Zastąpiło mi kiedyś drogę trzech panów o fizjonomii świadczącej, iż mają za sobą „ciężkie wczoraj” i minach sugerujących, że moje „jutro” też może nie być lekkie. Rzecz się działa w Częstochowie, a panowie zamiast kosy wyciągnęli zza pazuchy… obrazki ze świętym Józefem, oczekując ode mnie satysfakcjonującej obie strony „cołaski”. Dlaczego przytaczam tę przygodę? Bo z takim działaniem kojarzy mi się greenwashing, czyli wyciąganie pieniędzy od inwestorów pod pozorem „zieloności” spółki czy funduszu. Jak się nie dać nabrać?
Odpowiedzialne inwestowanie i kryteria ESG w biznesie i inwestowaniu – to przestało już być ciekawostką czy dziwactwem, a stało się normą i ważnym trendem. Ale nie da się zrobić tak, żeby wszyscy byli wyjątkowi, choć wielu by chciało. Dlatego zaczęło się kombinowanie z kryteriami, naciąganie, szukanie luk, a czasami zwyczajne oszustwa. Jednym słowem – greenwashing.
- Zastanawialiście się kiedyś, ile śladu węglowego generuje Wasza firma? Warto wiedzieć, bo coraz częściej mogą Was o to pytać. Jak policzyć swój ślad? [POWERED BY BANK PEKAO]
- Na jaki procent założyć lokatę, żeby ochronić swoje pieniądze przed inflacją? Trzy kroki [POWERED BY RAISIN]
- Polska na ścieżce inwestycji, Europa na ścieżce konfrontacji. Dr Ernest Pytlarczyk o deglobalizacji [POWERED BY BANK PEKAO]
Firmy chcą być „zielone”, bo coraz więcej banków uzależnia od tego kredytowanie. A „odpowiedzialne” fundusze inwestycyjne potrzebują akcji i obligacji „zielonych” emitentów. I tak się to kręci. Na końcu są zaś inwestorzy indywidualni, którzy – opierając się czy to na przekonaniach etycznych, czy na poszukiwaniu wyższych stóp zwrotu – chętnie kupują produkty, które mają ładną etykietkę. Trzeba jednak patrzeć na skład.
Czy odpowiedzialne inwestowanie ma finansowy sens? Zdania są podzielone, ale jeszcze do niedawna za produktami zarządzanymi zgodnie z ESG stały liczby. Analiza Morningstar (firmy specjalizującej się w ocenie funduszy inwestycyjnych) pokazuje, że stopy zwrotu spółek o niskim ryzyku ESG są w krótkim i długim terminie wyższe niż tych o wyższym ryzyku.
Dlaczego to może działać? ESG to przecież nie tylko prośrodowiskowe polityki i obniżanie śladu węglowego – chociaż o tym jest najgłośniej, bo te kwestie najłatwiej sparametryzować, ubrać w liczby i pokazać inwestorom. Dużo trudniej pokazać (i stosować) dobre praktyki w zakresie zarządzania i odpowiedzialności społecznej.
Firma e-commerce może się chwalić kupowaniem elektrycznych samochodów czy sadzeniem drzew, bo to się dobrze sprzedaje marketingowo. Ale już poprawić warunki pracy zatrudnionym w magazynach… to bardziej problematyczne.
Wojna w Ukrainie to test dla ESG. Czy cały rynek nabrał się na greenwashing?
Jak powszechne jest zarządzanie według kryteriów ESG? Według wyliczeń Deloitte może to być już prawie połowa wszystkich zarządzanych profesjonalnie aktywów na świecie. Oczywiście różne są stopnie zaangażowania w odpowiedzialne inwestowanie. Jedne fundusze zatrzymują się na wykluczaniu części spółek o najniższych ratingach ESG, a inne inwestują tylko w wyselekcjonowane firmy.
Na niezwykle istotną kwestię zwrócili uwagę autorzy z Barron’s, czyli jednego z najbardziej wpływowych mediów finansowych. Fundusze postawiły nieproporcjonalnie dużo na „E”, czyli środowisko, pozostawiając niedowartościowane „S” i „G”. Obnażyła to wywołana przez Rosję wojna.
