Która waluta ma przed sobą najjaśniejszą przyszłość? Czy dolar przestał być bezpieczną przystanią? Która waluta może go zastąpić? Czy frank szwajcarski będzie nadal zyskiwał na wartości? Czy jen japoński stanie się nową walutową gwiazdą? Czy funt brytyjski wróci do gry? Czy euro będzie nową walutą rezerwową świata? A może zostanie nią chiński juan? Która waluta jest naszym ulubionym „wakacyjnym” pieniądzem? Zapraszam do rozmowy z Maciejem Przygórzewskim, który w świecie walut obraca się od blisko 20 lat
„Mam wrażenie, że przez całe nasze życie będziemy słyszeli o końcu dolara, a niewykluczone, że w ogóle tego nie zobaczymy. Amerykańska gospodarka, nawet jeśli nie jest takim hegemonem jak kiedyś, to – umówmy się – wciąż jest najpotężniejszą gospodarką świata. Każdy by chciał słabnąć tak jak oni” – mówi mój dzisiejszy gość Maciej Przygórzewski z platformy walutowej Walutomat.pl i rysuje jeden scenariusz, który może spowodować, że najpopularniejsza dziś waluta świata stanie się pułapką dla jej posiadacza.
- Jak zacząć inwestować? Jak kupić swój pierwszy ETF? Gdzie go znaleźć i na co uważać? Przewodnik krok po kroku dla debiutantów [POWERED BY XTB]
- Prawdziwym królestwem gotówki nie są Niemcy. Jest nim dalekowschodni gigant znany z nowych technologii. Ludzie wolą tam banknoty. Dlaczego? [POWERED BY EURONET]
- Ile kosztuje nas drogowa brawura? Podliczyli koszty zbyt szybkiej jazdy w skali kraju. Jak „zaoszczędzić” życie i pieniądze? Technologia na pomoc [POWERED BY PZU]
Co zamiast dolara? Czy istnieje waluta, która mogłaby przejąć po nim pałeczkę? Zapraszam do przeczytania rozmowy, w której sprawdzamy, która waluta świata ma przed sobą najlepsze perspektywy i od czego zależy, czy te perspektywy się zrealizują.
Maciej Samcik: Od czasu, gdy nastąpiła pełnoskalowa agresja Rosji na Ukrainę, dość często mówiło się o konieczności dywersyfikacji naszych oszczędności. Jedną z walut, która miała być lekarstwem na ewentualną niestabilność złotego i ogólnie walut mniej stabilnych krajów, miał być dolar. Dziś ten dolar jest w odwrocie. Pierwsza połowa roku była, zdaje się, najgorszym okresem dla dolara od kilkudziesięciu lat. Czy to w jakiś sposób anihiluje tezę o konieczności dywersyfikacji oszczędności między różne waluty, z dolarem na czele?
Maciej Przygórzewski, dyrektor operacyjny Walutomat.pl: Moim zdaniem nie, natomiast musimy rozróżnić dywersyfikację od inwestowania. Dywersyfikacja, co do zasady, nie ma najczęściej na celu maksymalizacji zysku, tylko minimalizację ryzyka w portfelu. Gdybyśmy patrzyli na dolara z perspektywy „inwestycyjnej”, to faktycznie w ostatnich miesiącach nie dał zarobić. Natomiast jeżeli dolar ma nas zabezpieczać przed pewnymi ryzykami, bo np. boimy się eskalacji konfliktu na Wschodzie, to ta waluta jest jak najbardziej, w dalszym ciągu, prawidłowym wyborem.
Gdyby zintensyfikowała się rosyjska agresja na terytorium naszego sąsiada, dolar wróciłby do łask, przynajmniej przejściowo. Zatem jego posiadanie w portfelu może być elementem „ubezpieczenia”. Nie zmienia to faktu, że amerykańska administracja, jeżeli chce zbilansować wymianę handlową Ameryki ze światem, potrzebuje słabszego dolara. To powoduje, że amerykańskie towary są bardziej konkurencyjne za jej granicami.
