Największe firmy energetyczne ujawniły w weekend, na jakich zasadach mogą nam sprzedawać prąd w ramach taryf dynamicznych, czyli po cenach zmieniających się co godzinę. Czy to oferty, które mogą kogokolwiek przekonać do porzucenia dotychczasowych stałych (a przez kilka miesięcy w dodatku „zamrożonych”) cen prądu?
Firmy energetyczne, zgodnie z uchwalonym jakiś czas temu prawem, musiały 24 sierpnia ogłosić taryfy dynamiczne dla klientów indywidualnych. To duża rewolucja, bo – po raz pierwszy w historii polskiego rynku energetycznego – każdy Polak może kupować energię po cenach rynkowych, zmieniających się co godzinę. Jeśli czasem widzicie krzyczące nagłówki artykułów w portalach, że prądu w jakąś sobotę było tak dużo, iż jego cena była ujemna, to teraz także i Wam mogą dopłacać za gotowanie zupy na kuchence elektrycznej.
- Pięć lat PPK. Ile zarobili ci, którzy na początku zaryzykowali? Gdzie (dzięki PPK i nie tylko) jesteśmy na drodze do dodatkowej emerytury? Słodko-gorzko [WYCISKANIE EMERYTURY BY UNIQA TFI]
- Ile złota w portfelu w obecnych czasach? Jaki udział powinien mieć żółty kruszec w naszych inwestycjach? Są nowe wyliczenia analityków [STAĆ CIĘ NA ZŁOTO BY GOLDSAVER]
- Zdjęcia w smartfonie: coraz częściej pierwszy krok do… zakupów. Czy pożyczki „na fotkę” będą hitem sezonu zakupowego? Bać się czy cieszyć? [BANKOWOŚĆ PRZYSZŁOŚCI BY VELOBANK]
No może odrobinkę koloryzuję, bo to nie jest do końca tak, że każdy może dziś korzystać z taryf dynamicznych. Trzeba mieć licznik zdalnego odczytu, czyli nowoczesną wersję urządzenia do pomiaru zużycia energii. Na razie takie urządzenie firmy energetyczne zamontowały u 5 mln odbiorców, a wszyscy będą z nich korzystać do 2030 r. Firmy wymieniają liczniki zgodnie z wewnętrznymi harmonogramami, ale każdy może złożyć wniosek o przesunięcie na początek kolejki.
Początek historii taryf dynamicznych w Polsce
Taryfy dynamiczne wprowadza się po to, żeby motywować ludzi do korzystania z energii wtedy, gdy jest jej za dużo i jest tania. I – analogicznie – żeby zmniejszać zużycie wtedy, gdy elektrownie pracują pełną parą, nie działają źródła odnawialne energii i zapotrzebowanie jest tak duże, że musimy „pożyczać” prąd z innych krajów (tak też się zdarza). Jeśli ktoś może planować zużycie i magazynować energię „na potem” – to może mieć sens. Więcej o taryfach dynamicznych pisał kilka dni temu Maciej Mrozowski w „Subiektywnie o Finansach”.
Kto się przeniesie na taryfy dynamiczne, daje sobie szansę, żeby część energii kupować tanio albo mieć ją prawie za darmo. Gdyby ktoś z Was korzystał z taryfy dynamicznej PGE w minioną sobotę, to między godz. 11.00 a 15.00 korzystałby z ujemnych cen prądu – o godz. 13.00 wyniosły one minus 11 gr za każdą zużytą kilowatogodzinę. Ale za to prąd kupowany między godz. 19.00 a 21.00 kosztowałby go średnio 80 gr. Poprzedniego dnia ceny wahały się od 10 gr za kWh w najtańszych godzinach do 1,1 zł w najdroższych.
W tym samym czasie „normalna” sztywna taryfa wynosi 50 gr za kWh przez całą dobę. W przyszłym roku – jak już ujawnił Urząd Regulacji Energetyki – będziemy płacili średnio 63 gr za kWh. Do tego oczywiście – zarówno w przypadku „zwykłych” taryf, jak i dynamicznych – dochodzą podatki (VAT i akcyza) oraz opłaty dystrybucyjne (w sumie kolejne 50 gr za każdą kWh, chociaż część z nich ma charakter abonamentowy).
