Miałem ostatnio przyjemność wysłuchać wykładu dr Anny Wójcickiej, szefowej firmy Warsaw Genomics, na temat badań genetycznych i ich „zastosowania” w przewidywaniu ryzyka wystąpienia ciężkich chorób, przede wszystkim nowotworów. Okazuje się bowiem, że w obecnym stanie medycyny można na tyle solidnie przebadać swoje geny, żeby znaleźć najpopularniejsze z ryzykownych mutacji genetycznych i spróbować „oszukać przeznaczenie”. Pytanie tylko czy warto i ile to kosztuje.
Każdego z nas definiuje 25.000 genów, z których 5000 jest związanych z chorobami i solidnie przebadanych. Gdybym chciał zbadać swoje podatności na choroby związane z tą częścią mojego DNA, musiałbym wydać kilkanaście tysięcy złotych. I jest już podobno parę osób w Polsce, które taki wydatek poniosły i wiedzą, które z ich 5000 genów są niebezpiecznie zmutowane. A więc: jakie mają ryzyko zapadnięcia na znane nauce choroby uwarunkowane genetycznie.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
O jaką wiedzę idzie gra? W naszych genach zapisane są takie choroby jak Parkinsona, Alzheimera, Celiakia, choroby związane z nieprawidłowym funkcjonowaniem serca (zaburzenia rytmu, choroby mięśnia sercowego, wysoki cholesterol) oraz oczywiście choroby nowotworowe.
Dr Wójcicka twierdzi, że właśnie diagnostyka w kierunku skłonności do nowotworów to badanie genetyczne, w które być może warto zainwestować. Przebadanie się na tę konkretną „okoliczność” to koszt rzędu kilkuset złotych, więc nie jest to majątek. Tylko czy to może być najlepsza, czy też raczej… najgorsza inwestycja w życiu?
Czytaj też: Pieniądze szczęścia nie dają? Sprawdzili to na konkretnych liczbach. Co im wyszło?
Czytaj też: Tak zmieni się świat, w którym żyjemy. Cztery potężne trendy
Jedna trzecia z nas zachoruje na raka. Byle nie za wcześnie
Bolesna prawda jest taka, że jedna trzecia z nas zachoruje na nowotwór. Oczywiście większość z nas w wieku dość podeszłym, po prostu żyjemy już na tyle długo, że w końcówce życia nowotwory są jednym z głównych „ponurych kosiarzy”, którzy odwołują nas na tamten świat. W końcu na coś trzeba umrzeć, nieprawdaż?
W większości przypadków na nowotwór zapadamy po prostu „ze starości”, ale podobno jedna czwarta ludzi chorujących na raka pada jego ofiarą z powodu „zepsutych” genów. I te osoby mają „szansę” zachorować na raka znacznie wcześniej, po trzydziestce, czterdziestce…
Prawdopodobieństwo zapadnięcia na raka piersi u osoby bez obciążenia genetycznego to jakieś 13%, ale jeśli to obciążenie genetyczne (czyli „popsuty” gen) jest, to prawdopodobieństwo rośnie do 50-80%. W przypadku facetów na raka prostaty zapadnie 12% z nich, w większości dopiero na starość. Ale jeśli mam „zepsuty? gen – to moje ryzyko rośnie do 40%.
W przypadku raka jajników tzw. ryzyko populacyjne to tylko 3%, ale gdy z genem jest coś „nie halo” – robi się 55%. Jeśli mówimy o nowotworze jelita grubego – generalnie mamy 5% „szans”, żeby kiedykolwiek to-to „zaliczyć”. Ale jeśli z genem jest coś nie tak, to już 80%. I w przypadku osób obciążonych oczywiście choroba może dopaść w różnym wieku, niekoniecznie w podeszłym.
Ze statystyk podanych przez dr Wójciecką wynika, że mniej więcej 570.000 Polaków ma niemal pewność, że zapadnie na raka – to po prostu jest „zapisane” w ich genach. To tylko 1,5% populacji, ale w liczbach bezwględnych – olbrzymia liczba osób i dramatów. Około 1,6 mln ludzi ma podwyższone ryzyko – nie jest to niemal pewność, ale dość poważne prawdopodobieństwo wystąpienia raka.
No i teraz dochodzimy do najważniejszego dylematu: czy lepiej wiedzieć, czy lepiej nie wiedzieć? Przedstawiciele firmy ubezpieczeniowej Unum, która sfinansowała cykl wykładów o genetyce dla swoich klientów, uważają, że lepiej wiedzieć. Choćby po to, żeby móc zareagować odpowiednio wcześnie.