Jeśli Donald Trump nie jest w stanie z jakichś przyczyn wprowadzić aż tak wysokich ceł, jakie chciałby wprowadzić, to może de facto nałożyć rodzaj dodatkowych „sztucznych ceł” na cały świat w postaci słabego dolara. Czy to jednak nie zbliża nas do głębokiego kryzysu tej waluty?
Pamiętam odtrąbianie końca dolara od moich czasów studenckich. To taki temat, który wraca jak bumerang. Dolar się kończył, jak Chińczycy musieli wykupić obligacje amerykańskie w dużych ilościach. Wcześniej się kończył, jak robili to Japończycy. Kończył się w 2008 r. w czasie kryzysu. Mam wrażenie, że przez całe nasze życie będziemy słyszeli o końcu dolara i niewykluczone, że w ogóle tego nie zobaczymy. Amerykańska gospodarka, nawet jeśli nie jest takim hegemonem jak kiedyś, wciąż jest najpotężniejszą gospodarką świata. Każdy by chciał słabnąć tak jak oni.
No dobrze, a co z euro? Pojawiły się mniej więcej w tym samym czasie, kiedy zaczęto kwestionować wiarygodność dolara, hipotezy, że euro stanie się światową walutą rezerwową. I że to jest ta waluta, na którą się warto „przesiąść” z dolara. Czy to Twoim zdaniem może być sensowny ruch?
Moim zdaniem, jeżeli w ogóle będziemy się przesiadać z dolara, to raczej na koszyk walut niż na pojedynczą walutę. Wydaje mi się, że dolar będzie tracił stopniowo na wartości. Natomiast upadek jednego hegemona na rynku walutowym nie musi, moim zdaniem, oznaczać pojawienia się nowego.
Przyszłość będzie leżała w pewnej równowadze: będzie silna waluta jednej strony świata, czyli dolar, z naszej strony na znaczeniu może zyskiwać euro, natomiast w Azji również „coś” się pojawi. Czy to będzie juan czy jakaś inna waluta w ramach sojuszu, który starają się budować Chińczycy, dopiero zobaczymy. Wydaje mi się, że przez najbliższe kilkanaście lat będziemy się obracać wokół tej „walutowej trójki”. Kiedyś mieliśmy jeszcze funta jako taką walutę i wydaje mi się, że funt już nie wróci do tego miejsca, które zajmował w świecie.
To, co się dzieje z długiem amerykańskim, może być dodatkowym zagrożeniem dla dolara i jego notowań? Bo mamy grubo ponad 36 bilionów dolarów zadłużenia przy 6–7 bilionach dolarów rocznych wpływów podatkowych i przy ponad bilionie dolarów obsługi samych odsetek… Czy to może być problem dla kogoś, kto w dolarze trzyma część swoich oszczędności?
To byłby bardzo duży problem w momencie, gdyby sytuacja geopolityczna na świecie się uspokoiła, bo wtedy rozpocznie się szukanie wyższych stóp zwrotu. To będzie moment, w którym będziemy stopniowo widzieli coraz większe osłabienie dolara. On nieprędko musi nadejść, bo świat wszedł w erę turbulencji, nie widać nadziei na geopolityczny spokój. Natomiast gdyby do niego doszło, to dolar by się osłabiał, a Amerykanie w moim odczuciu nie będą robić wiele, żeby temu zapobiec.
Są tak mocno zadłużonym krajem, że nic innego jak osłabianie (w sposób kontrolowany) własnej waluty im nie pozostało? Słabsza waluta przeważnie wynika z niskich stóp procentowych…
Im niższe będą mieli stopy procentowe, tym łatwiej będzie im rolować zadłużenie. To samo zresztą widzimy w przypadku Japonii. W Japonii mamy bardzo duże zadłużenie i bardzo niskie stopy procentowe od dekad. I Japonia nieźle z tym żyje.
