Masz pieniądze w banku. Widzisz, że tracą na wartości, ale nie chcesz skakać na głęboką wodę. Czy istnieją w bankach produkty inwestycyjne, które mogą być pomostem pomiędzy spokojem pewnego oprocentowania a klasycznym inwestowaniem, czyli wędrówką na burzliwym morzu? Bankowcy wspominają o dwóch. To lokata z funduszem oraz produkt strukturyzowany. Ale czy choć jeden jest dobry?
Większość z nas jest przyzwyczajona do tego, że pieniądz w banku może nie zyskuje w oszałamiającym tempie, ale przynajmniej nie traci realnie na wartości. Niestety, to już jest przeszłość. Dziś sytuacja jest taka, że trzymając pieniądze na koncie oszczędnościowym lub depozycie terminowym (o ile nasz bank jeszcze coś takiego w ogóle oferuje) mamy gwarantowane 4-5% „w plecy” z uwagi na inflację.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
W długiej perspektywie – o ile utrzyma się obecna relacja między inflacją a stopami procentowymi – oznaczałoby to, że za 10 lat kompletnie „bez żadnego ryzyka” pożegnamy się z połową realnej wartości naszych oszczędności. Masz w banku 100 000 zł? Za 10 lat te pieniądze będą nadal absolutnie bezpieczne, ale będą warte tyle, ile dziś 50 000 zł.
Jak wyjść z depozytu, ale nie skakać na głęboką wodę?
To oznacza, że trzeba przestać bać się wahliwości i tego, że poza bankiem nie ma gwarancji zysku, a pieniądze raz będą więcej warte, a raz mniej. Przynajmniej jest szansa, że nie stracą na wartości. Ich część – większą lub mniejszą, w zależności od naszych preferencji – warto więc ulokować nie tylko na depozytach. Łatwo powiedzieć, ale jak to zrobić, gdy przez całe życie trzymaliśmy pieniądze na lokacie w banku i nic innego nie umiemy z nimi zrobić?
Od wielu miesięcy powtarzam, że alternatywą dla części pieniędzy mogą być oszczędnościowe obligacje skarbowe, które (w przypadku obligacji 4-letnich i 10-letnich) oferują 0,5-1% zysku powyżej inflacji z poprzedniego roku. Nie gwarantuje to pobicia inflacji, ale pozwala myśleć o sensownym dochodzie.
Banki też przygotowały kilka „pomostów” między klasycznym bezpieczeństwem a rynkiem kapitałowym. Tylko czy te „pomosty” mają sens? Na początek dwa słowa o tym, czym one są. Generalnie występują dwa ich rodzaje:
– lokata z funduszem to rodzaj pakietu, w którym część pieniędzy lokujemy w banku na atrakcyjny procent (banki są skłonne płacić za część depozytową znacznie więcej niż zwykle, np. 2% w skali roku), a część w funduszu inwestycyjnym. Najczęściej bank oczekuje, że proporcja między tymi częściami wyniesie co najmniej 50:50. Bank dostaje od funduszu prowizję od tej części pieniędzy, którą tam ulokujemy i tą prowizją dzieli się z nami, oferując dobry procent na depozycie;
– produkt strukturyzowany/certyfikat strukturyzowany to z kolei pakiet, w którym 90-95% pieniędzy jest lokowanych w bezpieczne obligacje (dające „małe” kilka procent w skali roku), zaś 5-10% pieniędzy w instrument pochodny, np. jakąś opcję z ekspozycja na rynek akcji. Ów instrument daje szansę na to, by kilkakrotnie pomnożyć zainwestowany kapitał. Z perspektywy klienta nabywany jest jeden niepodzielny instrument, który łączy obie te cechy w bezpiecznych dla klienta proporcjach.
Lokata z funduszem: czy w obecnej sytuacji to w ogóle ma sens?
Jaki sens mają oba te pakiety? W przypadku lokaty z funduszem sprawa jest oczywista: wchodzimy na rynek kapitałowy, ale po pierwsze tylko na pół gwizdka, a po drugie z pewną „poduszką bezpieczeństwa” w postaci lokaty dającej wyższy procent niż zwykła. Oczywiście: wahliwości to nie eliminuje, ale ogranicza jej zgubny efekt.
