Zakupy online i możliwość odebrania przesyłki bez konieczności biegania po sklepach to bardzo duży komfort. Niestety za ten komfort płacimy coraz więcej. Coraz częściej za dostarczenie paczki trzeba płacić nawet 20-25 zł. A pamiętacie jak ceny nie przekraczały 9-10 zł? A może przesyłki kurierskie powinny być… znacznie droższe?
Rozważania nad uzasadnieniem wysokich cen za usługi pocztowe zacznę od własnej historii. Niedawno zamówiłam paczkę ze sklepu internetowego i jako opcję dostawy wybrałam kuriera z Pocztexu. Kilka dni po zamówieniu z samego rana otrzymałam SMS-a, że tego dnia nadejdzie moja przesyłka. W wiadomości był również numer kontaktowy do kuriera. Niestety tego dnia paczka nie dotarła.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Weszłam w link do śledzenia paczki i tam zobaczyłam, że trzy dni wcześniej status paczki zmienił się na „nieudane doręczenie”. Zirytowana zadzwoniłam do kuriera, który był podany w piątkowym SMS-ie, na 100% byłam wtedy w domu, więc nie może być mowy o nieudanym doręczeniu. Zresztą jestem przyzwyczajona do tego, ze kurierzy zawsze dzwonią, zanim dostarczą paczkę lub gdy nie zastaną mnie w domu, a ja żadnego kontaktu nie miałam.
Kurier był zdziwiony moją irytacją i ze spokojem odpowiedział, że się nie wyrobił w piątek i że chyba „lepsze to niż awizo”. A dziś już ma inny rejon i moja paczka jest u innego kuriera, ale nie wie u jakiego i nie ma do niego numeru telefonu. W takiej sytuacji wolałabym chyba jednak awizo.
Tego samego dnia status mojej paczki zmienił się na „doręczono”, choć paczki nie dostałam, nie miałam też żadnego kontaktu od kuriera, a cały dzień byłam w domu. Zadzwoniłam więc na infolinię, żeby zgłosić, że paczka wcale do mnie nie dotarła. Następnego dnia zadzwonił do mnie kurier i poinformował, że on przecież dostarczył w poniedziałek paczkę. Konkretnie to wrzucił ją do skrzynki na listy.
Początkowo myślałam, że coś mu się pomyliło, bo nie wyobrażałam sobie, jak moja paczka miałaby się zmieścić w skrzynce na listy. Jednak faktycznie kurier jakoś ją tam upchnął, choć raczej łatwo nie było, bo opakowanie było zmasakrowane.
Zawartości przesyłki wprawdzie nic się nie stało, ale takie siłowe wciskanie jej do skrzynki nie jest dobrym pomysłem. Poza tym… po to zamawiam kuriera i płacę za niego kilkanaście złotych, żeby dostać przesyłkę do rąk własnych, a nie jak standardowy list bez żadnej informacji o doręczeniu.
Przesyłki kurierskie coraz droższe, ale alternatywy brak
Gdy opowiedziałam tę historię znajomemu, to od razu zapytał, czemu w ogóle zamówiłam kuriera z Poczty Polskiej. Sam niedawno miał niemiłe przeżycia z Pocztą i zarzeka się, że nigdy nie wybierze ich kuriera. Moja odpowiedź była oczywista – kurier z Pocztexu był najtańszy, a kilka razy zdarzyło mi się korzystać z tej opcji i nigdy nie miałam złych doświadczeń.
Moja paczka była warta 55 zł, za kuriera z Pocztexu zapłaciłam 13 zł, co i tak stanowiło 23% kosztu towaru, który zamawiałam. Do wyboru miałam m.in. kuriera UPS za 21 zł, czyli prawie 40% wartości mojej paczki! Alternatywnie mogłam zdecydować się na trochę mniej komfortowe rozwiązanie, czyli paczkomat InPost, do którego musiałabym podejść. Spacer do paczkomatu nie jest dla mnie problemem, ale płacenie za taką usługę 19 zł – gdy mam tańszą opcję – już tak. Czy gdybym wybrała droższego kuriera, to opisana wyżej sytuacja by się nie wydarzyła? Takiej gwarancji niestety nie mam.
Z nostalgią możemy wspominać czasy, gdy przesyłki kurierskie kosztowały nawet poniżej 10 zł. Taka kwota, nawet przy zakupach za kilkadziesiąt złotych, nie była uciążliwa, ale 15-20 zł to już całkiem sporo, jeśli nie robimy dużych zakupów. Ale… może jednak nie powinnam narzekać na ceny? W końcu płacę za komfort (akurat w opisanym przypadku wątpliwy) związany z tym, że nie muszę ruszać się z domu, biegać po sklepach i zużywać swojego paliwa.
Z drugiej strony sklep online ma niższe koszty, wystarczy jakiś magazyn, w którym składuje swoje produkty. Nie musi ładnie eksponować produktów, nie musi zatrudniać sprzedawców ani nikogo do sprzątania. Może to sklep powinien brać na siebie większą część odpowiedzialności finansowej za przesyłki? Tym bardziej że to one nie dają nam często wyboru i na siłę zachęcają nas do zakupów online.
Wiele produktów można kupić taniej online niż w sklepie stacjonarnym pod tym samym szyldem. Zdarzyło mi się kilka razy naciąć na to w drogerii. Zachęcona ceną w internecie idę do sklepu stacjonarnego, bo i tak mam po drodze. Niestety tam cena jest wyższa. Mogę więc zamówić kurierem, ale wtedy muszę zapłacić za kuriera i tracę korzyść niskiej ceny. Mogę też przy okazji wrzucić do koszyka internetowego więcej produktów i załapać się na darmową dostawę. To pewnie najbardziej optymalny scenariusz dla sprzedawcy.
