Dostęp do wody jest czymś tak oczywistym, że nie wyobrażamy sobie, żeby wody mogło kiedykolwiek zabraknąć. Tymczasem wygląda na to, że niewiele nam do takiego stanu brakuje. Poza tym oczyszczanie i dystrybucja wody wodociągami jest coraz droższa. Czy będziemy płacili znacznie wyższe rachunki za wodę? I czy może nam jej po prostu zabraknąć? I co nam może przynieść Blue Deal?
W najbliższych tygodniach i miesiącach – jeśli chodzi o zasoby tego, co jest nam praktycznie niezbędne do życia – będziemy się martwili głównie cenami energii. W przypadku prądu czekamy na dwie decyzje – jaka będzie cena energii dla gospodarstw domowych według taryfy zatwierdzonej przez Urząd Regulacji Energetyki oraz czy rząd przedłuży zamrożenie cen na jeszcze niższym poziomie. Tutaj pisaliśmy jak się to może przełożyć na nasze domowe budżety.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Ale prędzej czy później czekają nas też podwyżki cen wody. Co prawda jest ona dobrem, którego nie „produkujemy”, tylko po prostu spada z nieba i płynie w rzekach, ale infrastruktura do dystrybucji wody do naszych domów wymaga utrzymywania, co jest coraz droższe. A ceny wody też są „urzędowe”. Ludzie, którzy odpowiadają za oczyszczanie wody i jej dostarczanie do naszych domów mówią, że aby pokryć w pełni ich koszty – trzeba byłoby podwyższyć ceny dla gospodarstw domowych o 20-25%.
Mieszkańcy miast płacą za wodę często w czynszu (rachunkach eksploatacyjnych). Osobno za dostarczenie wody zimnej, a osobno za jej podgrzewanie. Ile wody zużywamy? Jedna dorosła osoba wykorzystuje średnio 3000 litrów, czyli 3m³ wody bieżącej miesięcznie. Każdy 1000 litrów kosztuje ok. 10-15 zł. W przypadku czteroosobowej rodziny miesięczne zużycie kranówki wynosi 12 m³. Rachunek wyniesie więc 120-180 zł miesięcznie.
Problem z wodą jest większy niż tylko to, że powinna być droższa, by utrzymać sieć wodociągową i oczyszczalnie. Dziś nie wyobrażamy sobie tego, że w naszym kraju mogłoby zabraknąć wody, ale nie jest to scenariusz niemożliwy. Jak podaje Główny Urząd Statystyczny, Polska zajmuje dopiero 24 miejsce w Unii pod względem odnawialnych zasobów słodkiej wody przypadającej na jednego mieszkańca. Za nami są tylko Czechy, Cypr i Malta. To oznacza, że – prędzej czy później – woda stanie się u nas dobrem deficytowym, a więc drogim.
Dyskusja o zmianach klimatu trwa już w społeczeństwie od lat. Ale do tej pory skupialiśmy się głównie na emisji dwutlenku węgla oraz globalnym ociepleniu. Pochodną zmian klimatu są jednak problemy z dostępem do wody. Coraz częściej pojawiają się susze. Susze, które kiedyś dotykały nasz kraj raz na kilka lat, obecnie zdarzają się każdego roku. A skutki suszy znacząco odbijają się na naszych portfelach. Brak wody w rolnictwie to kiepskie plony i wyższe ceny żywności. Susza w Polsce w 2019 roku przyczyniła się do obniżenia plonów o 19%.
Susza odbija się negatywnie nie tylko na rolnictwie. Brak opadów to problemy również w energetyce. Woda jest niezbędna m.in. do chłodzenia reaktorów jądrowych. Jak podaje raport PIU dotyczący klimatu, niski stan rzek w 2022 r. przyczynił się do ograniczenia produkcji energii z elektrowni atomowych. Z kolei w Hiszpanii w 2022 roku aż o 40% spadła produkcja energii z elektrowni wodnych.
Po pierwsze to niskie zasoby wody. Dla wielu osób brak wody w kranach jest czymś niewyobrażalnym, nie licząc pojedynczych awarii sieci wodociągowych. Tymczasem latem wiele miejscowości boryka się brakiem wody w okresach suszy. W roku 2022 aż 360 gmin apelowało w okresie suszy do swoich mieszkańców o ograniczenie zużycia wody i niepodlewanie ogródków. Za łamanie obostrzeń grożą nawet mandaty, a przyczyna zakazów to nie widzimisię władz, ale realny problem, jakim jest brak wody. W niektórych miejscowościach w określonych godzinach po prostu brakuje wody w kranie.
