Założyły własne małe firmy i osiągnęły sukces. Czy łatwo było porzucić wygodne życie w korporacji? Co było najtrudniejsze w budowaniu od zera nowego przedsięwzięcia? A co dało największą satysfakcję? Skąd pieniądze? Skąd pomysł? Dla kogo własna firma to może być dobry pomysł na życie? Rozmawiamy z laureatkami międzynarodowego programu She’s Next realizowanego przez organizację płatniczą Visa
Głównym celem globalnego przedsięwzięcia She’s Next jest wsparcie małych i średnich przedsiębiorstw należących do kobiet w rozwoju ich działalności poprzez granty i doradztwo. A „Subiektywnie o Finansach” sympatyzuje z tym konkursem. Dlatego gościniami „Subiektywnie o Finansach” są dziś: Magdalena Śliwińska, założycielka firmy Gugu The Hero, która projektuje i produkuje zabawki oraz akcesoria dla dzieci z naturalnych surowców, oraz Aleksandra Jędrzejewska twórczyni Projektu SelfLove, w ramach którego organizuje regeneracyjne warsztaty dla kobiet oraz dla pracowników firm.
- Bezpieczna szkoła i bezpieczne dziecko w sieci, czyli czego nie robić, by nie „sprzedawać” swoich dzieci w internecie? [POWERED BY BNP PARIBAS]
- Wybory w USA: branża krypto wstrzymała oddech. W świecie finansów to ona ma najwięcej do ugrania. Po wyborach nowe otwarcie? [POWERED BY QUARK]
- Pieniądze w rodzinie, jak o nich rozmawiać, żeby nie było niemiło? Natalia Tur i Maciej Samcik [POWERED BY BNP PARIBAS / MISJA OSZCZĘDZANIE]
Pełna wersja rozmowy do odsłuchania w podkaście „Finansowe Sensacje Tygodnia”, zapraszamy tutaj.
Maciej Samcik, Maciej Bednarek: Skąd narodziły się pomysły na biznesy, który panie prowadzą, a które zyskały uznanie jurorów projektu grantowego Visa She’s Next, czy miały panie wcześniej inne doświadczenia w prowadzeniu własnych firm?
Magdalena Śliwińska (MŚ): Pomysł powstał z własnej potrzeby i doświadczenia. Kiedy zostałam młodą mamą, okazało się, że produkty i akcesoria dla dzieci dostępne na rynku mogą być szkodliwe dla dzieci – np. wszystko, co jest elastycznym plastikiem, zawiera plastyfikatory składające się z niebezpiecznych substancji.
Do aspektu zdrowotnego dochodzi jeszcze estetyczny – gromadzenie kolorowych plastikowych zabawek trochę zaburzyło estetyczną przestrzeń domu, którą wspólnie z mężem architektem stworzyliśmy i w której dobrze się czuliśmy. I wreszcie ekologia – na co dzień staramy się także dbać o to, by funkcjonować, nie szkodząc środowisku, np. minimalizować zużycie plastiku.
Stąd potrzeba stworzenia, posiadania produktów spełniających te kryteria była silna, ale kiełkowała dość długo, ponieważ decyzję o odejściu z pracy w korporacji i uruchomieniu biznesu podjęłam dopiero, kiedy na świecie pojawiło się drugie dziecko, czyli 3 lata od pierwszego impulsu. Gugu było więc moim pierwszym takim doświadczeniem i jednocześnie spełnieniem marzeń.
W korporacji zajmowałam się zarządzaniem marką i sama chciałam stworzyć taką, która reprezentowałaby moje wartości – promowała zdrowie, ekologię i estetykę. Na pierwszy ogień poszły maty dla dzieci. Zależało mi na stworzeniu bezpiecznego produktu, który bez obaw mógłby być używany przez alergików i tak powstała seria mat z naturalnego kauczuku.
Aleksandra Jędrzejewska (AJ): W moim przypadku pomysłów na uruchomienie czegoś własnego było bardzo dużo, ale za realizację zabrałam się po skończeniu studiów. Na co dzień jestem fizjoterapeutką. W pracy zaobserwowałam, że kobiety mają często dolegliwości fizyczne wynikające z problemów psychosomatycznych, wymagające szerszego spojrzenia, a nie tylko fizjoterapii. Mężczyźni przychodzą na fizjoterapię z urazami, bólem barku czy kolana i wynika to z fizycznego problemu, a u kobiet w wielu przypadkach ból pojawia się z nadmiaru stresu, przemęczenia.