W przypadku wszystkich firm zostało wprowadzone ograniczenie – w skali dnia średnia cena dla klienta nie może być niższa od zera. A więc nawet klient, który całe zużycie prądu „przepchnąłby” na tanie godziny i jednocześnie zdarzyłoby się, że ceny wówczas byłyby ujemne (co w praktyce dzieje się głównie w słoneczne weekendy), a w dodatku ta „ujemność” byłaby większa niż marża dodawana do ceny z TGE powiększona o podatek akcyzowy – i tak nie wchodzi w grę, żeby energetyk dopłacał klientowi za prąd. Wariant czysto teoretyczny, ale na wszelki wypadek zaznaczam.
Ceny prądu na kolejny dzień w poszczególnych slotach godzinowych firmy energetyczne podają na swoich stronach internetowych, od razu zaznaczając, w których godzinach energię będzie można kupić najtaniej. Klient ma więc czas, żeby zaplanować zużycie kolejnego dnia w najbardziej optymalny sposób. Z tego, co zauważyłem, tabele na kolejny dzień są publikowane ok. godz. 16.00.
Kto zdecyduje się wejść w taryfę dynamiczną oczywiście traci gwarancję stałej ceny prądu i bierze na siebie odpowiedzialność za to, by jak największą część zużycia „przepchnąć” na tanie godziny. No i oczywiście zdaje się na rynek – oferty z cenami dynamicznymi są lustrzanym odbiciem cen obowiązujących na Towarowej Giełdzie Energii. Firmy energetyczne, które uruchomiły specjalne podstrony poświęcone cenom dynamicznym, bardzo wyraźnie ostrzegają przed ryzykami wiążącymi się z tego rodzaju ofertami.
PGE, Enea, Energa i Tauron pokazały oferty. Czy to się komuś opłaci?
Co dziś mają do zaoferowania? Najbardziej odstraszająca wydaje się być oferta koncernu Enea, który postanowił „umaić” swoją taryfę dynamiczną opłatą handlową w wysokości… 183 zł miesięcznie (a w przypadku faktury papierowej – nawet 209 zł miesięcznie). Cena samego prądu jest taka, jak na TGE plus 9,5 gr dla każdej kWh oraz plus 5 gr podatku akcyzowego dla każdej kWh. Tutaj szczegóły oferty Enea.
Ta dodatkowa „marża” to tzw. czynnik cenotwórczy, który dokładają do ceny energii z TGE wszyscy sprzedawcy. I dokładają w mniej więcej podobnej skali – 10-11 gr dla każdej kupionej przez klienta kWh brutto (czyli już z VAT). Stosunkowo wyższy „czynnik cenotwórczy” ma Energa – tu będzie się płacić aż 15 gr powyżej ceny z Rynku Dnia Następnego na TGE. Więcej o taryfie dynamicznej w Energa – tutaj.
Wysoką opłatę handlową znalazłem też w taryfie PGE (50 zł miesięcznie, więcej szczegółów oferty cen dynamicznych od PGE jest tutaj), nie ma jej natomiast w Tauronie (lub jest mocno schowana, w regulaminie oferty jej nie znalazłem). Ofertę Tauronu (chyba najlepiej zrobiona od strony informacyjnej) prześwietlicie tutaj. W ofercie dynamicznej od Energi opłata handlowa wynosi 9,99 zł, czyli jest niemiażdząca, choć i tak dokłada 4 gr do ceny kilowatogodziny przy zużyciu 3000 kWh rocznie.
