Pan Krzysztof nie lubi przepłacać, więc korzysta z rozliczeń rzeczywistych za prąd. To oznacza, że każdy kolejny rachunek ma inną wartość. Jeden jedyny raz nasz czytelnik zapomniał pobrać fakturę z internetowego serwisu firmy energetycznej. Efekt? Dodatkowe 40 zł kosztów za wezwanie do zapłaty. UOKiK zabronił takich zagrywek, ale – niestety – nie oznacza to, że firma energatyczna złamała prawo
Napisał do nas wzburzony pan Krzysztof, który jest sumiennym klientem firmy energetycznej Energa. Od listopada ubiegłego roku jego relacje z firmą się nieco popsuły.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Pan Krzysztof nie przepłaca za prąd – płaci dokładnie tyle, ile zużywa. Wszystko dzięki opcji, jaką dają rozliczenia rzeczywiste. Polega to na tym, że co miesiąc sam odczytuje stan licznika i przekazuje go za pośrednictwem internetowego Biura Obsługi Klienta do firmy. Taka przyjemność, mimo, że powinna być tańsza niż tradycyjne, dwumiesięczne, czy nawet sześciomiesięczne odczyty przez inkasenta, jest w Enerdze droższa.
Sprytny klient, ale firma… jeszcze sprytniejsza
Ciekawe dlaczego firma energetyczna „karze” klienta za to, że nie chce płacić za prognozy zużycia tylko za realne zużycie? Zwłaszcza, że ten sposób rozliczeń za prąd ma zalety. To lepsza kontrola wydatków i brak poczucia, że „kredytuje się” zakład energetyczny. Rozliczenia rzeczywiste wymagają jedynie samodyscypliny, bo trzeba pamiętać żeby stan licznika przekazać na czas – chyba, że mamy licznik inteligentny, który sam komunikuje się z firmą energetyczną. Ale tych jest w Polsce jak na lekarstwo.
Czytaj też: Jak płacić za faktyczne zużycie, a nie na podstawie prognoz?
„Niestety, w systemie płatności za zużycie rzeczywiste po wpisaniu w e-BOK stanu licznika faktura nie generuje się automatycznie tylko trzeba na to poczekać dzień lub dwa. W dodatku muszę samodzielnie pobrać dokument. A ja zwyczajnie zapomniałem w ubiegłym miesiącu o pobraniu faktury. Tym samym nie została również opłacona w terminie”
Nawet jeśli klient nie pobrał dokumentu wystawionego przez firmę energetyczną, to w dzisiejszych czasach system informatyczny może to łatwo zweryfikować i przesłać e-mailem lub SMS-em informację-przypominajkę. Potem mogłoby popłynąć do klienta wezwanie do zapłaty. Niestety, w przypadku tego klienta – przynajmniej on tak twierdzi, nie udało nam się tego zweryfikować w Enerdze – to tak nie zadziałało.
Pan Krzysztof żył przez kolejne 30 dni w błogiej nieświadomości, że wszystko jest w jak najlepszym porządku. Z tego błogostanu wyprowadziło go ponowne zalogowanie do e-BOK, gdy pod koniec grudnia chciał wpisać tam kolejny stan licznika. Zobaczył, że ma ujemne saldo i szybko doszedł do tego, iż chodzi o nie zapłaconą fakturę sprzed miesiąca.
Czytaj też: Idzie ważna zmiana w prawie. Będą inteligentne liczniki zużycia prądu „na żądanie”!
Jest opóźnienie, musi by kara. Wyrok – 40,39 zł
Pan Krzysztof nie lubi uchodzić za nierzetelnego dłużnika, a jego błąd to było zwykłe gapiostwo („wspomagane” nieco brakiem jakiegokolwiek sygnału od firmy energetycznej). Czym prędzej więc zaległość uregulował.
„Po blisko miesiącu otrzymałem pocztą tradycyjną (list zwykły) wezwanie do zapłaty wraz z informacją, że do najbliżej faktury zostanie doliczony koszt wezwania w wysokości 40,39 zł!”