Bardzo chciałam pomóc moim pacjentkom poczuć się lepiej i zaczęłam szukać i zastanawiać się, jak to zrobić, jakimi narzędziami. Razem ze wspólniczką dietetyczką, która miała takie same jak ja przemyślenia, uznałyśmy, że najefektywniej będzie zaprosić panie i pokazać im, jak mogą spędzać aktywnie czas, żeby poczuć się lepiej. Nie chciałyśmy dawać rad w stylu – w poniedziałki joga, we wtorki medytacja, a w weekend zostaw rodzinę i spędź czas na łonie natury.
I tak w odpowiedzi na potrzeby kobiet narodził się pomysł wyjazdowych warsztatów regeneracyjnych, które wspierają wellbeing kobiet. Nie rzuciłam dla tego projektu mojej podstawowej pracy, dlatego też to nie była trudna decyzja, która wymagałaby dokonania wyboru praca czy biznes. To po prostu oznaczało tylko dołożenie sobie pracy.
Pani Aleksandra prowadzi dwa zawodowe życia, które się przenikają, ale Pani Magda podjęła decyzję, która zupełnie zmieniła zawodowy status. Pani Magdo, jak wyglądał ten moment przejścia z pewnego miejsca w korporacji do modelu życia na „własny rachunek”? Na pewno wiele naszych czytelniczek i wielu czytelników ma ogromną pokusę, żeby stworzyć coś własnego, ale pewność zatrudnienia i przychodów w pracy na etacie dość skutecznie hamuje tę chęć. Jak Pani sobie z tym poradziła?
MŚ: Decyzja była bardzo trudna. Nie ma jednej drogi, każdy musi wybrać sam i walczyć o swoje marzenia. Mój pomysł na firmę zakładał wykorzystanie wiedzy i doświadczenia z kilkunastu lat pracy w korporacji. Od początku wiedziałam, że nie da się tego zrobić na pół gwizdka i będzie wymagać czasu – nie trzy miesiące, ale może i rok lub więcej – z tym się liczyłam.
Niezależnie od przemyślanych założeń, nadal pojawił się ten pierwszy szok, kiedy przestają przychodzić regularne przelewy, a to, co wpływa, ma się nijak do tego, co zostaje w kieszeni. ZUS, podatki, zakupy potrzebne do prowadzenia biznesu. To wszystko wymaga czasu, aby nauczyć się tym zarządzać. Po szoku przychodzi akceptacja i pierwsze wnioski, jak sobie z nową sytuacją radzić.
Ja zawsze byłam osobą zorganizowaną, a Excel był moim przyjacielem. Ale umiejętne zarządzanie wszystkimi elementami w biznesie, w którym jednym z kluczowych ogniw jest produkcja, jest wyzwaniem. Sam proces stworzenia zabawki – od projektu do produkcji – jest bardzo czasochłonny. Wymarzyłam sobie, że moje produkty będą ekologiczne – np. wykonane z drewna i bawełny, ale tak samo funkcjonalne jak te plastikowe.
To wymaga wielu poszukiwań, kontaktu z wykonawcami, testowania bezpieczeństwa i wreszcie złożenia zamówienia produkcji w fabryce, co wiąże się z dużymi kosztami, bo przychodzi moment zatowarowania, a przychody pojawiają się później. Przy takim modelu biznesu potrzebny jest kapitał, aby przejść przez wszystkie fazy realizacji pomysłu i czekać na przychody.
Czy planując biznes, miałyście zgromadzone oszczędności? Jaki kapitał był potrzebny?
AJ: Ja pracowałam i pracuję jako fizjoterapeutka. Połączenie tej pracy z nową firmą oznacza, że pracuję 7 dni w tygodniu, ale uwielbiam to, co robię. Taki model to bardzo bezpieczna decyzja z perspektywy finansowej. Zorganizowanie pierwszego wyjazdu dla klientek nie było dla mnie obciążeniem przy stałej pracy. Moim zdaniem nie potrzeba dużych pieniędzy, ale wiary w to, że się uda. Kiedy martwiłam się, że organizacja pierwszych warsztatów skończy się tym, że wyjdziemy na zero, mój tata uświadomił mi, że to nie jest powód do zmartwień, tylko bardzo dobry wynik.
