzie polecieć do… Chin?
Każdy przedsiębiorca doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że terminowe płatności to podstawa zaufania w biznesie. A że gospodarka jest globalna, to płatności coraz częściej też takie są. Niektórzy używają fintechowych aplikacji, ale one sprawdzają się przy mniejszych transakcjach. Duże interesy robi się za pomocą płatności międzybankowych.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
A z nimi, wiecie, jak jest: po Europie przelewy śmigają jeszcze w miarę sprawnie dzięki systemowi SEPA. Ale jeśli trzeba przesłać komuś pieniądze na drugi koniec świata i jeśli ten ktoś nie akceptuje bitcoinów (żart), to warto dać na tacę, żeby pieniądze gdzieś nie zaginęły. Przynajmniej raz w tygodniu dostaję e-mail z opisem jakiejś dramy w tej sferze.
Biznes to zaufanie, ale… bez przelewu nie ma towaru
Pan Janek (imię zmienione) współpracuje z Chińczykami. Kupuje od nich towar – w sumie nie ma tu znaczenia jaki – który potem sprzedaje. Nie jest to nic dziwnego, pół świata dziś zarabia na handlu ze Wschodem. Zakupy pana Janka są ładowane do kontenerów, nadawane w jednym chińskim porcie i płyną do drugiego. A stamtąd do Europy.
Żeby jednak kontener mógł wpłynąć do portu, pan Janek musi przesłać Chińczykom pieniądze. Jeśli przelew nie zostanie zaksięgowany w chińskim banku, kontener jest blokowany jako zastaw i trzeba dodatkowo płacić opłaty portowe za jego przechowywanie.
W lipcu firma pana Janka przesłała do Chin 50 000 dolarów. Wysłano też potwierdzenie przelewu do chińskiego partnera. Ten – widząc potwierdzenie – od razu poinformował, że zamknął w tym banku konto i otworzył w innym. Polska strona o tym wiedziała, ale bank z automatu zaciągnął stary numer konta i wyszło, jak wyszło. Chińczycy jednak od razu dali znać. Niestety, polskiemu bankowi (mBank) nie udało się już zatrzymać przelewu.
______________________________
Nie przegap nowych tekstów z „Subiektywnie o Finansach”, zapisz się na mój newsletter i bądźmy w kontakcie!
______________________________
Pracownicy mBanku napisali do chińskiego banku reklamację, która została natychmiast uznana i przelew ruszył w drogę powrotną. Ale pojawiły się nieoczekiwane przeszkody.
Zaginiony przelew do Chin. I drugi też. Niemiecka robota?
Pieniądze między mBankiem a Chinami przesyłane są przez bank pośredniczący – Deutsche Bank. Ten pieniądze z Chin otrzymał i… zamilkł. Po kilkunastu dniach bezskutecznych prób odzyskania kasy pan Janek w akcie desperacji – bo kontenery wpływały już do drugiego chińskiego portu i na horyzoncie zamajaczyły kary za ich nieodebranie – wykonał drugi przelew do Chin, tym razem do prawidłowego banku.
Ale i ten przelew nie dotarł. Deutsche Bank znów go zatrzymał. W sumie na jego rachunku przyblokowano 100 000 dolarów pana Janka. mBank – w imieniu banku pośredniczącego – poprosił pana Janka o… dosłanie faktur handlowych. Czyli dowodu na to, że przelew dotyczył konkretnej transakcji. Wtedy pana Janka szlag trafił.
„Pomijam fakt, że jest to tajemnica, po ile i skąd kupujemy transport, bo ktoś może te dane wykorzystać. Nie rozumiem, dlaczego niby mam udowadniać, za co płacę Chińczykom, bankowi, a nie urzędowi skarbowemu. A na dodatek wszystko tak długo trwa. mBank obiecuje transfer pieniędzy do Chin w dwa dni robocze (i bierze za to niemałą kasę), a dopiero po czterech dniach od wysłania przelewu dostałem informację o dodatkowych żądaniach banku niemieckiego. Stojąc pod ścianą ujawniłem wszelkie faktury”
– opowiada pan Janek. Przez kolejne dwa tygodnie w dwóch różnych reklamacjach klient prosi mBank o odpowiedź, gdzie jest jego przelew wracający z Chin oraz ten idący do Chin. mBank odpowiada, że wszystko jest pod kontrolą, ale bank pośredniczący nie odpisuje mu na e-maile.
