Europejski sąd TSUE nie pomógł polskiemu sędziemu, który szukał kompromisu – być może niegłupiego – między frankowiczami żądającymi pieniędzy a bankiem. Ten ostatni twierdzi, że wszystko zrobił tak, jak trzeba. Bo na spreadach nie zarobił, a klienta oszukać nie chciał. Sąd rejonowy zapytał, czy można by w takim przypadku uznać, iż – choć klauzula wprost tego nie mówi – kurs spłaty kredytu to po prostu kurs rynkowy. „Kurs waluty ma być ustalany tak, żeby klient w każdej chwili mógł go sobie wyliczyć” – orzekł TSUE. Co to zmienia na polu sądowej walki frankowiczów z bankowcami?
Jakkolwiek wszystko, co najważniejsze w sprawach europejskiego „wsadu intelektualnego” do polskich sporów o kredyty frankowe, zostało już chyba powiedziane, to od czasu do czasu europejski trybunał TSUE odpowiada na pytania szczegółowe zadawane przez polskie sądy.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
I to bywa ciekawe, bo nasi sędziowie wciąż nie stosują jednolitej linii orzeczniczej, a Sąd Najwyższy uchylił się od jej wyznaczenia. Sędziowie radzą więc sobie z wątpliwościami we własnym zakresie i czasem o coś zapytają europejski sąd.
Czytaj więcej o uniku Sądu Najwyższego: Nie ma frankowej uchwały Sądu Najwyższego. Co to oznacza? (subiektywnieofinansach.pl)
Kurs rynkowy? Kurs NBP? Co jest w umowie, a co widać na koncie?
Tym razem zajął się on pytaniem warszawskiego sądu rejonowego ze stycznia 2020 r., które dotyczyło możliwości nieco bardziej liberalnego spojrzenia na kwestię sposobu, w jaki bank ustala kursy walut w kredycie indeksowanym do franka. Sprawa jest niezwykle ciekawa.
Chodzi o kredyt z maja 2008 r. na kwotę 460 000 zł na 40 lat. Kredyt był indeksowany do franka szwajcarskiego, a jego oprocentowanie zostało uzależnione od stawki LIBOR CHF 3M powiększonej o marżę w wysokości 1,2%.
W regulaminie kredytu znalazł się standardowo rozmydlony zapis, że raty kredytu pobierane są z rachunku bankowego kredytobiorcy „według kursu sprzedaży zgodnie z tabelą obowiązującą w banku na koniec dnia roboczego poprzedzającego dzień wymagalności raty spłaty kredytu”.
Od 2013 r. kredyt był już spłacany bezpośrednio we frankach szwajcarskich. Ale od 2008 r. do tego czasu frankowicze spłacili znacznie więcej, niż gdyby to był kredyt złotowy. I więcej niż wtedy, gdyby był spłacany po kursie NBP, a nie rynkowym. Złożyli więc pozew o zwrot 50 000 zł nadpłaty, powołując się na nieuczciwość klauzuli.
Oś sporu jest taka, że – jak relacjonował we wniosku do TSUE polski sąd – dla banku warunek zawarty w klauzuli indeksacyjnej oznacza, że kurs wymiany mógł być określany w zależności od kursu rynkowego franka. Kredytobiorcy rozumieli go inaczej: że powinien być ustalany na podstawie kursu obiektywnego, np. średniego kursu NBP.
Polski pomysł na frankowy kompromis: „uznajmy, że chodziło o kurs rynkowy”
Polski sąd zgodził się z klientami, że klauzula jest nieprecyzyjna, ale zaczął się zastanawiać, czy w świetle długiego terminu spłaty kredytu i zmienności kursów walut bank miał w ogóle możliwość, żeby sporządzić klauzulę indeksacyjną w taki sposób, który umożliwiłby kredytobiorcy samodzielne ustalenie kursu waluty w dowolnym momencie. „Taki poziom precyzji jest w praktyce niemożliwy do osiągnięcia” – argumentuje polski sąd.
Jaka jest alternatywa? Poszukanie – w myśl art. 65 Kodeksu cywilnego – „wspólnego zamiaru stron umowy”. W tym konkretnym przypadku byłaby to wartość rynkowa obcej waluty. „Takie rozwiązanie zapewniałoby równowagę praw i obowiązków stron umowy”.
Polski sąd argumentuje, że bank stosował przez cały czas kursy rynkowe walut, a zatem nie można uznać, że działał w złej wierze i wykorzystywał – jak kilka innych banków – nieprecyzyjną klauzulę po to, by żyłować spready walutowe i nabijać sobie kieszenie zyskami. „W tym zakresie można co najwyżej przypisać bankowi pewną niefrasobliwość, ale nie chęć ukształtowania klauzuli umownej celem pokrzywdzenia konsumenta poprzez stosowanie arbitralnych i oderwanych od rynkowych kursów walut obcych” – pisze polski sąd.
