Coraz trudniej stwierdzić, na jakie kwoty politycy podpisują nowe zobowiązania w naszym imieniu. Duża część wydatków naszego państwa pozbawiona jest kontroli parlamentu i wynika z decyzji wyłącznie premiera i jego urzędników. Poza oficjalnym budżetem mamy już ok. 322 mld zł zadłużenia w… parabudżetach. A może będzie dwa razy tyle!
Finanse publiczne to od kilku lat nie tylko trzy główne filary stanowiące podstawę wydatków państwa – budżet państwa, budżet samorządów i Fundusz Ubezpieczeń Społecznych (emerytury i renty z ZUS, który jest operatorem środków z FUS). To także ekstrabudżety zaszyte w dwóch instytucjach: Polskim Funduszu Rozwoju i Banku Gospodarstwa Krajowego.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Finanse tych dwóch ostatnich filarów nie są uchwalane w parlamencie i posłowie nie mają na wysokość zadłużenia zaciąganego przez PFR i BGK żadnego wpływu.
Czytaj też: Rząd zwiększa wydatki i deficyt w budżecie na 2023 r., co to oznacza dla naszych portfeli?
Czytaj też: Rząd nie odważył się zmniejszyć limitu płatności gotówką. Pozostaje limit 15 tys. zł dla firm
Podwójna statystyka, gigantyczny dług poza budżetem centralnym
Rząd i Ministerstwo Finansów tłumaczą, że poziomy wydatków i zadłużenia PFR i BGK są regularnie raportowane do unijnego biura statystycznego – Eurostatu i wliczane do ogólnego systemu finansów publicznych w Polsce. Jednak według krajowej metodologii, a ta jest ważna do określenia poziomu długu w naszej ustawie o finansach publicznych, dług publiczny to dług trzech głównych filarów – budżetu państwa i samorządów oraz budżetu FUS.
W „Strategii zarządzania długiem sektora finansów publicznych w latach 2023-2026” opublikowanej przez Ministerstwo Finansów pod koniec 2022 r. możemy przeczytać, że dług publiczny w relacji do PKB, liczony według metodologii krajowej spadnie do 2026 r., a według metodologii unijnej wzrośnie. Czyli zasadą staje się powiększanie długu poza budżetem centralnym. Ten dług w 2026 r. ma stanowić niemal jedną czwartą całego zadłużenia finansów publicznych.
Na koniec 2022 r. relacja państwowego długu publicznego do PKB ma wynieść 40,5%, a na koniec 2026 r. ma spaść do poziomu 39,9% PKB. A co z długiem wyliczanym przez Eurostat? Ten dług jest oczywiście dużo wyższy. I – rośnie, a nie spada. Relacja długu sektora instytucji rządowych i samorządowych (według definicji UE) do PKB ma wynieść 51,7% w 2022 r., a w roku 2026 ma osiągnąć poziom 55,7% PKB.
Różnica między jednym a drugim długiem to obecnie ok. 10 pkt proc. PKB, a ma się zwiększyć do 15 pkt proc. PKB w 2026 r. Według danych Ministerstwa Finansów z połowy czerwca (szczegóły w biuletynie „Zadłużenie sektora finansów publicznych I kw 2023 r.„) dług liczony metodą krajową na koniec I kw. 2023 r. wyniósł ok. 1209,8 mld zł. A ten liczony metodą europejską (dług sektora instytucji rządowych i samorządowych, EDP) wynosi 1531,8 mld zł. Różnica wyniosła więc całe 322 mld zł!
Zadłużenie pozabudżetowe skokowo wzrosło w covidowym roku 2020, i to jest w pewnym sensie zrozumiałe. Sytuacja była nadzwyczajna, kryzysowa i bez precedensu. Ale między 2021 r. a chwilą obecną to zadłużenie wzrosło o kolejne 100 mld zł! Czyli w latach 2021 i 2022 – szło w górę po ok. 40 mld zł, a w kilka miesięcy tego roku – o kolejne niemal 20 mld zł. A to dopiero początek ogromnych wydatków na obronność, inwestycje infrastrukturalne (autostrady, koleje), transformację energetyki.
