Ekonomiści BNP Paribas Bank Polska trzy razy do roku biorą do ręki szklaną kulę i prognozują, jaka przyszłość może czekać nasze portfele. Ile będzie wynosiło za kilkanaście miesięcy oprocentowanie kredytów hipotecznych? Czy rząd będzie musiał więcej płacić za emitowane obligacje? I jak może w nas uderzyć tąpnięcie niemieckiej gospodarki? Są ważne wieści: stopy procentowe mogą spaść szybciej, niż się spodziewamy. Pensje będą rosły wolniej, ale za to złoty będzie mocny. Co z cenami mieszkań?
Michał Dybuła, główny ekonomista BNP Paribas Bank Polska, przewiduje, że w przyszłym roku doczekamy się tańszych kredytów. I to sporo tańszych. Owszem, na razie inflacja rośnie i tak będzie do końca tego roku (więc na razie stopy procentowe pozostaną na bieżącym poziomie 5,75%). Podobnie będzie na początku przyszłego roku, kiedy znikną ostatnie elementy tarcz antyinflacyjnych. Jednak od marca 2025 r. realna będzie perspektywa spadku inflacji.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
I to powinno skłonić Radę Polityki Pieniężnej do rozpoczęcia długo wyczekiwanych obniżek stóp procentowych. Jak duże mogą być te obniżki? „Jak już Rada zacznie stopy obniżać, to będzie cięła dość szybko” – uważa Michał Dybuła i jego zespół. A to oznacza, że jeśli ktoś chce na tym procesie zarobić (np. w funduszach obligacji lub zawczasu gwarantując sobie długie lokaty o stałym oprocentowaniu) nie może się „spóźnić na ten pociąg”. Bo gdy on ruszy, to pojedzie bardzo szybko.
Michał Dybuła zwraca uwagę, że obecnie – patrząc przez pryzmat historii – stopy procentowe kształtują się na relatywnie wysokim poziomie, czy to w porównaniu z inflacją konsumencką (CPI) czy z inflacją bazową (z wyłączeniem energii, paliw, żywności). Inflacja CPI do końca tego roku pozostanie w przedziale 4-5%. Będzie podwyższona na początku 2025 r. Jednak potem będzie spadać. Nie ma żadnych powodów, żeby tak restrykcyjna jak obecnie polityka pieniężna miała stawać się jeszcze bardziej restrykcyjna.
W marcu 2025 r. – zdaniem analityków BNP Paribas – inflacja będzie już trwale spadać. Będą tym samym spełnione warunki do rozpoczęcia obniżek stóp procentowych, o których mówił prezes Adam Glapiński (aczkolwiek on prognozuje, że te okoliczności zajdą dopiero pomiędzy latem i jesienią). Gdyby RPP utrzymywała stopy na niezmienionym poziomie w drugiej połowie przyszłego roku, przy spadającej inflacji, stopień restrykcyjności polityki pieniężnej wzrósłby do poziomów rzadko spotykanych w ostatnich latach. Obrazuje to poniższy wykres:
Wysokie stopy procentowe pomagają oszczędzającym, ale hamują gospodarkę. Więc spadną
Stopy procentowe banku centralnego nie tylko hamują inflację (taki zresztą jest ich cel). I nie tylko gwarantują realne zyski posiadaczom oszczędności (patrząc na poprzednie lata – to luksus). Zbyt długo utrzymywana restrykcyjna polityka pieniężna hamuje gospodarkę. Trudno w takim otoczeniu o wysoki wzrost gospodarczy, którego potrzebujemy, by mogły rosnąć wynagrodzenia oraz wpływy z podatków. Analitycy BNP Paribas uważają, że tańszy pieniądz oraz napływające miliardy z Unii Europejskiej napędzą wzrost gospodarki w kolejnych latach.
