Klienci BNP Paribas mogą już zaciągnąć kredyt ratalny przy sklepowym terminalu płatniczym. Nie musi to być pralka, lodówka czy telewizor, a dowolne zakupy, nawet spożywcze. Warunek? Trzeba zapłacić kartą kredytową co najmniej 400 zł. To błyskawiczna droga do kredytu ratalnego, ale czy tania i bezpieczna dla naszych portfeli?
Kredyty ratalne są stare jak świat. Właściwie swoją konstrukcją przypominają kredyty gotówkowe, a więc pożyczamy określoną kwotę, którą spłacamy w miesięcznych ratach powiększonych o prowizje i odsetki. Różnica jest taka, że kredyt ratalny zaciągamy w sklepie stacjonarnym lub internetowym, a kwota kredytu odpowiada wartości finansowanego towaru (ten towar może być zabezpieczeniem kredytu).
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Choć o kredyt ratalny wnioskujemy w sklepie, a konkretnie przy specjalnym stanowisku kredytowym, a nie w banku, to do tej pory procedury były podobne do tych stosowanych w banku. Klient musiał złożyć wniosek o kredyt i musiał chwilę odczekać aż bank współpracujący ze sklepem sprawdził zdolność i wiarygodność kredytową klienta m.in. w bazie Biura Informacji Kredytowej. Jeśli wszystko poszło gładko, wychodził ze sklepu z towarem i umową kredytową.
Czy można zrobić tak, by uzyskanie kredytu ratalnego trwało tyle, co standardowa płatność kartą w sklepie stacjonarnym czy internetowym? Taką usługę, a właściwie infrastrukturę, która to umożliwia, udostępniła właśnie organizacja płatnicza Mastercard. Żeby się upowszechniła, muszą ją wdrożyć agenci rozliczeniowi (firmy obsługujące płatności i instalujące terminale w sklepach) oraz banki. Jako pierwsi z tej usługi mogą skorzystać klienci banku BNP Paribas, którzy płacą w stacjonarnych punktach handlowo-usługowych obsługiwanych (od strony płatności) przez firmę Polskie ePłatności.
Ile kosztuje kredyt ratalny
Jak działa usługa? Zacznę od tego, że możliwość rozbicia zakupów na raty dotyczy na razie płacących tylko kartami kredytowymi. Docelowo ma objąć również płatności kartami debetowymi (do tego wątku jeszcze wrócę). Żeby móc skorzystać z kredytu ratalnego, wartość zakupów musi wynosić co najmniej 400 zł. Terminal automatycznie rozpozna, że płacimy kartą objętą tą usługa (w tym momencie: kartą kredytową wydaną przez BNP Paribas z logo Mastercard). I zaproponuje rozłożenie płatności na 3, 6 lub 12 rat.
Jeśli postanowimy skorzystać z tej usługi, będziemy musieli przy terminalu wybrać, na ile rat rozłożyć płatność, a następnie na ekranie terminala pojawi się kwota za zakupy, kwota pierwszej raty oraz całkowity koszt do zapłaty, a więc kwota zakupów powiększona o koszty kredytu. Te z kolei ustala wydawca karty, a więc bank, którego kartą płacimy (uwaga, na zdjęciu tytułowym pokazane są komunikaty, jakie wyświetlą się na terminalu, natomiast podane koszty to tylko przykład).
Ze sklepu wychodzimy więc z zakupami i kredytem ratalnym. Ale czy to faktycznie nowość? Podobnie jak klasyczne kredyty ratalne są z nami od kilkudziesięciu lat, również opcja rozłożenia zadłużenia na karcie kredytowej na raty nie jest czymś nowym. Niektóre banki po każdej większej transakcji kartą kredytową wysyłają klientowi SMS-em lub powiadomieniem push informację, że może jednym kliknięciem rozłożyć tę transakcję na raty.
W przypadku usługi zaoferowanej przez Mastercarda oferta rozłożenia transakcji na raty pojawia się od razu przy terminalu. Rozłożenie zadłużenia na raty sprawia, że ta rozkładana część co prawda zmniejsza nasz limit na karcie, ale nie trzeba jej oddawać w całości przy najbliższym terminie spłaty karty, żeby zachować okres bezodsetkowy. Każdy bank, który „wejdzie” w tę usługę, będzie mógł samodzielnie ustalać cenę. W BNP Paribas zapłacimy 1% od kwoty rozkładanej na raty.
