To może być największy sukces rządu premiera Mateusza Morawieckiego. Nie udało się z milionem samochodów elektrycznych, ale potrzeba jest matką wynalazku, więc Polska może i powinna być pierwszym krajem, który wykorzysta na masową skalę sztuczną inteligencję, algorytmy i boty na salach sądowych. Dzięki temu szybko udałoby się zastąpić „żywych” sędziów automatami. I zażegnać kryzys w wymiarze sprawiedliwości. Wystarczyłoby tylko zaprogramować wysoki czat-bot-sąd i rząd miałby święty spokój. A przecież innowacja to jego drugie imię
Od kilku dni jednym z głównych tematów w mediach jest tzw. ustawa kagańcowa, czyli przygotowane przez resort sprawiedliwości przepisy mające na celu ograniczenie sędziom możliwości wypowiadania sie na tematy polityczne, manifestowania poglądów, a przede wszystkim krytykowania i kwestionowania wyroków wydanych przez innych sędziów (w szczególności tych, którzy zostali powołani przez Krajową Radę Sądownictwa – ciało nie uznawane przez część środowiska sędziowskiego, jako „zasiedlone” niekonstytucyjnie).
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Nastroje zaogniły się po orzeczeniu europejskiego sądu TSUE oraz polskiego Sądu Najwyższego. Wzrosły bowiem wątpliwości, czy część sędziów orzekających w polskich sądach ma prawo nazywać się w ogóle sędziami. I czy wydawane przez nich wyroki można nazywać wyrokami. I czy Wysoki Sąd to jeszcze sąd, czy już tylko kółko różańcowe.
Jedynym rozwiązaniem w tej sytuacji może być… innowacja. A mianowicie: zastąpienie „żywych” sędziów sztuczną inteligencją. Taką, która nie politykuje, nie dyskutuje, lecz beznamiętnie analizuje dokumenty wrzucone jej do pamięci i ustala wyrok w oparciu o zapisane wcześniej algorytmy, albo sieci nauronowe (czyli mechanizmy umożliwiające „uczenie się” komputera). Dla spokoju ducha rządzących programowanie algorytmów można byłoby zlecić… albo nie, nie będę nikogo sugerował ;-)).
Sztuczna inteligencja zamiast „żywego” sądu. Byłoby pięknie?
Gdyby to było możliwe, to nie tylko rozwiązałoby problem rządu z niepokornymi sędziami, ale wreszcie zwiększyłoby wydajność wymiaru sprawiedliwości. Automatyzacja sędziów wymusiłaby bowiem to, co w sądach od lat wydawało się niemożliwe – digitalizację wszystkich dokumentów. Zamiast ton akt i hektarów ścinanych lasów wszystkie dokumenty ładowałoby się do „chmury sądowej”, z której pobierałaby je sądowa sztuczna inteligencja.
Przesłuchania świadków też można byłoby przyspieszyć, wykorzystując do tego wideoczat – wysoki czat-bot-sąd zadawałby pytania przez messengera, a strona lub świadek odpowiadałby, dbając o konkret, bo elektroniczny sąd przyjmowałby do wiadomości tylko precyzyjne odpowiedzi na pytania, a nie ogólne prawnicze opowieści błahej treści. Można byłoby też wykorzystać Asystenta Google, który powoli uczy się polskiego.
Wydawanie wyroków nie wymagałoby już godzin sędziowskiej zadumy, bo byłoby pochodną odbywającej się w czasie nanosekund burzy mózgu, a w zasadzie mikroprocesora, który przeanalizowałby przepisy i dotychczasowe orzecznictwo, a następnie „wyplułby” wyrok, dopisując do niego uzasadnienie będące miksem akapitów pasujących kontekstowo do istoty orzeczenia.
Nigdzie jeszcze taka sądowa sztuczna inteligencja nie orzeka, ale też nigdzie nie powstała aż tak pilna potrzeba zastąpienia „żywych” sędziów elektronicznymi. A potrzeba, jak powszechnie wiadomo, jest matką wynalazku.
Nie da rady? Przecież są już w Polsce zdigitalizowane sądy, w których wszystkie dokumenty mają postać elektroniczną, a przesłuchania odbywają się przez Skype’a. Opisywaliśmy taki sąd – co prawda tylko polubowny, ale zawsze – na „Subiektywnie o finansach”.
Przeczytaj też: Zgłaszasz przez internet nierzetelnego płatnika, płacisz 5% prowizji, a oni zajmą się windykacją. Tak działa platforma Payhelp. Czy to ma sens?