I sonduje, czy byłoby możliwe – w świetle unijnego prawa – uznanie, że wymóg jednoznacznego sformułowania klauzuli (czyli takiego, żeby konsument mógł samodzielne określić kurs spłaty w danym dniu) jest spełniony nawet w sytuacji, gdy klauzula jest sformułowana w sposób ogólniejszy, a mianowicie odnoszący się do rynkowej wysokości waluty obcej.
A jeśli tak – pyta polski sąd – to czy można przyjąć, że regulamin określa kursy kupna i sprzedaży waluty obcej nie w sposób dowolny, lecz wolnorynkowy, bo tak de facto było i nikt tu nikogo nie chciał oszukać.
To ważna rzecz, bo gdyby uznać, że nieprecyzyjna klauzula indeksacyjna mogła być „domyślnie” rozumiana jako taka, która pozwala bankowi na stosowanie kursu co najwyżej rynkowego (z minimalnym spreadem takim, jaki obowiązuje na rynku), to dużą część umów kredytowych będących dziś w sądach udałoby się uratować. Czyli nie unieważniać ich, a jedynie przyjmować, że „kurs z tabeli sprzedaży banku” to to samo, co kurs rynkowy.
Zobacz przykładową ugodę banku z frankowiczem: Bank Millennium i ugoda dla frankowicza: „Czy to mi się opłaca?”. Liczymy (subiektywnieofinansach.pl)
Polski sąd chciał dobrze, ale TSUE nie pozwolił
Sędzia TSUE podrapał się po głowie i przyznał, że dobrze prawi polski sąd tzw. odsyłający, iż w przypadku umowy kredytu indeksowanego kredytodawca nie może przewidzieć zmiany obciążenia finansowego, jakie może pociągnąć za sobą mechanizm indeksacji. Ale od razu dodał, że to nie może uzasadniać braku wskazania w umowie „dokładnych kryteriów stosowanych przez bank w celu ustalenia kursu wymiany (…) co umożliwiłoby konsumentowi określenie w każdej chwili tego kursu wymiany”.
Co gorsza, TSUE oświadczył, że nie jest możliwe, by polski sąd, który stwierdził nieuczciwy charakter zapisu umowy „dokonał wykładni tego warunku w celu złagodzenia jego nieuczciwego charakteru, nawet jeśli taka wykładnia odpowiadałaby wspólnej woli stron”.
A więc po pierwsze nie da się powiedzieć, że „kurs z tabeli sprzedaży” to to samo, co „kurs rynkowy”, nawet jeśli realnie przez cały okres spłaty bank to tak rozumiał, a klient to akceptował. A po drugie nie można przyjąć, że zapis o „kursie z tabeli sprzedaży” daje konsumentowi możliwość wyliczenia w każdej chwili, jaką wartość ma jego kredyt lub najbliższa rata.
Co to oznacza w praktyce? Że próba pewnego kompromisowego rozwiązania opartego na interpretacji tego, w jaki sposób umowa była realnie wykonywana, którą podjął polski sąd, nie znalazła zrozumienia w TSUE. Gdyby znalazła, to zrobiłoby się ciekawie – otworzyłaby się bowiem możliwość interpretowania nieprecyzyjnych zapisów klauzuli indeksacyjnej w taki sposób, że jeśli bank nie „rżnął” klientów bezczelnie na kursach – umowa mogłaby być utrzymana.
Byłoby to może i jakośtam wyważone, bo z jednej strony konsument nie doczekał się jasnego i precyzyjnego zapisu w umowie, a z drugiej strony bank tego nie wykorzystał, lecz ustalał kursy w taki sposób, że nie czerpał z tego dodatkowych zysków. No ale sprawa się rypła i ta próba wprowadzenia do orzecznictwa „konia trojańskiego” pozwalającego zaskoczyć frankowiczów większą swobodą w interpretacji umowy się nie udała.
—————————–
„Finansowe sensacje tygodnia”: posłuchaj nowego odcinka naszego podcastu!
W tym odcinku „Finansowych sensacji tygodnia” wracamy do tematów ubezpieczeń, w tym komunikacyjnych, które wzbudzają dziś najwięcej kontrowersji. A konkretnie – rozmawiamy o tym, ile powinna kosztować naprawa samochodu. I o co tak naprawdę idzie w sporze pomiędzy warsztatami samochodowymi a największą firmą ubezpieczeniową PZU. Poza tym zastanawiamy się, czy ubezpieczenia samochodów zdrożeją, czy pandemiczne konsekwencje gospodarcze zachęcą Polaków do kupowania polis autocasco, czy nadchodzi czas ubezpieczeń wycenianych przez sztuczną inteligencję i z ceną indywidualnie dostosowaną do profilu konkretnego klienta? Naszym gościem jest Grzegorz Goluch, prezes PZU Pomoc, czyli firmy organizującej kierowcom wsparcie m.in. wtedy, gdy nastąpi „dzwon”. Podcast jest pod tym linkiem, jak również na Spotify (tu jest w dziesiątce najpopularniejszych podcastów newsowych), Google Podcast, Apple Podcast i na kilku innych platformach podcastowych.
zdjęcie: Ian Schneider/Unsplash