EBC tnie stopy po raz pierwszy od pięciu lat, ale jednocześnie… zaskakuje podwyższonymi prognozami inflacji i na razie nie zapowiada, kiedy nastąpią kolejne kroki w ramach cyklu obniżek stóp. Czyżby EBC już wiedział, że się pospieszył? Tymczasem amerykański bank centralny Fed na razie twardo czeka z bronią u nogi, bo uważa, że inflacja jest wciąż zbyt groźna, by obniżać stopy. Co wyniknie – także dla nas – z rozejścia się dróg największych banków centralnych świata? Warto kupować dolara? Inwestować w polskie fundusze obligacji?
Decyzja Europejskiego Banku Centralnego (tu można przeczytać komunikat po posiedzeniu jego władz) jest już od dawna uwzględniona w cenach obligacji i akcji oraz w kursach walut na rynkach. Prezes EBC Christine Lagarde zapowiadała czerwcowe cięcie stóp już w trakcie poprzedniego posiedzenia banku. I tak się stało. EBC ściął stopy o 0,25 pkt proc. To duże wydarzenie, bo zrobił to po raz pierwszy od pięciu lat.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
EBC tnie stopy, ale… jednocześnie przedstawia podwyższone projekcje inflacji. Nie usłyszeliśmy też konkretnych zobowiązań dotyczących kolejnych obniżek stóp. Nic dziwnego, że dociekliwi analitycy natychmiast zaczęli zastanawiać się, czy obecne cięcie stóp procentowych to przypadkiem nie jest wynik wcześniejszych zapowiedzi (z których EBC nie chciał się już wycofywać) czy też rzeczywistej konieczności, wynikającej z danych.
Po decyzji EBC oprocentowanie podstawowych operacji refinansujących oraz oprocentowanie kredytu w banku centralnym wyniesie odpowiednio 4,25% i 4,50%. Czy jednak obniżka nie jest przedwczesna? Wątpliwości co do tej decyzji wyrażała dwa tygodnie temu wpływowa przedstawicielka Niemiec w Radzie EBC Isabel Schnabel. Uważa ona, że EBC niepotrzebnie tnie stopy, bo inflacja wciąż nie jest w celu EBC, który wynosi 2%, ani nie zapowiada się, że osiągnie ten cel w tym lub przyszłym roku.
Jeśli jednak – choćby krótkoterminowym – miernikiem wiarygodności prowadzonej polityki pieniężnej jest reakcja rynków finansowych na decyzje bankierów centralnych, to wydaje się, że decyzja EBC nie zbulwersowała inwestorów, a echa po jej ogłoszeniu były umiarkowane.
Dysparytet stóp procentowych popchnie złotego w górę?
Po decyzji EBC zwiększył się „rozjazd” stóp procentowych w Europie i USA. Obecnie główna stopa Fed to 5,25-5,50%, a szef banku centralnego USA Jerome Powell przestrzega, że inflacja jest wciąż zbyt wysoka i niepewne są perspektywy jej zejścia do celu 2%. W kwietniu inflacja w USA wyniosła 3,4% w skali roku. Inflacja bazowa w kwietniu wyniosła 3,6%. Dla porównania inflacja CPI w strefie euro w maju to 2,6% w skali roku i była wyższa niż w kwietniu, kiedy wyniosła 2,4%.
Co oznacza sięgający punktu procentowego dysparytet stóp procentowych banków centralnych w dwóch największych obszarach gospodarki światowej? Pieniądz może bardziej intensywnie płynąć tam, gdzie oprocentowanie jest wyższe (czyli np. obligacje bardziej opłacalne). Można się więc spodziewać, że euro może stracić na wartości w stosunku do dolara amerykańskiego. Także złoty teoretycznie powinien być bardziej pożądaną walutą, bo u nas przecież oprocentowanie pieniądza jest wysokie i nie spadło (podstawowa stopa NBP wynosi 5,75%).
Po decyzji EBC polska waluta raźno ruszyła w górę. zyskując 2 grosze do euro. Jednak patrząc na notowania złotego w dłuższej perspektywie zauważymy, że złoty po prostu powrócił w okolice poprzedniego umocnienia. Ale nie doszedł nawet do rekordowego poziomu 4,25 zł za euro, jakim cieszyliśmy się w drugiej połowie maja.