Widać, że część firm energetycznych chce zniechęcić klientów do korzystania już teraz z taryf dynamicznych. Opłata handlowa w wysokości ok. 200 zł sprawia, że klient zużywający 3000 kWh rocznie (to trochę więcej niż przeciętne „rodzinne” zużycie mieszkańców bloku, dopłaca de facto do każdej kWh jeszcze 1,25 zł w opłacie handlowej. Przy opłacie handlowej w wysokości 50 zł miesięcznie jest to ponad 30 gr dopłaty do każdej kWh. Wciąż bardzo dużo, biorąc pod uwagę, że ambicją takiego klienta byłoby kupowanie prądu po jak najniższej cenie.
Przy zerowej opłacie handlowej taryfa dynamiczna może mieć sens w momencie, gdy średnia cena, po której klient będzie kupował energię przez całą dobę (w tym czasie ta cena będzie się wahała od 10 gr do 1,2 zł za kWh), nie przekroczy 40 gr w tym roku oraz 50 gr w przyszłym. Jeśli Enea i PGE nie obniżą opłaty handlowej, to ich oferty nie mają najmniejszego sensu z punktu widzenia kogoś, kto nie zużywa np. 10 000 kWh rocznie (bo ogrzewa duży dom prądem). W PGE – nawet gdyby jakiś szaleniec-fan taryf dynamicznych się znalazł – będzie można podpisać umowę dopiero od stycznia 2025 r.
Taryfy więc są, ale na razie dla większości klientów mają charakter teoretyczny, bo po pierwsze większość z nas nie ma jeszcze odpowiednich liczników, a po drugie firmy energetyczne nie wystawiły ofert, które biłyby po oczach możliwością dużych oszczędności na rachunkach (czasem wręcz na odwrót). To, że firmy energetyczne nie są gotowe na taką rewolucję, potwierdza też fakt, że nie mają w ofercie żadnych narzędzi dla klientów, którzy chcieliby zmaksymalizować korzyści.
„W Wielkiej Brytanii można nie tylko sprawdzać na stronie firmy energetycznej lub w aplikacji mobilnej dostawcy zużycie za kolejny dzień. Niektórzy dostarczają też dodatkowe urządzenia, które pozwalają na monitorowanie zużycia w czasie niemal rzeczywistym (5-sekundowe opóźnienie). Dostawcy udostępniają też API, a dla mniej technicznych osób jest sporo aplikacji dostarczonych przez niezależnych deweloperów, które powodują, że to naprawdę nie jest skomplikowane”
– donosi jeden z czytelników „Subiektywnie o Finansach”. Większość polskich konsumentów też ma dość mętne wyobrażenie o taryfach dynamicznych. Żeby naprawdę z nich skorzystać (przy założeniu, że firmy energetyczne nie ustawiłyby zaporowych cen) trzeba zainwestować w automatyzację. A więc po pierwsze mieć urządzenia w wersji smart (pralki, zmywarki), które można wygodnie zaprogramować z wyprzedzeniem. Po drugie mieć system smart home (czyli wszystkie sprzęty spiąć z aplikacją zarządzającą ich używaniem).
A po trzecie warto dysponować magazynem energii, który ładowałby się jak najtańszym prądem, a „oddawałby” go w godzinach, gdy ten z sieci jest drogi.
————-
ZAPROSZENIE:
Więcej na temat energetycznych dylematów, oszczędzania energii, finansowania inwestycji w termomodernizację, ekopodatkach, ekoinwestycjach, a także o… ekościemach i innych zagadnieniach związanych z klimatem i portfelem przeczytasz na stronie www.zielonyportfel.pl, której Patronem jest BNP Paribas Bank Polska, czyli bank zmieniającego się świata i najbardziej „zielony” bank w Polsce. Zapraszamy do odwiedzenia strony ZielonyPortfel.pl.
————-
Czy korzystanie z taryf dynamicznych wymaga bohaterstwa?
Zatem to nie jest tak, jak myśli większość z nas, że taryfy dynamiczne oznaczają tresurę, konieczność radykalnej zmiany nawyków i wielkich poświęceń, np. wstawania o godz. 3:00 nad ranem, żeby zrobić pranie. Jak donosi inny użytkownik systemów smart-home, mieszkający za granicą, korzystanie z taryf dynamicznych nie wymaga wielkiego bohaterstwa.