A konkretnie? Załóżmy, że limit kredytowy mojej karty wynosi 5.000 zł. W danym cyklu rozliczeniowym wydałem 2.000 zł na kilka różnych sprawunków i 2.000 zł na lodówkę. I właśnie zakup lodówki postanowiłem rozbić na trzy raty. Do każdej raty (666,67 zł) bank doliczy 1% od całej kwoty kredytu ratalnego, a więc po 20 zł. Rata z prowizją wyniesie więc 686,67 zł, a całkowity koszt tej operacji to 60 zł.
Żeby nie zapłacić odsetek od transakcji kartą, przy najbliższym rozliczeniu zadłużenia będę musiał spłacić 2.000 zł (zakup różnych sprawunków) oraz 686,67 zł, czyli kwotę wynikającą z harmonogramu spłaty ratalnej. W kolejnych miesiącach w wymaganej do zwrotu kwoty minimalnej będę musiał zapłacić tylko 686, 67 zł, czyli kapitał i prowizję, oczywiście przy założeniu, że nie będę dokonywał kolejnych transakcji kartą.
Przeczytaj też: Chargeback jest dla oszukanych, którzy zapłacili kartą. Czy oszukanym, którzy zapłacili przelewem, mogą pomóc przepisy o „omyłkowym przelewie”?
Pośpiech złym doradcą (finansowym)
Samo rozłożenie karcianego zadłużenia nie jest więc niczym nowym. Nowością jest to, że decyzję o rozbiciu na raty klient będzie podejmował już podczas płacenia kartą za zakupy. Nowe, ale czy bezpieczne? I z tym mam pewien problem. W tradycyjnym modelu rozbijania kredytu na karcie na raty, mam czas na to, żeby się zastanowić, czy jest mi to do szczęścia potrzebne. Nawet jeśli zrobiłem większe zakupy, mogę na spokojnie oszacować, czy stać mnie będzie na spłatę całości zadłużenia. Jeśli nie, mogę dalej kalkulować czy lepiej spłacić np. połowę. W tym przypadku stracę okres bezodsetkowy, ale być może to mi się bardziej opłaci niż płacenie prowizji za kredyt ratalny.
Jeśli już mielibyśmy z tej opcji skorzystać, warto wyjść na zakupy ze świadomością, że tak właśnie zrobimy, a nie podejmować decyzję o wzięciu de facto kredytu w ciągu kilku sekund. Pośpiech nie jest dobrym doradcą finansowym.
Proces szybkiego rozłożenia zadłużenia na raty dało się łatwo zaaplikować, bo cały czas poruszamy się w ramach umowy o kartę kredytową. Bank nie musi nas dodatkowo zweryfikować, czy szukać informacji o nas w bazach BIK. Wspominam o tym, ponieważ słyszałem, że usługa ma potencjał rozwojowy. Nie chodzi tylko o to, że zapewne wkrótce przyłączą się do niej inne banki i agenci rozliczeniowi. Obecnie rozbić można wydatki na zakupy w sklepach stacjonarnych, ale ma to być również możliwe w przypadku zakupów internetowych.
Ale najciekawszą „plotką” jest to, że być może w podobny sposób będzie można rozkładać na raty zakupy, za które zapłaciliśmy kartą debetową. A to już wyższa szkoła jazdy, bo o ile w przypadku kart kredytowych poruszamy się w ramach limitu kredytowego, to mówiąc o debetówce, klient przy terminalu płatniczym zaciągałby zupełnie nowy kredyt. Po drodze, czyli raptem w ciągu kilku sekund, musiałby zostać zweryfikowany jako „dobry” klient oraz – zgodnie z prawem – powinien zapoznać się z warunkami kredytu.
————————–
POSŁUCHAJ PODCASTU „FINANSOWE SENSACJE TYGODNIA”
W najnowszym odcinku podcastu „Finansowe sensacje tygodnia” rozmawiamy z Bolesławem Witkowskim z platformy goodie – ekspertem od wyciskania – o tym, jak wycisnąć ostatnie soki z Black Friday. Niektórzy obstawiają rabaty przy kasach, inni – kody rabatowe w internecie. Jeszcze inni szykują się na zakupy z kartami płatniczymi, w których znajduje się możliwość zwrotu części pieniędzy za zakupy. Jeszcze inni zakładają konta w platformach cashbackowych. Co się bardziej opłaci? Jak zmaksymalizować zyski? Podcast do odsłuchania tutaj
————————–
Źródło zdjęcia: Mastercard