Gazprom zakręcił gaz. Rosyjski koncern poinformował PGNiG o odcięciu dostaw gazu na wszystkich połączeniach z Polską, tym samym rozpoczynając z Polską wojnę energetyczną. Nie jest jeszcze pewne, czy tylko z Polską czy z całą Europą. Czy Putin jest w stanie zrobić nam teraz krzywdę? Jakie mogą być konsekwencje decyzji Gazpromu dla naszych portfeli?
Już kilka tygodni temu Putin zapowiedział, że będzie żądał od zachodnich kontrahentów płatności za gaz w rublach. Chodziło oczywiście o ratowanie kursu rubla. A przy okazji – o pokazanie Chinom, że dedolaryzacja gospodarki światowej jest możliwa. Rosyjski dyktator został gromadnie wyśmiany i po kilku dniach zmiękł – ogłosił dekret, z którego wynika, że kontrahenci mogą płacić w obcych walutach (tak jak dotychczas), a Gazprombank w ich imieniu wymieni euro i dolary na ruble.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Wymagałoby to jednak zgody kontrahentów Gazpromu na założenie rublowych rachunków w Gazprombanku. O ile mi wiadomo, zachodnie koncerny pokazały Gazpromowi środkowy palec. Wśród nich znalazł się też polski PGNiG. Od tego momentu zaczął pracować licznik.
Płatności za gaz przypadają w różnych momentach, zwykle nie płaci się z góry, lecz w połowie miesiąca albo na koniec miesiąca. Płatność PGNiG przypadła w połowie kwietnia. Gazprom odczekał jeszcze kilka dni i… zakręcił kurki. Złamał kontrakt, bo PGNiG nie miał obowiązku wpłacać pieniędzy na konto w Gazprombanku tylko dlatego, że Putin tak sobie wymyślił. Sprawa pewnie trafi do sądu.
W ramach kontraktu jamalskiego do Polski gaz płynie przez gazociąg jamalski, a także przez interkonektory przy granicach z Białorusią i z Ukrainą. Wszystkie te źródła we wtorek po południu wyschły. Co to oznacza dla naszych portfeli?
1. Gazprom zakręcił gaz. Czy mamy problem czy problemik?
Polska rocznie zużywa 20 mld m3 gazu. Z tego jakieś 9 mld m3 płynęło z Rosji w ramach kontraktu jamalskiego. To sporo. Resztę stanowi własne wydobycie PGNiG (4,5 mld m3) oraz inne możliwości kupowania gazu (przez terminal LNG w Świnoujściu, przez połączenia gazowe z innymi krajami, m.in. z Litwą, Niemcami, Słowacją).
Jak łatwo policzyć, z tych innych źródeł zasysamy 4,5 mld m3 gazu. Czy moglibyśmy więcej? Na szczęście tak. Maksymalna przepustowość terminala LNG w Świnoujściu to 6,5 mld m3 (wpływają tam gazowce ze skroplonym surowcem, w tym roku będzie ich 50). Mamy też wypełnione w 76% magazyny gazu – jest w nich dziś 2 mld m3 błękitnego paliwa.
W miesiącach wiosennych i letnich zapotrzebowanie na gaz wynosi raptem 50% tego co w sezonie grzewczym. A więc dziś potrzebujemy mniej niż 1 mld m3 miesięcznie. Możemy – w razie czego – przez dwa miesiące „żyć” na zwiększonym imporcie gazu LNG (do maksymalnej przepustowości terminala nad morzem) oraz przez kolejne dwa – na zapasach zgromadzonych w magazynach. Być może zużycie trochę będą musiały ograniczyć zakłady azotowe (największy „konsument” gazu w Polsce).
Jeśli gaz z Rosji będą dostawały kraje sąsiednie, to problem dostaw do Polski w ogóle nie istnieje, bo mamy połączenia rurami z sąsiadami – 1,5 mld m3 gazu możemy kupić od Niemców, ponad 2,5 mld m3 „przepchnąć” z Litwy, a jakieś 1,5 mld m3 z Czech. W maju dojdzie połączenie ze Słowacją (maksymalnie 5-6 mld m3).
No i jeszcze 5,5 mld m3 gazu, zgodnie z umowami, moglibyśmy pobrać z gazociągu jamalskiego – poza polskim gazem powinien nim płynąć ten kupiony przez Niemców (w sumie tym gazociągiem płynęły 32 mld m3). Ale Jamał na razie jest wyłączony.
2. Czy może zabraknąć gazu w naszych mieszkaniach i kuchenkach?
Nie ma takiej możliwości. Nawet gdyby – jakimś cudem – nastąpił głęboki deficyt gazu w Polsce, procedura jest taka, iż możemy zażądać pomocy międzynarodowej. Istnieje dyrektywa unijna Gas Security of Supply, która pozwala państwu, którego bezpieczeństwo energetyczne jest zagrożone, uzyskać prawo do dostaw interwencyjnych z innych krajów.