Notowania firm paliwowych i wydobywczych wystrzeliły w ślad za cenami surowców, przez co wyniki funduszy ESG, w których te sektory były niedoważane, zostały w tyle za benchmarkami. Natomiast jakiegoś wielkiego wsparcia ze strony „odpowiedzialnych” inwestorów dla działań humanitarnych – zwłaszcza w naszym regionie – nie widać.
Czyżby więc cała branża dała się ubrać w greenwashing? Wystarczyło machnąć zielonobrzmiącym sloganem, by zyskać zainteresowanie funduszy? A jeśli tak, to jak ma uniknąć pułapek inwestor indywidualny?
Greenwashing korporacyjny i greenwashing inwestycyjny. Czym się różnią?
Ekologiczne produkty, naturalne składniki – na takie hasła reklamowe chyba już się uodporniliśmy. Ale to właśnie najprostszy przejaw marketingowego „malowania się na zielono”. Puste hasła, którymi producent próbuje uzasadnić wyższą cenę wyrobu, mogą nieświadomego konsumenta kosztować niepotrzebnie wydane kilka złotych.
Reklama rządzi się jednak swoimi prawami, a na każdym opakowaniu znajdziemy skład, więc wystarczy odrobina dociekliwości, by w „prawdziwych, tradycyjnych powidłach według przepisu ciotuni” znaleźć syrop glukozowo-fruktozowy i pół tuzina syntetycznych aromatów i konserwantów.
Gorsza sprawa, gdy za greenwashing korporacyjny biorą się spece od strategii i wskaźników firmy. Wszędzie tam, gdzie są parametry wyrażone liczbowo, da się tak pokombinować, żeby wymagane limity wypełnić możliwie tanim kosztem. Z drugiej strony może lepiej, żeby firmy robiły minimum, niż nie robiły nic…
Prawdziwe problemy zaczynają się, gdy w grę wchodzi zwykłe oszustwo. Pamiętamy aferę Volkswagena, „lidera ekologicznych innowacji w motoryzacji”… Tym liderem był do momentu, gdy na jaw wyszło gigantyczne fałszerstwo testów i badań, a te wszystkie osiągnięcia rozwiały się jak spaliny na wietrze. Tutaj straty poniosła nie tylko firma, jej klienci, środowisko naturalne, ale i cała rzesza „odpowiedzialnych” inwestorów.
Firmy starają się wyglądać na zieleńsze, niż są, nie tylko ze względów prestiżowych, ale i ekonomicznych. Coraz większa część świata finansowego wymaga od emitentów ratingów pod względem jakości kredytowej, ale także i pod względem kryteriów ESG. Agencji, które takie oceny wydają, namnożyło się, bo „odpowiedzialne inwestowanie” stało się biznesem samym w sobie.
Firmy wiedzą, że niższy rating ESG oznacza wyższe koszty finansowania, więc jest to bodziec do tego, by poprawiać swoje oddziaływanie na środowisko – wpływ społeczny i jakość zarządzania jest istotny.
Nie myślcie jednak, że finansiści są świętsi od tego producenta dżemów sprzed kilku akapitów. Oni też mają klientów, którym trzeba zareklamować i sprzedać produkty. Tylko zamiast etykiety z uśmiechniętą ciotunią dadzą w nazwie funduszu słowa takie jak „ESG”, „Impact”, „Responsible”, „Clean”. A zamiast sztucznych polepszaczy smaku dorzucą do portfela kilka spółek, które co prawda nie bardzo pasują do celów, jakimi szczyci się fundusz, ale za to podnoszą stopę zwrotu.
Na dobrą sprawę wszystkim może być na rękę, żeby na kryteria ESG patrzeć przez palce. Przy rosnących cenach ropy każdy zarządzający chciałby, żeby zarabiające na tym koncerny paliwowe załapały się do „zielonej klasyfikacji” i podbijały wyniki.
