Banki nie mają dobrej oferty dla osób trzymających oszczędności w walutach obcych. Okazję do zrobienia na tym interesu zwietrzyły ostatnio firmy inwestycyjne, które też postanowiły zaoferować klientom bezpieczne oszczędzanie w euro. Jednak jedna z tych firm chyba nieco zagalopowała się z marketingiem. Co o używaniu nazwy „depozyt” dla produktu inwestycyjnego sądzi KNF?
Recenzowałem niedawno produkt inwestycyjny firmy Finax pod nazwą „Euro Depozyt”. Reklamowany jako alternatywa dla nieoprocentowanych depozytów w euro w polskich bankach. Finax oferuje portfel funduszy typu ETF, o najniższym profilu ryzyka, które inwestują w instrumenty rynku pieniężnego (np. gotówkę, depozyty, krótkoterminowe obligacje skarbowe) denominowane w euro.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Za utworzeniem takiej oferty przemawia całkiem racjonalne oczekiwanie, że przyniesie ona zysk zbliżony do głównej stopy procentowej Europejskiego Banku Centralnego, czyli ok. 3% w skali roku. To byłby bardzo dobry wynik na tle żałośnie niskiego oprocentowania, które proponuje dla depozytów w euro większość banków.
Sama idea mi się podoba – napisałem niedawno artykuł o dotkliwym braku funduszy rynku pieniężnego na naszym rynku. Być może jest to jeden z powodów, dla których banki czują się tak pewnie na rynku depozytowym i pozwalają sobie na rozszerzanie do potężnych rozmiarów marży odsetkowej.
Jednak uwierała mnie nazwa tego produktu. Uważam, że firma Finax, promując inwestowanie w pasywne i nisko kosztowe fundusze, zrobiła (wybaczcie kalkę językową) dobrą robotę w promowaniu pasywnego inwestowania, urealnianiu oczekiwań inwestorów i uczeniu mechanizmów zarządzania portfelem.
Jestem przekonany, że zdecydowanie bardziej odpowiedzialne (i efektywne) jest zachęcanie większości inwestorów indywidualnych do pasywnego lokowania środków niż do aktywnego zarządzania portfelem – bo to zazwyczaj kończy się tragicznie. Inna sprawa, że Finax słono każe sobie płacić za tę edukację – bierze aż 1,2% opłaty za montowanie klientom prostych portfeli z ETF-ów (no dobra, jeszcze za rebalancing).
Dlatego takim zgrzytem było dla mnie użycie nazwy, która ewidentnie sugeruje inny rodzaj instrumentu. Depozyt wyraźnie kojarzy się z lokowaniem pieniędzy w banku – przynajmniej w zakresie usług finansowych. Był czas, gdy fundusze inwestycyjne używały podobnych słów w swoich nazwach – depozytowy, skarbowy, pieniężny – ale KNF ukrócił taką praktykę. Czyli funduszom inwestycyjnym nie wolno stworzyć produktu o nazwie „depozyt plus”, a Finaksowi wolno?
Czepiam się słówek? Co na to regulator?
Zacząłem się więc zastanawiać, czy nie przesadzam? W końcu Finax w opisie swojego produktu wyjaśnia, czym tak naprawdę jest „Euro Depozyt”. Może to powinno wystarczyć, a nieuważni klienci, którzy zainwestują w niego swoje pieniądze, nie przeczytawszy wcześniej dokumentacji, będą sami sobie winni?
Nie ma co gdybać. Postanowiłem więc zapytać KNF, co sądzi na temat wykorzystywania słowa „depozyt” w nazwie produktów finansowych, które depozytem bankowym nie są. Podkreślam jednak, że jest to odpowiedź na pytanie o zasadę i prośbę wyjaśnienia regulacji, a nie analiza tego konkretnego produktu.
„Posługiwanie się pojęciem „usługa depozytowa” bądź „depozyt” w kontekście zarządzania środkami pieniężnymi przez podmioty inne niż banki (np.: fundusze inwestycyjne) poprzez ich inwestowanie w instrumenty finansowe (np.: jednostki uczestnictwa funduszy inwestycyjnych, lokaty bankowe) można uznać za nierzetelne i wprowadzające w błąd”
– napisał Jacek Barszczewski, dyrektor Departamentu Komunikacji Społecznej Urzędu Komisji Nadzoru Finansowego. No to mamy zgrzyt. Dlaczego pojęcie „depozyt” ma tak szczególny charakter? W odpowiedzi urzędu podkreślono, że zarówno w potocznym tego słowa znaczeniu, jak i w prawnym – osoba składająca rzecz w depozyt, może liczyć na to, że otrzyma tę rzecz z powrotem.