Przyczyni się do tego zewnętrzne otoczenie naszej gospodarki. Chodzi o spodziewane dalsze łagodzenie polityki pieniężnej przez Europejski Bank Centralny i zapowiadane obniżki stóp procentowych przez amerykańską Rezerwę Federalną. W perspektywie marca 2025 r. stopy procentowe w tych dwóch głównych bankach świata znacząco spadną. To również będzie znak dla Rady Polityki Pieniężnej, że powinna pójść w podobnym kierunku.
Zdaniem ekonomistów BNP Paribas w tym roku wzrost gospodarczy może wynieść marne 3% PKB, ale w kolejnych dwóch latach będzie już na poziomie 3,7-3,8%. Szału nie ma, ale to już wzrost, który pozwoli Polakom się bogacić. Michał Dybuła spodziewa się, że w coraz większym stopniu wzrost PKB będzie się opierał na inwestycjach (dziś gospodarka rośnie głównie dzięki konsumpcji). „Załatwią” to fundusze unijne. Zamiast standardowo otrzymywanych ostatnio przez Polskę 11-13 mld euro funduszy strukturalnych, napływ środków wzrośnie w tym roku do 20 mld euro, a w 2025 r. do ok. 30 mld euro.
Mniejszy natomiast będzie wpływ obecnego silnego motoru wzrostu, jakim jest konsumpcja prywatna i wydatki rządu. Szczególnie wydatki konsumentów były przez ostatnie lata podstawą wzrostu PKB. Wynagrodzenia nie będą rosły już tak dynamicznie, a wydatki rządowe będą pod presją mniejszych możliwości budżetowych z powodu procedury nadmiernego deficytu. Zatem plan jest taki: w 2025 r. hojny budżet (z dużą dziurą między dochodami i wydatkami państwa) zagwarantuje wzrost gospodarczy po części „na kredyt”, a potem wydatki rządu i konsumentów w części zostaną zastąpione kasą z Unii Europejskiej.
Dybuła uważa, że na razie nie grozi nam jakieś drastyczne zaciskanie pasa. Polska znalazła się co prawda w procedurze nadmiernego deficytu z powodu zbyt dużej dziury między dochodami, a wydatkami (na 2025 r. rząd planuje, że wyniesie ona aż 5,5% PKB, czyli 389 mld zł, podczas gdy unijny limit to 3%), ale gdyby rozłożyć naszą drogę do niższego deficytu np. na 7 lat (optymistyczny scenariusz), to w dużej części sprawę załatwiłby wzrost gospodarczy i wzrost dochodów z podatków. Jeśli Unia Europejska zażądałaby (pesymistyczny scenariusz) zacieśnienia polityki fiskalnej w ciągu 4 lat – musiałoby to spowodować znaczne oszczędności, a to moglibyśmy wszyscy odczuć na własnej skórze.
W tym roku dynamika inwestycji tąpnęła po spektakularnym wzroście o 13,1% w ubiegłym roku. Ekonomiści Banku BNP Paribas szacują, że w statystykach inwestycji dużą rolę będą odgrywać wydatki na zbrojenia. Dzięki nim – i zwiększonemu wydatkowaniu środków unijnych z Krajowego Planu Odbudowy i regularnej perspektywy finansowej na lata 2021–2027 – wydatki kapitałowe w polskiej gospodarce w 2025 r. zwiększą się w ujęciu realnym o 10%. Skalę wzrostu wydatków na zbrojenia widać dobrze na poniższym wykresie:
Ekonomiści BNP Paribas: byłoby lepiej, gdyby nie recesja w Niemczech
Ekonomiści BNP Paribas Polska nie spodziewają się bardzo szybkiego wzrostu polskiej gospodarki, bo hamować nas będzie restrykcyjna polityka pieniężna w Polsce, a także spowolnienie u naszych głównych partnerów gospodarczych – czyli w strefie euro, głównie w Niemczech.