Jednak branie na siebie kosztów transportu przez sprzedawcę też nie jest rewelacyjnym rozwiązaniem. Przy cenie kilkunastu złotych za transport dwa razy się zastanowię, czy na pewno danej rzeczy potrzebuję. Jeśli dostawa i zwrot są za darmo, to ludzie zaczną bez opamiętania zamawiać i zwracać towary, niezależnie od tego, czy ich faktycznie potrzebują.
Zdarza się, że niektórzy wykorzystują dobrą wolę sprzedawców, którzy oferują darmowy zwrot, ale przy zakupach za niewielką kwotę trzeba zapłacić za pierwotne dostarczenie przesyłki. „Fantastycznym” pomysłem na ominięcie tej pierwotnej opłaty podzielił się ze mną znajomy. Pochwalił się, że zawsze zamawia większą ilość produktów, żeby załapać się na darmową dostawę, a potem od razu w ramach darmowego zwrotu odsyła to, czego wcale nie potrzebował.
Sprytne? Trochę tak, ale trochę wątpliwe moralnie, bo przecież ktoś te koszty dostawy ponosi. Nie wiem, jaka jest skala takiego zjawiska. Pewnie wiele osób woli zapłacić niż bawić się w odsyłanie paczek. Ale jeśli ceny nadal będą szły w górę, to być może więcej osób zacznie kombinować. A to z kolei może sprawić, że sprzedawcy się w końcu wkurzą i przestaną oferować darmowe zwroty.
Jest drogo? A może nadal zbyt tanio?
20 zł za dostawę małej paczki o niewielkiej wartości irytuje, tym bardziej gdy danego towaru nie możemy kupić stacjonarnie. Z drugiej strony może to powinno nas skłonić do bardziej przemyślanych zakupów online? Jak podaje Urząd Komunikacji Elektronicznej w raporcie o stanie rynku pocztowego, w 2022 r. średnio każdy mieszkaniec Polski skorzystał 23 razy z usług kurierskich. Jeszcze w 2019 r. na jedną osobę przypadało 11,5 takich usług liczonych w sztukach.
Liczba przesyłek kurierskich stale rośnie i w 2022 r. sięgnęła prawie 900 mln. Jednocześnie coraz rzadziej korzystamy ze standardowych usług pocztowych, jakimi są listy. Poniżej zestawienie pokazujące m.in. dane za 2022 r. Możemy założyć, że w 2023 r. liczba paczek kurierskich już przegoniła liczbę wysłanych listów.
Źródło: Urząd Komunikacji Elektronicznej
Czy to dobrze? Dla rynku e-commerce to zdecydowanie dobra wiadomość, ale być może gorsza dla środowiska. Listy zastąpiliśmy mailami czy SMS-ami, możemy też wiele spraw urzędowych załatwić zdalnie bez konieczności wysyłania papierowych dokumentów. Jednak listy, w przeciwieństwie do paczek, jest zdecydowanie łatwiej przewozić.
Paczka zamówiona kurierem może mieć rozmiary zwykłego listu, może też zapełnić cały samochód dostawczy. I ten jeden samochód dostawczy wyruszy pod jeden konkretny adres, a potem z powrotem do magazynu po kolejne przesyłki kurierskie. A być może za jakiś czas po ten towar wróci, gdy kupujący zdecyduje się go odesłać.
Temat ekologii i emisji CO2 coraz częściej przewija się również w branży transportowej, a firmy kurierskie zapewniają o swoich proekologicznych działaniach. InPost zachęca do zamawiania paczek do paczkomatów, bo – jak twierdzi firma – taki transport to o 97% mniej wyemitowanego dwutlenku węgla niż w przypadku standardowej dostawy do domu. InPost chwali się również coraz większą flotą aut elektrycznych oraz opakowaniami z recyclingu.
Z kolei DPD i UPS, oprócz coraz większej floty elektryków, mogą pochwalić się flotą rowerową, którą rozwożą przesyłki kurierskie na mniejsze dystanse. Kurierzy coraz częściej jeżdżą rowerami cargo wspomaganymi elektrycznie. Czy te wszystkie działania wynikają z troski o środowisko, oszczędności finansowych, a może z obawy przed kolejnymi obostrzeniami mało ekologicznych branż?
W wyniku systemu ETS (płacenia za emisję CO2) jesteśmy zmuszeni do płacenia wysokich rachunków za prąd, bo nasza energia pozyskiwana jest z wysokoemisyjnego węgla. Podobny system ma zostać wprowadzony w sektorze budownictwa oraz transportu drogowego. Linie lotnicze mają za dwa lata utracić bezpłatne uprawnienia do emisji, co również wpłynie na ceny biletów.
W tym roku wszedł nowy podatek od plastiku, ale już wcześniej byliśmy zniechęcani do brania plastikowych reklamówek dodatkową opłatą. Być może powinniśmy za jakiś czas spodziewać się dodatkowych kosztów związanych z emisyjnością paczek? Ciekawe, ile kosztowałyby przesyłki kurierskie, gdybyśmy musieli płacić także za emisję Co2?
Klienci InPost już teraz mogą sprawdzić ślad węglowy swojej paczki, na który składa się transport paczki, ale również utrzymanie infrastruktury IT czy pobór energii w oddziałach. A skoro da się wyliczyć, ile dwutlenku węgla emituje dana przesyłka, to można do każdej wartości przypisać odpowiednią opłatę. I kto wie, czy przejmowanie coraz większej części handlu przez e-zakupy nie spowoduje, że regulatorzy zaczną o tym rozmyślać.
Zdjęcie tytułowe: Freepik/Drazen Zigic