Po trzech tygodniach od uwzględnienia reklamacji przez bank w Chinach pieniądze wysłane do Chin na błędny rachunek wreszcie wróciły. Ale drugi przelew do Chin nie dociera.
„W porcie już naliczają nam kary za składowe czterech kontenerów. Klient jest na nas wściekły i grozi prawnikami za wstrzymanie produkcji. Chciałem nadać kolejne 50 000 dolarów, żeby ułagodzić Chińczyków, ale mBank nie dał pisemnej gwarancji, że znów ktoś ich po drodze nie zatrzyma! Czeski film. Ktoś obraca naszymi pieniędzmi przez miesiąc. My już straciliśmy klienta, a cały zysk z transakcji pochłoną kary portowe. Chińczycy nie mogą w to wszystko uwierzyć i myślę, że biorą nas za oszustów. Jak mam prowadzić handel z Chinami, gdy bank wprost pisze, że nie może obiecać, iż pieniądze dotrą w określonym terminie?”
Bankowcy uspokajali pana Janka, że są w kontakcie e-mailowym z przedstawicielem Deutsche Banku i „czekają na ostateczną decyzję o weryfikacji odbiorcy”.
Pracownicy polskiego banku oczywiście informowali też klienta, że „takich spraw nie można załatwić poprzez telefon do kogoś z banku w Niemczech, bo są odpowiednie procedury na podstawie których banki wykonują swoje działania”. Te procedury to komunikaty SWIFT, za pomocą których porozumiewają się banki na całym świecie. Te podobno też zostały wysłane.
Czytaj też: Dziwne prowizje za przelewy międzynarodowe w Aion Banku
Przelew do Chin nie doszedł, bo niemiecki bank w Ameryce „coś podejrzewa”
Pan Janek dowiedział się tyle, że „przelew zatrzymał Deutsche Bank z powodu sankcji i trzeba czekać na jego decyzję”. mBank oświadczył, że jedyne co może zrobić, to wysłać kolejny przelew przez innego bank-korespondenta (nie Deutsche Bank).
Trzeba przyznać, że mBank robił, co mógł. Zaproponował pośrednictwo JP Morgan Chase lub Wells Fargo. O jakie sankcje może chodzić? Amerykańskie. Pisaliśmy już kiedyś na „Subiektywnie o Finansach”, że amerykański bank potrafi zatrzymać pieniądze na kilka lat. Spotkało to polskiego klienta, który zapragnął pojechać na Kubę i zapłacił tamtejszemu biuru podróży.
Jeśli z danych transakcji i jej charakteru wynika, że transakcja jest powiązana z osobą lub podmiotem objętą amerykańskimi sankcjami lub może mieć związek z praniem pieniędzy lub finansowaniem terroryzmu oraz pod kątem ewentualnego naruszenia regulacji OFAC (Biura ds. Kontroli Aktywów Zagranicznych Departamentu Skarbu), to każdy przelew może być zablokowany na dowolnie długi czas.
W tej sytuacji zmiana banku-korespondenta mogłaby niewiele zmienić. Sankcje obowiązują wszystkie banki amerykańskie, a przelewy dolarowe muszą przechodzić przez bank w USA (przynajmniej tak mają w mBanku, ale obawiam się, że to może tak działać na całym świecie). Choć niewykluczone, że Deutsche Bank, nielubiany przez amerykańskie władze, ma sprawdzane przelewy z i do Chin bardziej skrupulatnie niż banki mające centrale w USA.
Być może pewnym rozwiązaniem byłoby wysyłanie pieniędzy w chińskiej walucie (juanach), ale nie jestem pewny, czy i na jakich zasadach polskie banki realizują takie płatności (jakie są opłaty oraz spready – chińska waluta jest zdecydowanie mniej popularna w rozliczeniach). No i jest też pytanie, czy taki przelew nie zahaczyłby o bank-korespondenta, który też zachowałby się tak, jakby chodziło o pranie pieniędzy lub finansowanie terroryzmu.
Sprawa skończyła się dobrze i niedobrze zarazem. Po ok. miesiącu amerykański oddział Deutsche Banku przekazał pieniądze do Chin, ale nie poczuł się w obowiązku rekompensować straty, które poniósł polski klient z powodu zablokowania płatności. mBank też rozłożył ręce – w końcu nie mógł nic zrobić.
„Otrzymaliśmy zwrot pieniędzy z Chin, a drugi przelew doszedł. Obie operacje zajęły 29 oraz 21 dni, a nas kosztowały utratę klienta i równowartość 10 000 zł kar portowych. Nikt nam tych kosztów nie chce zwrócić”.