W przypadku pieniędzy depozyt oznacza przyjęcie środków na przechowanie, które podlegają zwrotowi „w wartości co najmniej nominalnej”. Tymczasem podmioty inne niż banki nie przyjmują pieniędzy w depozyt. Tylko banki mają do tego prawo. Firmy inwestycyjne gromadzą środki od klientów i inwestują je w różne instrumenty finansowe.
Finax opisuje ryzyko inwestycyjne związane z „Euro Depozytem” – i nie ma sporu o to, że w przypadku tak skonstruowanego portfela to ryzyko jest minimalne. Ale jednak ono jest. Przy depozycie bankowym ryzyko inwestycyjne nie występuje.
Od kilku miesięcy fundusze rynku pieniężnego zyskują, to prawda. Jednak przez wiele lat inwestowały one przecież w obligacje o ujemnych rentownościach. Nie jest całkiem nierealne, że nagle w strefie euro coś pęknie, jakiś bank albo kraj się posypie, a EBC będzie zmuszony do nagłego cięcia stóp procentowych i skupu obligacji z rynku. A wtedy wartość jednostek uczestnictwa funduszy, które inwestują w instrumenty rynku pieniężnego, może zacząć spadać.
Chodzi więc o to, że klient „Euro Depozytu” nie tylko nie ma gwarancji stopy zwrotu, ale nawet tego, że zostanie mu wypłacone nie mniej, niż włożył. A nazwa tego produktu może taką obietnicę sugerować. Czy Finax łamie prawo, używając takiej nazwy przy oferowaniu produktu inwestycyjnego? Tak daleko bym się pewnie nie posunął – zresztą, nie do mnie należy decydowanie o takich kwestiach.
„Nie ma jednoznacznego zakazu określania produktów lub usług mianem depozytu lub lokaty (i w przypadku takich produktów lub usług jak np. depozyt bagażu czy komplet wypoczynkowy LOKATA problemu nie będzie), jednak w przypadku produktów lub usług finansowych może to być potraktowane przez UOKiK jako naruszanie zbiorowych interesów konsumentów (jeżeli produkt lub usługa oferowane są konsumentowi).”
A więc z używaniem słowa „depozyt” w produktach inwestycyjnych warto jednak uważać. Zresztą przekonały się o tym już fundusze inwestycyjne.
„Informacje nierzetelne i wprowadzające w błąd mogą zostać potraktowane także przez organ nadzoru jako działanie godzące w interes uczestników funduszy inwestycyjnych i stanowić podstawę do prowadzenia stosownych czynności nadzorczych, a nawet nałożenia sankcji administracyjnych”
– taką konkluzję zawiera odpowiedź na moje pytania, której udzieliła KNF.
Dlaczego to ważne, by depozyt był depozytem?
Ktoś powie pewnie, że to szukanie dziury w całym. Dzielenie włosa na czworo. Przecież tyle poważniejszych spraw jest do wyjaśnienia. Na GPW wrzało ostatnio od podejrzeń o afery i przekręty na setki milionów złotych. A Jaszczuk czepia się nazwy niszowego produktu.
To prawda, czepiam się. Ale jestem przekonany, że przymykanie oka na małe przewiny tylko dlatego, że te większe uchodzą (zdaniem wielu) płazem, to nie jest droga do zdrowego rynku finansowego. Takie firmy jak Finax, które wchodzą nie tylko z nowym produktem, ale z nową filozofią zarządzania pieniędzmi, powinny tym bardziej świecić przykładem.
Rozumiem chwyt marketingowy – ludzie cenią sobie bezpieczeństwo i cenią sobie waluty obce. Euro Depozyt jest więc podwójnie atrakcyjną nazwą. I pewnie zgodziłbym się, że jak ktoś zainwestuje w ten sposób swoje środki, a nie przeczyta nawet trzech zdań, czym on rzeczywiście jest, to nie powinien mieć pretensji do nikogo, poza samym sobą.
Co nie zmienia faktu, że te pretensje pewnie będzie miał – zwłaszcza jeśli coś pójdzie nie po jego myśli. I nie chodzi już wyłącznie o Finax, ale o branżę finansową w ogóle. Co z tego, że w takim potencjalnym sporze z klientem ostatecznie rację będzie miała firma inwestycyjna? Smród, który się z tego tytułu rozejdzie, może zniechęcić do inwestowania wielu innych.
Używanie nazwy „depozyt” na pakiet funduszy inwestycyjnych jest – nie tylko moim zdaniem – co najmniej wątpliwy prawnie. Czy krótkoterminowy zysk w postaci potencjalnego zainteresowania klientów jest warty długoterminowego ryzyka prawnego i wizerunkowego?
Przeczytaj też: Dolar rekordowo tani, a polski bank… rekordowo dużo zapłaci za lokatę w dolarach. Paradoks? Co z oprocentowaniem depozytów w walutach obcych?
Źródło zdjęcia: Maciej Danielewicz/archiwum własne, Adrian Grycuk/Wikipedia Commons