Badać geny czy nie badać? Argumenty za i przeciw
Co ciekawe – jeśli mówimy o aspektach ubezpieczeniowych – w Unum wcale nie zamierzają sami badać swoich potencjalnych klientów pod tym kątem, ani wiedzieć jakie są wyniki tych badań. Ich zdaniem to byłoby nieetyczne. Ale z drugiej strony uważają, że trzeba edukować klientów, by zmniejszać ryzyko, że zachorują. Jeśli klient, który ma wysokie ryzyko zachorowania, przebada się i coś z tą wiedzą zrobi – jest szansa, że jednak nie zachoruje. A Unum swoją misję widzi po prostu w dostarczeniu klientom jak najlepszego ubezpieczenia antyrakowego.
Być może pamiętacie, że jakiś czas temu pisałem o ubezpieczeniu oferowanym przez firmę Nationale-Nederlanden, które w pakiecie ma finansowanie badania genetycznego dla niektórych klientów. Mieszanie się ubezpieczyciela w badanie genetyczne klientów nie wygląda dobrze, ale dopóki ubezpieczyciel nie dostaje informacji o wynikach – pół biedy.
Czytaj więcej: Badania genetyczne w cenie ubezpieczenia na życie. Ile to kosztuje i czy warto skorzystać?
Czytaj też: Ile tak naprawdę kosztuje chorowanie? I co można zrobić, żeby kosztowało mniej?
Argumenty za tym, żeby się przebadać, są dość oczywiste:
>>> to niewiele kosztuje i jest proste (trochę krwi lub śliny i po kilku tygodniach jest wynik).
>>> można albo się uspokoić, albo zadziałać (porządne badania po wyniku oferują konsultację z lekarzem i zalecenia, np. USG co pół roku, albo kolonoskopia co kilka lat), dzięki czemu jest niemal pewność, że jak już zachorujemy, to będziemy po pierwsze przygotowani finansowo i organizacyjnie, a po drugie – leczenie będzie łatwiejsze i tańsze, z bardzo dużą szansą na wyleczenie. Pamiętacie Angelinę Jolie? Ona miała niemal pewność, że zachoruje na raka piersi. Zadziałała radykalnie, ale… taki był jej wybór.
>>> połączenie porządnego ubezpieczenia antyrakowego z badaniem genetycznym daje dobrą tarczę ochronną
A argumenty przeciw? Też są mocne:
>>> co z tego, że przebadam się pod kątem raka, skoro wciąż może mnie trafić dowolna z tysięcy innych chorób?
>>> co z tego, że zrobię badanie genetyczne i wyjdzie mi powiększone ryzyko, skoro w Polsce i tak nikt nie chce badać prewencyjnie zdrowych ludzi?
>>> życie ze świadomością „bycia bombą zegarową” nie jest łatwe i generuje koszty. Wydaję pieniądze na to, żeby badać się, choć jestem zdrowy i wcale nie ma pewności, że zachoruję. A być może wydane na prewencję pieniądze będą wyrzucone w błoto, a ja zachoruję na coś zupełnie innego i tych pieniędzy mi zabraknie?
Nauka w służbie zdrowiu czy wyciąganie pieniędzy od naiwnych?
Nie ma żadnego kraju na świecie, który zbadałby genetycznie wszystkich swoich obywateli pod kątem ryzyka nowotworów. W Polsce kosztowałoby to kilkanaście miliardów złotych. A potem trzeba byłoby coś z tą wiedzą zrobić.
U nas dodatkowy problem polega na tym, że rynek badań genetycznych w ogóle nie jest regulowany. Każdy może otworzyć taką działalność. W Unum zachęcają do korzystania ze strony www.badamygeny.pl – to jedna z komercyjnych firm zajmujących się badaniami genetycznymi, ale ponoć solidna (powiązana z Uniwersytetem Warszawskim).
Co myślicie o badaniach genetycznych? Bardziej przemawiają do Was argumenty za czy przeciw? To sensowny pomysł na skorzystanie z postępu nauki, czy wyciąganie pieniędzy przez wzbudzanie strachu przed chorobami? Dajcie znać w komentarzach. Jeśli macie pytania – też piszcie i zostawiajcie namiar e-mailowy na siebie, może przekażę „kompetentnym czynnikom”.
zdjęcie tytułowe: Geralt/Pixabay