Idealnie byłoby złapać wodę deszczową i móc ją wykorzystać ponownie w okresach suszy. Do tego służą zbiorniki retencyjne, których w naszym kraju jest coraz więcej. To sztucznie utworzone stawy z ładnym zagospodarowaniem terenu, do których odprowadzana jest woda podczas ulewnych deszczów. Takie zbiorniki pomagają przy okazji stworzyć atrakcyjne tereny rekreacyjne. Miasta często wokół nich sadzą drzewa, stawiają ławki czy place zabaw.
Zbiorniki retencyjne to jednak nie tylko stawy. Niektóre z nich obejmują ogromne obszary, a ich głównym celem jest ochrona przed powodzią. Największy zbiornik retencyjny w Polsce znajduje się w Raciborzu, powstał on w 2020 r. Zbiornik ten chroni przed powodzią ok. 2,5 mln osób.
Rola zbiorników retencyjnych jest tym istotniejsza, im bardziej klimat się rozregulowuje. Problemem w naszej strefie klimatycznej nie zawsze jest brak opadów i susza, czasem tych opadów jest wystarczająco dużo, tylko po prostu nadchodzą w krótkim czasie i przyroda nie jest w stanie ich przyjąć. Jeśli zamiast padającego raz na kilka dni deszczu mamy raz na kwartał nawałnicę, w której w kilka godzin spada tyle deszczu, ile normalnie przez kilka miesięcy – to bez sieci zbiorników nie może się do dobrze skończyć.
Kolejny problem to słaba i przestarzała infrastruktura. Dotyczy to nie tylko przedsiębiorstw wodnych, ale też naszej domowej infrastruktury. Aż 25% Polaków nie ma dostępu do kanalizacji. Na terenach podmiejskich wciąż popularnym rozwiązaniem jest przyłączenie domowej kanalizacji do szamba, które musi być regularnie oczyszczane.
Tego rodzaju zbiorników wciąż jest w Polsce ponad 2 mln. Z danych raportu „Zasoby wodne w Polsce, ochrona i wykorzystanie” wynika, że aż 90% z nich jest nieszczelnych, a to oznacza, że szkodliwe zanieczyszczenia trafiają do gleby.
Kiepska sytuacja dotyczy jednak całych siedzi wodociągowych. W 2022 roku NIK przeprowadził kontrolę w sieciach wodociągowych, a jej wyniki są zatrważające. Nasza infrastruktura jest przede wszystkim przestarzała. Zły stan techniczny, nieodpowiednia konserwacja skutkuje tym, że w wielu sieciach dochodzi często do awarii, w wyniku których marnowane są miliony metrów sześciennych wody.
Przedsiębiorstwa skontrolowane przez NIK marnowały aż 1/3 wyprodukowanej wody. Wygląda na to, że niedobory wody nie motywują nas skutecznie do tego, żeby wodę oszczędzać.
Kiepska jakość wody to kolejny problem do rozwiązania. Jakości naszej wody również jakiś czas temu przyjrzał się NIK. Wyniki tej kontroli były równie przerażające co te dotyczące stanu infrastruktury. Okazało się, że aż 11% wszystkich zbadanych próbek było niezdatnych do spożycia lub przydatna warunkowo, czyli np. po wcześniejszym ugotowaniu. Europejska Agencja Środowiska podaje, że zaledwie 25% zasobów wód powierzchniowych w dorzeczu Wisły ma dobry stan ekologiczny.
Do naprawy tych problemów nie wystarczą chęci. Potrzebny będzie ogromny kapitał na realizację nowych inwestycji, które poprawią jakość naszej infrastruktury. Pomóc w tym może Blue Deal, czyli inicjatywa Europejskiego Komitetu Społeczno-Ekonomicznego, która ma przeciwdziałać problemom z dostępnością wody. Bo problemy z gospodarką wodną nie dotyczą tylko Polski. Szczegóły inicjatywy mamy poznać jesienią.
Dziś wiemy, że Blue Deal, czyli Niebieski Ład ma odmienić i usystematyzować podejście do ochrony zasobów wody. Wdrożenie Niebieskiego Ładu oznacza wprowadzenie kompleksowej strategii i konkretnej polityki, której celem jest zapewnienie wszystkim obywatelom bezpiecznej wody pitnej oraz nowoczesnej infrastruktury wodnej. Blue Deal oznacza nie tylko nacisk na oszczędzanie wody, ale przede wszystkim nastawienie na retencję wody, redukcję zanieczyszczeń, a także szersze wykorzystanie wody szarej (to woda, która powstaje podczas domowych czynności, np. kąpieli czy prania).
