Klienci mBanku nie będą już mogli zbierać punktów Payback za pomocą swoich kart płatniczych. Bank poinformował, że już 30 kwietnia zakończy się wspólny projekt obu firm, dzięki któremu w zamian za 2 zł opłaty miesięcznej klienci mogli kupić „bilet wstępu” do największego w kraju programu lojalnościowego. Dla Paybacka to wyjątkowo zła wiadomość i to wcale nie ze względu na wielkość tego przedsięwzięcia.
Największy w Polsce program lojalnościowy Payback przeżywał w ostatnich latach okres burz i naporów. Stracił jednego z najcenniejszych partnerów, sieć Empik, potem z programu wypisał się lider e-handlu Allegro (choć wrócił i to razem z AliExpress), jakiś czas temu zrejterował bank BZ WBK. Dziś największymi – poza flagową siecią stacji paliw BP i teleoperatorem Orange – partnerami programu są Energa (też się wycofuje), Link4, myTaxi, sieć hotelowa Orbis, LOT, Multikino i jeszcze kilka innych.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
mBank dołączył do Paybacku z początkiem 2017 r. Kto chciał zbierać punkty i wymieniać je na nagrody musiał założyć specjalną odmianę eKonta, które od zwykłego różniło się tym, że miało obowiązkową opłatę za kartę debetową w wysokości 2 zł. Od swego zarania mBank był instytucją, która podstawowe usługi dawała za free – początkowo bez żadnych warunków, a ostatnio z warunkami, ale dość łatwymi do spełnienia.
eKonto z Paybackiem było chyba pierwszym z podstawowych rachunków w mBanku, w którym nie zainstalowano możliwości korzystania z usług „za zero”. Punkty w Payback miały był jednym z elementów przyzwyczajających klientów, że nawet w mBanku czasem opłaca się za coś… zapłacić.
mBank przyznawał 1 pkt. Payback za każde 2 zł zapłacone kartą w sklepie przez pierwsze pół roku i 1 pkt. za 4 zł wydane kartą w standardzie. Jeśli ktoś wydawał kartą 1000 zł miesięcznie, to przybawało mu 250-500 pkt. Payback (czyli 2,5-5 zł w nagrodach, bo przelicznik w Paybacku jest taki, że 1 pkt = 1 gr. w nagrodach). Nie można powiedzieć, by był to hit sezonu, choć oczywiście lepszy taki money-back, niż żaden.
Czytaj też: Koniec ery money-backów? Jeszcze nie. mBank z Paybackiem spróbują ją przedłużyć
mBank jest instytucją finansową, która „wychowała” sobie klientów potrafiących liczyć. Dla nich nawet te 5-10 zł miesięcznie, które można wycisnąć tylko z tego faktu, że płaci się kartą za zakupy powinno być propozycją dość atrakcyjną. Wiadomo, że nie jest 600-700 zł, które płacą niektóre banki za przeniesienie konta, czy 300-400 zł, które można wycisnąć za wzięcie i aktywne używanie karty płatniczej, ale… zawsze coś.
I dlatego rejterada mBanku z programu Payback powinna być bardzo niepokojąca dla tego ostatniego. Klienci mBanku są bowiem nie tylko idealnymi partnerami do ciułania punkcików, ale i należą do najbardziej zdigitalizowanych, nowoczesnych. I potrafią tej digitalności używać nie tylko dla własnych zysków. Pamiętacie co się stało, gdy mBank pozwolił za pomocą aplikacji mobilnej wpłacać pieniądze na Wielką Orkiestrę Jurka Owsiaka? To był szał.
Czytaj też: Jak klienci rozbili (swój) bank, czyli aplikacja w służbie dobroczynności
Skoro oszczędni i digitalni klienci mBanku nie polubili Paybacka to znaczy, że coś jest nie tak. I to zapewne z Paybackiem, nie z klientami. O wadach Paybacka pisałem już nie raz, więc nie będę się powtarzał. Hasłowo przypomnę tylko, iż nie widzę szans powodzenia dla programu, który w XXI wieku wciąż opiera się na plastikowych kartach, bonusowe punkty „wypluwa” w formie papierowych „paragonów”, zaś aplikację mobilną ma głównie po to, żeby klient mógł sprawdzić ile ma punktów.
Payback nie ma argumentów, by przekonywać swoich członków do większych zakupów w sieciach handlowych, które się z nim sprzymierzyły. Nie ma ich tym bardziej, że jest to program punktowy, w którym odległość między procesem kupowania, a odbiorem nagrody jest przepastna. Owszem, Payback razem z kuponami promocyjnymi (które zwykle gubię, zostawiam albo wyrzucam do śmieci razem z paragonem), przypomina jaką wartość w złotówkach mają jego punkty, ale to tylko zajawka zmian, które są potrzebne, by wykorzystał swój potencjał.
Czytaj też: Zniżki na wyprzedażach? To mało! Prześwietlam programy lojalnościowe organizacji płatniczych!
Dziś jest tak, że obecność jakiejś marki w Paybacku nie decyduje w najmniejszym stopniu o moich zakupach. Owszem, jeśli przy okazji zakupu napatoczą się punkty Payback to je podniosę. Ale podstawowej funkcji lojalizowania konsumentów Payback nie spełnia. Przynajmniej w moim przypadku, a jestem dość wymagającym konsumentem. Oczekuję, że program lojalnościowy będzie nie tylko nieźle „płacił”, ale też że będzie trafiał z nagrodami w moje oczekiwania, nastroje i odpowiedni moment.
Payback, przez swoją analogowość, tych oczekiwań na razie nie spełnia. Fakt, że klienci mBanku nie „zagłosowali” nogami za punktami w Paybacku to poważny sygnał dla osób zarządzających Paybackiem. Mając taką pozycję rynkową Payback zawsze będzie miał z czego „żyć”, ale będzie to życie polegające na przepalaniu kasy jego partnerów w zamian za dość dyskusyjne korzyści.
Czytaj też: Co może powiedzieć o tobie karta płatnicza, którą masz w portfelu? Wbrew pozorom całkiem sporo!
Czytaj też: Jak z pomocą karty kredytowej zarządzać domowym budżetem i wyplątać się z długów?
Odwiedź też stronę akcji „O wygodnym płaceniu, czyli niezbędnik nowoczesnego konsumenta”. Tam piszę o wszystkich nowościach ze świata płatności oraz poradniki o bezpiecznym używaniu kart i wyciskaniu z nich maksymalnie dużo korzyści. Zapraszam: kliknij ten link