8 lipca 2019

Twoja emerytura z zysków McDonalds’a, Coca-Coli i Google’a? Polskie fundusze już to oferują. Jak dołączyć do nich z oszczędnościami?

Twoja emerytura z zysków McDonalds’a, Coca-Coli i Google’a? Polskie fundusze już to oferują. Jak dołączyć do nich z oszczędnościami?

Kluczem do sukcesu w lokowaniu oszczędności jest rozproszenie pieniędzy. Jeśli w długim terminie chcesz zarabiać więcej, niż w banku, a jednocześnie spać spokojnie, to nie możesz postawić na tylko jednego konia. Przynajmniej część pieniędzy warto ulokować za granicą. Ale jak to zrobić, nie narażając się na wysokie koszty i ryzyko trzymania oszczędności w obcej walucie?

Długoterminowe pomnażanie oszczędności nie wymaga ani doktoratu z finansów, ani poświęcania bardzo dużych pokładów czasu (ja na przykład czasu nie mam prawie w ogóle, a inwestuję). Potrzebna jest natomiast żelazna konsekwencja (systematyczność wpłat) oraz przyjęcie strategii, która skutecznie pozwoli rozproszyć ryzyko.

Zobacz również:

Inwestowanie na rynku kapitałowym w perspektywie 20-30 lat wiąże się z relatywnie niewielkim ryzykiem, bo w tak długim okresach wszystkie hossy, bessy, bańki spekulacyjne i krachy stają się tylko epizodami w znacznie ważniejszej historii, polegającej na czerpaniu korzyści z rosnącej wartości przedsiębiorstw.

Posiadając „cegiełki” własności firm oczywiście nie mamy gwarancji, że wszystkie te firmy zawsze będą się dobrze rozwijały. Jeśli w gospodarce danego kraju stanie się coś złego, to nawet najlepsze przedsiębiorstwo nie będzie przybierało na wartości. Dlatego warto inwestować w udziały firm ze wszystkich stron świata. Zwłaszcza, że wszędzie są firmy kultowe, „nieśmiertelne”.

Polska nie jest pępkiem świata. Polskie firmy też

Uwielbiam przypominać wykres, na którym doskonale widać jak niewielkim jesteśmy punktem na mapie krajów generujących bogactwo świata. Owszem, w zależności od tego jakie kryteria przyjąć Polska jest między 21. a 30. miejscem na gospodarczej mapie świata, ale daje nam to minimalny udział w kształtowaniu losów globu. Również tych gospodarczych, w tym pomnażania jego bogactwa.

To nie w Polsce powstały największe prywatne spółki świata, to nie u nas wymyśla się najważniejsze innowacje, to nie polskie firmy farmceutyczne, technologiczne i przemysłowe trzęsą światowymi giełdami. Nawet wśród tzw. rynków wschodzących Polska jest „maluchem”, bo tu rządzą Chiny, Korea, państwa Ameryki Łacińskiej.

Niedawno – przy okazji politycznej decyzji o połączeniu Orlenu z Lotosem – sprawdzałem jak będzie wyglądał ten regionalny gigant (w końcu największa firma w Polsce) na tle największych koncernów naftowych i petrochemicznych świata. Największe koncerny w tej branży są dziesięciokrotnie od niego większe.

Sauda Aramco, czy PetroChina to firmy z obrotami rzędu 450 mld dol. Amerykański Exxon Mobile, czy holendersko-brytyjski Royal Dutch Shell mają po 270 mld dol. obrotu, a brytyjskie BP i francuski Total – po ponad 200 mld dol. Norweski Statoil wart jest jakieś 85 mld dol. w przychodach. Orlen, który dziś znajduje się mniej więcej w okolicach 45-50 miejsca w rankingach największych na świecie firm petrochemicznych awansuje co najwyżej o kilka miejsc.

Największe na świecie korporacje pod względem obrotów to Walmart (pół biliona dolarów rocznych obrotów), japońska Toyota, niemiecki Volkswagen, holendersko-brytyjski Royal Dutch Shell, amerykański Apple i trzy firmy energetyczne z Chin. A gdzie mają siedziby firmy będące właścicielami najcenniejszych marek na świecie? Apple, Netflix, Amazon, Facebook… Udziałów w tych firmach nie kupimy na giełdzie w Warszawie.