A żeby to osiągnąć, niezbędne są inwestycje w infrastrukturę wodną, które będą wymagały dużych nakładów finansowych. Pieniądze na te inwestycje mają być pozyskiwane właśnie z Niebieskiego Ładu. Wstępnie mówi się o kwocie blisko 400 mld euro. Te pieniądze mają być podstawą do stworzenia kompleksowej europejskiej strategii wodnej.
Czytaj też: Jak oszczędzać na wodzie?
Czy Blue Deal pomoże w rozwiązaniu naszych problemów?
O tym, czy Blue Deal faktycznie może nam pomóc i co się stanie, jeśli nie zaczniemy działać w tym kierunku, rozmawiałam z Martą Saracyn – hydrologiem i managerką ds. strategii ryzyka ESG w Banku Gospodarstwa Krajowego.
Monika Madej: Już teraz wiemy, że sytuacja związana z gospodarką wodną w naszym kraju jest kiepska. Problemem jest nie tylko niedobór wody, ale też jej jakość i infrastruktura. Czego możemy się spodziewać, jeśli nie zaczniemy działać?
Marta Saracyn: Jeśli sytuacja z niedoborami wody w Polsce będzie się kształtowała jak w tej chwili, czyli niedobory będą się pogłębiały, to możemy się spodziewać tego, że woda w końcu stanie się czynnikiem cenotwórczym. Dodatkowo chętnych do wykorzystania tego zasobu będzie coraz więcej. Wzrośnie po prostu konkurencja o wodę.
A trzeba pamiętać, że poza użytkownikami, których mamy obecnie tj. gospodarka komunalna, zaopatrzenie w wodę pitną, energetyka (jeden z sektorów, który pobiera największą objętość wody, bo aż 70% wody powierzchniowej w Polsce jest pobierane przez sektor energetyki), dojdą nam nowe branże, tj. wodór, czyli paliwo przyszłości, energetyka jądrowa czy produkcja mikroprocesorów. Wody potrzebuje też cały sektor cyfryzacji. Wszelkie centra danych wymagają chłodzenia, czyli klimatyzacji, która wymaga dużych ilości wody.
Już teraz bardzo istotnym sektorem wodochłonnym jest rolnictwo, które przekłada nam się wprost na produkcję żywności. Jeśli rolnictwo nie będzie miało dostępu do wody, to produkcja będzie utrudniona. Możemy więc mieć potencjalnie problem z odpowiednim zaopatrzeniem w żywność.
Jeśli nie będziemy dbali o dostęp do wody, to może się okazać, że zacznie nam brakować również wody w kranie. To już się w Polsce zdarza. W tym roku ponad 200 gmin wprowadziło obostrzenia w zakresie korzystania z wody wodociągowej.
Problem będzie narastał, będziemy musieli przyzwyczaić się do tego, że coraz częściej będziemy mieli bardzo długie okresy bezopadowe, a po nich będzie następował bardzo krótki okres bardzo intensywnych opadów. Takie sytuacje staną się codziennością. Suma opadów rocznych nam się nie zmieni, ale będziemy musieli nauczyć się zatrzymywać wodę wtedy, kiedy pada, i wykorzystywać w okresach suszy.
Dlatego kluczowa jest retencja. Jak Pani ocenia jej rozwój w naszym kraju?
W tej chwili poziom retencji w sztucznych zbiornikach retencyjnych to ok. 7,5% odpływu rocznego. Nie jest to bardzo dużo. Rządowy program przeciwdziałania niedoborowi wody mówi o tym, że chcielibyśmy zwiększyć retencję o 8 punktów procentowych, czyli właściwie podwoić. Ale nie tylko za pomocą zbiorników – te, choć mają zalety, mają też swoje wady. Ich budowa to przede wszystkim duża ingerencja w środowisko naturalne.
Mamy jednak różne rodzaje retencji, np. retencję naturalną, czyli odtwarzanie mokradeł, które są jak gąbka. Jak spadnie na nie deszcz, to one potem bardzo długo tę wodę oddają, zasilając rzeki. W regionach z dużym udziałem mokradeł susze nie są tak dotkliwe. Kolejny kierunek to retencja korytowa, czyli przywracanie naturalnego charakteru rzekom. Należy też skupić się na rozbudowie systemów melioracyjnych, ale nie w kierunku odwadniania, jak do tej pory, tylko odwrotnie, czyli nawadniania melioracji.
Jakie są nasze potrzeby finansowe, żeby usprawnić gospodarkę wodną, i czy Blue Deal może pomóc w rozwiązaniu naszych problemów?