Czy Ameryka może podążyć drogą Japonii, czyli trzymać niskie stopy procentowe i dzięki temu przedłużać możliwość rolowania tego gigantycznego długu, unikając bankructwa?
Jeżeli byśmy poszli tym scenariuszem, to od dolara trzeba uciekać. Ale nawet gdyby on miał się realizować, to nie będzie to raczej ani bardzo szybki, ani gwałtowny proces.
Ale do czego uciec? Do złota jako quasi waluty, która może się od dolara tym różnić, że nie można jej dodrukować? Zacząłeś mówić o tym, że Azjaci czy sojusz BRICS mogą próbować promować jakąś swoją walutę i pojawia się hipoteza, że to może być waluta częściowo przynajmniej oparta na rezerwach złota. Te rezerwy złota w państwach BRICS mocno się zwiększają i co więcej, pojawiają się też na tamtym terenie jakieś duże magazyny złota, co by oznaczało, że oni mają na to jakiś plan. Czy Twoim zdaniem złoto jest jakąś alternatywą dla dolara?
Złoto zawsze będzie alternatywą, ale trzeba pamiętać o jednej bardzo ważnej rzeczy: inwestując w dolara czy w dowolną inną walutę, dostaje się jakieś kupony od obligacji, odsetki od lokat. Te pieniądze trzeba przecież w czymś trzymać. Rentowność amerykańskich obligacji trzyma się w okolicach 4–5% rocznie, a to są wciąż w miarę bezpieczne papiery.
Złoto to „ubezpieczenie od końca świata”. Jeśli końca świata nie będzie, to złoto nie będzie dobrą inwestycją?
My, trochę błędnie, myślimy o złocie jako wyłącznie o biżuterii albo sztabkach w banku centralnym. A złoto jest wykorzystywane w coraz większym zakresie do rozwoju technologii, jest jednym z kluczowych materiałów w telekomunikacji, w medycynie. Złoto staje się metalem przemysłowym. Do momentu, kiedy będzie trwał postęp technologiczny w oparciu o złoto i nie znajdziemy dla niego alternatyw technologicznych, tak długo to złoto będzie miało dobrą passę. Tym bardziej że wiele banków centralnych, zwiększając rezerwy złota, zwiększa sobie stopę zwrotu.
Im więcej kupuję tego złota, tym ono jest droższe. Czyli złota bynajmniej nie skreślamy, chociaż nie płaci odsetek ani dywidend. Co do dolara: stawiamy pewien znak zapytania; nie uważamy, żeby to była waluta, która zostanie zniszczona bardzo szybko. Natomiast, gdyby okazało się, że w banku centralnym USA objawi się człowiek bardzo usłużny politykom i stopy procentowe będą trzymane poniżej poziomu inflacji, to dolar też stanie się ryzykownym „papierem”.
Co do banku centralnego oczywiście jest takie ryzyko, natomiast jeśli obawiamy się jakichś skrajnych wydarzeń w geopolityce, to dolar jest jakimś „ubezpieczeniem”. Patrząc na mapę, potencjalne konflikty raczej będą wybuchały bliżej Europy niż bliżej Stanów Zjednoczonych.
Chyba że rywalizacja Ameryki z Chinami wejdzie w „gorącą fazę” na Tajwanie. Wtedy możemy mieć pierwszy od bardzo, bardzo dawna konflikt, który jakoś tam mógłby zahaczyć o Amerykę. Chociaż po tym, jak Ameryka weszła do gry na Bliskim Wschodzie (zbombardowanie celów w Iranie), wydaje mi się, że nie ma na świecie państwa, które chciałoby wejść w „gorącą fazę” konfliktu z Ameryką.
Waluty traktujemy generalnie jako sposób na zabezpieczenie, hedging, niekoniecznie jako inwestycję sensu stricto, bo do inwestowania mamy jednak inne narzędzia i instrumenty.