Na co zwracać uwagę, inwestując z zielonym motywem? Zrób pięć testów
Eksperci portalu Your Green Wealth dają kilka dobrych porad, jak nie dać się nabrać na greenwashing. Wybrałem pięć, które moim zdaniem przydają się przy budowaniu portfela spółek pod kątem ESG.
>>> Sprawdź, czy firma ma rating ESG przyznany przez zewnętrzną agencję. O jakie podmioty chodzi? Tak jak pisałem wcześniej, tego typu instytucji pojawiło się sporo, ale do tych największych i najbardziej wiarygodnych należą m.in. Sustainalytics, ISS (Institutional Shareholder Services) czy CDP. Swoje systemy ocen rozwinęły także takie firmy jak Moody’s, S&P, FTSE Russell lub MSCI.
>>> Czy i jak spółka raportuje swoje podejście do zrównoważonego rozwoju? Przedsiębiorstwa rozwijają raportowanie niefinansowe i – bazując na tym, co znajduje się w takich sprawozdaniach – można wyciągnąć wniosek, na ile poważnie traktuje się kwestie ESG.
>>> Czy plany spółki dotyczące kwestii środowiskowych są na poziomie życzeniowym, czy mają określone harmonogramy działania? Z tym wiąże się też kwestia, jak odległe w czasie są te założenia. Strategię, która ma przynieść efekty za 10 lat, bez konkretnych działań już teraz, można raczej uznać za bajkopisarstwo, czyli właśnie greenwashing.
>>> Jak duża część nakładów inwestycyjnych przeznaczona jest na „zielone” projekty? Przelicz, czy przypadkiem plany spółki w zakresie szeroko pojętego oddziaływania środowiskowego nie mieszczą się w budżecie marketingowym… Warto sprawdzić, czy te projekty mają rzeczywiście zmienić coś w modelu biznesowym firmy czy są tylko ozdobnikiem.
Czasami mało efektowne zmiany mogą być bardzo efektywne. Dział PR pewnie wolałby chwalić się zdjęciami prezesa sadzącego drzewa niż lepszymi filtrami lub usprawnieniem procesów oszczędzających zużycie wody przy produkcji, ale trwałe zmiany biorą się właśnie z takich mało medialnych reform.
>>> Sprawdź, co spółka obiecywała rok, dwa i pięć lat wcześniej. Daleki jestem od tego, by nieodwołalnie potępiać firmy za niedotrzymanie obietnic. Kulturę korporacyjną zmienić jest ciężko. Jeśli już wcześniej przedsiębiorstwo nie spełniało obietnic, to może znaczyć, że coś jest nie tak z zarządzaniem. Niech „G” w Twoim portfelu ESG będzie oznacza „Dżi” jak „Governance”, a nie swojskie „gie” jak…
Jak fundusze malują trawę na zielono? Dwa argumenty i dwa kontrargumenty
Firma inwestycyjna, która zarządza funduszem inwestycyjnym, także będzie chciała zrobić wszystko, by zainteresować klienta swoim produktem. Właściwie większość ostrzeżeń, które przed chwilą wymieniłem, można stosować też do funduszy. Na co jeszcze uważać, jeśli chcemy poważnie podejść do odpowiedzialnego inwestowania?
Po pierwsze – na warstwę opisowo-marketingową. Nazwa funduszu może zwrócić naszą uwagę, ale to nie może być koniec analizy. Powinniśmy sprawdzić, jak zarządzający rozumieją swoją misję, jakie kryteria doboru instrumentów stosują, a jeśli patrzymy na pasywny ETF – na jakim indeksie się opiera.
Po drugie – na rzeczywistą alokację funduszu. Może się bowiem okazać, że deklaracje deklaracjami, a w środku kryją się brudy. Weźmy na warsztat iShares Global Clean Energy ETF. Pasywny fundusz z aktywami 5,6 mld dolarów, oparty na indeksie S&P Global Clean Energy Index. Rzeczywiście 15% portfela stanowią spółki z sektora odnawialnych źródeł energii, ale wśród największych pozycji są producenci prądu Consolidated Edison i Orsted, którzy, owszem, mocno inwestują w OZE, ale 100% „czystość” planują osiągnąć dopiero w przyszłości.