Pytanie, czy te 4,25 zł za euro nie jest maksimum tego, czego możemy oczekiwać od złotego? Większa różnica stóp procentowych między EBC i NBP oczywiście ma znaczenie (tym bardziej że stopy NBP raczej nie spadną przed końcem tego roku), ale wielu analityków uważa, że potencjał umocnienia naszej waluty jest już na wyczerpaniu i trudno spodziewać się poważniejszych ruchów w górę – nawet przy tak dużej różnicy w poziomie stóp procentowych między Warszawą i Frankfurtem (tam jest siedziba EBC).
Mocniejszy złoty nie tylko obniżył Polakom ceny wyjazdów wakacyjnych, ale pomógł obniżyć wskaźnik inflacji w naszym kraju. Dzięki temu nasza Rada Polityki Pieniężnej może pochwalić się zejściem do celu inflacyjnego wynoszącego 2,5%. Inna sprawa, że – jak tłumaczył kilkakrotnie ostatnio prezes NBP Adam Glapiński – może być to spadek chwilowy, po którym nastąpi nieuchronny wzrost dynamiki cen w związku z przywróceniem wyższej stawki VAT na żywność i rezygnacją z wielu elementów tarcz ochronnych na ceny energii.
EBC tnie stopy, polskie obligacje nie skorzystają?
W ślad za decyzją EBC ruszyła do góry rentowność polskiego długu. „Oprocentowanie” 10-letnich obligacji wzrosło do 5,63%. To pozornie nielogiczne, bo gdy obligacje z danego kraju stają się bardziej atrakcyjne i w konsekwencji jest na nie większy popyt (przy rosnącym dysparytecie stóp procentowych kapitał powinien płynąć ze strefy euro do Polski), to rentowność – czyli satysfakcjonujące inwestorów oprocentowanie – powinna się obniżać.
Kiedy spojrzymy na wcześniejsze notowania polskich obligacji, widać wyraźnie, że w porównaniu do poziomu z drugiej połowy maja rentowności obligacji są dziś znacznie niższe. I spadały prawdopodobnie właśnie w oczekiwaniu na czwartkową decyzję EBC. Popyt na polskie obligacje wyprzedził więc decyzję EBC.
Co dalej? Trudno byłoby spodziewać się dalszego spadku rentowności polskiego długu. Coraz większy deficyt budżetowy, perspektywa objęcia Polski unijną procedurą nadmiernego deficytu i rosnące obciążenie finansów publicznych spłatą długu publicznego to okoliczności, które nie pozwolą obniżać oprocentowania polskich obligacji. Sam dysparytet raczej tu nie pomoże.
To kiepska wiadomość dla posiadaczy udziałów w funduszach obligacji (zwłaszcza tych funduszy, które ulokowały pieniądze klientów w obligacje długoterminowe o stałym oprocentowaniu). Nie mogą oni liczyć na spadek rentowności polskich obligacji, który oznaczałby wzrost giełdowych cen tych papierów (i zapewnił zyski posiadaczom jednostek uczestnictwa). Przynajmniej jeszcze nie teraz – bo prędzej czy później Rada Polityki Pieniężnej zacznie zapewne cykl obniżek stóp i wtedy posiadacze funduszy obligacji będą mogli liczyć na dodatkowe żniwa.
W obniżaniu rentowności obligacji już teraz pomogłoby pewnie uzdrowienie finansów publicznych poprzez większą przejrzystość wydatków oraz wprowadzenie procedur oszczędnościowych, które zapobiegłyby puchnięciu zadłużenia. W peryferyjnym kraju UE, graniczącym ze strefą działań wojennych, inwestorzy potrzebują większej marży niż tylko ta wynikająca z wysokości stóp procentowych banku centralnego.
Na razie co prawda nie ma żadnych obaw o spłatę polskiego długu, ale jest wiele sygnałów o nie za dobrej kondycji tegorocznego budżetu przy coraz większych potrzebach pożyczkowych, związanych m.in. z koniecznością zwiększonych wydatków na uzbrojenie i obronność. O tym pisałem m.in. tu.
Dylematy banków centralnych. Dysparytet stóp za kilka miesięcy znów wzrośnie?
EBC tnie stopy, ale czego możemy spodziewać się w kolejnych miesiącach po największych bankach centralnych świata? Po naszym banku – raczej wiadomo. Przed końcem roku trudno spodziewać się obniżki stóp NBP, bo w powietrzu wisi wciąż powrót do rosnącej – choć nie tak szaleńczo, jak w ubiegłym roku – inflacji. A co z EBC i Fed?
