Polska miała odchodzić od węgla, ale okazuje się, że to najbardziej chodliwy towar tej wiosny. Rośnie ryzyko, że węgiel nie tylko będzie drogi, ale że… w ogóle go nie będzie. Niektórzy zapobiegliwie już kupili węgiel lub ekogroszek na przyszłą zimę. Czy zabraknie węgla na przyszły sezon grzewczy? A może, zamiast robić zapasy węgla, lepiej wykorzystać sezon letni i zainwestować w ograniczenie zużycia?
Polska od maja nie sprowadza węgla z Rosji. W składach opałowych panika. W ciągu kilku tygodni cena tony węgla dla gospodarstw domowych wzrosła trzykrotnie. Sprzedawcy reglamentują węgiel: nie można go zamawiać, rezerwować ani kupować przez internet. Odbiór tylko osobisty i tylko w ograniczonych ilościach – informuje krajowy producent węgla Tauron. Również Polska Grupa Górnicza nie sprzedaje tyle węgla, ile chcieliby kupujący.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Pamiętając obrazki z paliwowej paniki z pierwszych dni wojny, można założyć, że to przejściowe – z pewnością nie wszyscy potrzebują aż tyle „czarnego złota”, ile zamawiają. O ile jednak w przypadku paliw mieliśmy kilkumiesięczne zapasy (problem polegał wyłącznie na tym, że brakowało cystern, by dowieźć paliwo w jednym momencie do wszystkich stacji okupowanych przez spanikowanych kierowców), w przypadku węgla sytuacja nie jest tak różowa. Jakie wnioski płyną z obecnego węglowego kryzysu?
Czy zabraknie węgla w Polsce? Zależy kogo spytać
Węgiel jest podstawowym źródłem ciepła dla większości domów jednorodzinnych w Polsce i w sporej liczbie mieszkań w przedwojennych kamienicach. W sumie „paleniska” ma ponad 3 mln osób, w większości są to zwykłe kopciuchy, a nie nieco bardziej zaawansowane kotły, które i tak jednak kopcą.
O ile rząd błyskawicznie pochylił się nad problemem rosnących rat kredytowych i „ubożeniem” relatywnie bogatych kredytobiorców, to zupełnie zapomniał o osobach, które ogrzewają się węglem – a które, statystycznie rzecz biorąc, nie są tak zamożne (są to osoby, których nie stać na pompy ciepła czy ogrzewanie gazem). Na ironię zakrawa fakt, że nawet ci, którzy ogrzewają się gazem, są chronieni, a „węglowcy” nie.
Jaka jest skala podwyżek cen węgla? Rok temu było 800 zł za tonę (według GUS). To dane GUS. W marcu było to już 2000 zł, a obecnie ok. 3000 zł za tonę – to informacje od naszych czytelników i oficjalne dane Izby Gospodarczej Sprzedawców Polskiego Węgla (IGSPW).
Węgiel drożeje, mimo że skończył się sezon grzewczy (popyt powinien maleć). Jednak dzieje się coś zupełnie odwrotnego. Z powodu embarga na węgiel z Rosji (importowaliśmy rocznie 8 mln ton, głównie dla gospodarstw domowych), właściciele domów boją się, że jesienią węgla po prostu fizycznie nie będzie. Czy rzeczywiście zabraknie węgla?
„6 mln ton zabraknie w energetyce, 5 mln ton w sektorze komunalno-bytowym. O ile te 6 mln to zaledwie ok. 20% zużycia węgla przez energetykę, o tyle w sektorze komunalno-bytowym mówimy o niedoborach, które mogą objąć nawet 40% popytu. Niedobór będzie odczuwalny jak nigdy dotąd”
– mówi nam Łukasz Horbacz, prezes Izby Gospodarczej Sprzedawców Polskiego Węgla. To może nie być czcze gadanie, bo węgla brakowało już w tym roku – krajowe elektrownie nie utrzymywały nawet minimalnych rezerw. Dlaczego? Bo drogi prąd sprzyjał produkowaniu go z węgla. Tak wytwarzaną energię polskie firmy eksportowały na Zachód i zarabiały krocie.
Co na to producenci węgla, czyli największe polskie kopalnie? One apelują, żeby nie nakręcać paniki, bo to tylko pompuje marże pośredników. I że jak wszyscy powariujemy, to będzie tak samo jak z kupowanym na zapas paliwem – dostawy były bezpieczne, ale jeżeli wszyscy chcą się zaopatrzyć w jednym momencie, to towaru zabraknie. Kto ma rację: producenci czy sprzedawcy.