Na wykresie Ministerstwa Finansów z ostatniego biuletynu widać wzrost zadłużenia w pozabudżetowej części finansów publicznych. To różnice pomiędzy wielkością długu sektora instytucji rządowych i samorządowych (dług EDP) a państwowym długiem publicznym (PDP). Niebieska linia to różnica, która wspina się do poziomu 322 mld zł.
Tylko w tym roku rząd wyda 92 mld zł więcej, niż ma
Ponieważ różnica zadłużenia między „oficjalnym” poziomem a tym zaciąganym bez autoryzacji Sejmu sięga w tym roku już astronomicznej kwoty 322 mld zł, a w 2026 r. ma się podwoić, to jest się czym martwić. Wszystkie wydatki naszego państwa w tym roku w ramach budżetu centralnego to – po niedawnej nowelizacji – 693,4 mld zł. Zadłużenie poza budżetem to już ok. 46-47% rocznych wydatków budżetu.
Ten dług pozabudżetowy trzeba spłacać tak samo jak dług budżetu, więc rosną coroczne obciążenia w obsłudze długu nie tylko budżetu centralnego. A ponieważ dług zaciągany przez instytucje takie jak PFR i BGK jest droższy niż obligacje emitowane przez Ministerstwo Finansów, to obsługa tego zadłużenia wymaga większych pieniędzy niż gdyby dług zaciągany był w ramach budżetu centralnego. Według Sławomira Dudka i Ludwika Koteckiego, współautorów raportu o nadmiernym zadłużeniu Polski – te dodatkowe odsetki mogą sięgać nawet 10 mld zł rocznie. Czyli 320 zł na każdego dorosłego Polaka.
Nieopłacalne? Tak. Ale liczą się inne krótkoterminowe względy. Przede wszystkim łatwość zwiększania wydatków i kierowania środków na konkretne cele bez wcześniejszych uciążliwych uzgodnień z parlamentem, a także szybkość i efektywność podejmowania decyzji. To były te cechy, o których rząd w okresie pandemii mówił, że są istotnym atutem pozwalającym na szybkie reagowanie w sytuacji kryzysowej.
Jednak kryzys pandemiczny się skończył, a parabudżety trwają, a nawet – rozrastają się. Trwa np. słynny fundusz wsparcia przeciwcovidowego dla firm, który – jak się wydaje – powinien już kończyć swój żywot. Ale się na to nie zanosi.
Czytaj też: Rząd przedstawił projekt budżetu na 2023 r. Rośnie dług publiczny, choć zdaniem rządu… spada
Czytaj też: Sejm zajmuje się projektem budżetu na 2023 r. Przyrośnie nam duży dług. Jak go sfinansować?
Rząd na początku czerwca zaproponował nieoczekiwanie nowelizację budżetu – zwiększenie wydatków o ok. 21 mld zł, a deficytu o 24 mld zł. Deficyt budżetowy może sięgnąć 92 mld zł. To największy deficyt od lat, a trzeba przyznać, że w ostatnich 30 latach nigdy nie udało się osiągnąć równowagi budżetowej. Najbliżej było w roku 2018, jednak zaraz potem budżet zaczął się rozszczepiać na dwa nurty. Deficyt rządowy nie rósł tak mocno, za to rósł już deficyt w parabudżetach.
Na grafice poniżej widać deficyty budżetu centralnego (niebieskie słupki). Po lewej stronie skali są wartości w proc. PKB. Deficyt budżetowy według metodologii nie powinien przekraczać 3% PKB. Najwyższe deficyty Polska notowała w latach 2009-2010, kiedy wynosiły one ok. 7% PKB, i było to pokłosie światowego kryzysu finansowego.