Automatyzacja przesłuchań? Jest jak najbardziej do ogarnięcia, był już na tej stronie prezentowany pierwszy prawniczy czat-bot, który co prawda ma kompetencje tylko w sprawie franków, ale potrafi człowieka wypytać, a potem w oparciu o uzyskaną w ten sposób wiedzę „wypluć” pismo przedsądowe. Skoro potrafi „wypluć” przedsądowe, to będzie też umiał spisać zeznania.
Właśnie dzisiaj przeczytałem komunikat tego elektronicznego sądu, o którym wyżej pisałem – Ultima Ratio – z którego wynika, że sztuczna inteligencja może zastąpić człowieka w 80% procesu prowadzenia sprawy. To znaczy jeszcze nie może, ale może będzie mogła. Gdyby zyskała dofinansowanie z jakiegoś funduszu inwestycji strategicznych Polskiego Funduszu Rozwoju, to nie może się nie udać:
„Ultima Ratio, pierwszy w Polsce elektroniczny sąd arbitrażowy przy Stowarzyszeniu Notariuszy RP, podpisał umowę z warszawską spółką IUS.AI na wdrożenie modułów informatycznych opartych na sztucznej inteligencji. Wyroki będą zapadać szybciej, bo docelowe, nowe funkcje mogą zastąpić człowieka nawet w 80% procesu związanego z prowadzeniem sprawy i wydawaniem wyroków. Pierwsze moduły oparte na sztucznej inteligencji rozpoczną pracę już w połowie przyszłego roku”
Dzieje się, co? Taki automatyczny sędzia Juszczyszyn – to byłoby coś. Ale nie łudźmy się. Stosunkowo największym wyzwaniem jest stworzenie sztucznej inteligencji na tyle rozwiniętej, by była w stanie wydać orzeczenie w zadanej sprawie. Wariantów rozwiązań i argumentów, które trzeba wziąć pod uwagę (niekoniecznie wynikających z wcześniejszego orzecznictwa, które da się przeanalizować automatycznie) jest bardzo wiele.
Ale z drugiej strony sztuczna inteligencja wygrywa już z ludźmi w szachy i w pokera, więc byłaby w stanie ogarnąć nawet taki bajzel, jakim jest polskie prawo, łatane nowelizacjami nowelizacji nowelizacji.
———————-
Nie przegap nowych tekstów z „Subiektywnie o finansach”, zapisz się na mój newsletter i bądźmy w kontakcie!
———————-
McKinsey: 23% pracy prawnika da się zautomatyzować
Gdyby rządowi udało się przeprowadzić taką digitalizację sądów, byłoby to nie tylko rozwiązanie zażegnujące konflikt z sędziami, ale też znacząco skracające kolejki do sądów i zmniejszające do minimum koszty funkcjonowania sądownictwa. Sztucznej inteligencji nie trzeba płacić pensji, nie pójdzie na urlop i nie chlapnie w telewizji niczego, co nie jest zaprogramowane. Nie grozi więc też to, że będzie jej trzeba cofnąć delegację z Sądu Okręgowego za zadawanie głupich pytań, albo za używanie w orzeczeniach literek T S U oraz E.
Niemożliwe? Cóż, trudne – to na pewno. Do tej pory wydawało się, że sztuczna inteligencja i technologie prawne nie zautomatyzują w pełni zawodu prawniczego. Analiza umów, przeszukiwanie baz danych dokumentów pod kątem słów kluczowych, przygotowanie prostych pism procesowych – do tego dziś służy prawnikom technologia XXI wieku.
Na początku tego roku McKinsey Global Institute stwierdził w swoim raporcie, że chociaż prawie połowa wszystkich zadań wykonywanych przez pracowników w różnych zawodach może zostać zautomatyzowana przy użyciu obecnie znanych technologii, to tylko 5% miejsc pracy może być całkowicie zautomatyzowanych.
Ten sam McKinsey oszacował, że 23% pracy prawnika można zautomatyzować i „odczłowieczyć”. Tylko 23%. A technologie mogą umożliwić wykonanie tylko rutynowych usług prawnych, nie zaś tych wymagających kreatywności i wynalezienia niesztampowych interpretacji prawa. Tym niemniej warto spróbować iść tą drogą i zajść jak najdalej. Włączyłbym taki program do strategii na tę kadencję. Bo z tymi „żywymi” sędziami to skaranie boskie.
Nawet jeśli rządowi nie da się całkowicie zastąpić sędziów botami, czat-botami, sztuczną inteligencją i sieciami neuronowymi, to zróbmy przynajmniej taką reformę sądownictwa, żeby sądy były paperless. Zawsze coś. To trochę tak, jak w motoryzacji. Mieliśmy być potentatem w produkcji aut elektrycznych, a skończyło się na tym, że produkujemy baterie. Też fajnie.
zdjęcie tytułowe: Pixabay