Najnowsza projekcja NBP pokazała, że nawet do końca 2025 r. inflacja nie spadnie do oficjalnego celu, czyli 2,5%, a prezes Glapiński już zapowiada obniżki stóp procentowych. W Czechach inflacja też sięga ponad 11% i bank centralny też zapowiada cięcie stóp jesienią, ale tam nie wywołuje to takich kontrowersji, jak u nas. Dlaczego?
Zacznijmy od porównania. W Polsce szczyt inflacji mieliśmy w lutym 2023 r. na poziomie 18,4%, a od tego czasu spadła ona do 11,5% w czerwcu (szybki odczyt GUS). W Czechach maksimum inflacji było podobne, bo sięgnęło 18%, jednak przypadło prawie pół roku wcześniej niż u nas, bo we wrześniu 2022 r. Ostatni odczyt wskaźnika cen (za maj) pokazał 11,1%, więc całkiem możliwe, że czerwcowe dane będą już jednocyfrowe.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Czeski Bank Narodowy (CNB) zaczął podnosić stopy procentowe w czerwcu 2021 r., przy inflacji 2,7%. W Polsce notowaliśmy wówczas 4,6% (czyli 1,1 pkt proc. powyżej górnego limitu dopuszczalnych odchyleń od celu), ale prezes Glapiński twierdził, żeby się tym nie przejmować, bo tylko „egzotyczne” banki centralne zacieśniają politykę.
CNB dociągnął ze stopami do 7% w czerwcu 2022 r. i od tego czasu trzyma je na tym poziomie. NBP zaczął podwyżki w październiku 2021 r. i skończył, zgodnie z „traktatem sopockim”, we wrześniu 2022 r. I choć przez kolejne 10 miesięcy główna stopa niezmiennie wynosiła 6,75%, to dopiero w zeszłym tygodniu szef NBP ogłosił, że kończy się cykl podwyżek.
Projekcja NBP uzasadnia obniżki?
Co skłoniło prezesa Glapińskiego i całą Radę Polityki Pieniężnej (bo przecież decyzje podejmowane są kolegialnie, mrug, mrug) do przejścia na tak gołębie pozycje? W lipcu Departament Analiz i Badań Ekonomicznych (DABE) NBP przedstawił najnowszą projekcję, czyli dokument przedstawiający przewidywania ekonomistów banku centralnego na najbliższą przyszłość polskiej gospodarki.
Taki dokument publikowany jest trzy raz w roku (w marcu, lipcu i listopadzie) i stanowi ważny punkt odniesienia dla rynku, dla ekonomistów i dla decydentów w NBP. Trzeba podkreślić dwie ważne sprawy. Po pierwsze, w założeniach polskiej projekcji (w odróżnieniu od czeskiej, ale o tym za chwilę) stopy procentowe są przez cały prognozowanych okres (czyli 2-3 lata) niezmienne.
A po drugie – to już chyba nie wynika z założeń (choć może…), ale ze stosowanego modelu – jakoś przypadkiem inflacja zawsze na koniec horyzontu projekcji wraca do celu inflacyjnego NBP. Niezależnie od tego, ile wynosi obecnie.
To jest bardzo ciekawe, ponieważ gdyby NBP naprawdę wierzył we własne przewidywania, to nie musiałby ani razu podnosić stóp procentowych! Przecież przy założeniu, że będą stabilne, za każdym razem inflacja spadała do wymaganego poziomu.
Obecna projekcja NBP zakłada, że w granice dopuszczalnych odchyleń od celu inflacja wejdzie dopiero w okolicach trzeciego-czwartego kwartału 2025 r. – w najniższym punkcie ma być 3,3%. I to przy stabilnych stopach procentowych. A przecież prezes Glapiński zapowiada, że już we wrześniu bieżącego roku (tuż przed wyborami, przypadek?) będą możliwe obniżki.
Na konferencji, podczas której przedstawiciele DABE NBP prezentowali wyniki projekcji, padło pytanie o scenariusze alternatywne – to znaczy, ile wyniosłaby inflacja, gdyby stopy procentowe zostały obniżone.
„NBP celowo nie publikuje projekcji przy zmiennych stopach procentowych, czyli przy zmiennych stopach procentowych”
– odpowiedział p.o. dyrektora DABE Witold Grostal. Czyli klasyczne „wiem, ale nie powiem”.
Gdzie my, a gdzie Czesi?
Szczegóły metodyczne są istotne, ponieważ pokazują, na czym polega różnica między podejściem NBP do planowania przyszłych działań a Czeskim Bankiem Narodowym.