Dlaczego przelewy międzynarodowe nie idą przez blockchain?
Sprawa byłaby prosta, gdyby światową walutą rozliczeniową była jakaś kryptowaluta, za pomocą której można byłoby wykonać elektroniczny przelew bez pośrednictwa banków – z portfela do portfela. Niewykluczone, że to się wkrótce zacznie dziać, bo chyba właśnie dla ominięcia takich problemów chiński bank centralny już testuje w niektórych prowincjach e-juana.
Kilkadziesiąt banków centralnych na całym świecie pracuje nad własnymi cyfrowymi walutami, jest też kilka popularnych kryptowalut, niezależnych od banków centralnych (aczkolwiek o bardzo nieprzewidywalnej wartości). Zatem prędzej czy później problem z przesyłaniem pieniędzy na drugi koniec świata zostanie ostatecznie zażegnany.
Czytaj też: Czy decyzja PayPala sprawi, że kryptowaluty i bitcoin trafią pod strzechy? (homodigital.pl)
Czytaj też: Kryptowaluty jako nowy Amber Gold? Czy warto bać się bitcoina (homodigital.pl)
Czytaj również: Niektóre kraje już nie mają takich problemów. Bitcoin legalnym środkiem płatniczym w Salwadorze (homodigital.pl)
Pytanie brzmi, dlaczego wciąż to się jeszcze nie zdarzyło? Dlaczego mBank nie ma usługi wysłania pieniędzy do Chin poza archaicznym systemem SWIFT, za pomocą blockchainu? Czy fakt, że nie jest to możliwe, wynika z braku chęci, niepewności technologii? A może… kwestii regulacyjnych?
Czytaj więcej o nowym SWIFT: Przelew waluty z banku do banku. Dlaczego jest tak drogo i długo? (subiektywnieofinansach.pl)
Dopóki przelewy dolarowe do Chin idą przez amerykańskie banki, które mogą je monitorować i blokować, Amerykanie mogą trzymać Chińczyków na krótkiej smyczy. A my im w tym dyskretnie pomagamy i to za darmo – na koszt polskich firm współpracujących z Chińczykami. Oczywiście można się zastanawiać, czy powinniśmy z tymi Chińczykami współpracować, skoro to kraj, w którym masowo łamie się prawa człowieka. Ale to już zupełnie inna dyskusja.
—————–
APLIKACJA ZEN POMAGA FIRMOM W TRANSAKCJACH WALUTOWYCH
Zamiast konta firmowego w banku możesz mieć aplikację ZEN oferującą wielowalutowe konto z kartą do bezspreadowych zakupów na całym świecie, program cashback (dzięki któremu można odzyskać część pieniędzy z zakupów firmowych) oraz przedłużoną o rok gwarancję na opłacone kartą ZEN towary.
ZEN ma system, dzięki któremu przyjmiesz płatność od swoich klientów w dowolnej formie – kartą płatniczą, BLIKiem, a także za pomocą PaySafeCard, Trustly, WebMoney, Skrill, Neosurf. Do tego błyskawiczne rozliczanie transakcji, które trafiają od razu na zbiorcze konto w ZEN – pieniądze możesz wydać natychmiast. Więcej o ZEN i możliwościach dla małych firm jest tutaj, sprawdź koniecznie. Polecam też artykuł o ZEN Buddies, jednej z najciekawszych funkcji tej aplikacji. A także felieton o tym, gdzie jest ten moment, w którym przestajesz w ogóle potrzebować tradycyjnego banku
WYGRAJ 24 000 ZŁ ZA TRANSAKCJE WALUTOWE NA PLATFORMIE CINKCIARZ.PL
W imieniu Cinkciarz.pl zapraszam do udziału w loterii z nagrodami. Do wzięcia jest od 5000 zł do 24.000 zł (łącznie 19 losowań, 90 nagród). Żeby wziąć udział w losowaniu trzeba zbierać punkty za transakcje (im więcej punktów tym większe szanse), w których jedną z walut jest USD, GBP, CHF lub EUR. Jako transakcja liczy się nie tylko wymiana walut na platformie Cinkciarz.pl, ale też przekazy pieniężne, transakcje kartowe i płatności internetowe przez Cinkciarz Pay. Szczegóły znajdziecie pod tym linkiem. A tutaj więcej o możliwościach, jakie oferuje Cinkciarz.pl tym, którzy pewniej się czują, gdy mają pod ręką trochę „twardej waluty”.
Zdjęcie tytułowe: Pexels/Pixabay