Nasz czytelnik, zgodnie z decyzją sądu, przestał płacić raty swojego kredytu frankowego. Ale bank się odwołał od tej decyzji i… zaczął windykację zaległości. Jak mówi pełnomocnik czytelnika – bezprawnie. W związku z tym frankowicz założył bankowi podwójnego Nelsona. A sąd na to… Ten pojedynek z bankiem jest jak dobry thriller. Niestety, z elementami brazylijskiej telenoweli
Nad Polską cały czas przechodzi frankowe tornado. Niektóre banki coraz śmielej proponują klientom ugody, inne przyjęły strategię na przeczekanie, a jeszcze inne próbują kontratakować. W razie niekorzystnego dla siebie wyroku pozywają klientów za korzystanie przez nich z kapitału. Być może tym sposobem bankowcy będą próbowali dopłynąć do brzegu bez konieczności tworzenia znacząco większych rezerw niż do tej pory – a to już ponad 6,3 mld zł.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Ale ostatnio frankowicze muszą się zmierzyć z nowym wyzwaniem: kto przestał – zgodnie z decyzją sądu – regulować raty, ma teraz na głowie windykatora i wizję gorzkiego wpisu do BIK.
Frankowicz i szybki koniec „wakacji kredytowych”. Został kac?
Na salach sądowych trwa pojedynek między prawnikami banków a pełnomocnikami klientów. Właśnie dostaliśmy „sprawozdanie” z takiego pojedynku czytelników z Deutsche Bankiem. Bank zza Odry wycofał się jakiś czas temu z obsługi klientów indywidualnych, ale zostawił oddział m.in. do obsługi kredytów frankowych.
Główna walka toczy się o unieważnienie umowy. Ale jest też wątek poboczny – czy do czasu wyroku trzeba regulować raty kredytu czy nie. Chodzi o wnioski o zabezpieczenie powództwa. Skoro jest duża szansa, że umowa zostanie unieważniona, to niektórzy frankowicze składają do sądu wniosek o zabezpieczenie powództwa, który zagwarantuje zwolnienie z płacenia rat do czasu zakończenia procesu. Sądy coraz częściej takiego zabezpieczenia udzielają.
O kulisach takiego rozwiązania, które na pozór jest lepsze niż „wakacje kredytowe”, pisaliśmy w tym tekście. Taką drogę wybrali nasi czytelnicy – małżeństwo, które postanowiło pozwać w ubiegłym roku swój bank. Sąd przystał na propozycję, ale… Frankowicz opowiada:
„Przez czas obowiązywania zabezpieczenia nie płaciliśmy rat kredytu. Bank kilkukrotnie odwoływał się od decyzji sądu, w wyniku czego po ośmiu miesiącach, 26 lutego 2021 r., sąd wydał decyzję o uchyleniu zabezpieczenia. Od marca 2021 r. regulujemy bieżące raty, z ostrożności dodatkowo opisując je w tytule przelewu jako raty bieżące za każdy miesiąc płatności. Tymczasem Deutsche Bank, po uchyleniu zabezpieczenia, od razu wezwał nas do zapłaty całej kwoty (osiem miesięcy wstrzymanych rat) pod rygorem rozwiązania umowy kredytowej. Bank przystąpił też do działań windykacyjnych tj. wysyła pisma, dzwoni, a nawet wysyła windykatora terenowego!”
Zdaniem prawnika naszych czytelników, skoro sąd podjął decyzję o uchyleniu, a nie o odwołaniu zabezpieczenia, to windykować zaległych rat nie można. W zupełności wystarczy, że klienci znów zaczęli płacić raty bieżące. Jak tłumaczy się bank? Po prostu księguje wpłacane przez klientów raty na poczet tych płatności, które nie były dokonywane w okresie obowiązywania zabezpieczenia. Tym samym robiąc klientom niedopłaty, jeśli chodzi o raty bieżące. Zgodnie z zasadami „klasycznej” bankowości – uważa bank – wpłaty klientów muszą być księgowane zaczynając od najstarszego zobowiązania.
„Rozmowy z bankiem nie przynoszą żadnego rezultatu, ponieważ bank nie przyjmuje postanowienia sądu i okopuje się na swojej pozycji. Ekipo „Subiektywnie o Finansach”, my oczywiście tak tego nie zostawimy, bo to już jest jazda po bandzie, ale niech inni się zabezpieczą na przyszłość gdyby chcieli tego typu działania podejmować”
– skarży się frankowicz. Co na to bank? Nie chciał komentować sytuacji konkretnych klientów:
„W ocenie Banku, na skutek uchylenia postanowienia o zabezpieczeniu w postaci wstrzymania obowiązku uiszczania rat, Kredytobiorca jest zobowiązany do zapłaty rat za okres objęty wstrzymaniem. Udzielone zabezpieczenie powoduje tylko i wyłącznie zawieszenie, a nie wyeliminowanie obowiązku zapłaty poszczególnych rat kredytu. Błędnym jest założenie, że udzielone zabezpieczenie (którego celem jest uregulowanie praw i obowiązków na czas trwania procesu przez okres obowiązywania udzielonego zabezpieczenia) wywołuje nieodwracalne skutki tzn. na stałe modyfikuje prawa i obowiązki stron. Bank księguje wpłaty od Kredytobiorców na poczet rat najdalej wymagalnych i jest to zgodne z umową kredytową oraz z obowiązującymi przepisami: art. 451 § 1 Kodeksu Cywilnego”.