W przypadku produktu strukturyzowanego otrzymujemy pakiet, który powinien co najmniej utrzymać wartość na koniec umowy (czyli jeśli wpłaciliśmy 20 000 zł, to nawet w przypadku porażki odzyskamy te pieniądze w całości pod warunkiem utrzymania inwestycji do końca okresu). A to, czy zarobimy kilka procent w skali roku czy też nie, zależy od losów tych 5-10% pieniędzy, które zostaną zainwestowane w instrumenty pochodne.
Obie propozycje banków są pomysłem na to, żeby oswoić się z myślą, że część naszych funduszy może mieć zmienną wartość w czasie. W przypadku lokaty z funduszem ta wahliwość zależy głównie od tego, czy część funduszowa będzie ulokowana w bezpiecznym funduszu (inwestującym w obligacje) czy w bardziej wahliwym (np. w akcyjnym).
Kłopot polega na tym, że obecne warunki rynkowe (wysoka inflacja, spodziewane podwyżki stóp procentowych) powodują, iż fundusze obligacji nie mają wielkich szans na zarabianie pieniędzy. Zatem mając pakiet lokata plus fundusz obligacji, musimy się liczyć z sytuacją, że na części lokatowej zarobimy np. 1% (będzie to np. promocyjny depozyt oprocentowany na 2%, ale tylko na pół roku), a na części funduszowej nie zarobimy nic albo nawet minimalnie stracimy. Efekt? Zysk będzie, ale minimalny.
Jerzy Nikorowski z biura maklerskiego BNP Paribas, którego zapytałem o podejście do lokat z funduszem, uważa, że lokata z funduszem bezpiecznym to w dzisiejszych czasach pomysł nieefektywny – narażamy się na niską, ale wahliwość, mając niewielką szansę na zysk (który raczej będziemy musieli oglądać pod lupą).
Jego zdaniem w obecnych warunkach – jeśli już wybierzemy tego rodzaju produkt – trzeba pogodzić się z nieco większą wahliwością i – mając pełną świadomość, że lokata z funduszem nie będzie miała nic wspólnego z bezpieczeństwem lokaty – wybierać pakiety zawierające fundusze akcji.
Tyle, że potencjalna zyskowność tego pakietu będzie w minimalnym stopniu zależała od oprocentowania części lokacyjnej. I z tego trzeba sobie zdawać sprawę. Lokata jest w tym momencie trochę kwiatkiem do kożucha. Pytanie, czy taka „zgrzewka” powinna w ogóle mieć w nazwie słowo „lokata”, które może mylnie sugerować, że jest to coś, co się nie waha lub gwarantuje jakiś dochód.
Czytaj też: Misja „prosty język”, Banki chcą zacząć mówić do nas „po ludzku” (subiektywnieofinansach.pl)
Produkt strukturyzowany: jakie cechy powinien mieć, żeby był uczciwy?
Mój rozmówca – podobnie jak ja – nie pała sympatią do takiej sytuacji, więc cieplej wyraża się o drugim „pomoście” między bankowym bezpieczeństwem i wahliwością rynku kapitałowego – produktach strukturyzowanych.
Z jednej strony mamy tutaj gwarancję kapitału (lub bardzo dużej części kapitału: np. 90-95%), a z drugiej strony – możliwość zarobienia kilku bądź kilkunastu procent w przypadku zrealizowania się określonego scenariusza na rynku kapitałowym (ten scenariusz jest definiowany przez opcję, na którą idzie 5-10% kapitału klienta).
Jakie to mogą być scenariusze? Możliwych formuł są miliony. Przykładowo:
– że indeks akcji za pięć lat będzie na poziomie nie niższym niż dziś
– że cena złota będzie za dwa lata o 10% wyższa niż dziś
– że kurs złotego wobec euro za rok wzrośnie, a przez ten czas ani razu nie spadnie o więcej niż 10% od wartości z dniu startu „zakładu”.
W produktach strukturyzowanych nie ma żadnej magii – to jest rodzaj „zakładu” o realizację jakiegoś scenariusza. Chodzi o to, by wybrać scenariusz, który jest dość prawdopodobny.
Wbrew temu, co myśli większość klientów banków, to nie jest tak, że kupując produkt strukturyzowany (czy certyfikat strukturyzowany) zakładamy się z bankiem i nasza porażka jest zwycięstwem banku. To by oznaczało, że bank wystawiałby tylko takie „zakłady”, na których klient nie może wygrać. Bank, oferując produkt strukturyzowany, zarabia na prowizji od sprzedaży (często płaci ją klient).