A większość z tych firm w długim okresie daje swoim udziałowcom dochód znacznie większy, niż można wycisnąć z najlepszego nawet depozytu bankowego lub najbardziej rentownych obligacji skarbowych.

Gdybym 40 lat temu zainwestował 10.000 dolarów w akcje McDonaldsa (po półtora dolara za sztukę), to dziś miałbym 1,35 mln „zielonych” (licząc po 205 dolarów za akcję).

Gdybym w dniu swoich pierwszych urodzin zainwestował 10.000 dolarów w akcje Coca-Coli (po dolarze za sztukę), dziś miałbym pół miliona dolarów (jedna akcja kosztuje 51 dolarów).

Coca-Cola, Microsoft, Google… Jak być ich udziałowcem?

Oczywiście: rynek kapitałowy to nie jest maszynka, która zawsze „robi” pieniądze. Gdybym 15 lat temu kupił akcje fińskiej Nokii (po 16 euro), to dziś miałbym jedną czwartą pieniędzy. Firma, która była ikoną innowacyjności, nie wytrzymała wyścigu technologicznego i w efekcie nie ochroniła wartości pieniędzy swoich udziałowców.

Jak zarabiać na tym, że największe światowe firmy stają się jeszcze większe i jeszcze bogatsze i jednocześnie minimalizować ryzyko niewłaściwego wyboru? Pomagają w tym fundusze inwestycyjne, których zarządzający lokują powierzone im pieniądze w akcje kilkudziesięciu lub kilkuset różnych firm, uśredniając zyski i minimalizując ryzyko.

Mogą to być fundusze aktywnie zarządzane (wysoko opłacani zarządzający wybierają firmy, które najlepiej, ich zdaniem, rokują na przyszłość) lub pasywne, które po prostu kupują wszystko jak leci (np. akcje wszystkich spółek z danego indeksu).

Najpierw dwa słowa o tych ostatnich. Bodaj najłatwiej dostępnym w Polsce sposobem inwestowania pasywnego w spółki amerykańskie jest ETF marki Lyxor odwzorowujący zmiany indeksu S&P 500. Jest notowany na warszawskiej giełdzie i można go kupić w każdym polskim biurze maklerskim z niską prowizją. Tutaj więcej na jego temat. Z tym, że nie kupuje on bezpośrednio 500 największych spółek giełdowych w USA, lecz instrumenty pochodne odzwierciedlające zmiany ich wartości.

W Polsce jest sporo funduszy inwestycyjnych, które pomagają swoim klientom stać się udziałowcem Microsoftu, McDonaldsa, brazylijskiego Embraera czy koreańskiego Samsunga. Można kupić ich udziały dokładnie tak samo, jak udziały funduszy inwestujących na polskiej giełdzie i kupujących akcje Orlenu, KGHM, PZU, PKO BP, czy PGNiG.

Polski fundusz, zagraniczne inwestycje. Jak oni to robią?

Sposób działania tych funduszy jest jednak nieco inny. Po pierwsze dość często nie kupują samodzielnie akcji na zagranicznych giełdach, lecz inwestują w inne fundusze, które to robią. To oczywiście oznacza, że zyski polskiego funduszu są pomniejszone o opłaty za zarządzanie pobierane również przez zagraniczny fundusz. Ale z drugiej strony polski fundusz nie musi płacić za obsługę maklerską transakcji na zagranicznych giełdach.

Po drugie większość funduszy inwestujących za granicą zabezpiecza ryzyko kursowe wynikające z tego, że złotówki powierzone im przez klientów są inwestowane w innej strefie walutowej. Jeśli np. kurs dolara w stosunku do złotego się mocno osłabi, to inwestycje w amerykańskie firmy mogą przynieść straty nawet w przypadku, gdyby kursy ich akcji wzrosły.

Fundusze inwestycyjne, by ten problem rozwiązać, stosują tzw. hedging, czyli zabezpieczenie przed zmianami kursu waluty „docelowej”. To również w pewnym stopniu wpływa na wyniki, które fundusz zapewnia polskim inwestorom (ze względu koszty lub zyski z hedgingu wynikające z różnicy w stopach procentowych).