Wdrożone wówczas unijna procedura nadmiernego deficytu zaowocowała likwidacją części obligacyjnej OFE w wysokości ok. 150 mld zł, co pozwoliło wyjść z unijnych procedur i skokowo obniżyć też zadłużenie w roku 2014. Zadłużenie publiczne to czarna linia i prawa skala wartości. Wskaźnik ten dwukrotnie – właśnie w roku 2013 i w okresie pandemii w roku 2020 dochodzi do granicy ustawowej 55%, która skutkuje blokadą uchwalania kolejnych deficytów i koniecznością redukcji wydatków. Obecnie oficjalny poziom zadłużenia to 47% PKB.
Co to wszystko oznacza dla naszych portfeli?
Rosnący dług publiczny to oczywiście bolączka niemal wszystkich krajów na świecie. W najbardziej rozwiniętych gospodarkach zachodnich, które zaczynały się zadłużać jeszcze w latach 60-70. XX w., zwłaszcza w czasie kryzysu związanego ze wzrostem cen ropy naftowej i potem przez wszystkie kolejne dekady, poziom zadłużenia osiąga często ponad 100% PKB. Wiosną tego roku głośna była sprawa konieczności podniesienia przez Kongres limitu zadłużenia USA, które zbliża się do 100% PKB, o czym pisałem tu.
Japonia zadłużona jest na niemal 200% PKB. To rekordzista. Ale również kraje Unii Europejskiej, mimo limitu zadłużenia zapisanego w Traktacie z Maastricht na poziomie 60% PKB, przekraczają ten poziom, osiągając ponad 100% PKB długu. Polska w tym gronie nie jest w czołówce stawki. Mieścimy się, nawet w tej europejskiej metodologii EDP, raczej w dolnych partiach zadłużenia, o czym zawsze z satysfakcją informuje nasze Ministerstwo Finansów.
Według danych Eurostatu na koniec 2022 r. ogólny poziom zadłużenia państw strefy euro według unijnej metodologii to 91,6% PKB. Niższe jest zadłużenie wszystkich krajów UE, bo wynosi 84,0% PKB. Natomiast na tym tle zadłużenie Polski na poziomie 49,1% wydaje się stosunkowo bezpieczne. Dług EDP Polski (kolor zielony), krajów Unii Europejskiej oraz strefy euro w relacji do PKB – poniżej:
Na papierze – w porównaniu z innymi krajami – wygląda to nawet nieźle. Jednak musimy pamiętać, że mniejsze kraje są zawsze obarczone większym ryzykiem i mogą pozwolić sobie na mniej. Stany Zjednoczone, Japonia, Francja, Niemcy. Nawet jeśli mają swoje problemy, mają też większe i często bezwzględne zaufanie rynków finansowych. A i to czasem zawodzi, o czym świadczy załamanie kursu funta szterlinga i wzrost rentowności obligacji brytyjskich po szaleństwach rządu premier Liz Truss, o czym pisałem tutaj.
Rynki finansowe zareagowały błyskawicznie, a Brytyjczycy z dnia na dzień stanęli przed koniecznością płacenia dużo wyższych rat za kredyty hipoteczne, które nad Tamizą są w większości oparte na zmiennej stopie procentowej. Spadła też wartość oszczędności prywatnych przechowywanych w obligacjach skarbowych, których cena gwałtownie spadła i w akcjach, z powodu odwrotu inwestorów z rynku kapitałowego.
Jeśli Wielka Brytania musi się tak pilnować, jeśli nawet rating Stanów Zjednoczonych jest obniżany z powodu nadmiernego zadłużenia, jeśli o Francji mówiło się kilka lat temu w kontekście chorego człowieka Europy i kandydacie do kolejnego kryzysu zadłużeniowego po Grecji, to Polska powinna być szczególnie ostrożna. I chodzi tu nie tylko o sam poziom zadłużenia, ale o przejrzystość finansów publicznych poddanych kontroli demokratycznie wybranych posłów.
Przejrzystość i demokratyczna kontrola – to powinno być finansowe minimum. Bo większości celów realizowanych w ramach funduszy pozabudżetowych, jak np. wzrost wydatków na zbrojenia czy na transformację energetyczną albo na budowę dróg i kolei, nikt raczej nie kwestionuje, są potrzebne.
Źródło zdjęcia: Kelly Sikkema/Unsplash