„Bazowe zużycie energii mam na poziomie 5-6 kWh dziennie. W dniach, kiedy jestem w domu jest to ok. 10-14 kWh. Także do „przerzucenia” jest 5-9 kWh dziennie. Największy skok energetyczny mam rano – nawet 2-3 kWh – ponieważ prysznic jest elektryczny. Między godz. 9.00 a 18.00 zużycie jest raczej płaskie – różnica jest spowodowana jedynie tym, czy danego dnia pracuję z domu. Wieczorem kolejny szczyt – kiedy trzeba przygotować posiłek. Plus oczywiście oświetlenie, telewizor itp. Dla mnie przejście na taryfę dynamiczną obyło się bez większych zmian – aczkolwiek było kilka prostych spraw, które trzeba było zrobić żeby zoptymalizować zużycie”
– przyznaje czytelnik.
„W weekendy stawki często mocno spadają po godz. ok. 9.30. Więc zamiast szybkiego prysznica przed kawą może być dłuższy po kawie. Albo i ekstremalnie długi, gdy stawki są ujemne (co zdarza się w słoneczne i wietrzne dni). Najwyższe stawki są zwykle między godz. 16.30 a 19.00. Natomiast z racji tego, że i tak rzadko jestem w domu wcześniej i przygotowanie posiłków zaczynałem ok. 19.00 – nie musiałem znacząco zmieniać przyzwyczajeń. Aczkolwiek osoby, które preferują jeść wcześniej mogą skorzystać na gotowaniu nieco później”.
– pisze mój subiektywny korespondent.
„Największy uzysk na codziennym użytkowaniu można mieć na włączeniu pralki i zmywarki o innych porach. Ja zwykle wrzucam pranie wieczorem z timerem, żeby było gotowe na rano. Ewentualnie w dni kiedy pracuję z domu, a stawki są niskie – robię „wielkie pranie” w ciągu dnia. Także nawet dokonując stosunkowo niewielkich zmian można zaoszczędzić”
Zapewne w kraju, w którym przebywa, ceny energii w taryfach „sztywnych” nie są zbyt atrakcyjne, a i zapewne nikt tam nie zamraża, ani nie gwarantuje cen prądu konsumentom w ramach urzędowych taryf. W takich okolicznościach „przepchnięcie” 5-9 kWh zużycia dziennie na „tańsze” godziny daje wyraźne oszczędności. W Polsce, gdzie prąd jest po 50 gr za kWh nikt by nawet nie schylił się po takie oszczędności. Ale 2 zł dziennie (gdyby zmniejszyć cenę o 20 gr na każdej kWh) pomnożone przez 365 dni nawet w Polsce daje 700 zł oszczędności.
Warto się już przygotowywać – choćby mentalnie i „infrastrukturalnie”, czyli inwestując w „mądre” sprzęty, może też w smart-home, albo (jeśli kogoś stać) w fotowoltaikę i magazyn energii – bo energia nie zawsze będzie tania, a sieci są tak przeciążone, że prędzej czy później rzeczywistość zacznie nas przekonywać do taryf dynamicznych. Chodzi o to, żebyśmy wtedy nie obudzili się z ręką w nocniku.
Posłuchaj też nowego odcinka podcastu „Finansowe Sensacje Tygodnia”: Ten odcinek „Finansowych Sensacji Tygodnia” jest wyjątkowo wakacyjny. Poruszam w nim wyłącznie tematy ważne dla Waszego… dobrostanu urlopowego. A więc jest o firmach, które Was wożą na wakacje oraz o tych, które Was kwaterują. Jest też o pomyśle na nowy termin wakacji, o fatalnym wypadku za granicą, o ciekawym pomyśle hoteli związanym z jedzeniem i jeszcze kilka wakacyjnych historyjek. Zapraszam do posłuchania pod tym linkiem.
Zobacz też rozmowę z prezesem Urzędu Regulacji Energetyki m.in. o dynamicznych cenach energii;
zdjęcie tytułowe: Copilot Designer