Już byliśmy w ogródku, już witaliśmy się z gąską… Likwidacja OFE i przekazanie środków na konta IKE wydawało się już przesądzone. Zgodnie z planem, OFE powinny być historią już od pół roku. Ale nie są. „Może czas wyjąć tego OFE-trupa z szafy i zacząć go publicznie wentylować, bo inaczej do reszty tam zgnije, a nasze środki wraz z nim?” – pyta czytelniczka. I chyba rzeczywiście coś się wkrótce zacznie dziać. Sprawdzam, co rząd szykuje nam w sprawie funduszy emerytalnych
Tego artykułu możesz również posłuchać w naszym kanale podcastowym – czyta Maciej Jaszczuk
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Otwarte Fundusze Emerytalne stanowią wspaniałą opowieść o tym, jak nieudolnie budowaliśmy (i nadal budujemy) gospodarkę rynkową w Polsce. Idea była dobra. Skoro dochody z kapitału rosną szybciej niż dochody z pracy (pozdrowienia dla Thomasa Piketty’ego), to uczyńmy każdego Polaka kapitalistą!
Połowę emerytury niech ma z systemu solidarnościowego, a połowę – z kapitałowego. Jak sobie jeszcze coś odłoży we własnym zakresie, tylko dla niego lepiej. Miało być pięknie, a wyszło – jak zwykle.
Pierwszym błędem (z wielu) było to, że na OFE trafiała część składki na ubezpieczenie społeczne, a nie nowe środki (jak przy PPK). Dlaczego? Bo z tej składki finansowane są bieżące emerytury – a nie przyszłe. A skoro zmniejszył się strumień środków do państwowej kasy, to zaczął rosnąć deficyt. Jak to się skończyło – wszyscy chyba pamiętają. W 2014 r. 153 mld zł, czyli ponad 51% aktywów OFE (w formie obligacji skarbowych), trafiło do ZUS.
Drugim błędem były horrendalnie wysokie opłaty za zarządzanie. W pierwszych latach funkcjonowania OFE opłata dystrybucyjna (czyli procent składki ubezpieczonego pobieranej przez fundusze) sięgała 7-8%! A do tego były jeszcze opłaty za zarządzanie. Z wyliczeń Ministerstwa Rodziny i Polityki Społecznej wynika, że gdyby opłat za „dystrybucję” i zarządzanie nie było, to aktywa OFE na koniec 2021 r. byłyby wyższe o 63 mld zł, a więc o jedną trzecią!
Czytaj też: Kiedy najlepiej przejść na emeryturę w 2023 i czy jest już za późno?
Likwidacja OFE była na wyciągnięcie ręki. Co się stało? Gdzie są nasze pieniądze?
Kilka lat temu rząd wpadł na pomysł, żeby OFE ostatecznie zlikwidować. A właściwie przekształcić je w otwarte fundusze inwestycyjne, a ich jednostki przekazać dotychczasowym uczestnikom na konta IKE (po potrąceniu 15% opłaty przekształceniowej, w końcu jaki rząd nie pobrałby prowizji od takiej transakcji, prawda?).
Najpierw likwidację OFE odsunęła pandemia. Gdy sytuacja nieco wróciła do normy w 2021 r., pojawił się kolejny projekt takiej zmiany. Prace były już na tyle zaawansowane, że nawet wyznaczono termin na składanie deklaracji: IKE czy ZUS (1 czerwca – 2 sierpnia 2021 r.). Ale pojawił się projekt „Polskiego Ładu”, więc znów sprawę odłożono. A potem kryzys z inflacją i znów są ważniejsze sprawy do roboty.
Jedną z osób, która nie może się doczekać likwidacji OFE, jest nasza „Zagorzała Czytelniczka” (jak się podpisuje). Zdecydowała, że chce, by jej środki trafiły na IKE. Nawet 15% „prowizji”, które przy okazji chce pobrać rząd, byłoby dla niej do przełknięcia – jako opłata za odzyskanie kontroli nad własnymi oszczędnościami (bo pieniądze z OFE na 10 lat przed emeryturą i tak byłyby przekazywane do ZUS, a IKE to jednak prywatne konto z dodatkowymi oszczędnościami na emeryturę).