Gdyby i to nie pomogło, to ogłasza się tzw. stopnie zasilania, a więc ogranicza się dostawy do odbiorców przemysłowych (70% zużycia gazu w Polsce to przemysł, w tym 15% zakłady związane z przemysłem azotowym, a 10% handel oraz usługi). Gospodarstwa domowe odpowiadają za około 30% krajowego zużycia gazu.
W Polsce pierwsze na liście do oszczędzania są m.in. zakłady azotowe Police i Anwil. W krytycznej sytuacji ograniczą one – albo wstrzymają – produkcję nawozów azotowych, ale wydaje się, że jest to bardzo mało prawdopodobne. Kuchenkowicze są na ostatnim miejscu na liście tych, którym można byłoby gaz wyłączyć.
Z prostych rachunków wynika, że żadne z tych działań nie powinno być konieczne. O ile dane podawane przez polskich oficjeli są prawdziwe, gazu nie powinno zabraknąć. Byłoby trudno, gdybyśmy byli w środku zimy i sezonu grzewczego.
3. Czy to wojna energetyczna w Polską czy z całą Europą?
Trudno powiedzieć. Na razie nie ma informacji, by gaz przestał płynąć na Zachód gazociągiem NordStream 1. Na dziś wiemy, że Putin zakręcił kurek Polsce, Litwie i Bułgarii – czyli trzem krajom, które się stawiają, ale nie są przedstawicielami Zachodu, lecz byłego Układu Warszawskiego.
Zapewne Putin ma świadomość, że niewiele może nam – Polakom – nabruździć, ale prawdopodobnie ma to być demonstracja siły wobec innych odbiorców. „Albo zapłacicie tak, jak każemy, albo Wam też wyłączymy. Już widzicie, że nie żartujemy”.
W Europie Zachodniej magazyny są wypełnione w 30%, uzależnienie od rosyjskiego surowca większe, a Niemcy nie mają nawet terminali LNG. Bardzo ciekawe, jak zareagują inne kraje na rosyjskie dictum wobec Polski. Czy się wystraszą i pobiegną do Putina z płatnościami w rublach?
Być może Putin spróbuje też szantażu wobec Zachodu, żądając, by kraje, do których rosyjski gaz jeszcze płynie, nie odsprzedawały go Polsce. Gdyby do tego doszło, zostałby nam głównie terminal LNG i połączenie z Litwą (też ma własny pływający terminal).
Czy Putin może sobie pozwolić na niesprzedawanie gazu na Zachód? W zasadzie nie, ale… jest pod ścianą, bo Zachód na potęgę zbroi Ukraińców. Przegrywa wojnę, więc jest zdesperowany. Jeśli ma czymś szantażować, to gazem. Gaz to tylko jedna czwarta jego eksportu surowców energetycznych. W przypadku ropy naftowej – głównego produktu eksportowego Putina – rosyjski dyktator nie „fika” i grzecznie wysyła baryłki przyjmując płatności w „twardych walutach”.
Czytaj też: Jakie tempo zielonej transformacji? Ubezpieczyciele i banki na rozdrożu (subiektywnieofinansach.pl)
4. Czy możemy mieć problem w najbliższym sezonie grzewczym?
Raczej nie. Na koniec tego roku i tak miał się skończyć kontrakt z Gazpromem i Polska ma się stać niezależna od Rosji. W październiku rusza gazociąg Baltic Pipe, którego przepustowość to 10 mld m3. Tą drogą będziemy tłoczyli gaz ze złóż w Norwegii. Do tego rozbudowany gazoport w Świnoujściu przyjmie maksymalnie 8,5 mld m3 gazu w 2023 r. Jeśli dodamy do tego własne wydobycie – raczej jesteśmy bezpieczni.
Czytaj więcej o tym: Polska i Europa bez rosyjskiego gazu: co się musi stać, żeby się udało? (subiektywnieofinansach.pl)
5. Czy zapłacimy więcej za gaz?
Czy to, że Gazprom zakręcił gaz Polsce, może uderzyć w nasze portfele? Ogólnie – tak, ale nie bezpośrednio i nie da się na razie policzyć o ile. Premier zapowiedział, że do 2027 r. gaz dla gospodarstw domowych będzie taryfowany (to część tarczy antyputinowskiej), a więc ceny, które będziemy widzieli na rachunkach, nie będą zmieniały się w takim samym stopniu, jak ceny rynkowe gazu. A te zapewne pójdą w górę, choć ostatnio zachowywały się podejrzanie spokojnie, biorąc pod uwagę wojnę w Ukrainie.
Jednak jeśli w Europie zabraknie 150 mld m3 rosyjskiego gazu (a cały kontynent zużywa 400 mld m3 tego surowca) – cena musi pójść w górę. Nawet jeśli więcej gazu będzie płynąć spoza Europy, nie ma możliwości, żeby gaz był jakoś szczególnie tani. Należy się spodziewać, że będzie raczej bliżej górnych widełek, z tego co widzieliśmy w ostatnim roku, niż dolnych.