Dolar i euro są najważniejsze. Ale na stole mamy też inne waluty, w tym waluty uznawane za spokojne, „bezpieczne przystanie”. Myślę trochę o funcie brytyjskim, chociaż on stracił ten nimb jakiś czas temu. I o franku szwajcarskim, o jenie japońskim. Z jenem mam ten problem, że to jest jednak blisko Tajwanu, Chin i mimo wszystko to jest zadłużony kraj, który już nie jest w stanie osiągać wysokiego wzrostu gospodarczego. Natomiast frank szwajcarski to jest ostatnio gwiazda. Czy to, Twoim zdaniem, nadal może być atrakcyjny punkt w portfelu? Szwajcarski bank centralny robi wszystko, żeby franka osłabić, natomiast inwestorzy kupują frankowe obligacje, nawet z oprocentowaniem 0%.
Franka traktuję jako substytut złota: coś, co nie daje odsetek, bądź prawie nie daje odsetek, ale generalnie z czasem zyskuje na wartości. Musimy pamiętać o jednej różnicy między frankiem a jenem. Gospodarka szwajcarska, mimo tego że jest bardzo jakościowa, jest relatywnie mała. Wielkość gospodarki szwajcarskiej jest w pewien sposób oderwana od potencjału waluty. Bank centralny Szwajcarii walczy, żeby ten ciągle umacniający się frank nie spowodował drożyzny w Szwajcarii. Gdy frank szwajcarski będzie się cały czas umacniał, będzie to miało negatywne efekty dla gospodarki Szwajcarii.
Z drugiej strony mamy Japonię, gospodarkę dużą i potężną. Na wartość tej waluty, uznawanej za „spokojną przystań”, do tej pory wpływał mechanizm carry trade. Ponieważ stopa procentowa w Japonii była w bardzo długim okresie wyraźnie niższa od amerykańskiej, inwestorzy brali kredyt w jenie japońskim, przewalutowywali go na dolary i realizowali inwestycje w dolarach. Sprzedawane masowo – w ramach tego mechanizmu – jeny japońskie powodowały, że kurs jena tracił na wartości. A to z kolei powodowało, że kredyt w jenach „sam się spłacał”. W rezultacie na spłatę kredytu w jenach potrzeba coraz mniej dolarów. Przypomina to trochę kredyty we frankach szwajcarskich przed rokiem 2008.
Ostatnio japoński bank centralny zaczął podwyższać stopy procentowe, a amerykańskie stopy mogą spaść. Jen przestał się też osłabiać, więc mechanizm carry trade chyba się załamuje. Czy to oznacza, że jen może zyskiwać na atrakcyjności?
W pewnych okolicznościach to może być naprawdę topowa waluta światowa. W pewnym momencie – choć nie podejmuję się odpowiedzi na pytanie, kiedy ten moment nastąpi – możemy mieć pewien rodzaj powtórki historii znanej z franka szwajcarskiego.
Porozmawiajmy chwilę o wakacjach. Czy istnieje coś takiego jak „wakacyjna waluta”, tzn. taka waluta, która w kantorze internetowym jest chodliwa tylko w czasie wakacji, tylko latem?
Była taka waluta, ale Chorwacja weszła do strefy euro. Gdybyśmy rozmawiali dwa lata temu, to z pewnością wskazałbym kunę chorwacką. Bardzo silnymi walutami wyjazdowymi są wbrew pozorom główne waluty. Jeżeli sobie spojrzymy z perspektywy polskich wyjazdów, to większość z nas wyjeżdża do państw strefy euro.
Jak to euro kupować, żeby to było racjonalne ekonomicznie? Zawsze jest pytanie, czy to euro jest dzisiaj drogie czy tanie? Co byś radził komuś, kto chce w sposób racjonalny i zoptymalizowany kosztowo zaopatrzyć się w taką wakacyjną walutę jak euro?