Czytelniczka pyta, co tu jest grane i dlaczego nie doszło do składania deklaracji w sprawie przeniesienia pieniędzy z OFE do IKE. Bo jej pieniądze – i nie tylko jej – tkwią w OFE tak, jak tkwiły. I tam sobie leżakują.
Przeczytaj też: Likwidacja OFE zatrzymana w Sejmie! Co z pieniędzmi? Przedstawiamy sześć konsekwencji tej decyzji. I jedno ważne pytanie
Co dalej z OFE? Ustawa zamrożona, ministerstwo robi przegląd. Co z niego wynika?
Od czasu reformy z 2014 r. fundusze OFE powoli dogorywają. Napływy środków do OFE ustabilizowały się w okolicach 3-3,5 mld zł rocznie (czyli grosze), jednak w ramach „suwaka Rostowskiego” fundusze przekazują pieniędzy do ZUS średnio dwa razy więcej (bo spora część posiadaczy kont w OFE ma już mniej niż 10 lat do emerytury).
Ale nawet jak nowe pieniądze napływały szerszym strumieniem (i nie było odpływów z tytułu suwaka), to wyniki OFE były relatywnie słabe. Średnia stopa zwrotu za lata 2000-2020 wyniosła 6,27%. A waloryzacja składek na ubezpieczenie emerytalne i kapitału początkowego sięgnęła w tym czasie 6,61%. Czyli wychodzi na to, że lepiej wychodziło się na „oszczędzaniu” w ZUS… Ta różnica wynika w sporej części z wysokich opłat, jakie pobierały sobie OFE.
I rządowi eksperci widzą, że to rodzi wielkie problemy dla naszej giełdy w najbliższych latach. Oczywiście nie jest to żadne odkrycie, a raczej zwykła arytmetyka. Jeśli OFE, które mają w portfelach głównie spółki z GPW, będą musiały oddawać więcej środków niż dostają ze składek uczestników oraz z wypłat dywidend – nieuchronnie będą musiały wyprzedawać akcje.
„Udział odpływów netto z tytułu suwaka w aktywach netto OFE w ostatnich latach oscylował wokół 2%. Choć nie była to sytuacja bez wpływu na działalność OFE (…), to fundusze były w stanie się do niej przystosować. Zwiększenie odpływu do poziomu 4-5% aktywów, którego można oczekiwać pod koniec obecnej dekady, będzie jednak poważniejszym wyzwaniem. Wówczas z pewnością nie wystarczy przekazywanie do ZUS głównie środków uzyskiwanych z dywidend spółek znajdujących się w portfelach OFE, trzeba będzie przystąpić do sprzedaży akcji na znacząco większą skalę”
– czytamy w przygotowanym przez Ministerstwo Rodziny i Polityki Społecznej przeglądzie przepisów o systemie emerytalnym. Taki dokument powstaje co trzy lata. I najnowsza edycja została właśnie opublikowana.
Ministerstwo przyznaje więc, że jeśli nic się nie zmieni, to nasz rynek kapitałowy będzie dogorywał pod ciężarem wyprzedających akcje otwartych funduszy inwestycyjnych. Co mogłoby odmienić sytuację? Pojawienie się innego systemu zbiorowego oszczędzania, który stanowiłby źródło popytu.
Część tej dziury łatają PPK, ale są ciągle za małe. Napływy netto do tych funduszy sięgają ok. 300-400 mln zł miesięcznie, ale przecież tylko część tych środków trafia na GPW, bo PPK inwestują też w obligacje i w instrumenty zagraniczne.
Co jeszcze proponuje MRiPS w swoim przeglądzie? Obniżenie opłat. Z tym postulatem trudno się nie zgodzić. Ministerstwo uważa – słusznie – że nie ma powodu, by podobne w gruncie rzeczy produkty emerytalne miały odmienne koszty zarządzania. Skoro prawie dwadzieścia razy mniejsze PPK są w stanie funkcjonować przy opłacie średnio ok. 0,3%, to czemu OFE miałyby brać więcej, a do tego pobierać 1,75% od wszystkich wpływających składek?