Może też się zdarzyć – warto na to uważać – że scenariusz pozwalający klientowi zarobić pieniądze będzie obwarowany tak dużą liczbą warunków, iż produkt strukturyzowany będzie miał bardzo małą szansę na zysk dla klienta.
Opcja, która opisuje bardzo mało prawdopodobny scenariusz, jest tańsza od takiej, która opisuje scenariusz dość prawdopodobny. I w tym miejscu może być schowana korzyść dla banku (bierze od klienta 100% pieniędzy i na zakup opcji wydaje tylko niewielką ich część, inkasując „górkę”).
Warto o tym wiedzieć i wybierać produkty (certyfikaty) strukturyzowane, które są proste (jeden konkretny warunek do spełnienia), oferują możliwie wysoki procent w przypadku realizacji pozytywnego scenariusza oraz dają gwarancję kapitału na możliwie wysokim poziomie (przeważnie im większy potencjalny zysk, tym niższy poziom ochrony kapitału).
Jerzy Nikorowski z biura maklerskiego BNP Paribas rekomenduje, by brać pod uwagę jeszcze trzy czynniki, które definiują porządny produkt strukturyzowany:
– możliwość jego zamknięcia przed terminem – np. jeśli w którymkolwiek momencie trwania „zakładu” zostanie spełniony opisany w nim warunek wypłaty klientowi zysku (oprocentowania), to produkt jest zamykany, a klient inkasuje zysk plus zainwestowany kapitał. Przeciwieństwem tego stanu jest sytuacja, w której liczy się tylko w momencie końcowym trwania umowy (to warunek znacznie mniej korzystny dla klienta)
– możliwość wyjścia z inwestycji przed terminem – np. sprzedaży certyfikatu strukturyzowanego na giełdzie. Wiadomo, że nie ma pewności, iż cena będzie bardzo korzystna, ale przynajmniej pieniądze nie są uwięzione na długi okres bez możliwości odzyskania choć części kwoty.
– w przypadku produktów strukturyzowanych, w których jakiś indeks lub kurs waluty musi się utrzymać w konkretnym obszarze (np. kurs euro do złotego pomiędzy 4,20 zł a 4,80 zł), warto wybierać produkty, w których tzw. obserwacje odbywają się możliwie rzadko – np. raz w roku albo raz na kwartał, a nie codziennie. Im częściej odbywa się obserwacja, tym większe ryzyko, że przypadkiem zdarzy się sytuacja, iż indeks lub waluta wyjdą z obszaru, w którym powinien się utrzymać.
——–
POSŁUCHAJ TEŻ PODCASTU NA TEN TEMAT. NASZ GOŚĆ: JERZY NIKOROWSKI
W najnowszym podcaście z cyklu „Finansowe sensacje tygodnia” naszym gościem jest Jerzy Nikorowski z biura maklerskiego BNP Paribas, z którym rozmawiamy o tym jak zastąpić dochód z bankowych lokat, gdy nie ma się dużego doświadczenia na rynku kapitałowym. Rozmawiamy o tym jakie produkty mają sens, a jakie nie, jak nie dać się wpuścić w większą wahliwość niż byśmy chcieli oraz jak inwestować w czasach, gdy akcje są drogie (niektórzy mówią, że przewartościowane), a obligacje nie będą przynosiły zysków (bo nie zanosi się na spadek stóp procentowych). Zapraszam do posłuchania, dużo cennych porad! Trzeba kliknąć ten link, albo znaleźć „Finansowe sensacje tygodnia” w Spotify, Google Podcast, Apple Podcast lub na kilku innych platformach.
——————–
A może lepiej… przeczekać z gotówką na koncie?
Jest jeszcze jedno pytanie, które powinien sobie zadać każdy, kto do tej pory nie miał styczności z rynkiem kapitałowym: czy to jest dobry moment, by wystawiać pieniądze na wahliwość?
Pytanie nie jest czysto teoretyczne, bo dziś każde dziecko wie, że akcje są dziś drogie, zaś obligacje nie są w stanie zarabiać. Mamy więc dwie najpopularniejsze klasy aktywów, z których żadna nie wydaje się dziś atrakcyjna. Czy to powinien być argument na rzecz poczekania z pieniędzmi w banku (nawet kosztem kilku procent straty realnej wartości w skali roku) na lepsze czasy?
Mój rozmówca z biura maklerskiego BNP Paribas uważa, że to nas nie powinno powstrzymywać przed inwestowaniem długoterminowym. Argumenty?