Bezpośrednio wyższe ceny gazu – nie wiemy jak wysokie, to zależy od rozwoju sytuacji z rosyjskim gazem – uderzą w przedsiębiorców, a tą drogą (poprzez ceny towarów) w nas wszystkich. Z czasem pewnie potrzebujemy strategii ograniczania zużycia gazu.
A na koniec mam dla Was komentarz jednego z analityków rynku energetycznego (niestety, nie chciał mówić pod nazwiskiem). Moim zdaniem komentarz bardzo ciekawy, więc załączam, mimo że anonim.
„Gazprom zakręcił gaz. Kto ich sprowokował? Po części my sami”
„Jeśli potwierdzi się, że Gazprom zakręcił gaz z powodu rubli, to oznacza, że Rosjanie naruszają kontrakt, bo ten nie przewiduje rozliczeń w innej walucie niż dolar. I to… świetnie. Pozbywamy się konieczności odbioru gazu rosyjskiego (według zasady „take or pay”). I nie musimy płacić. Magazyny na początku wiosny są wypełnione aż w 76%, co się nie zdarzyło od kilkunastu lat. Nie ma więc pilnej konieczności ich napełniania, można poczekać do późnego lata. Co więcej, spada zużycie gazu – jak co roku późną wiosną.
Potrzeby dostaw bieżących na rynek pokryjemy z LNG (długoterminowe kontrakty, amerykańskie dostawy po dość niskich cenach) i z przesyłu Jamałem, ale z rynku… niemieckiego. Będziemy kupowali ten gaz na giełdzie, po cenie rynkowej, chwilowo pewnie wyższej, bo rynek w Europie na pewno zareaguje na „suchy” Jamał. Ale cena wzrośnie nie tylko dla nas, lecz dla całej Europy – jak również dla klientów komercyjnych PGNiG, którzy też kupują gaz wg formuły opartej na cenie rynkowej.
Będzie więc trochę drożej, ale po równo i stabilnie. Odbiorcy domowi mają stałą taryfę – nie ucierpią. W październiku, a może nawet wcześniej, ruszą dostawy Baltic Pipe. Oprócz gazu z własnych złóż trafi tam gaz zakupiony na rynku norweskim. Nawet jeśli jeszcze nie na podstawie kontraktu terminowego, to nadal po cenie rynkowej. Tym samym możemy ogłosić wolność od gazu z Rosji. Jak kraje bałtyckie.
Kto sprowokował Rosjan do wykonania tego ruchu właśnie teraz? Prawdopodobnie po części my sami to zrobiliśmy. Orlen właśnie funduje PGNiG-owi (mimo braku formalnej fuzji) głęboki chaos kompetencyjny, na potęgę wyrzucając ludzi zajmujących się handlem gazem i zasiedlając spółkę ludźmi Daniela Obajtka. Rosjanie nie mogli nie wykorzystać takiej szansy.”
——————
Posłuchaj podcastu: coraz droższe kredyty. Czy znów grozi nam, że będziemy mieszkać „u Niemca”?
W 99. odcinku podcastu „Finansowe sensacje tygodnia” sprawdzamy, jakie podwyżki powinni dostać urzędnicy budżetówki (lider opozycji obiecuje 20% jeśli wygra wybory, ale minister edukacji przebija i mówi – 30%), a także chłodno myślimy o innych podwyżkach. Rozważamy, do czego doprowadzą nas podwyżki stóp procentowych i wzrost raty kredytu (czy z ich powodu znów grozi nam, że będziemy „mieszkać u Niemca” i czy to aby na pewno jest źle). Zastanawiamy się też nad tym, czy lepszą lokatą kapitału od depozytu w banku może być… używane auto. A na koniec przedstawiamy trzy dobre wiadomości na wyjątkowo złe czasy. Do wysłuchania podcastu – aby to uczynić, należy kliknąć ten link – zapraszają Maciek Bednarek, Irek Sudak, Maciek Samcik oraz nowy członek teamu „Subiektywnie o Finansach” – Maciek Jaszczuk. Bo liczba Maćków na metr kwadratowy subiektywności musi się zgadzać :-).
Posłuchaj 101. odcinka podcastu: czy WIBOR jeszcze bardziej urośnie przez…. rząd?
W tym odcinku finansowych sensacji tygodnia bohaterem jest WIBOR. Sprawdzamy, jak bardzo odbił się od oprocentowania depozytów i referujemy ostrzeżenia członków Rady Polityki Pieniężnej: jak bardzo WIBOR może jeszcze urosnąć? I ile w tym winy polskiego rządu? A na koniec coś pozytywnego: jak zarobić na wysokim WIBOR-ku? Zapraszam do posłuchania pod tym linkiem.
zdjęcia: Pixabay