Żeby zatrzymać wzrosty cen energii rząd obniżył akcyzę, opłatę przejściową i obiecał firmom energetycznym odszkodowania w zamian za to, by te nie podnosiły cen. Ale czy nowe zasady dotyczą klientów wszystkich firm sprzedających prąd, czy tylko tych państwowych? Co robić, gdy w styczniu przyjdzie wyższy rachunek za prąd? Składać reklamację? Sami wyrównają? Pomagamy odnaleźć się w energetycznym chaosie. Do tego wszystkiego nie wiadomo czy pomysł rządu na zatrzymanie podwyżek w ogóle jest zgodny z europejskim prawem. I czy pieniędzy uzyskanych na mocy „ustawy antypodwyżkowej” nie będzie trzeba zwracać
Tuż przed końcem 2018 r. posłowie i senatorowie uchwalili ustawę, która miała „zamrozić” ceny energii dla konsumentów i firm. Prezydent w błyskawicznym tempie ją podpisał, więc teoretycznie 17 mln odbiorców (rodziny i firmy) powinno płacić w nowym roku za prąd tyle samo, co w ubiegłym. Dlaczego „teoretycznie”? Bo tak naprawdę nie wiadomo jak firmy energetyczne zareagują na nową rzeczywistość. I trudno przewidzieć co zobaczymy na najbliższych rachunkach za prąd.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Ustawa weszła w życie kilkadziesiąt godzin temu. Jak działają nowe przepisy? Kto może liczyć na ulgi? Czy tylko klienci firm państwowych, czy też niezależnych sprzedawców? Jak odzyskać nadpłaty za 1 kwartał 2019 r.? Sprawdzam.
Ceny prądu 2019 r. Na czym stoimy i czy nie są to ruchome piaski?
Pomysłów na zatuszowanie podwyżek było w ostatnim czasie tak dużo, a i sama ustawa została zmieniona rzutem na taśmę, więc na początek dwa słowa o tym co tak naprawdę politycy nam uchwalili.
Pierwsza wersja ustawy nie demolowała rynku – zakładała obniżkę tych składowych rachunków za prąd, na które państwo ma wpływ, czyli opłaty przejściowej i akcyzy. Można się czepiać, że to akurat te składniki, które płacimy w części za dystrybucję, a nie za sprzedaż, ale efekt końcowy w postaci obniżek byłby zauważalny. A wprowadzenie całości pomysłu w życie dałoby się ogarnąć umysłem.
Ale pojawił się zgrzyt, bo – jak obliczyłem zresztą na „Subiektywnie o finansach” – ustawa w pierwotnej wersji przy spodziewanych podwyżkach taryf nie powstrzymałaby wzrostu cen ani dla konsumentów ani dla firm. W przypadku zużycia przeciętnej rodziny podwyżka wyniosłaby ok. 50 zł. Po prostu rynkowe wzrosty cen są większe niż to, co może odjąć rząd poprzez obniżenie podatku zawartego w cenie energii.
Dlatego rząd niespodziewanie przygotował nową wersję przepisów, która wprowadza de facto ręczne sterownie cenami energii. W sumie mamy więc następujące zapisy:
- Po pierwsze – obniżka akcyzy. Rachunki odbiorców energii elektrycznej z tego tytułu zostaną obniżone w 2019 r. o 1,85 mld zł netto.
- Po drugie – obniżenie opłaty przejściowej dla wszystkich odbiorców energii elektrycznej o 95%. Dzięki tej zmianie rachunki za energię elektryczną odbiorców w Polsce zmniejszą się o 2,24 mld zł.
- Po trzecie – zamrożenie cen sprzedaży energii w kontraktach dla firm, samorządów, czy instytucji publicznych – nie mogą być one wyższe niż na koniec czerwca 2018 r. Oczywistym jest, że w nowy rok biznesowi konsumenci energii weszli z nowymi, wyższymi cennikami, jak sami mówią – nawet o 50-60%. Teraz te umowy mają być renegocjowane, ceny z mocy ustawy wrócą do poziomu z połowy ubiegłego roku, a spółki energetyczne – żeby nie były stratne – dostaną z tego tytułu rekompensaty szacowane na 4 mld zł.
- Po czwarte – na deser rząd przeznaczył 1 mld zł na inwestycje prośrodowiskowe, dzięki którym zmniejszy się emisyjność naszej gospodarki. To dziwny ruch, być może chodzi o udobruchanie Brukseli i pokazanie, że choć może wracamy do ręcznego sterowania gospodarką, to jednak wspieramy Odnawialne Źródła Energii. W praktyce nic nie stoi na przeszkodzie żeby z tej puli finansować nie tylko wiatraki, elektrownie słoneczne, czy magazyny energii, ale też remonty istniejących elektrowni węglowych.
Niezależni sprzedawcy zależni od ustawy. Zwrot na konto czy rozliczenie nadpłaty?
Co się zmieniło 1 stycznia dla konsumentów? Nic – decyzją Urzędu Regulacji Energetyki, który ma jeszcze co nieco do powiedzenia, na razie stawki zostały po staremu. Co prawda firmy zawnioskowały o podwyżki średnio o 25%, ale URE wstrzymał proces zatwierdzania taryf prosząc firmy o złożenie nowych wniosków w związku ze zmianą sytuacji na rynku, czyli uchwalaniem ustawy. Decyzję Urzędu ws. nowych taryf mamy poznać do połowy stycznia.