CNB w swojej projekcji pokazuje, jak będzie zmieniała się polityka pieniężna przy założeniu zmieniających się stóp procentowych. To znaczy, że analitycy z czeskiego banku centralnego, podpowiadają zarządowi (który tam decyduje o stopach procentowych) i opinii publicznej, jakie będą efekty takich, a nie innych działań.
Decydenci nie muszą się oczywiście tymi wskazówkami kierować. Ale przynajmniej wiadomo, na czym się stoi. Projekcja mówi, że do zbicia inflacji potrzebujemy takiego a takiego poziomu stóp procentowych, co przełoży się na takie a takie spowolnienie gospodarcze. Bankier centralny może więc iść zgodnie z tą ścieżką albo stwierdzić, że trzeba ją skorygować w dół albo w górę – można wtedy jednak przewidzieć efekty.
Jak więc przyszłość widzą czescy analitycy? Otóż spodziewają się, że inflacja spadnie poniżej 2% już w połowie przyszłego roku! To zaś pozwala, by myśleć o obniżkach już w najbliższych miesiącach. Zakładany w projekcji CNB poziom stawki PRIBOR 3M (odpowiednik naszego WIBOR-u) ma zejść z ok. 7,1% obecnie do 6% w IV kwartale 2023 r. i do ok. 4% w ostatnich miesiącach 2024 r.
Czy te prognozy są realistyczne? Bo może Czesi są jeszcze bardziej odjechani w klepaniu się po własnych plecach niż spece z NBP? Warto więc sprawdzić w jakimś zewnętrznym, niezależnym źródle. Komisja Europejska prognozuje, że w Polsce inflacja spadnie w przyszłym roku do 6% (projekcja NBP zakłada 5,2%), zaś w Czechach – do 3,4%. Nie są to więc całkiem oderwane od rzeczywistości przewidywania, choć może nieco nazbyt optymistyczne.
Jednak bardzo ważne jest, że według własnych założeń, Czeski Bank Narodowy ma obecnie realną stopę procentową (czyli dzisiejsza stopa procentowa skorygowana o oczekiwaną inflację w kolejnych 12 miesiącach) dodatnią i wynoszącą około 5%! To jest bardzo dużo. Ekonomiści banku ING nazywają CNB najbardziej jastrzębim bankiem w naszym regionie. Nawet gdyby inflacja w Czechach była taka, jak przewiduje Komisja Europejska, nadal nasi południowi sąsiedzi mają margines błędu.
Dla porównania realna stopa procentowa EBC wynosi około plus 1%. A w Polsce? Główna stopa NBP wynosi 6,75%, a prognozowana inflacja to około 5%. A więc jesteśmy na plusie o ok. 2%. Realna stopa procentowa nie była w Polsce dodatnia od 4-5 lat, warto docenić ten historyczny moment.
Nie oczekujcie inflacji, może wtedy jej nie będzie?
Oczywiście będzie tak, jeśli obniżanie stóp procentowych nie doprowadzi do ponownego rozkręcenia się inflacji. A właściwie – do zahamowania jej spadku.
„Najgorsze co mogłoby się stać, to gdyby się okazało, że popełnimy błąd, że obniżymy stopy za wcześnie, a inflacja znowu się „zawinie”, zacznie znowu rosnąć i musimy powrócić do cyklu podwyżek. To byłoby katastrofa”
– powiedział Ludwik Kotecki, członek RPP w poniedziałek rano, cytowany przez PAP Biznes. Naprawdę rozumiem prezesa Glapińskiego, któremu tak bardzo zależy na dobru i pomyślności obywateli RP, że chce dać z siebie wszystko, aby w odpowiednim momencie ci obywatele podjęli jedyną słuszną (dla własnego dobra, oczywiście) decyzję.
Ba, nawet sam podpowiadałem, jak w trzech prostych krokach to zrealizować. Co prawda ja to pisałem ironicznie, a nie minął miesiąc, jak właściwie wszystkie te postulaty zostały zrealizowane – no, ale cóż. Nikt do mnie z ofertą objęcia posady dyrektora do spraw strategicznych nie zadzwonił.
Problem jest jednak całkiem realny. Na NBP wpłynąć najprawdopodobniej nie zdołam – tak bardzo jest to niezależna instytucja. Mam więc prośbę do Was wszystkich, drodzy konsumenci: nawet jak prezes Glapiński zacznie rozkręcać się z obniżkami, to Wy trzymajcie w ryzach własne oczekiwania inflacyjne. Bo chyba już tylko to może nas uratować.
Źródło zdjęcia: Kari Shea/Unsplash