Węglowy bilans byłby lepszy, gdyby… zredukować zużycie
W sumie gospodarstwa domowe zużywają 12 mln ton węgla rocznie. Krajowa produkcja to ponad 50 mln ton, ale to raczej węgiel słabej jakości, który nadaje się do palenia w elektrowniach, a nie „ekogroszek” nadający się do spalania w domowych piecach („eko” wcale nie znaczy, że ma on cokolwiek wspólnego z ekologią).
Prezes PGG, największej firmy górniczej w Polsce, twierdzi, że przekieruje część produkcji na rynek indywidualny, ale produkcji jako takiej zwiększyć się nie da. Wcześniej mówił, że przy maksymalnym wysiłku możemy zwiększyć wydobycie o 1,5 mln ton (z importu pochodziło 12 mln ton).
Zwiększenie wydobycia o kilka milionów ton jest niemożliwe, bo nie tylko nie ma na to pieniędzy, ale uruchomienie nowych pokładów to zadanie na lata, a węgla potrzebujemy już teraz. Czyli nie jest wykluczone, że Polska będzie importować więcej węgla dla energetyki, a krajowa produkcja trafi do klientów indywidualnych.
Ile potrzeba węgla na zimę? To zależy od tego, czy dom jest ocieplony, od jego powierzchni, a przede wszystkim od tego, czy zima jest łagodna czy ostra. Można przyjąć, że typowy dom zużywa 2-3 tony węgla na sezon. Czyli jeśli ktoś wydawał na ogrzewanie 2400 zł w skali roku (czyli średnio 200 zł miesięcznie, ale oczywiście w sposób skumulowany w miesiącach zimowych), to teraz wyda nawet 9000 zł (czyli średnio 750 zł na miesiąc, też w sposób skumulowany w sezonie grzewczym).
Według IGSPW w sezonie grzewczym 2019/2020 Polacy – ci wykorzystujący węgiel do ogrzewania swoich gospodarstw domowych – wydali na jego zakup średnio 2570 zł, czyli o 8% mniej w porównaniu do wydatków w sezonie 2018/2019. Wydatki te stanowią przeciętnie ok. 10% dochodów gospodarstw domowych. Spadek wydatków należy wiązać z ciepłą zimą w tym sezonie (była to najcieplejsza zima w historii 200-letnich pomiarów).
Ile potrzeba węgla na zimę? I co zrobić, żeby potrzebować mniej?
Na bilans energetyczny składa się nie tylko cena surowca, ale też zużyta jego ilość. Nie bez powodu w Unii Europejskiej padają pomysły obniżki o 1-2 stopnie Celsjusza temperatury w mieszkaniach i domach, co pozwoli ograniczyć zużycie gazu lub węgla. Dotyczy to zresztą nie tylko ogrzewania. Według Europejskiej Rady Bezpieczeństwa Transportu Drogowego (ETSC) zmniejszenie prędkości na autostradzie ze 130 km/h do 100 km/h daje oszczędność paliwa na poziomie 25%.
Chodzi o to, by ograniczyć zużycie węgla poprzez docieplenie budynków, tak by zmniejszyć ilość zużywanego surowca. Koszt kompleksowej termomodernizacji budynku wynosi od 200 zł do 400 zł za 1 m² powierzchni użytkowej. Dla budynku o powierzchni użytkowej 150 m² będzie wynosił od 30 000 zł do 60 000 zł.
W Polsce nie ma programu, który by finansował w całości koszty termomodernizacji. Jest program „Czyste Powietrze”, którym można sfinansować docieplenie ścian, wymianę okien, drzwi, stropów, ale tylko przy jednoczesnej wymianie źródła ciepła (czyli węgiel zastępujemy np. gazem albo pompą ciepła). To dobra opcja i inwestycja w przyszłość, bo odchodzimy od węgla, ale w przypadku tylko częściowej dotacji jest to opcja poza zasięgiem większości „potrzebujących” gospodarstw domowych.
Od września 2018 r. w ramach programu podpisano ok. 470 000 wniosków o wsparcie finansowe. A gdyby rozluźnić warunki i dopuścić do programu także sytuację, w której docieplamy budynek, nie wymieniając źródła ciepła? Do wymiany jest 3 mln pieców. Jeśli realna jest groźba deficytu surowca, najbardziej sensownym rozwiązaniem jest zwiększenie efektywności energetycznej i docieplenie budynków.