Dzięki temu wartość jednostek uczestnictwa funduszy nie tylko jest określona w polskiej, swojskiej walucie, ale również wyniki nie „rozjeżdżają” się drastycznie ze zmianami kursów zagranicznych spółek wskutek zmian wartości walut.

Powierzyć pieniądze polskiemu TFI czy globalnym asset managerom?

Jeśli chcesz zainwestować część pieniędzy za granicą za pośrednictwem funduszy inwestycyjnych to w grę wchodzą nie tylko fundusze polskich firm zarządzających aktywami (te właśnie omówiliśmy – z reguły kupują one jednostki zagranicznych funduszy i dzięki temu uzyskują „widoki” na światowe rynki), ale i zagranicznych, mających przeważnie siedzibę w Luksemburgu. Te zagraniczne to najwięksi światowi potentaci – Franklin Templeton, BlackRock, Schroeders, czy Robeco. Tutaj możecie zobaczyć nazwy i wyniki tych dostępnych w Polsce.

Wszystkie fundusze – polskie inwestujące za granicą oraz te pochodzące od zagranicznych asset managerów – można bez problemu kupić w Polsce, u doradców finansowych. Z zagranicznymi problem jest taki, że przeważnie są niedostępne w wygodnej sprzedaży przez internet oraz samodzielnie trzeba rozliczyć podatek od dochodów kapitałowych (polskie TFI odprowadzają podatek w naszym imieniu).

_____________________

ZAPROSZENIE: Chciałbym zwrócić Waszą uwagę na kilka funduszy inwestujących za granicą, które znajdują się w pakiecie „Tanie Oszczędzanie” w AXA TFI. „Tanie Oszczędzanie” pozwala na inwestowanie pieniędzy przez internet. Kupując fundusze w ramach „Taniego Oszczędzania” nigdy nie płacicie opłaty dystrybucyjnej, zaś w większości funduszy opłata za zarządzanie jest zredukowana do minimalnego poziomu 0,5% w skali roku. W ramach „Taniego Oszczędzania” możecie m.in. ulokować pieniądze w funduszu AXA Akcji Amerykańskich, AXA Europejskich Małych i Średnich Spółek, AXA Globalny Akcji (kupuje jednostki funduszy inwestujące w największe spółki z całego świata), AXA Globalnej Makroalokacji (w jednym funduszu gromadzi globalne inwestycje w akcje i obligacje).

Klikając ten link dowiesz się więcej o „Tanim Oszczędzaniu” i zaczniesz inwestować pieniądze w czterech stronach świata. A tutaj wszystko o opłatach za zarządzanie w globalnych funduszach “Tanie Oszczędzanie”

_____________________

Żeby inwestować pieniądze na całym świecie nie trzeba być milionerem. Do większości funduszy minimalna wpłata wynosi 50-100 zł, sporadycznie zdarza się, że na początku trzeba wpłacić np. 1000 zł, ale dopłaty są już potem dowolne. Tylko niektóre fundusze zagranicznych firm zarządzających aktywami czasem stawiają polskim klientom warunek, że na początek trzeba ulokować np. 5000 zł.

Początkującym inwestorom proponuję zastosować następującą strategię. Ulokować pieniądze w dwa fundusze inwestujące w Polsce i dwa zagraniczne, ale nie specjalizujące się w żadnej konkretnej branży. Niech to będzie fundusz globalny inwestujący w krajach rozwiniętych i taki inwestujący w krajach rozwijających się.

W krajach rozwiniętych mamy najbardziej znane światowe spółki dywidendowe, a więc najbardziej „niezniszczalne”. A z kolei kraje rozwijające się mają tę zaletę, iż największe koncerny notowane na tamtejszych giełdach są wyceniane znacznie niżej od największych koncernów w USA, Japonii, czy Eurostrefie.