A możemy być już całkiem zaskoczeni, gdy sprawdzimy, że firmy z sektora paliwowego odpowiadają za 2,3% portfela! To dużo w porównaniu ze średnią dla innych funduszy ESG, która wynosi około 1,5%.
Zobaczmy też nasz rodzimy „odpowiedzialny” indeks. Notowany od prawie trzech lat WIG-ESG deklaruje, że składa się ze spółek z WIG20 i mWIG40 uznawanych za odpowiedzialne społecznie. A w portfelu znajdziemy komplet 60 spółek, w tym kontrolowane przez Skarb Państwa PKO BP, PZU czy Pekao, paliwowy Orlen, energetyczną PGE, a nawet górniczą JSW!
Te zastrzeżenia kontruje analiza prestiżowej francuskiej EDHEC Business School. Może raczej uzupełnia. O co chodzi?
Zasada nr 1. Myślenie tylko kategoriami sektorowymi jest dość powierzchowne – i łatwe. Zarówno dla zarządzających, jak i dla klientów. Fundusz może bez wysiłku postanowić, że oleje wszystkie spółki lub sektory, które emitują dużo gazów cieplarnianych i w ten sposób pokaże czysty portfel o niskim śladzie węglowym.
To jednak może być przejaw greenwashingu. Bo czy tego chcemy czy nie, sektor paliwowy jest ważnym elementem światowej gospodarki i bez niego sobie w najbliższej przyszłości nie poradzimy. Zamiast potępiać je w czambuł, odpowiedzialni inwestorzy powinni wspierać zieloną transformację właśnie tych spółek, które dotychczas dużo szkodziły środowisku. Łatwo jest zbudować portfel firm informatycznych, które pochwalą się tym, że prawie nie emitują CO2, ale to stoi w sprzeczności z całą ideą ESG, czyli naprawienia świata przez bodźce finansowe.
Zasada nr 2. Ocena spółek przez pojedynczy parametr – a nawet ich zestaw – nie oddaje dynamiki zmian. Firma energetyczna, systematycznie i odpowiedzialnie zwiększająca udział odnawialnych źródeł, może przez tę transformację przechodzić latami. Kryteria ESG nakazują jednak równoważyć różne interesy.
Niemieckie elektrownie odchodzą od paliw kopalnych w sprinterskim tempie, wygaszane są też reaktory atomowe – wszystko pięknie z punktu widzenia środowiska. Jednak okazuje się, że z perspektywy odpowiedzialności społecznej tak szybka zielona transformacja utrudnia reakcję na wojnę w Ukrainie.
Zanim zainwestujesz w ESG, zadaj sobie pytanie: jaki masz cel?
Widzę to tak: można inwestować zgodnie z ESG, szukając lepszej stopy zwrotu, można też z chęci budowania lepszego jutra. Te dwa powody nie muszą się wykluczać. Niezależnie od tego, jakie są nasze intencje, trzeba uważać, by nie dać się zrobić w balona.
Odpowiedzialne inwestowanie stało się megatrendem i nie ma sensu z tym walczyć. Tym bardziej że jest wiele powodów, dla których to rzeczywiście powinno działać. Lepsze zarządzanie, inwestowanie w nowe technologie, często dotowane przez rządy, dbanie o społeczność, a więc o dobre relacje z klientami i pracownikami – to wszystko było receptą na biznesowy sukces dużo wcześniej, zanim ktoś wymyślił skrót ESG.
Ale z trendami jest zazwyczaj tak, że wielu chce załapać się na przejażdżkę na gapę. Jeśli chcesz naprawdę skorzystać na tym, co ESG ma do zaoferowania inwestorom, odsuń na bok PR i marketing i patrz na ręce zarządom spółek i zarządzającym funduszom.
Źródło zdjęcia: jtpatriot/Pixabay