MŚ: U mnie było zupełnie inaczej. Samo stworzenie marki wymaga inwestycji nie tylko w kreację i produkcję, ale także w promocję, by zdobyć i utrzymać zaufanie klientów. W moim przypadku klienci to mamy, które są wymagające. Ja zainwestowałam całkiem spore oszczędności, ale wiedziałam, że to jest bieg na długi dystans, bo moim celem jest stworzenie prężnej firmy międzynarodowej.
Jest jeszcze jedna kwestia, bardzo istotna przy założeniu biznesu i postawieniu wszystkiego na jedną kartę. Aleksandra powiedziała, że miała bufor bezpieczeństwa i nadal ma, bo nie zrezygnowała z pracy. W moim przypadku ważne było bezpieczeństwo, które dawał mi mój partner. Bo to on miał stałe i pewne przychody. Warto jest mieć drugą osobę, która utrzymuje dom, a my będziemy mieć czas na pełne uruchomienie biznesu, czyli dojście do punktu, w którym pojawiają się pieniądze. Dzisiaj mogę powiedzieć, że po 2 latach moja firma daje coś mojej rodzinie. Przez te 2 lata jej rozwój opierał się na inwestycjach.
Pani Magdo, czy te inwestycje to tylko oszczędności, czy może też fundusze unijne lub inne finansowanie?
MŚ: Ja zakładałam firmę podczas pandemii, więc to był też szczególnie wymagający czas. Wsparcie było kierowane do firm istniejących, a z funduszami unijnymi jest gigantyczny problem ze względów politycznych. Środki z KPO są zatrzymane, a te pieniądze, które teraz zaczynają się pojawiać, kierowane są przede wszystkim do dużych firm. Nie ma na razie finansowania dla małych firm na przykład na promocję ich produktów i usług.
W USA takie firmy, jak Panie stworzyły, mają możliwość otrzymania wsparcia znacznie wcześniej niż u nas. Prowadząc działalność, tam byłybyście najpewniej już pod opieką jakichś aniołów biznesu czy funduszy…
MŚ: Nie tylko w USA, myślę, że w całej Europie. Doświadczam tego przy okazji udziału w międzynarodowych targach. My musimy finansować swój udział sami jak duże firmy, co wiąże się z ogromnymi kosztami, które dla wielu polskich mniejszych przedsiębiorstw są dużą barierą, obecnie nie do pokonania. W najbardziej okrojonej wersji stoisko i udział w targach to koszt rzędu ok.20 000 zł, w większych – nawet 50 000 zł. W poprzednich latach wiele polskich firm, korzystając z dofinansowania, skutecznie wypromowało się na arenie międzynarodowej i polskie marki bardzo dużo zyskały za granicą. Szkoda, że obecnie nie mamy takiej możliwości.
Czy funkcjonowanie w takim otoczeniu pozwoliło Wam na kreowanie miejsc pracy? Jak duże są Wasze firmy?
AJ: Prowadzę firmę z siostrą. Działamy w trybie eventowym, więc trudno byłoby nam zatrudnić kogoś na stałe, ale mamy wielu znajomych i współpracowników, którzy nam pomagają i w zależności od liczby wydarzeń, które organizujemy, wspieramy się ich pomocą. Najwięcej pracy mamy w sezonie letnim, nasze eventy sprzedają nam się na pniu. Organizujemy także na miejscu w Warszawie ciekawe zajęcia na dachach biurowców, gdzie same wnosimy maty, sprzęt… Mamy dużo pracy fizycznej – same wykonujemy wiele zadań, dlatego z wielką przyjemnością wyjeżdżamy z klientkami się zregenerować.
MŚ: Zatrudniam jedną osobę na stałe, a reszta to … nazywam ich wolontariuszami rodzinnymi i sąsiedzkimi. Pomagają rozpakować ciężarówkę z towarem, inspirują. Mam oczywiście duże grono partnerów biznesowych w wielu obszarach: panią Beatkę od szwalni, ekspertów z fabryki, która produkuje nam maty kauczukowe, stolarzy lokalnych, którzy próbują sprostać naszym wizjom zabawek.
