Revolut przygotowuje się chyba do kolejnego sezonu urlopowego. Najpierw zaczął oferować płacącym za jego usługi klientom dostęp do saloników lotniskowych, a teraz uruchamia możliwość „polowania” na dobry kurs waluty.
Popularna aplikacja dla podróżników wciąż zwiększa w Polsce swoją popularność. W listopadzie 2018 r. raportowano, że ma nad Wisłą ćwierć miliona klientów, zaś ostatnio poinformowała, że już 340.000. To oznacza, że niemal co dziesiąty użytkownik Revoluta pochodzi z Polski. Oczywiście warto pamiętać, że większość tych klientów używa aplikacji tylko od przypadku do przypadku (przy wyjazdach zagranicznych), ale jeśli Revolutowi uda się choć część z nich zlojalizować…
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Przełomowymi produktami w ofercie Revoluta mają być depozyty (na razie nie wiadomo kiedy zostaną zaoferowane, ale aplikacja ma już europejską licencję bankową) oraz platforma do łatwego inwestowania w akcje (podobna chyba do rozwiązania, które oferuje np. platforma eToro). Na razie jednak pojawiają się głównie „ujędrnienia” pakietu podstawowego, czyli tego, który sprawia, że Revoluta kocha większość podróżników.
Revolut i saloniki lotniskowe: wygodnie, ale drogo
Do możliwości płacenia kartą w różnych walutach z bardzo niskim spreadem, kontyngentu darmowych wypłat z bankomatów na całym świecie, programu oszczędzania na resztówkach i ubezpieczenia zdrowotnego za granicą Revolut dodał ostatnio m.in. saloniki lotniskowe. Co prawda są dostępne tylko dla posiadaczy płatnych pakietów (Premium, Metal) i w dodatku nie są darmowe – trzeba płacić za wejście do współpracujących z apką saloników równowartość 25 funtów – ale przynajmniej jest to usługa ekstremalnie wygodna.
Czytaj też: Revolut rusza do boju o wymagających klientów. Czarna karta
Aplikacja sama „zauważa” w okolicy saloniki, do których można wejść, a przy recepcji wystarczy pokazać wygenerowany QR kod. Jest to o niebo wygodniejsze, niż np. w przypadku mojej karty Diners Club, której tradycyjne „spisywanie” trwa przy recepcji chyba ze dwie minuty. A salonika, który honoruje tę kartę muszę szukać sam, żadna aplikacja nie podpowie.
Choć inna sprawa, że z Diners Club wchodzę do salonika za free (o ile w ostatnim miesiącu wykręciłem kartą co najmniej 1000 zł obrotu) lub – w przypadku warszawskiego lotniska i karty Diners Club bez wypełnionego limitu obrotów – za 90 zł. A Revolut daje mi dostęp do salonika w „atrakcyjnej” cenie 120 zł. Szału więc nie ma, ale na pewno jest wygoda.
Czytaj też: Legendarny N26 już w Polsce! Założyłem konto w niemieckim mobilnym banku. Czy jest się czym podniecać?
„Polowanie” w aplikacji na tanią walutę
Inną nową usługą Revolut ucieszy miłośników korzystnego kupowania walut. Co prawda w przypadku Revoluta w ogóle nie trzeba kupować walut – wystarczy „doładować” konto z przypiętej wcześniej złotowej karty i już można płacić z niskim spreadem w dowolnej walucie – ale kto zagwarantuje, że rynkowy kurs euro, funta czy dolara latem będzie atrakcyjny? Nawet bezspreadowa wymiana waluty nie jest taka super, gdy sama waluta jest droga.
No i Revolut wprowadził opcję „zamówienia” transakcji zakupu waluty po określonym przez klienta kursie. Euro dzisiaj po 4,31 zł? Mamy luty, wuęc jeśli planuję wakacje w czerwcu, to co stoi na przeszkodzie „zlecić” Revolutowi, żeby kupił mi euro w momencie, gdy będzie kosztowało 4,20 zł? Może taki moment nadejdzie, a może nie, ale mogę poprosić Revoluta, żeby pilnował interesu i w razie czego – skorzystał z okazji i kupił mi euro po taniości.
Mała rzecz, a cieszy, jako kolejna część pakietu usług dla ludzi co i ruszy wychylających nochal z kraju. Ze złych wiadomości – pewnie prędzej czy później Revolut jednak zechce zarobić parę groszy na spreadzie. Czytelnicy co i rusz donosza mi, że revolutowe kursy wymiany walut przy płaceniu za granicą nie są już takie rewelacyjne, jak kiedyś. Ba, może się zdarzyć, że płatność Revolutem będzie mniej opłacalna, niż zapłacenie wielowalutową kartą banku!
Revolut droższy niż bank? Świat się kończy
Trudno uwierzyć w to, że Revolut może być droższy, niż bank (to zakwestionowałoby sens jego istnienia), ale jeden z czytelników przysłał mi screenshot z dokonanej w tym samym momencie wymiany walut w ramach aplikacji Revolut oraz w ramach kantoru online mBanku. W Revolut zakup 100 euro przeliczono na 438,40 zł, zaś w mBanku – na niecałe 433 zł. Różnica 5 zł na korzyść banku. Może był to jakiś szczególny moment, może weekend (wtedy podobno kursy Revoluta są wyższe), ale fakt pozostaje faktem.
W sumie nie zdziwiłbym się, gdyby Revolut zaczął doliczać te kilka groszy spreadu do każdej transakcji, przy 4 mln klientów i setkach milionów transakcji da się już na tym zarobić. Uber też zaczął od wożenia klientów za półdarmo, a dziś bywa droższy, niż normalna taksówka.