Analitycy agencji Bloomberg prognozują kolejny krok luzowania polityki pieniężnej w strefie euro na wrzesień tego roku. Z kolei w USA miałoby dojść do obniżek stóp w drugiej połowie tego roku. Pytanie, czy byłaby to tylko jedna sygnalna obniżka, czy dłuższa seria? Na razie to zagadka. Kolejne spotkanie Fed (już za tydzień) może cokolwiek wyjaśni.
Zdaniem decydentów z EBC, inflacja w strefie euro wyraźnie i trwale spadła, jej perspektywy są raczej stabilne, ale nie dotarła jeszcze do celu. I nieprędko do niego dotrze. Najważniejszy chyba punkt w komunikacie po posiedzeniu EBC (i w wypowiedzi prezes Lagarde) mówi, że bank centralny strefy euro zrewidował w górę swoje projekcje inflacji CPI i bazowej na lata 2024 i 2025. Inflacja CPI ma wynieść średnio 2,5% w 2024 r., 2,2% w 2025 r. i 1,9% w 2026 r. Czyli tak naprawdę cel inflacyjny EBC na poziomie 2% zostanie osiągnięty dopiero w 2026 r.
Optymistyczna natomiast jest obecna projekcja wzrostu gospodarczego. I to jest obecnie chyba jeden z ważniejszych obszarów zainteresowania przedstawicieli EBC. Wzrost gospodarczy, według obecnej projekcji, ma wzrosnąć do 0,9% w 2024 r., 1,4% w 2025 r. i 1,6% w 2026 r. Oznacza to, że powoli kraje strefy euro będą wydobywać się z recesyjnego klimatu panującego w ubiegłym i tym roku.
Obecna różnica między stopami Fed i EBC może być początkiem ciekawej sytuacji. Jeśli w ciągu roku EBC będzie kontynuować politykę obniżania stóp, ta różnica w stosunku do stóp „amerykańskich” będzie się powiększać. Jest możliwe, że w tym samym czasie Fed będzie się wstrzymywał z decyzjami. To tym bardziej prawdopodobne, im lepsza będzie sytuacja gospodarcza za Oceanem.
USA notują solidny wzrost gospodarczy, a rynek pracy nieco tylko się osłabił. Nie ma mowy o popadnięciu Stanów Zjednoczonych w recesję. Wysokie stopy są sporym obciążeniem głównie dla budżetu USA, który nieco ugina się pod ciężarem wypłacanych odsetek od długu (prawie 1,1 bln dolarów musiał wydać amerykański budżet w ciągu roku na obsługę długu federalnego, który sięga już 34,6 bln dolarów, tu można prześledzić dane o zadłużeniu USA).
Dobre oprocentowanie obligacji sprawia, że do USA płyną pieniądze z całego świata, co umacnia dolara. Co i rusz pojawiają się przepowiednie, że dolar może w końcu trwale przekroczyć parytet 1:1 z euro. Wielu analityków zwraca uwagę na to, że jeśli stopy w USA będą wyższe niż w Europie przez dłuższy czas, to mogłoby to mieć poważne konsekwencje dla długoterminowego kursu wymiany euro do dolara.
To oczywiście oznaczałoby dodatkowe zyski dla tych Europejczyków (także Polaków), którzy inwestują pieniądze w amerykańskie obligacje – dostawaliby „premię” poza odsetkami w postaci różnic kursowych. I ogólnie oznaczałoby, że warto lokować pieniądze w strefie dolara. Z perspektywy Europy miałoby to duży wpływ na inflację poprzez wyższe ceny importowanych towarów i usług, a zwłaszcza paliw których ceny są rozliczane w dolarach.
Wtedy EBC musiałby działać i walczyć z wyższą inflacją podwyższając stopy procentowe. Ten mechanizm „obroniłby” dolara przed zbytnim umocnieniem. Choć nie da się ukryć, że obecna sytuacja na rynku stóp procentowych faworyzuje amerykańskiego dolara jako walutę, która może zyskiwać w najbliższych miesiącach na wartości.
Na wykresie poniżej niebieska linia oznacza główną stopę proc. Fed, szara – główną stopę proc. EBC, a czerwona – główną stopę proc. NBP.
Źródło zdjęcia: Ibrahim Boran/Unsplash