Historia zatacza koło? Likwidacji OFE nie będzie, może być za to odwrócenie reformy z 2014 r. Ale nie tak, jak myślicie
Jest jeszcze jeden postulat w sprawie, który – przyznaję – wprawił mnie w osłupienie. Najpierw opowiem, jaka argumentacja za nim stoi – bo jest ona całkiem rozsądna.
Otóż OFE, po tym jak oddały na rzecz ZUS całą obligacyjną część swoich aktywów, stały się jednymi z najbardziej agresywnych i ryzykownych funduszy na rynku. Dlaczego? Bo mają w portfelach głównie akcje z GPW, trochę spółek zagranicznych i obligacji korporacyjnych. A średni wiek uczestnika OFE (nikomu nic nie wypominając) z roku na rok rośnie – bo nowych członków właściwie już nie ma.
„W praktyce liczba nowych członków jest nawet mniejsza niż liczba członków OFE umierających przed osiągnięciem wieku emerytalnego”
– podkreślają autorzy przeglądu. Struktura aktywów OFE jest skrajnie niedopasowana do profilu inwestorów. WIG stracił w ciągu roku prawie 30%. Takie szoki są nieakceptowalne w funduszach osób, które mają za chwilę przejść na emeryturę. Takiemu ryzyku miał zapobiegać mechanizm suwaka – czyli rozpoczęcia przekazywania środków z OFE do ZUS na 10 lat przed emeryturą. Ministerstwo sugeruje jednak dodatkowe zabezpieczenie. Jakie?
Uwaga – werble – przywrócenie możliwości inwestowania w obligacje skarbowe! To dopiero zwrot akcji! Od strony inwestycyjnej pomysł jak najbardziej słuszny. Obligacje skarbowe są wystarczająco płynne, żeby OFE mogły je w razie czego spieniężyć bez ryzyka wywołania załamania na giełdzie (o rynku długu korporacyjnego nie wspominając), a do tego podlegają zdecydowanie mniejszym wahaniom niż rynek akcji.
Jest malutki problem. Właściwie problemik. Niuansik. Osiem lat temu nasze państwo uznało, że pieniądze zgromadzone w OFE to nie są środki prywatne tylko publiczne. A więc kupowanie przez OFE obligacji to tak jakby państwo pożyczało samo od siebie. Więc można ten dług umorzyć. Taką interpretację przyklepał nawet Trybunał Konstytucyjny w 2015 r.
Nie bardzo więc rozumiem, jak rząd chciałby wyjaśnić – z prawno-ustrojowego punktu widzenia – ponowne otwarcie OFE na obligacje skarbowe. Ale z drugiej strony… wiele rzeczy można powiedzieć o obecnej władzy, ale akurat dbanie o spójność uchwalanych przepisów z konstytucją – raczej nie należy do jej priorytetów.
Tak więc, droga Zagorzała Czytelniczko – po pierwsze serdecznie pozdrawiamy i dziękujemy za wiadomość. Po drugie w sprawie OFE od lat dużo się mówi, a niewiele się dzieje.
„Ci, którzy nie zanieśli pieniążków w ząbkach do ZUS, jak zwykle zostali wystawieni zadkiem na zimny syberyjski wiatr, póki co zadek jeszcze ubrany, bo środki na koncie są, ale w istniejącej sytuacji wolałabym mieć na nie większy wpływ niż pozostawiać je w rękach OFE”
– pisze nasza czytelniczka. Zasadniczo się z nią zgadzamy, ale niewiele mamy na pocieszenie. Wszystkie nasze zadki jadą na tym samym wózku i tak samo się odmrażają. I wiele wskazuje na to, że ta syberyjska zima szybko się nie skończy.
Źródło zdjęcia: marcelkessler/Pixabay