– niewiele wskazuje na jakieś załamanie na rynku kapitałowym (po kilku latach wzrostów cen akcji spółek technologicznych, przychodzi czas wzrostu spółek przemysłowych i dywidendowych).
– najpotężniejsze kraje świata zwiększyły ostatnio zadłużenie, więc podwyżki stóp procentowych (które nie służą akcjom) nie mogą być zbyt głębokie, bo wtedy obsługa długu staje się znacznie droższa.
Jerzy Nikorowski sugeruje natomiast rozłożenie pieniędzy na więcej niż dwa-trzy składniki portfela, bo dobre rozłożenie ryzyka będzie miało w najbliższym roku-dwóch większe znaczenie niż do tej pory. Dodatkowo kluczem do sukcesu jest odpowiednia selekcja. Nie wystarczy założyć, że kapitał jest powiązany z rynkiem akcji – najważniejsza w tym momencie staje się odpowiednia selekcja, właśnie z uwagi na to, że hossa na rynkach trwa już kilka lat.
Produkt strukturyzowany? Lokata z funduszem? Tylko dla „zielonych ogórków”
Czy lokata z funduszem lub produkt strukturyzowany mogą być dobrym „pomostem” pomiędzy bezpieczeństwem w banku i inwestycją na całego na rynku kapitałowym? Oczywiście: żadne tego typu rozwiązanie nie będzie tak efektywne niż zakup ETF-a, taniego funduszu inwestycyjnego, zbudowanie portfela z akcji kilku, kilkunastu spółek dywidendowych.
Każdy, kto czuje się na siłach, by 10% swoich pieniędzy przenieść na rynek kapitałowy bez posługiwania się bankowymi „pomostami”, powinien to zrobić. Biura maklerskie i fundusze inwestycyjne oferują setki możliwości lokowania pieniędzy na całym świecie.
„Pomosty inwestycyjne” to propozycja dla tych, których myśl o inwestowaniu wciąż paraliżuje. Porządny produkt strukturyzowany, oferujący z jednej strony prostotę i przejrzystość warunków zarobku, a z drugiej gwarantujący bezpieczeństwo kapitału (bądź jego przygniatającej większości) może pomóc w mentalnym zaakceptowaniu sytuacji, w której wartość oszczędności jest niepewna.
Ani inflacja się szybko nie skończy, ani depozyty bankowe nie zaczną jej szybko pobijać, więc z wahliwością musi się prędzej czy później oswoić każdy, kto ma jakiekolwiek oszczędności. To pewne prawie tak samo jak śmierć i podatki.
——————————
POSŁUCHAJ TEŻ PODCASTU O ODPOWIEDZIALNYCH FINANSACH:
W 56. odcinku podcastu „Finansowe sensacje tygodnia” rozmawiamy o prostym języku w bankach. Jak banki starają się upraszczać komunikację z klientami? Jak zmieniają się listy wysyłane do klientów? Jak szkoli się pracowników infolinii, żeby mówili do nas „po ludzku”? Czy tabele prowizji da się sporządzić bardziej przejrzyście? I czy prostej komunikacji z klientem nie trzeba przypadkiem zacząć od… upraszczania produktów? O tym wszystkim – a przede wszystkim o prostym języku w bankowości – rozmawiamy z Małgorzatą Wasiuk, która w banku BNP Paribas odpowiada za upraszczanie komunikacji z klientami oraz z pracownikami. Zapraszam do odsłuchania podcastu pod tym linkiem.
——————————
Strona „Subiektywnie o Finansach” znalazła się w setce najbardziej wpływowych blogów w 2020 r. według Influtool, firmy zajmującej się analizą mediów społecznościowych, oraz SeeBlogers, organizatora dorocznych festiwali blogerów. „Subiektywność” jest jedynym przedstawicielem tematyki finansów osobistych w rankingu zdominowanym przez blogi lifestylowe i modowe, kulinarne, podróżnicze i rodzinne. Dziękujemy Wam, Drodzy Czytelnicy! Fakt, że „Subiektywnie o Finansach” znalazło się w Top 100, to kolejny dowód na to, że edukacja finansowa i popularyzacja tematyki personal finance wśród polskich konsumentów ma sens. Więcej informacji o tym wyróżnieniu znajdziecie tutaj
—————————-
Niniejszy artykuł jest częścią cyklu edukacyjnego „Odpowiedzialne finanse”, który „Subiektywnie o Finansach” realizuje wspólnie z bankiem
źródło zdjęcia: Gustavo Torres/Unsplash