Źle jest głównie w niemieckim sektorze przemysłowym, co źle wpływa na polski eksport do Niemiec i strefy euro. Wśród przyczyn ekonomiści banku wskazują m.in na rosnącą stopę oszczędności gospodarstw domowych w Unii Europejskiej (konsumenci tną wydatki i odbudowują oszczędności), wciąż stosunkowo restrykcyjną politykę pieniężną Europejskiego Banku Centralnego (przed wakacjami miała miejsce pierwsza obniżka, ale tylko o 0,25 pkt proc.), a także coraz mniejszą konkurencyjność europejskich towarów na globalnym rynku (np. samochody z Chin).
W swojej prezentacji ekonomiści pokazali zestawienia obrazujące słabość europejskiego przemysłu w porównaniu z szybko rosnącymi możliwościami przemysłowymi Chin. I chodzi nie tylko o same możliwości wytwórcze, np. produkcję samochodów na podstawie technologii zachodnich, głównie niemieckich. Niestety, przemysł niemiecki jest w głębokiej defensywie, również technologicznie. Chińczycy rozwijają własną myśl techniczną, co widać bardzo wyraźnie w ogromnej skali produkcji chińskich samochodów elektrycznych pod własnymi markami. Marcin Kujawski, starszy ekonomista banku, tłumaczy:
„W 2022 r. Chiny wydały na badania i rozwój (R&D) blisko cztery razy więcej niż Niemcy, podczas gdy jeszcze w 2009 r. to niemieckie nakłady na R&D były większe. W efekcie udział Unii Eueopejskiej w globalnym eksporcie towarów zaawansowanych technologicznie czy ICT od kilku lat systematyczne spada”.
Krótko pisząc: kiepskie czasy dla gospodarek zachodnioeuropejskich dopiero się rozkręcają. Nie wiadomo czy na dłuższą metę skuteczne – i możliwe, ze względu na powiązania gospodarcze – będą europejskie cła na chińskie towary. Europa jest dużym rynkiem, ma 450 mln konsumentów (więcej niż USA – niecałe 340 mln). Ale ci konsumenci nie mogą zostać skutecznie odcięci od lepszych i tańszych towarów z Chin tylko dlatego, że w Europie nie potrafimy ich wyprodukować. A to nam realnie grozi. Dobrze pokazuje to przygotowana przez BNP Paribas infografika:
Polski kredytobiorca odczuje duuużą ulgę. Kiedy?
Ekonomiści banku nie przewidują, żeby kurs złotego do euro spadł poniżej 4,20-4,30 zł. Jakie są argumenty za tak wysokim kursem naszej waluty? Po pierwsze lepsza sytuacja gospodarcza w Polsce niż w strefie euro. Po drugie opóźnienie w obniżaniu stóp procentowych w Polsce (nawet jeśli ten proces ruszy wiosną 2025 r., to do tego czasu w innych obszarach świata stopy znajdą się już znacznie niżej, co będzie napędzało do Polski kapitał szukających wyższego procentu).
A co z osobami, które chciałyby zaciągnąć kredyt hipoteczny w najbliższym czasie? Wiadomo, że obecnie nie ma dobrych do tego warunków. Akcja kredytowa siadła po boomie z ubiegłego roku wywołanym rządowym programem Bezpieczny Kredyt 2% (tutaj można zapoznać się z podsumowaniem tego programu przez BIK), a na horyzoncie wciąż nie widać zamiennika w postaci zapowiadanego przez nowy rząd programu Kredyt 0%.
Ekonomiści BNP Paribas podkreślają, że podwyżki stóp procentowych przekładają się na mniejszy popyt na kredyt hipoteczny już od 2022 r. Efekt ten został na chwilę rozwodniony przez uruchomienie rządowego programu „Bezpieczny Kredyt 2%”. Ale na dłuższą metę polityka pieniężna silnie wpływa na hamowanie rynku kredytów hipotecznych.
