O tym wie już każde dziecko: mając popularne miejsce w internecie – stronę internetową albo kanał na YouTube – zarabia się dobre pieniądze. Jeśli Twoje treści ogląda mnóstwo ludzi (często więcej, niż te publikowane w tradycyjnych mediach, takich jak gazety czy telewizja), to stajesz się atrakcyjny dla reklamodawców i liczysz miliony.
Tak było zawsze. XXI wiek tym różni się od wcześniejszych czasów, że kiedyś „środki produkcji” były zmonopolizowane przez wydawców mediów (nie można było stać się znanym „publikatorem” treści nie będąc członkiem jakiejś redakcji). A dziś „środki produkcji” są w rękach właścicieli platform internetowych, którzy pozwalają tworzyć każdemu i tylko biorą procent od zarobków swoich „podopiecznych”.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Coraz większą częścią rynku twórców internetowych są ci, którzy grają w gry komputerowe albo ciekawie komentują jak grają inni. Takie czasy: kiedyś dużą oglądalność miały seriale, a teraz gry komputerowe online. Do niedawna z gamerami było tak, jak z całym internetem – „jesteś popularny to zarabiasz na reklamach”.
Ale ostatnio najpopularniejsi gamerzy zaczęli zarabiać pieniądze także na… abonamentach pobieranych od swoich widzów. Największa platforma dla streamerów to Twitch, który ma w standardzie usługę płatnych abonamentów pozwalających na oglądanie rozgrywek gwiazd na preferencyjnych warunkach. Jeśli jakiś widz kupi abonament, to streamer i Twitch dzielą się kasą po połowie.
Ostatnio gwiazdą mediów w USA stał się 26-latek, niejaki Tyler Blevins, który zaczął zbijać fortunę sprzedając abonamenty, dzięki którym można oglądać go w akcji (transmituje rozgrywki w grze Fortnite). Ostatnio zaprosił nawet do gry pewnego popularnego rapera, co sprawiło, że zaczęły się o nim rozpisywać największe serwisy informacyjne świata.
Streamer, którego zwą Ninja, ma 3,5 mln followersów. To nie jest jakiś megawypas jak na warunki wideoprodukcji w internecie (najwięksi Youtuberzy mają po kilkanaście milionów śledzących internatutów), ale… 150.000 z nich opłaca abonamenty za oglądanie, kupując jedną z płatnych subskrypcji. Blevins stał się najpopularniejszym streamerem na tej platformie pod względem liczby płatnych abonamentów.
Czytaj też: Świat przechodzi na abonament. I ty zostaniesz subskrybentem
Czytaj też: Nie rozumiesz kryptowalut? A co powiesz na to? Skin w grze osiągnął wartość… kawalerki
Na Twitch podstawowy abonament to 4,99 dolarów miesięcznie. Są wersje droższe – za 9,99 dolarów i 24,99 dolarów miesięcznie (zawierają usługi dodatkowe, odznaki, emotikony, możliwość definiowania własnych komunikatów w czasie obserwowania gry, a w promocji np. abonament Amazon Prime, czyli platformy VOD z filmami). Z każdej subskrypcji Blevins – jak sam twierdzi – ma ok. 3,5 dolara miesięcznie.
Oczywiście: pół miliona dolarów miesięcznie – tyle mniej więcej zarabia prezes Banku Pekao, ale przez rok – to wciąż mniej, niż wynoszą zarobki najpopularniejszych youtuberów z reklam i promowania produktów – według rankingu Forbesa w 2017 r. najwyżej opłacany youtuber, znany jako DanTDM, zarobił 16,5 mln dolarów (jego „kapitał” to 17 mln followersów oraz ponad 11 miliardów wyświetleń filmów rocznie).
Rekordowe wyniki z subskrypcji na Twitchu to znak, że płatna telewizja, platformy VOD, media (te udostępniające treści na abonament), czy platformy do streamingu muzyki lub audioboków zyskają nowych konkurentów – gwiazdy gier komputerowych.
Oczywiście: tak samo, jak w każdym innym biznesie tu wygrywają tylko najlepsi. Blevins pracował na swoją rozpoznawalność w świecie gier online przez mniej więcej 10 lat (zaczął w 2007 r.). Przygniatająca większość streamerów nigdy nie powącha tak dużych pieniędzy. Ale pomarzyć można.