Kursy polskich spółek energetycznych zanurkowały w środę w racjonalnej – jak się wydaje – reakcji na słowa minister przemysłu Marzeny Czarneckiej. Co powiedziała szefowa nowo powołanego resortu? Zdradziła, że rząd uważa, iż elektrownie węglowe powinny pozostać w strukturze grup energetycznych. A na dodatek, że z elektrowniami tymi powiązane byłyby kopalnie węgla. Nowe plany rynek wycenił na ponad miliard złotych – o tyle zmniejszyła się kapitalizacja PGE, Tauronu i Enei. Dlaczego ten zwrot w strategii tak bardzo zabolał inwestorów?
Jakie są wstępne propozycje pani minister? W wywiadzie dla gazety „Parkiet” Czarnecka wyjawiła, że chciałaby, żeby elektrownie węglowe zostały „głęboko wydzielone” w ramach grup energetycznych. Tak głęboko, że banki jednak zdecydują się na finansowanie zielonej transformacji pozostałych aktywów spółek z sektora. Mimo zastrzeżeń wynikających z ich polityki ESG.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Dodatkowo Ministerstwo Przemysłu planuje, żeby z tymi „głęboko wydzielonymi” elektrowniami węglowymi powiązać poszczególne kopalnie. Jak sugeruje minister Czarnecka – zastrzegając, że to tylko wstępne propozycje – przy Enei mogłaby pozostać Bogdanka, elektrownie Tauronu mogłyby zostać powiązane z wcześniej należącymi do grupy kopalniami Południowego Koncernu Węglowego, a do węglowych elektrowni PGE przypisane byłyby „kopalnie śląskie”, a więc zapewne PGG oraz Węglokoks Kraj i, być może, produkujące węgiel energetyczny kopalnie JSW.
Oznacza to, że nie będzie realizowany projekt NABE – wydzielenia ze spółek energetycznych aktywów opalanych węglem oraz kopalń węgla brunatnego. Dlaczego? Jak sugeruje pani minister, „problem aktywów węglowych nie zostałby rozwiązany, a jedynie przerzucony do Skarbu Państwa, a więc na barki podatników”. Zamiast tego minister Czarnecka proponuje… przerzucenie na spółki energetyczne odpowiedzialności za kopalnie węgla kamiennego, które, przypomnijmy, w większości należą obecnie do Skarbu Państwa.
Nowa propozycja – nowe problemy. Więc kursy nurkują
Jeżeli pani minister spodziewała się entuzjazmu rynku finansowego, to czekał ją spory zawód. Kursy spółek energetycznych zanurkowały już na otwarciu i w środku dnia są bardzo solidnie na minusie: PGE traci ponad 8%, Enea ponad 6%, tylko Tauron mniej, bo 1,2%.
Reakcja rynku nie dziwi – problemów z propozycją pani Minister Przemysłu jest wiele. Po pierwsze – forma. Tak poważny zwrot w polityce państwa powinien być ogłaszany w oficjalnym dokumencie rządowym, a nie rzucany w środku wywiadu prasowego. Nawet jeśli ten wywiad zostanie opublikowany w szacownej i czytanej przez większość polskich inwestorów gazecie.
Po drugie – nawet jeśli będziemy abstrahować od wciąż niezrealizowanego projektu NABE i skupimy się tylko na wiązaniu kopalń z elektrowniami węglowymi – mówimy tutaj o przerzucaniu problemu ze Skarbu Państwa na spółki. Spółki, w których Skarb Państwa jest akcjonariuszem większościowym, ale bynajmniej nie jedynym. Ministerstwo Aktywów Państwowych może oczywiście wymusić zgody na takie rozwiązanie, czy to wykręcając ręce obecnym zarządom, czy to wymieniając je na nowe, bardziej posłuszne. Ale to oczywiście nie zmienia postaci rzeczy, że takie rozwiązanie byłoby gwałtem na spółkach. A więc przede wszystkim na akcjonariuszach mniejszościowych. Dla państwa jest to wszak tylko przerzucenie problemu z jednej kieszeni do drugiej.
A problemy górnictwa są poważne. Na hałdach przy kopalniach i elektrowniach mamy – jak twierdzi pani minister – 14 mln ton węgla, produkcja spada, w dół idą również ceny węgla. Dodatkowo, ponieważ polskie kopalnie nie spełniają norm emisji metanu, to znaczna ich część powinna zostać zamknięta w 2027 roku. Co prawda złagodzono je w taki sposób, że opłaty z tytułu emisji zostaną w 95% przeznaczone na inwestycje zmniejszające te emisje. Pozostaje pytanie, czy te mniej rentowne kopalnie w ogóle takie opłaty uniosą.