Jeżeli mam do wyjazdu określoną liczbę miesięcy, tygodni, to dzielę sobie ten okres na równe części i proporcjonalnie dokupuję walutę. Dzięki temu mam pewne uśrednienie kursu w tym czasie. Spójrzmy sobie na to, co się dzieje z polskim złotym w stosunku do euro. Mieliśmy w tym roku dołek w okolicach 4,13 zł, górkę w okolicach 4,30 zł, czyli różnica wynosi mniej więcej 17 groszy, jakieś 4%. To nie jest dużo. Jeżeli bardzo źle wybierzemy metodę zakupu waluty, to możemy właśnie te 4% stracić. Metoda jest zatem ważniejsza niż moment.
————————
ZAPROSZENIE:
Skorzystaj z największej w Polsce i najdłużej funkcjonującej na polskim rynku platformy wymiany walut, która nieprzerwanie działa już od 15 lat – Walutomat.pl. Za pomocą tej platformy pochodzącej z Poznania również Ojciec Redaktor (pochodzący z Poznania) wymienia waluty po dobrych kursach. Jak widać, wielkopolska solidność się przyciąga. Prowizje za wymianę walut na platformie Walutomat (czyli drugi element kosztów poza minimalnym spreadem walutowym) zaczynają się od 0,06% wartości wymiany i nigdy nie przekraczają 0,2%.
W niektórych bankach są już sprawnie działające kantory internetowe. Ale nie każdy ma w ofercie tyle walut oraz tak dobre kursy jak Walutomat. Na każdym 1000 euro wymiany na złote zaoszczędzić można 140–200 zł w porównaniu ze standardową ofertą rynkową z bankowych tabel wymiany walut. Dla nowych klientów, czytelników „Subiektywnie o Finansach”, Walutomat.pl ma specjalny kod rabatowy na dodatkowe korzyści z wymiany walut. Kliknij tutaj i sprawdź
————————
Walutomat jest popularnym kantorem internetowym. W erze, w której prawie każdy bank ma swój kantor internetowy i pozwala klientom na wymienianie walut, pozostajecie popularnym miejscem. Dlaczego ludzie korzystają z pozabankowego kantoru internetowego, chociaż mają podobne narzędzia w swojej aplikacji bankowej?
Kantor internetowy jest narzędziem. Wszystkie narzędzia mają jakieś swoje zastosowania. Są takie zastosowania, w których Walutomat jest tylko trochę lepszy od banku, po prostu będzie miał odrobinę niższą prowizję, może jeszcze uda się urwać jakieś ułamki procentu na kursie wymiany. Ale jeśli chodzi o płatności zagraniczne, to większość banków jeszcze nie ma bogatej i atrakcyjnej cenowo oferty. Korzystając z Walutomatu, można bardzo dużo urwać np. na koszcie przelewu zagranicznego.
Jeżeli myślimy o wyjeździe wakacyjnym i płatność za hotel nie jest przyjmowana kartą, a wyłącznie przelewem bankowym, to przelew tradycyjny w banku zagranicznym bardzo często wiąże się z trzycyfrową kwotą prowizji w złotych. Na tym przelewie można zaoszczędzić bardzo dużo.
Kolejnym elementem jest zakres walut. Jeżeli będziemy chcieli pojechać gdzieś dalej, na przykład do Bułgarii czy Turcji, to ja nie wiem, czy którykolwiek polski bank ma dla klienta indywidualnego konto, bądź możliwość płatności w którejś z tych walut. Takie kantory jak nasz, poprzez partnerstwa z innymi instytucjami, mają możliwość zaoferowania dużo szerszej gamy walut i mamy to wszystko w jednym miejscu. Jeśli już ktoś raz skorzysta z naszych usług – bo np. jedzie do Chin czy Japonii – to potem korzysta z nich, także wymieniając euro czy dolary. Nie chce co roku szukać nowego rozwiązania.