Czy zabraknie węgla? Nie, jeśli docieplimy 1,65 mln „najzimniejszych” domów
Według szacunków Instytutu Ekonomii Środowiska do ocieplenia/docieplenia kwalifikuje się co najmniej 72% polskich domów jednorodzinnych. Mowa o budynkach z bardzo niskim standardem izolacji cieplnej (1,9 mln) oraz z po prostu niskim (1,7 mln). W tej liczbie są też domy wielorodzinne. Jeśli chodzi o domy jednorodzinne, to według SMOG Lab 33% domów jednorodzinnych w Polsce nie ma żadnego ocieplenia. Mowa o 1,65 mln domów.
Według danych firm budowlanych ocieplenie przeciętnego domu jednorodzinnego trwa ok. 2-3 tygodni. Do października zostało 25 tygodni, oznacza to, że tygodniowo powinniśmy ocieplać w skali kraju 66 000 domów. To absurdalnie wysokie tempo, praktycznie nie do zrealizowania – w takim tempie nie budowano nawet instalacji fotowoltaicznych, co jest prostsze i szybsze.
Poza tym tak duże tempo spowodowałoby prawdopodobnie dalszy wzrost cen materiałów budowlanych i wykonawstwa. Gdyby rząd miał ponieść pełen koszt docieplenia 1,65 mln najbardziej potrzebujących budynków, to zakładając koszt 50 000 zł na dom, mowa o gigantycznej sumie 82 mld zł. Budżet całego programu „Czyste Powietrze” to 100 mld zł, ale to pieniądze na wymianę źródeł ciepła, a nie tylko docieplenie.
Czy i ile osób może mieć problem z ogrzaniem się? 30% gospodarstw domowych wydaje co najmniej 10% swoich dochodów na zakup węgla. Prowadzone kilka lat z rzędu badania na zlecenie Izby Gospodarczej Sprzedawców Polskiego Węgla wykazują, że ok. 30% osób kupujących węgiel ma trudności z wysupłaniem nań środków.
Mówimy o 1 mln osób, które już mają problem, a dołączą do nich kolejne. Przy tym 2,2 mln osób, które spłacają kredyty złotówkowe, wydaje się to mało. Tym bardziej że z tych 2,2 mln zdecydowana większość żadnych problemów finansowych mieć nie powinna.
Tym ludziom grozi prawdziwa bieda i chłód w zimie. W Polsce według różnych danych ubóstwo energetyczne dotyka 3,5 mln osób. W 2020 r. wzrosło, według danych Polskiego Instytutu Ekonomicznego, o kolejnych 700 000 osób.
Co oznaczają wysokie ceny węgla? Dwie konsekwencje
Po pierwsze, ludzie znowu zaczną szukać alternatywy dla palenia węglem. I zaczną palić płyty pilśniowe, stare meble, śmieci. Dostęp do surowca jest prosty – najbliższy śmietnik albo składowisko odpadów wielkogabarytowych. To wciąż realny problem w Polsce.
Recepta? Rząd powinien stworzyć bony na węgiel dla najbardziej potrzebujących, ewentualnie zapewnić dostawy relatywnie taniego węgla (np. w cenie z poprzedniego roku). W pierwszej kolejności nie chodzi o rozdawanie pieniędzy i tworzenie kolejnych programów socjalnych (ale o to też, skoro pomagamy użytkownikom gazu, prądu, kierowcom, bo obniżyliśmy VAT), ale o to, żeby uniknąć sytuacji, w której ludzie będą palić w piecach śmieciami).
Tymczasem VAT na węgiel wciąż wynosi 23%, choć sprzedawcy wnosili o obniżkę. Ale sama obniżka VAT dużej finansowej ulgi nie przyniesie – przy obecnych cenach to 500-550 zł mniej za tonę.
Po drugie, obawy o podaż węgla sprawią, że szybciej od niego będziemy odchodzić. Nic tak nie wpływa na decyzje gospodarstw domowych o zmianie źródła ocieplania jak rachunek ekonomiczny (do tej pory palenie węglem było po prostu tanie). Pytanie brzmi – co zamiast. Osoby, które wymieniły ogrzewanie węglowe na gaz, wyszły na tym niekoniecznie dobrze. Gaz jest drogi, ale przynajmniej nie ma obawy o to, że go zabraknie.
Docelowo gaz nie może być źródłem ogrzewania dla domów – to ma być surowiec „premium” zarezerwowany dla przemysłu i energetyki. A co dla zwykłych ludzi? Pisaliśmy o tym niedawno – choć brzmi to jak science-fiction – powinniśmy dążyć do elektryfikacji ogrzewania i montażu pomp ciepła, gdzie się da. Obecnie urządzania są poza zasięgiem finansowym, ale rząd już zapowiedział kolejny pakiet dotacji.
źródło zdjęcia: PixaBay