Jak sfinansować inwestycje, jeśli banki nie dadzą pieniędzy?
Po trzecie, decyzja o pozostawieniu w spółkach aktywów węglowych czy wręcz dodaniu nowych, niezależnie od tego jak by obciążała (lub nie obciążała) bieżące wyniki spółek energetycznych, wpłynie silnie negatywnie na możliwości finansowania przez spółki energetyczne niezbędnej transformacji. Banki i inne instytucje finansujące bardzo niechętnie finansują podmioty w jakikolwiek sposób powiązane z węglem (o finansowaniu samych projektów węglowych w ogóle nie ma mowy).
A potrzeby finansowe są ogromne. W same sieci dystrybucyjne polscy operatorzy maja wydać 63 mld złotych w latach 2026-2030. Do tego dochodzi finansowanie atomu czy rozwój odnawialnych źródeł energii. Polityka Energetyczna Polski do roku 2040 (PEP2040) zakładała, że na jej wdrożenie sektor paliwowo-energetyczny będzie musiał ponieść nakłady w wysokości 867-890 mld złotych. Znaczną ich część będą musiały ponieść firmy energetyczne. Bez finansowania zewnętrznego udźwignięcie takich nakładów jest nierealne.
Co na to pani minister? Rząd będzie rozmawiać z bankami.
„Następnie będziemy rozmawiać z bankami, aby wypracować optymalny model, także akceptowalny przez nie, żeby finansowały zieloną transformację tychże grup energetycznych”
– zapowiedziała w wywiadzie minister Czarnecka.
A więc najpierw idziemy do mediów, by ogłosić nasze wspaniałe pomysły, a potem dopiero pogadamy z bankami, czy to w ogóle się spina.
Po pierwsze gospodarka, głupcze? Nie, niestety polityka…
Czemu taka kolejność? Trudno pozbyć się wrażenia, że pomysł Ministerstwa Przemysłu pojawia się właśnie teraz ze względu na zbliżające się wybory do Parlamentu Europejskiego. Śląsk to bardzo ważny region – niektórzy nawet mówią, że ten kto wygrywa na Śląsku, wygrywa wybory. A dla górników perspektywa połączenia z elektrowniami mogłaby być atrakcyjna – zwłaszcza, jeśli mieliby nadzieję na zrównanie przywilejami z pracownikami energetyki.
Jednak dla energetyki jest to rozwiązanie fatalne. Firmy energetyczne nie tylko nie pozbędą się ciążących im – przynajmniej pod kątem ESG – aktywów węglowych, ale zostaną im jeszcze włożone na głowę kopalnie węgla, ze spadającym wydobyciem, spadającą efektywnością, pogarszającymi się wynikami finansowymi (nawet jeśli obecnie nie najgorszymi), roszczeniowymi związkami i perspektywą sporych nakładów na redukcję emisji metanu (alternatywą jest zamykanie kopalni i protesty górniczych związkowców).
Polityczne problemy sektora mają długą historię. Pamiętne były słowa ministra Krzysztofa Tchórzewskiego, wówczas nadzorującego sektor, że inwestorzy powinni kupować akcje spółek energetycznych z innych powodów niż dywidendy… Z kolei ustawa odległościowa na długie lata zahamowała rozwój wiatraków na lądzie. Wpływ państwa na sektor był przemożny i niekoniecznie pozytywny.
Można oczywiście dyskutować, czy spółki energetyczne powinny być prywatne, czy też powinny pozostać pod państwową kontrolą ze względu na ich strategiczne znaczenie. Nie mnie to tutaj rozstrzygać. Trudno jednak nie odnieść wrażenia, że lepiej by było, gdyby decyzje istotne dla sektora były podejmowane pod kątem biznesowym lub strategicznym, a nie – bieżącego interesu politycznego. Nie jest to oczywiście wada wyłącznie obecnej władzy, ale podobno miało być lepiej… Wygląda na to, że nie jest.
Co będzie dalej? Nie wiadomo. Gdy wydawało się, że rynek pogodził się z nową wizją dla energetyki, pojawił się komentarz MAP. „W Ministerstwie Aktywów Państwowych trwają obecnie analizy dotyczące stopniowego, ale jednoznacznego wydzielenia aktywów węglowych ze spółek energetycznych. Szczegółowe informacje na temat tego procesu będą mogły zostać ujawnione po zakończeniu analiz.” Jak widać, przynajmniej MAP najpierw analizuje, potem ogłasza.
Kogo słuchać? Komu wierzyć? Dopóki nie poznamy oficjalnej wersji czeka nas pewnie okres podwyższonej niepewności.
Źródło zdjęcia: Angela/Pixabay