Nie mogę się już doczekać czasów, w których obrót dokumentami będzie wreszcie w pełni cyfrowy. W XXI wieku, gdy wszyscy mamy e-maile, wysyłanie korespondencji urzędowej tradycyjnym listem – tylko po to, by była pewność, iż list został odebrany przez właściwą osobę – jest pewnym anachronizmem.
Sprawę załatwiłby podpis elektroniczny (czyli specjalny, szyfrowany certyfikat, którym można byłoby „podpisać się” zdalnie), albo jakieś rozwiązanie oparte na technologii blockchain. Skoro potrafi ona rejestrować i identyfikować historię przepływu wartości z miejsca A do miejsca B (na tej podstawie odbywa się handel kryptowalutami), to nie widzę przeciwwskazań, by nie mogła identyfikować wpływu dokumentów do „wirtualnej skrzynki” danego obywatela.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Zresztą polskie banki już testują rozwiązanie, które pozwoli im np. elektronicznie powiadomić klienta o zmianie taryfy prowizji bez wysyłania mu papierowego dokumentu. Jedno z rozwiązań oparte jest właśnie na technologii blockchain – dokumenty mają być „wieszane” w chmurze obliczeniowej (w rozproszonej sieci blockchain, podobnej do tej, w której działa bitcoin).
Żeby odnaleźć dany dokument klient będzie musiał podać swój adres w sieci blockchain. Trochę to będzie przypominać rozwiązanie z dwoma połówkami bankonota, z których jeden jest w posiadaniu banku, a drugi – klienta. Żeby dostać się do dokumentu potrzebne są obie połówki. Tak, jak w starym numerze z dwoma połówkami 100 dolarów, z których jedną dostawało się przed mokrą robotą, a drugą – po.
Tego typu rozwiązanie – wprowadzone dla transportu elektronicznych przesyłek – mogłoby zakończyć sens istnienia Poczty Polskiej, która dziś ma monopol na dystrybucję przesyłek rejestrowanych, czyli m.in. listów poleconych. Poczta próbuje się unowocześnić i nieco zautomatyzować przepływ dokumentów – można np. zamówić na e-maila lub SMS-a usługę pt. e-awizo – ale te wodotryski żyją życiem utajonym. W standardzie wciąż jest obsługa papierowa. A z nią bywa bardzo dziwne.
Czytaj też: Gdy karta wysłana zwykłym listem zaginęła. Kto ma płacić za kolejną?
Czytaj też: Gdy w XXI wieku bank poinformuje o nadchodzącej prowizji metodami XIX-wiecznymi. Przypadek? Nie sądzę
Napisał do mnie czytelnik, który otrzymał z poczty awizo listu poleconego. Nic w tym dziwnego – być może nie było go w domu, gdy przyszedł listonosz, więc zostawił awizo. Kłopot w tym, że dane na owym druku zupełnie nie zgadzały się z rzeczywistością. Ani z zapisami systemu śledzącego ruch przesyłek, który ma Poczta Polska i z którego mogą korzystać również jej klienci.
Jak to powinno wyglądać? Brak doręczenia przesyłki poleconej przez listonosza ma skutkować pojawieniem się ręcznie wypełnionego awizo w skrzynce klienta. Jeśli klient – w ciągu siedmiu lub czternastu dni (w zależności od statusu przesyłki) nie pojawił się na poczcie, listonosz ponownie go odwiedzał, wrzucając do skrzynki kolejne, ręcznie uzupełnione awizo („zawiadomienie powtórne”). Dopiero po tych trzech krokach przesyłka wracała do nadawcy.
Co było nie tak z awizo otrzymanym przez mojego czytelnika? Otóż z automatycznie wygenerowanego druku, którego skan otrzymałem, wynika, iż 17 października 2017 r. listonosz nie zastał osoby uprawnionej do odbioru przesyłki poleconej. Z druku wynika, że jest to „zawiadomienie powtórne”. Kłopot w tym, że mój czytelnik nie zarejestrował tego pierwszego, podstawowego.
Sprawa okazała się o tyle kluczowa, że owo jedyne awizo wpadło do skrzynki mojego czytelnika akurat wtedy, gdy był on na granicą i nie zdołał odebrać listu z poczty. A ponieważ termin był siedmiodniowy, to jest oczywistym, że mamy do czynienia z przesyłką sądową. Sami rozumiecie, że dwukrotnie nieodebranie przesyłki sądowej może skutkować róznymi przykrymi konsekwencjami, łącznie z automatycznym przyznaniem się do winy, początkiem windykacji, albo przegranym procesem.
Mój czytelnik się zdenerwował i zaczął analizować sprawę. Zainteresował go dopisek na „awizo powtórnym”, który brzmiał: „dokument wygenerowany automatycznie dn. 25 października”. Potem udał się na stronę internetową, która pozwala śledzić przysyłki nadane przez Pocztę Polską po podaniu ich numeru. Okazało się, że przesyłka, nota bene wysłana na początku października (cóż za tempo…), została 17 października „przekazana do doręczenia” i tego samego dnia otrzymała status „może być odebrana na poczcie”.
Z tego samego systemu mój czytelnik wyciągnął informację, że 25 października miało miejsce zawiadomienie powtórne, zaś tydzień później – odesłanie przesyłki do nadawcy. Co to oznacza? Że pocztowcy – trudno powiedzieć z jakiego powodu – połączyli dwie czynności awizowania w jedną. 25 października wydrukowali i przekazali klientowi informację, że 17 października nie zastali go w domu. A więc – drugim awizo poinformowali go, że nie było go w domu wtedy, gdy powinien odebrać pierwsze awizo.
Z punktu widzenia pocztowców mamy tu efektywność kosztową – zamiast dwa razy pójść do adresata listonosz poszedł tylko raz – przekazał mu zawiadomienie powtórne o tym, że poprzednio nie było go w domu. Fajnie, tylko co klientowi po takiej informacji, skoro… nie było go w domu i nie został po tym awizowaniu żaden ślad? Mój czytelnik czuje się oszukany i uważa, że poczta źle wykonała usługę. A konsekwencje „połowicznego awizowania” oczywiście obciążą nie pocztowców, lecz klienta.
Nie przegap nowych tekstów z „Subiektywnie o finansach„, zapisz się na newsletter i odbierz zestaw praktycznych poradników, w tym przegląd najlepszych kont bankowych ułatwiających oszczędzanie
„Czy w takiej sytuacji, gdy list polecony dotyczy np. stawiennictwa w sądzie, mogę żądać, aby Poczta Polska przedstawiła dowód, że pozostawiła awizo w skrzynce pocztowej w dniu 17 października? Mógłby to być np. wydruk z systemu komputerowego poczty z tego dnia. Czy próba doręczenia listu poleconego bez pozostawienia awizo może zostać uznana za skuteczną w świetle obowiązującego prawa? Ta historia to niby błahostka, ale w pewnych sytuacjach życiowych, może przysporzyć wielu kłopotów…”
Czytelnik zdecydowanie ma rację, niepokojąc się sytuacją. O skutkach pewnie przekona się za kilka miesięcy. Oby nie był to np. przegrany wskutek niestawiennictwa jakiś proces sądowy. Pocztowcom takie błędy mogą się zdarzać. Jest ich za mało, są przepracowani, mają do rozniesienia ogromne liczby przesyłek.
Może trzeba ich od tego całego zamieszania po prostu uwolnić? Niechże listy polecone będą e-poleconymi, a awizo niech zamieni się na e-awizo i problem sam się rozwiąże. Ładnie proszę.