Pan Krzysztof zastanawia się dlaczego Energa go nie uprzedziła. I pyta retorycznie: czy to wina przedpotopowego systemu informatycznego, który nie umie generować komunikacji z klientem innej, niż tylko wezwania do zapłaty, czy też może… chęć dodatkowego zarobku na rozsyłaniu wezwań?
Jest też trzecia opcja – nieporozumienie. Może nieaktualny numer telefonu klienta podany Enerdze? Może klient nie zajrzał do skrzynki e-mail? A może jakiś błąd w systemie informatycznym, który „zapomniał” wysłać SMS-a i e-maila? Jak donoszą inni czytelnicy, system tej firmy energetycznej wysyła przypomninajki, ale tylko o tym, że należy podać stan licznika.
Więcej na ten temat w tekście: Polak i rachunki za prąd, czyli wszystko stoi na głowie. „Płać z góry za to, co (może) zużyjesz”. Czy opłaca się zrezygnować z prognoz?
Opłaty windykacyjne, opłaty za wezwanie – ile mogą maksymalnie wynosić?
Pokusa ze strony firmy, by zwiększyć marżę w sytuacji, gdy klientowi zapomniało się zapłacić rachunek na czas, jest niewątpliwie ogromna. Takie ciągoty mogłaby mieć firma z każdej branży związanej z wystawianiem rachunków, pobieraniem opłat, ściąganiem rat. Były czasy, w których takie przypadki były wręcz nagminne. Aż uwagę zwrócił na nie prezes Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów, który wiele razy upominał firmy w sprawie zbyt wysokich opłat za wezwania do zapłaty.
Ostatni raz było to całkiem niedawno, bo w czerwcu ubiegłego roku (wtedy akurat wobec instytucji finansowych). UOKiK zastosował wtedy tzw. „miękkie wezwanie”, czyli poprosił o zmianę praktyk bez wszczynania postępowań karnych. Efekt? Np. Citibank, Alior, Pekao, czy Raiffeisen przestały pobierać opłaty za monity w wysokości 25-40 zł za list lub telefon. Firma pożyczkowa Asa zrezygnowała z kasowania klientów rachunkiem na 49 zł za wezwanie do zapłaty.
UOKiK przypomniał, że wszelkie opłaty, które firmy pobierają za czynności windykacyjne muszą odpowiadać kosztom faktycznie ponoszonym i nie mogą być brane z sufitu. To nie ma być dodatkowy zysk dla firm! Koszty faktycznie ponoszone to te za papier, na którym zostało wydrukowane wezwanie, za kopertę i za znaczek pocztowy. Jeśli dostaliście wezwanie w kwocie nieproporcjonalnie wysokiej do rzeczywistych kosztów wysyłki, możecie poskarżyć się do UOKiK-u.
Kwota wezwania wyższa o 380%. Skąd to się wzięło?
To dziwna sprawa, tym bardziej, że Energa była trzy lata temu „bohaterem” podobnej historii. Pan Marek za spóźnioną płatność dostał od tej samej firmy wezwanie na 34,39 zł. Wtedy też sprawą zainteresował się UOKiK. Efekt by piorunujący, bo firma zobowiązała się po dobroci, jeszcze zanim Urząd wszczął postępowanie, obniżyć koszty wezwań do 8,4 zł.
Było już dobrze, a teraz… historia pana Krzysztofa. Skąd się wzięło u niego te 40 zł? Odpowiedź jest banalnie prosta i gorzka zarazem. Pan Krzysztof ma to nieszczęście, że jego faktura dotyczy sprzedaży prądu, którego odbiorcą jest firma, a nie konsument. W takim przypadku nie działa tarcza UOKiK-u, a firmy mogą trzymać przedsiębiorcę „pod butem” i narzucać mu wyższe, w zasadzie dowolne opłaty.
Ale czy to fair? Czy tak musi być? Czy tak powinna się zachowywać rzetelna, przyjazna klientom firma energetyczna? Czekamy na odpowiedź Energi na te jątrzące pytania.
Taki odbiorca – mimo, że „firmowy” – może być drobnym przedsiębiorcą, rzemieślnikiem, czy ślusarzem bez milionów na kontach. Dlaczego ma płacić prawie 380% więcej za wysłanie wezwania, niż konsument?
źródło zdjęcia: PixaBay