Jakie są możliwe scenariusze? Pierwszy jest taki, że firmy energetyczne nie zawnioskują o podwyżki taryf, dzięki czemu konsumenci zapłacą mniejsze rachunki z tytułu niższej akcyzy i opłaty przejściowej. Przedsiębiorcy na razie zapłacą więcej (bo podpisali już nowe umowy z wyższymi cenami na 2019 r.), ale po pierwszym kwartale i „powrocie” do starych umów (zgodnie z ustawą) dostaną wyrównanie – nie wiadomo tylko czy w gotówce, czy może jako nadpłatę na poczet przyszłych rachunków.
Scenariusz drugi: firmy zawnioskują o takie podwyżki, które – uwzględniając obniżkę akcyzy i opłaty przejściowej – sprawią, że kwota rachunku klientów pozostanie bez zmian. Scenariusz trzeci: firmy zawnioskują o większe podwyżki, niż suma akcyzy i opłaty przejściowej. Wtedy na rząd dopłaci energetykom tę różnicę (ale czy zdążyłby przed wystawieniem nam rachunków?). Ten ostatni scenariusz jest już czysto teoretyczny, bo URE wydało komunikat, w którym „oczekuje” od firm energetycznych, że ich propozycje taryf będą dostosowane do nowej ustawy.
Wszystkie scenariusze są z punktu widzenia gospodarki wolnorynkowej surrealistyczne, to powrót do gospodarki ręcznie sterowanej.
Czy klienci niepaństwowych firm energetycznych też dostaną obniżki?
Decyzje URE ws. taryf dotyczą tylko państwowych sprzedawców. Co z klientami firm, które nie należą do Skarbu Państwa, np. Innogy, czy Polenergii? Albo z klientami alternatywnych sprzedawców prądu, takich jak np. Fortum? Do tej pory sprzedawcę zmieniło prawie 600.000 klientów (100.000 z nich korzystało z usług Energetycznego Centrum, które zbankrutowało). Jaki będzie ich los?
Klienci firm niepaństwowych zapłacą mniej za dystrybucję prądu, która w ich przypadku też jest regulowana przez państwo (spadną podatki liczone od tej części rachunków). Ale co ze stawkami za sprzedaż prądu (to druga połowa rachunku)? Cenniki ustalane są wolą zarządów tych firm, niezależnie od taryf akceptowanych przez URE dla czterech firm państwowych. Poza tym prąd sprzedają nie tylko firmy energetyczne, ale też telekomy, czy operatorzy kablówek. One też nie podlegają konieczności zatwierdzania cen w URE.
Co z ich klientaami? Firmy pytane o swoje decyzje nabierają wody w usta i proszą, żeby na razie płacić rachunki zgodne z fakturami. Na stronach firmy często wciąż mają cenniki z czwartego kwartału, w których ceny sięgają nawet 50-60 groszy za kilowatogodzinę, czyli uwzględniają już podwyżki.
Czy to zgodne z prawem? Przecież obowiązuje już ustawa o „urzędowych” cenach. Firmy mają czas na dostosowanie cenników do 30 stycznia, więc długo nie mogą już milczeć. Jeśli nie zrobią nic – grożą im kary w wysokości do 5% osiągniętych w 2018 r. przychodów z działalności koncesjonowanej (czyli ze sprzedaży prądu lub gazu).
Firmy energetyczne być może czekają na rozwój sytuacji – fundusz, który ma im rekompensować straty z tytułu nie wdrożonych podwyżek cen ma się ukonstytuować w ciągu najbliższego miesiąca. Poza tym wciąż nie wiadomo czy z ustawą uchwaloną przez polskich polityków nie rozprawi się Komisja Europejska, która zażądała jej notyfikacji, czyli zawiadomienia. I wyjaśnienia czy przypadkiem nowe prawo nie zawiera pomocy publicznej, która wymaga akceptacji Unii Europejskiej.
Gdyby tak uznano, to firmy energetyczne zostałyby na lodzie, bo musiałyby zwrócić przyznane przez państwo pieniądze z funduszu rekompensat.
W pułapce drogiego prądu. Dlaczego nikt nie mówi nam prawdy?
Humorystyczne jest czytanie uzasadnienia do uchwalonej ustawy energetycznej, „Jednym z podstawowych obowiązków państwa wobec obywateli oraz przemysłu jest zapewnienie ciągłości dostaw paliw płynnych i gazowych po cenach akceptowalnych dla odbiorców” – piszą. W miejscu gdzie jest mowa o „energii elektrycznej” można by wstawić nazwę dowolnego innego strategicznego towaru lub usługi. I też będzie to prawda. Ale rząd nie przygotował jeszcze ustawy regulującej ceny biletów na autobus, ani cen paliw na stacjach.
Niezależnie od wszystkiego sytuację mamy taką, że spółki energetyczne produkują lub kupują prąd drożej (rynkowo), a sprzedają go taniej (po cenach urzędowych). Skąd rząd weźmie 5 mld zł na rekompensaty dla nich? Z niewykorzystanych praw do emisji CO2, które obecnie mamy w nadmiarze, i z których sprzedaży możemy zrekompensować uszczuplenie budżetu. Te pieniądze miały zostać przeznaczone na stricte zielone inwestycje, a okazało się, że zostaną „przejedzone”.
Polska nie będzie dostawać wiecznie darmowych uprawnień do emisji CO2, a wzrost cen energii jest trwały. Takie doraźne, obliczone na rok wyborczy pomysły to prosta recepta na zafundowanie wszystkim konsumentom niekontrolowanych podwyżek w nadchodzących kilku latach. Ustawa jest przewidziana tylko na 2019 r. Jej źródła finansowania też. Zakładnikiem nowych przepisów stała się też polityczna opozycja partii rządzącej, która zagłosowała również za ustawą antypodwyżkową.
źródło zdjęcia: Pixabay