Jeśli już od marca 2025 r., kiedy zostanie opublikowana nowa projekcja inflacji ze stabilną ścieżką spadku tej inflacji i, będzie przestrzeń do dyskusji o obniżkach stóp procentowych, to perspektywa niższych rat dotychczasowych kredytów i niższego oprocentowania nowych jest bliska. Kredytobiorcy zobaczą w kieszeni oszczędności w wysokości co najmniej kilkuset złotych, których nie będą musieli wpłacać do banku.
Zdaniem Michała Dybuły z BNP Paribas, za jakieś półtora roku możemy mieć główną stopę procentową niższą o ok. 2 pkt proc. niż dziś! Obecny poziom głównej stopy procentowej to 5,75%, prognozowany przez BNP Paribas na 2026 r. – tylko ok. 3,5%. To otwierałoby zupełnie nową erę, jeśli chodzi o możliwość zaciągania przez Polaków kredytów na zakup mieszkania. Biorąc pod uwagę, że średnia marża kredytu hipotecznego to dzisiaj 2%, mielibyśmy oprocentowanie kredytów hipotecznych na poziomie średnio 5,5%, a nie 8%, jak dziś.
To oznacza, że rata kredytu o wartości 500 000 zł zaciąganego na 25 lat wyniosłaby 3070 zł, a nie – jak dziś – 3860 zł (aż 800 zł miesięcznie różnicy!). Zaś łączna kwota odsetek do spłaty wynosiłaby 421 000 zł, a nie – jak dziś – 660 000 zł. Jednocześnie podskoczyłaby zdolność kredytowa Polaków.
——————————-
POSŁUCHAJ TEŻ PODCASTU „FINANSOWE SENSACJE TYGODNIA”
W 229. odcinku „Finansowych Sensacji Tygodnia” wszystko stanęło na głowie. Zamiast Samcik rozmawiać z Samcikiem rozmawiają. A konkretnie Natalia Tur, edukatorka i mediatorka rodzinna rozmawia z Maciejem Samcikiem o… pieniądzach. Bo nie tylko pieniądze w rodzinie są ważne, ale też rozmawianie o pieniądzach. Bez tego nie nauczymy naszych dzieci oszczędności i oszczędzania. A jak nasze dzieci nie nauczą się oszczędzania za młodu, to będą musiały się uczyć za dorosłości. Czyli wtedy, kiedy my się uczyliśmy, co – jak wiemy – jest bolesne. Jak ograniczyć ból? Zapraszamy do posłuchania!
——————————-
Wyższa zdolność kredytowa i ostatni rok na zakup mieszkania? Ekonomiści między wierszami
Dziś kredytobiorca z dochodem 8000 zł na rękę miesięcznie (albo para) może wziąć w bankach zwykle od 500 000 zł do 600 000 zł (tak wynika ze zdolności kredytowej). Skąd ta liczba? Przy takiej wartości kredytu (biorąc pod uwagę, że marża może być ciut wyższa lub ciut niższa) rata wyniesie mniej więcej połowę zarobków (a to dla banków jest górny limit wysokości raty). Jeśli dzięki niższym stopom procentowym miesięczna rata takiego kredytu spadnie o 800 zł miesięcznie, to zdolność kredytowa będzie mogła pójść w górę do 700 000 zł czyli o 100 000 zł.
Prawdopodobnie więc za te półtora roku – jeśli zrealizuje się prognoza BNP Paribas i stopy będą grubo niższe niż dziś – będziemy mieli kolejną falę wzrostów cen nieruchomości. Zatem kupującym – o ile mają zdolność kredytową i są w stanie przez jakiś czas zacisnąć zęby i płacić wysokie raty – zostaje najbliższy rok, by być „królami polowania” na własne M. Potem rozkręci się kredytowy popyt na tańszy pieniądz i zacznie się wzrost cen mieszkań (o ile rząd nie wprowadzi jakichś ograniczników – podatku katastralnego, podatku od pustostanów, nie podwyższy podatku od najmu itp.).
ZOBACZ TEŻ ROZMOWY „SUBIEKTYWNIE O FINANSACH”:
Źródło zdjęcia: materiały prasowe Banku BNP Paribas Polska