7 rat brak, ale wpisu do BIK też
Niezależnie od tego, jak zinterpretujemy coraz częściej spotykane postanowienia sądów o wstrzymaniu płatności rat kredytowych, jest to kolejna bitwa, którą klienci z bankami coraz częściej wygrywają. Uwzględnienie przez sąd takiego wniosku o zabezpieczenie dość jednoznacznie wskazuje, jak patrzy on na sprawę, i daje klientom dość dużą szansę na to, że ostateczny wyrok również będzie po ich stronie. Ale jeśli sytuacja w kolejnej instancji się zmieni – klient może być zmuszony do zapłaty zaległych rat.
Jednak w tej sprawie klient przeprowadził kontratak. Mec. Grzegorz Walków, reprezentujący czytelników, wystąpił do sądu o kolejne zabezpieczenie tj. o uzyskanie sądowego zakazu rozwiązania umowy z tytułu braku płatności rat oraz zakazu wpisywania klientów do BIK. I sąd na to przystał! A więc do czasu prawomocnego wyroku (albo do czasu, aż sąd zmieni zdanie np. na wniosek banku), klienci nie będą musieli uregulować spornych 7 rat.
To niestety nie koniec telenoweli. W sprawie naszych czytelników sąd stwierdził, że chce poczekać z wyrokiem na orzeczenie Sądu Najwyższego. Ale orzeczenia nie ma i nie wiadomo, kiedy będzie. Być może sprawa trafi do TSUE, co wydłuży proces o kolejne 2 lata, a na końcu może się okazać, że orzeczenie Sądu Najwyższego i tak będzie kwestionowane przez jedną ze stron, bo zostanie wydane przez sędziów powołanych niezgodnie z prawem.
Niestety, w sprawie franków pogłębia się chaos prawny. To, czy można czy nie można płacić rat, to tylko jedna z kwestii do ogarnięcia, którą mógłby się zająć Sąd Najwyższy. Bo na końcu chodzi o to, czy klienci będą blednąć ze strachu na myśl o tym, że bank ich pozwie albo zacznie windykować za brak wpłat.
Sąd Najwyższy, ale orzeczenia średnie
Inny problem do rozwiązania to kontropozwy za korzystanie z kapitału. Niektórzy twierdzą, że już teraz są orzeczenia polskich sądów, które wykluczają w takich sytuacjach kontrpozwy. Bo nie po to sąd unieważniał umowę, żeby bank karał potem konsumenta. Z drugiej strony w grudniu 2019 r. Sąd Najwyższy, rozpatrując jedną ze spraw frankowych, zasugerował bankom, że mogą występować z roszczeniami o wynagrodzenie za korzystanie z kapitału po unieważnieniu umowy.
Sprawę mógłby ostatecznie rozstrzygnąć Sąd Najwyższy. I miał nawet takie plany 8 listopada, ale sprawa spadła z wokandy. Jak pisała „Gazeta Wyborcza”, nowa prezeska Izby Cywilnej chce wyznaczyć własny, nowy skład do tej sprawy. Nowy termin rozprawy ma być wyznaczony w bliżej nieokreślonej przyszłości, ale jest ryzyko, że w składzie, który pochyli się nad problemem roszczeń zasiądą neosędziowie powołani przez upolitycznioną i zakwestionowaną przez TSUE KRS. I wyroki mogą być kwestionowane.
—————————-
Posłuchaj kolejnego odcinka podcastu „Finansowe sensacje tygodnia”
W tym odcinku podcastu „Finansowe sensacje tygodnia” zastanawiamy się dlaczego jeszcze nie jest w Polsce normalnym, iż umowy najmu, papiery kredytowe w banku oraz inne kontrakty podpisuje się wyłącznie elektronicznie, bez kartki papieru i długopisu. Co stoi na przeszkodzie, by elektroniczne podpisywanie dokumentów było powszechne, domyślne i nie powodowało zaniepokojenia? Jak to wygląda za granicą? Czym się różnią od siebie różne podpisy elektroniczne? Gdzie są honorowane? Ile to kosztuje? I czy ich używanie pozwala oszczędzać pieniądze w małej i większej firmie?
Maciej Samcik rozmawia o tym z panią Darią Prochenką, która jest właścicielką szczecińskiej firmy Clochee, produkującej kosmetyki naturalne oraz Marcin Szulga, specjalista od podpisów elektronicznych w firmie Asseco, która m.in. dostarcza rozwiązania do bezpapierowego podpisywania wszystkiego, co się da. Zapraszam do posłuchania pod tym linkiem! A także na popularnych platformach podcastowych: na Spotify (tam nasz podcast jest w dziesiątce najpopularniejszych w kategorii newsowej), Apple Podcast, Google Podcast i na kilku innych.
źródło zdjęcia: PixaBay