Wysłanie przelewu do innego kraju w Unii Europejskiej jest dziś proste. Są tzw. przelewy SEPA, które w większości banków nie kosztują więcej niż 5 zł. Sytuacja komplikuje się, gdy chcemy przelać pieniądze do banku w jakimś egzotycznym kraju. Pani Iwona wysłała 5500 euro do Indonezji. Pieniądze utkwiły na wiele tygodni w czeluściach systemu bankowego. I nikt nie poczuwał się, by pomóc w ich odzyskaniu
19 lipca pani Iwona zleciła przelew ze swojego konta w Banku Millennium na rachunek w indonezyjskim banku. Kwota niemała, bo 5500 euro, czyli prawie 24 000 zł. Jednak pieniądze do odbiorcy nie dotarły.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
„Już tydzień po wysłaniu przelewu interweniowałam w banku. Po dwóch tygodniach dzwoniłam prawie codziennie. Czasami nawet dwa razy dziennie. Pracownik banku nie chciał przyjąć reklamacji, powiedział mi, że muszę złożyć wniosek, oczywiście płatny, o wydanie zaświadczenia o uznaniu rachunku odbiorcy. Złożyłam taki wniosek. I dalej dzwoniłam codziennie do Banku Millenium”
– opowiada moja czytelniczka. Dopiero 3 sierpnia – a więc po dwóch tygodniach od wysłania przelewu – pracownik banku przyjął jej reklamację. Pani Iwona usłyszała, że i tak poniesie koszty związane z wyjaśnieniem historii feralnego przelewu, choć przecież to nie ona „zgubiła” pieniądze. Ale ostatecznie nie miało to znaczenia, bo Bank Millenium odrzucił reklamację, twierdząc, że on wszystko zrobił dobrze.
Przeczytaj też: Zagubiony przelew, zagubiona pani Basia i bot, który nie umiał się odnaleźć (w sytuacji). Czy Revolut ma problem… cywilizacyjny?
Odbiorca bez pieniędzy, bank potrzebuje czasu
Bank Millennium udostępnił jedynie korespondencję z bankiem, który pośredniczył w przesyłaniu pieniędzy, tzw. bankiem-korespondentem, którym w tym przypadku był Deutsche Bank. Po co taki pośrednik? Nie wszystkie banki są w stanie bezpośrednio przetransferować pieniądze na drugi koniec świata. Dlatego korzystają z usług tzw. banków korespondentów.
„Ponieważ od Banku Millennium nie otrzymałam żadnych informacji, które ułatwiłyby mi poszukiwania, a odbiorca twierdził, że nie ma pieniędzy, 21 sierpnia złożyłam wniosek o zwrot kwoty przelewu na moje konto”
– opowiada pani Iwona. W międzyczasie dostała informację, że Bank Millennium jednak przygotuje propozycję rozwiązania tej sprawy. Ale za słowami nie poszły czyny. Na początku września bank sygnalizował jedynie, że oczekuje na informację z banku zagranicznego oraz że termin odpowiedzi na reklamację (tę drugą, odwoławczą) może wydłużyć się do 60 dni.
Przeczytaj też: Omyłkowy przelew? Pieniądze poszły na konto, na które nie powinny? Wreszcie nie jesteśmy skazani na (nie)łaskę banku. Jak działa nowe prawo?
A może adresat przelewu oszukuje?
Pani Iwona czuła się skołowana – adresat przelewu twierdził, że pieniądze nie dotarły, a pracownicy Banku
Millennium sugerowali, że być może w tej sprawie adresat kłamie, czyli że jednak pieniądze otrzymał. Mijały tygodnie, a przelew nadal tkwił w przysłowiowej czarnej dziurze. Wtedy bezradna pani Iwona poprosiła mnie o pomoc. A ja poprosiłem Bank Millennium o wyjaśnienia. Ten jednak zasłaniał się tajemnicą bankową.
Przeczytaj też: Przelew bankowy zlecisz… mówiąc o nim do smartfona. Albo czatując z botem. Tak łatwo jeszcze nie było
I mniej więcej wtedy nastąpił cud. Prawa fizyki mówią, że nic z czarnej dziury nie może się wydostać, nawet światło. Natomiast „indonezyjski” przelew pokonał prawa fizyki. Na początku października pieniądze wróciły na konto pani Iwony, choć jeszcze kilka dni wcześniej mojej czytelniczce radzono, by zwróciła się o pomoc do Arbitra Bankowego lub Rzecznika Finansowego.
„Bank zwrócił pieniądze po cichu. Zawsze otrzymuję powiadomienia SMS o ruchach na koncie, ale tym razem takiego powiadomienia nie otrzymałam”
– zaznacza pani Iwona. Zwrot pieniędzy był tylko połowicznym sukcesem, bo na konto nie wróciła cała pierwotnie wysłana kwota. Pani Iwona nie zamierzała składać broni. Złożyła kolejną reklamację, w której żądała zwrotu kwoty, która widniała na przelewie (czyli bez różnic kursowych) oraz opłat pobranych „po drodze” przez banki-pośredników oraz tych związanych z reklamacją.
Przeczytaj też: Omyłkowy przelew na zamknięte konto. Jak odzyskać pieniądze? Najlepiej… zamknąć konto jeszcze raz
Przelew wraca na konto. Opłaty też
Upór się opłacił, bo bank zwrócił resztę pieniędzy. Nie wiem, czy to efekt tego, że zacząłem przyglądać się sprawie, bo bank – z uwagi na tajemnicę bankową – milczał jak grób. Z kolei klientce już po zakończeniu historii tłumaczył, że nie jest winny zagubionego przelewu i że na bieżąco prosił o wyjaśnienia bank odbiorcy oraz bank, który pośredniczył w transakcji. Twierdził, że za wszystkie interwencje musiał pobrać od pani Iwony opłaty.
„Przykro nam z powodu zaistniałej sytuacji, niemniej jednak Bank Millennium nie miał innych możliwości przyspieszenia procesu księgowania przelewu zagranicznego (…) Na naszą wielokrotną korespondencję nie otrzymywaliśmy potwierdzenia uznania rachunku beneficjenta. 21 sierpnia wystąpiliśmy do naszego korespondenta z prośbą o zwrot przelewu. 2 października przelew został zwrócony”
– wyjaśniał bank i zapewnił, że „w związku z zaistniałą sytuacją” zwrócił na rachunek klientki różnicę kursową w wysokości 1569,70 zł, opłatę za przelew zagraniczny 122,16 zł, opłaty banków trzecich (60 zł) oraz opłaty za interwencję w sprawie przelewu – 90 zł.
Nie wiem, jak bank zamierza przetrwać system bankowy w XXI wieku, skoro przesłanie pieniędzy na drugi koniec świata za pomocą aplikacji typu Revolut zajmuje pięć sekund (choć i oni potrafią zgubić przelew…), a za pośrednictwem serwisu internetowego banku kilkanaście tygodni i to bez skutku. No, zawsze pozostają przekazy gotówki typu Western Union ;-).
Źródło zdjęcia: Pixabay.com