Inwestowanie części pieniędzy za granicą oznacza – w większości przypadków – wystawienie pieniędzy na ryzyko walutowe. Dawniej bardzo tego nie lubiłem, bo wydawało mi się, że nie jestem w stanie zaakceptować sytuacji, w której mój dochód może być zniwelowany przez niekorzystne różnice kursowe. Teraz uważam, że obstawianie różnych stref walutowych czyni moje inwestycje bezpieczniejszymi

————————————

Artykuł jest częścią akcji edukacyjnej „Wyciskamy emeryturę”, której Partnerem jest TFI AXA

Advertisementzdjęcie tytułowe: Michael Gaida/Pixabay

Subscribe
Powiadom o
17 komentarzy
Oldest
Newest Most Voted
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze
Kornel
5 lat temu

„ryzyko trzymania oszczędności w obcej walucie”

Dla mnie ryzykiem jest trzymanie większości oszczędności w złotym polskim, dlatego z radością powitałem w portfelu ETFy inwestujące na całym świecie bez hedgingu do jakiejkolwiek waluty. Dzięki temu posiadam ekspozycję na wszystkie główne waluty świata (złoty polski się tu nie wlicza) i śpię spokojnie. Jak u nas wybuchnie inflacja (a mam wrażenie, że programy socjalne kierują nas w tę stronę) i kurs złotego poleci, to po ziewnięciu dalej będę spał jak dziecko.

Mariusz
5 lat temu
Reply to  Kornel

Nie chciałbym psuć Panu spokojnego snu, jednak niewiele ponad dekadę temu pamiętam i USD po ok. 2,1 PLN i EUR po ok. 3.2 PLN. Z kolei w całej historii IIIRP dolar był droższy niż dziś może w sumie ze 3 lata.

Kornel
5 lat temu
Reply to  Mariusz

Precyzując: USD/PLN był poniżej 2.5 zł przez rok, EUR/PLN było poniżej 3.5 zł przez pół roku.

Kupując akcje przez wiele lat, cena zakupu się uśrednia, więc mogę jedynie żałować, że w tamtych latach nie miałem jeszcze pojęcia o ETFach, kupiłbym wtedy więcej jednostek za niższą, jednostkową cenę.

Seba
5 lat temu
Reply to  Kornel

np. Jakie ?

Roman
5 lat temu

Panie Macieju,
Nie wiem, czy to jest najlepsza strategia – zachęcanie ludzi bez doświadczenia (a do takich kierowany jest ten artykuł) do inwestycji w rynek akcji amerykańskich gdy mamy wzrosty od 10 lat i S&P500 jest na historycznych maksymach, a wszyscy wieszczą kryzys w niedalekiej przyszłości.

Kamil
5 lat temu
Reply to  Maciej Samcik

Zyski zyskami, a jak wskaźnik C/Z?
Netflix 135
Alphabet 28 (da się przełknąć)
Facebook ~30 (J.w.)
Itd.
Nie są to na pewno „okazje”.

Roman
5 lat temu
Reply to  Maciej Samcik

Dlatego zastanawiam się, czy jest to dobry moment dla przekonywania o „wejściu” na rynek akcji. Osoba, która za rok lub dwa straci 40% może się już nie podnieść po takim starcie….
Z wykresu z artykułu też to widać, że inwestując np. w 2006 i 2007 będziemy stratni na dzisiejszy moment.
Generalnie moment wejścia na giełdę jest bardzo ważny, nawet w ujęciu długoterminowym – dlatego też zalecam ostrożność w twierdzeniu, że akcje zawsze są lepsze od np. obligacji.

Don Q.
5 lat temu
Reply to  Roman

Dlatego najlepiej nie wchodzić jednorazowo, ale np. co miesiąc dokupować za stałą kwotę (choć jeśli wcześniej nastąpił duży spadek, to można większymi środkami zaryzykować, ale bez przesady, bo zawsze trudno przewidzieć przyszłość, na początku 2008 też mogło się wydawać, że to dobra okazja do zakupów, a spadki trwały jeszcze rok).