To, co panie mówią, to dowód na to, że najważniejszy jest pomysł – nie trzeba na początek wynajmować biura na ostatnim piętrze luksusowego wieżowca…
MŚ: Uważam, że lepiej wystartować z biznesem w mniejszej skali – ja czułam się z tym bezpieczniej. Potem stopniowo można dokładać kolejne elementy. My początkowo biuro mieliśmy domowe. Pierwsze maty pakowaliśmy na stole kuchennym. Teraz mamy już „biuro biuro” i „magazyn magazyn”. Nadal jest nas mało, ale korzystamy z wiedzy ekspertów zewnętrznych.
Jak powstaje taka ekologiczna zabawka?
MŚ: Przede wszystkim wiemy, co chcemy osiągnąć – że ta zabawka powinna być naturalna, funkcjonalna, łatwa do czyszczenia, ma bardzo dobrze wyglądać, być np. zwierzątkiem, które będzie pasowało do serii produktów. Sprawdzamy, jakie rozwiązania są dostępne na rynku, jak nie chcielibyśmy jej zrobić, czym nasz produkt powinien się wyróżniać. Potem powstaje pierwszy rysunek, wizyta u stolarza i wykonanie prototypu.
Musi on trafić do laboratorium, które zajmuje się testowaniem bezpieczeństwa zabawek i otrzymujemy informację, co np. powinniśmy wydłużyć, skrócić, zmienić, aby spełniała ona najwyższe standardy. Po stworzeniu ostatecznego prototypu zlecamy produkcję.
Nawet najlepszy produkt i najlepsza usługa same się nie sprzedają. Gdzie szukacie klientów, jak promujecie swój biznes. W internecie? Czy z wykorzystaniem innych narzędzi? Reklama tradycyjna, poczta pantoflowa?
AJ: Od początku wiedziałam, że moim głównym kanałem sprzedaży będą media społecznościowe. Przygotowywałam się do egzaminów na ASP i mogłam wykorzystać umiejętności związane z tworzeniem projektów graficznych do promocji. Moja determinacja i wiara, że się uda, pozwoliły rozwinąć nasze społeczności internetowe – stamtąd mamy najwięcej klientów. Nasze ostatnie dwa wydarzenia sprzedały się w środowisku socialmediowym, zanim zdążyłam wykonać dedykowaną wydarzeniu stronę www – ale to po 3 latach działalności. Obecnie mamy 13 tysięcy obserwujących i są to głównie kobiety z Warszawy.
MŚ: U mnie działania promocyjne są dwukierunkowe. W przypadku klienta indywidualnego – to tak jak Ola – głównym kanałem sprzedaży jest internet, pozyskane rekomendacje. Ale ważnym odbiorcą są dla nas sklepy aż w 80 proc. – czyli klient B2B. I w tym przypadku jako producentowi trudno nam jest zajmować się tworzeniem kampanii marketingowych i promocją. My sprzedajemy produkty do sklepów, a one pokazują je swoim klientkom.
Klienta B2B pozyskujemy najczęściej, wystawiając się na targach. W Polsce np. odbywają się duże międzynarodowe targi zabawek w Kielcach – i z takich targów najczęściej „przywozimy” partnerów zagranicznych. Łatwiej jest nam zdobyć klienta z zagranicy niż w Polsce. Wynika to z tego, że polskie firmy chętniej zamawiają produkty od dużych producentów, wolą mieć marki na wyłączność. Oczywiście jesteśmy obecni w polskich sklepach, ale nie tych dużych, większość sprzedaży w Polsce generujemy jednak bezpośrednio przez internet w naszym sklepie.
AJ: W przypadku usług ważną rolę obok reklamy odgrywa też poczta pantoflowa. U nas w zupełnie nieplanowany sposób rozwinęła się nowa gałąź biznesu – organizujemy warsztaty regeneracyjne dla firm, pracowników, i to już nie tylko dla kobiet. Nasze klientki, które uczestniczyły prywatnie w wydarzeniach SelfLove, zaczęły dopytywać, czy nie mogłybyśmy zorganizować czegoś podobnego dla firm, w których pracują. Nie przyłożyłam do tego ręki, ale wydaje się, że będzie to dość istotna część naszej działalności, której zamierzam poświęcić więcej czasu.