Potrzeby jako Polska mamy bardzo duże, mamy niewielkie zasoby wody w przeliczeniu na mieszkańca, jedne z najmniejszych w Europie. Mamy problem z długimi okresami bezopadowymi i z opadami nawalnymi, więc to, co jest dla nas pilne, to retencja. Wzrost poziomu retencji zakładany w rządowym programie wg szacunków pochłonie ok. 40 mld zł. A to tylko koszty poprawy ilości wody, a my jeszcze mamy problemy z jakością. Na to potrzebujemy kolejnych dziesiątków miliardów. Te kwoty będą rosły chociażby za sprawą inflacji.
W tej chwili Blue Deal określa kierunki, w jakich chcemy się rozwijać. Stawia on m.in. na kwestie efektywnego wykorzystania wody. Musimy zmniejszyć np. straty na przesyle wody. W Polsce tracimy mniej więcej 25% wody podczas przesyłu sieciami wodociągowymi. W Europie są to straty nawet rzędu 60%.
Blue Deal dość jasno mówi, że to są obszary, w których musimy inaczej działać i podejmować działania na rzecz efektywności. Poważnym problemem jest też brak dostępu do czystej wody. Choć nam w Polsce może to się wydawać niewyobrażalne, to w Europie aż 2 mln osób nie ma dostępu do czystej wody. W skali europejskiej te potrzeby zostały oszacowane na prawie 400 mld euro. To pokazuje, że wyzwania dotyczą całej Europy.
A czy wiadomo już coś więcej o źródłach finansowania, konkretnym budżecie czy o tym, ile Polska może ugrać?
Na razie nie jesteśmy jeszcze na tym etapie. Niebieski Ład jest w tej chwili procedowany w Europejskim Komitecie Ekonomiczno-Społecznym i w najbliższych dniach pojawi się zebranie wypracowanych przez ostatni rok wniosków i wezwanie Komisji Europejskiej do rozpoczęcia prac legislacyjnych. Blue Deal nie jest jeszcze bowiem inicjatywą legislacyjną, jest na razie kierunkowym wskazaniem na potrzeby.
Nie ma na razie przypisanego żadnego budżetu ani mechanizmu wydatkowania środków. W samych opiniach wskazano, że środki na Blue Deal powinny być wygospodarowane w następnej perspektywie finansowej, czyli po 2027 roku. To dość odległy termin, a więc mechanizmy finansowe dopiero się tworzą.
Blue Deal jest na razie dość odległą perspektywą, ale BGK już podejmuje pewne działania w tym zakresie. Na czym one polegają?
Jako BGK jesteśmy zaangażowani w inicjatywę Blue Deal ze względu na to, że właśnie teraz jest dobry moment do rozmowy. Nie mamy jeszcze gotowych rozwiązań legislacyjnych na stole, co oznacza, że możemy je współtworzyć. Chcemy włączyć się w etap wymyślania tych rozwiązań.
Otworzyliśmy dialog na temat tego, czym powinny być zrównoważone inwestycje dotyczące gospodarki wodnej. Niezwykle istotna w kwestiach zrównoważonego rozwoju jest transparentność. Ma to za zadanie zmitygować ryzyko reputacyjne związane z greenwashingiem. Jest to dla nas jako instytucji finansowej bardzo ważne, żeby rozmawiać o projektach, które faktycznie są zrównoważone. To też bardzo istotne dla inwestorów.
Podjęliśmy się takiego dialogu w gronie banków, m.in. na temat tego, czym dokładnie są zrównoważone inwestycje w sektorze wodnym i jak je mierzyć. Na razie jesteśmy na bardzo początkowym etapie, podobnie jak cały Blue Deal. Ale już widzimy, że trzeba o tym rozmawiać i zadbać o to, w którą stronę pójdzie Niebieski Ład. Jako kraj mamy bardzo duże potrzeby i chcielibyśmy jak najlepiej wykorzystać tę szansę.
Skoro perspektywa realnych rozwiązań jest na razie dość odległa, to czy w ogóle wdrożenie projektu, jakim jest Blue Deal jest realne?
Myślę, że tak. Wiemy już, że kwestie wodne są bardzo problematyczne. U nas w banku często się powtarza, że energię możemy pozyskiwać z różnych źródeł. Inaczej jest z wodą, jej nie pozyskamy z różnych źródeł i niczym nie zastąpimy.
A już na świecie pojawiają się konflikty na tle wodnym. Jeszcze nie zbrojne, ale już bardzo poważne, np. na granicy irańsko-afgańskiej, gdzie jest bardzo duża dyskusja na temat postawionego tam zbiornika retencyjnego, czy na granicy egipsko-sudańskiej, gdzie kwestie dotyczące wody są bardzo sporne.
Blue Deal będzie musiał być wysoko na agendzie. Mam nadzieję, że szybciej niż później, bo my też nie mamy za wiele czasu. A Blue Deal to bardzo duża szansa na rozwój wielu branż gospodarki.
Zdjęcie tytułowe: Freepic