Jak ten rynek będzie wyglądał za kilka lat? Banki cały czas się zbliżają do pozabankowych kantorów internetowych, jeżeli chodzi o funkcjonalność i korzyści dla klientów. Z drugiej strony są klasyczne platformy fintechowe, których podstawową funkcją już nie jest tylko wymiana walut, a raczej wszechstronna obsługa klienta.
Jako klienci potrzebujemy bankowości, ale nie potrzebujemy banków. Wielu z naszych konkurentów już skręciło w tę drogę: mają licencje bankowe, mimo że nie prowadzą tradycyjnej bankowości. Oferują bardzo wielofunkcyjny rachunek płatniczy. My do tej pory mieliśmy bardzo konserwatywne podejście do ryzyka. Ale Walutomat będzie mógł również pełnić funkcję podstawowego rachunku płatniczego dla osób pracujących w Polsce, lecz mających problem z „ubankowieniem się” tutaj.
Jeżeli przyjeżdżamy z zagranicy do innego kraju, to często łatwiej znaleźć tam pracę niż otworzyć konto w banku. Natomiast, jak się zaczęło pracę i dostaje pieniądze, to trzeba zapłacić za jedzenie, za mieszkanie, za jakieś rozrywki, za transport. W tym momencie instytucje fintechowe mogą tego typu konsumentów „ubankowić”.
Są tu pracownicy sezonowi, dla których procedura otwarcia rachunku bankowego będzie trwała miesiącami, a oni przyjeżdżają na pół roku. Nie mogą być odcięci od płatności. Dla takich osób usługi takie jak nasza mogą być przydatne. Oczywiście również do wymiany walut, ale przede wszystkim do płacenia, wpłat oraz wypłat.
Jakie widzisz zastosowania dla sztucznej inteligencji w działalności kantorowo-rozliczeniowo-płatniczej?
Jestem sceptycznie nastawiony do tego, żeby sztuczna inteligencja podejmowała za nas decyzje. Natomiast jeżeli mówimy o doradzaniu klientom, to dzieją się bardzo fajne rzeczy. Coraz częściej, nawet nie wiedząc o tym, będziemy rozmawiać ze sztuczną inteligencją. Nie mówię o czat botach, których wielu z nas, delikatnie mówiąc, nie lubi. Sztuczna inteligencja pozwala zoptymalizować wyszukiwarki na stronach internetowych. Mogę mieć taką tradycyjną wyszukiwarkę, która szuka słów kluczowych, które wpisałem, albo mogę mieć wyszukiwarkę popartą rozwiązaniami AI, która będzie szukać wszelkich możliwych synonimów. Ta druga da dużo lepsze rozwiązania.
Dziękuję za rozmowę!
Dłuższa wersja tej rozmowy (z wątkami dotyczącymi bezpieczeństwa i regulacji) jest do obejrzenia na naszym kanale Youtube, zapraszamy!
Czytaj też o walutach:
————————
ZAPROSZENIE:
Skorzystaj z największej i najstarszej w Polsce platformy wymiany walut, która nieprzerwanie działa od 15 lat – Walutomat.pl. Za pomocą tej platformy również Ojciec Redaktor wymienia waluty po dobrych kursach. Prowizje za wymianę walut na platformie Walutomat zaczynają się od 0,06% wartości wymiany i nie przekraczają 0,2%. Dla nowych klientów, czytelników „Subiektywnie o Finansach”, Walutomat.pl ma specjalny kod rabatowy na dodatkowe korzyści z wymiany walut. Kliknij tutaj i sprawdź
————————
Niniejszy artykuł jest częścią akcji edukacyjnej, którą blog „Subiektywnie o Finansach” prowadzi wspólnie z firmą Currency One, właścicielem Walutomatu, największej niebankowej platformy wymiany walut w Polsce
zdjęcie tytułowe: Pixabay