Musimy zahaczyć o bolesny temat inflacji – rozwój Waszych przedsięwzięć następuje w bardzo trudnych warunkach gospodarczych. Jak sobie radzicie? Pani Magdo – tworzy Pani rzeczy, które są w kontrze do tanich produktów. Ludzie oglądają każdą przysłowiową złotówkę. Jak kryzys gospodarczy wpłynął na Pani biznes?
MŚ: U nas do inflacji dołożyły się jeszcze wahania kursów walut. Jeden z naszych sztandarowych produktów – maty z naturalnego kauczuku – produkujemy w Azji, bo w Polsce nie ma takiej możliwości, i rozliczamy się w dolarach. W czasie, kiedy dolar podskoczył do ponad 5 zł, robiłam największe zakupy, by przygotować się do sezonu świątecznego. Nie przenieśliśmy wszystkich kosztów na klientów.
Zdaję sobie sprawę, że nasze produkty są drogie i nie chciałabym, żeby mamy rezygnowały z możliwości zakupu. W ciągu 2 lat ceny wzrosły u nas o ok. 10% i zeszliśmy z marży. Dopóki jesteśmy małą firmą i możemy część kosztów wziąć na siebie, to to robimy. Obecnie jesteśmy na możliwie najniższym poziomie cen – sklepy w Europie Zachodniej, które sobie kształtują marżę, sprzedają nasze produkty drożej niż my w Polsce. Nie ukrywam, że próbują nas namówić do podniesienia cen także Polsce.
AJ: Ja się długo broniłam przed podnoszeniem cen. Organizując coraz więcej wydarzeń, miałam kartę przetargową w negocjacjach np. z hotelami i mogłam wynegocjować większe rabaty, podobnie ze współpracownikami – przy zatrudnieniu kogoś na 5 eventów z góry mogłam mieć lepsze warunki. Ceny podniosłam nieznacznie – wpływają na to coraz wyższe koszty zewnętrzne oraz koszty pracy.
Na koniec chcielibyśmy zapytać, czy programy takie jak Visa She’s Next, wspierające rozwój biznesu prowadzonego przez kobiety, są potrzebne? Jeśli tak, to jakie trudności niwelują i w czym pomagają kobietom przedsiębiorczyniom?
MŚ: Zaobserwowałam dwie trudności – pierwsza: kobiety mniej wierzą w siebie i w inne kobiety. Takie konkursy wspierające przedsiębiorczość dodają odwagi i promują biznesy kobiet. Trzeba wspierać wiarę kobiet w siebie. Druga trudność, taka codzienna: kobiety na etacie mają urlop macierzyński, w przypadku własnej działalności nie jest łatwo zdecydować się na pracę non stop, niezależnie od sytuacji życiowej. Jak jestem przedsiębiorczynią, jestem odpowiedzialna za firmę, ludzi których zatrudniam – także w dniu porodu i dzień po. Dlatego tak ważne jest docenianie kobiet, które zdecydowały się na ten krok, za odwagę i determinację.
AJ: Ja na razie trudności nie odczułam. Bardzo pomogło i pomaga mi wsparcie rodziny. Jestem w takim wieku, że założenie rodziny jest przede mną. Jako fizjoterapeutka pracuję na kontrakcie, nie na etacie. Więc mam motywację do tego, żeby rozwinąć tę firmę na tyle, aby w sytuacji, kiedy będę potrzebować przerwy w życiu zawodowym, firma była na tyle duża, że jej działalność będzie kontynuowana.
Bardzo dziękujmy Paniom za rozmowę i życzymy sukcesów finansowych. Pani Magdzie międzynarodowej ekspansji, a pani Aleksandrze uszczęśliwienia jak największej liczby osób.
————
ZAPISZ SIĘ NA NASZE NEWSLETTERY:
>>> Nie przegap nowych tekstów z „Subiektywnie o Finansach” i korzystaj ze specjalnych porad Macieja Samcika na kryzysowe czasy – zapisz się na weekendowy newsletter Maćka Samcika i bądźmy w kontakcie! W każdą sobotę lub niedzielę dostaniesz e-mailem najnowsze porady dla Twojego portfela.
>>> Zapisz się też na nasz „powszedni”, poranny newsletter „Subiektywnie o świ(e)cie” – przy porannej kawie przeczytasz wszystkie najważniejsze wieści dla Twojego portfela, starannie wyselekcjonowane i luksusowo podane przez Macieja Danielewicza i ekipę „Subiektywnie o Finansach”.
————