floridian
5 lat temu
Reply to  Roman

Roman. ja też tak początkowo myślałem, ale teraz kiedy patrzę z ponad 25-letniej perspektywy to raczej bzdura. Niezależnie od tego gdzie jest rynek najlepszym momentem do inwestowania jest zawsze dziś. Inwestowaliśmy systematycznie przed 2006 i 2007, a także w każdym następnym roku. Przeżyłem krach w 1987, 2001, 2008, 2009, mniejszy w 2011, i mały w 2018. Straciliśmy sporo ale tylko na papierze. Taka sytuacja to kolejna okazja, żeby powiększyć portfel inwestycji. Nic nie sprzedałem, a wprost przeciwnie kupowalismy więcej i taniej. Legendarny inwestor Bernard Baruch kiedy zapytano go jak zrobił fortunę na giełdzie odpowiedział: Nigdy nie kupuję na samym dole… Czytaj więcej »

floridian
5 lat temu
Reply to  Roman

Kiedy prawie wszyscy wieszczą kryzys w niedalekiej przyszłości oznacza to, że mamy przed sobą kilka dobrych lat. Gdyby było na odwrót to byłby raczej powód do zmartwienia… Inwestuję od ponad 30 lat i nauczyłem się że największe pieniądze na akcjach robi się właśnie kiedy jest kryzys.

Wojtek
5 lat temu

Mam pytanie, czy jest jakaś możliwość inwestowania w Polsce w ETF’y dywidendowe, ale w ramach IKE/IKZE?
I raczej nie w konwencji: kupno jednostek TFI, który skupuje inne TFI, które skupują ETFy…

Don Q.
5 lat temu
Reply to  Wojtek

W zagraniczne ETF?
Minimalne prowizje za takie transakcje są wysokie, teraz wygooglałem, że np. Dom Maklerski mBank na IKE i IKZE daje dostęp do rynków zagranicznych, ale prowizja to 0,29% min. 38 zł, czyli w pewnym sensie nie opłaca się inwestowanie jednorazowo poniżej 13 kzł, czyli praktycznie cały roczny limit IKE trzeba by jednorazowo wykorzystać…

Kornel
5 lat temu
Reply to  Don Q.

Nie dotyczy to jednak zagranicznych ETFów. W te nie pozwala inwestować w ramach III filaru żadna instytucja.

Na stronie IKE DM mBank jest napisane „masz dostęp do inwestycji na rynkach zagranicznych – 3 kraje, 4 giełdy – NYSE, NASDAQ, LSE, DB (akcje, ADR/GDR, z wyłączeniem ETF)”.

Don Q.
5 lat temu
Reply to  Kornel

Aha, dzięki za uściślenie, czyli dobrze zrobiłem, wybierając IKZE funduszowe, a IKE w formie zwykłego dobrze oprocentowanego depozytu bankowego i inwestując na giełdach (w tym w ETF) poza tym 3 filarem…
„Z wyłączeniem ETF” — co za pomysł, skąd się to wzięło? Przecież ETF to dla przeciętnego Kowalskiego lepsza inwestycja emerytalna, niż jakieś akcje…

Kornel
5 lat temu
Reply to  Don Q.

Z DM BOŚ mi kiedyś odpisali, jak pytałem o możliwość inwestowania w zagraniczne ETFy na IKE/IKZE, że przepisy prawne określają, w co można na tych rachunkach inwestować i ETFów notowanych za granicą te przepisy nie uwzględniają.

floridian
5 lat temu

W zasadzie najlepsza strategia to bycie w 100% zainwestowanym niezależnie czy rynek jest wysoko lub nie. (No może w 90% zostawiając rezerwę na dokupienie kiedy wszystko leci w dół). Nawet jeśli jesteś już emerytem. Ładowanie pieniędzy w „bezpieczne” lokaty, obligacje, obliczone na dochód ma mało sensu. My z żoną chociaż ciągle pracujemy mamy już od emerytury jeden krok. Poza równowartością rocznych wydatków w lokatach (na nieprzewidziane wypadki), resztę będziemy trzymać jak dotychczas w akcjach, funduszach i nieruchomościach. Poza emeryturą corocznie planujemy wybierać 3-4%, a reszta niech pracuje. Na przestrzeni ostatnich 20 lat S&P 500 indeks zarabiał 9% rocznie wliczając 2… Czytaj więcej »

Subiektywny newsletter

Bądźmy w kontakcie! Zapisz się na newsletter, a raz na jakiś czas wyślę ci powiadomienie o najważniejszych tematach dla twojego portfela. Otrzymasz też zestaw pożytecznych e-booków. Dla subskrybentów newslettera przygotowuję też specjalne wydarzenia (np. webinaria) oraz rankingi. Nie pożałujesz!

Kontrast

Rozmiar tekstu