Jeszcze nigdy państwo nie dopłacało tyle do dzieci. Świadczenie 800+, babciowe, żłobkowe, Rodzinny Kapitał Opiekuńczy, ulga podatkowa na dzieci… Jeśli to działa, wkrótce powinniśmy mieć boom demograficzny. Ale czy zadziała? Niepewna sytuacja finansowa, wysokie koszty utrzymania dziecka i brak komfortowego, samodzielnego dachu nad głową dla rodziny – to czynniki, które zniechęcają młodych ludzi do posiadania dzieci. Państwo zasypie rodziców pieniędzmi na koszty związane z utrzymaniem dzieci. W najbliższym czasie czekają nas kolejne programy zachęcające do zakładania rodziny. Czy to ma sens?
Wizja katastrofy demograficznej to problem, o którym dyskutuje się od lat. I niestety ta wizja wygląda coraz bardziej realnie. Dzieci w Polsce rodzi się coraz mniej. Ale też kobiet w wieku prokreacyjnym jest coraz mniej, ciężko więc oczekiwać że nagle liczba nowych urodzeń będzie rosła. Bardzo niepokojący jest jednak niski wskaźnik dzietności, a dokłądniej jest jednym z najniższych w Europie.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Dlaczego młode osoby nie chcą decydować się na rodzicielstwo? Ważną rolę odgrywają zmiany kulturowe. Z badania CBOS wynika, że wiele osób postrzega rodzicielstwo jako zbyt dużą odpowiedzialność i wiąże się z utratą niezależności. Nadal jednak dla wielu osób blokadą przed decyzją o rodzicielstwie jest sytuacja materialna, brak odpowiednich warunków mieszkaniowych czy niepewność na rynku pracy, a przecież posiadanie dziecka wiąże się z wysokimi kosztami.
Czy część osób zdecydowałaby się na dziecko, gdyby tylko mieli poczucie stabilności finansowej? Jeśli tak, to właśnie teraz jest okazja. Polskie państwo w najbliższym czasie zasypie rodziców pieniędzmi, które mają pomóc w utrzymaniu ich dzieci. Swoje dosypał PiS, zaś nowa parta rządząca wprowadza kolejne świadczenia. Ile tego jest? Policzmy.
Ile kasy możesz zgarnąć, decydując się na powiększenie rodziny?
Skoro problem jest poważny i wynika również z braku kasy, to pomóc w jego rozwiązaniu powinny również pieniądze. Dlatego już od kilku lat państwo oferuje swoim obywatelom różne dodatkowe świadczenia na dzieci.
>>> Świadczenie 800+ (dotąd 500+). Najbardziej znanym programem jest 500+ wprowadzone w 2016 r. Niestety pomimo dobrego startu (w 2016 r. faktycznie urodziło się więcej dzieci) program ostatecznie nie zadziałał prodemograficznie. Od nowego roku świadczenie wzrosło do 800 zł.
>>> Świadczenie żłobkowe to kolejny dodatek, który ma zmniejszyć obciążenie finansowe rodzin, a jednym z kluczowych wydatków wielu rodziców jest prywatny żłobek, dla którego często nie ma państwowej alternatywy. Taka placówka to co najmniej kilkaset złotych plus wyżywienie, a w dużym mieście ciężko znaleźć żłobek za mniej niż 1200 zł. Żłobkowe to 400 zł, co ma odciążyć trochę portfele rodziców.
>>> Rodzinny Kapitał Opiekuńczy to kwota, która robi wrażenie. Rodzice, którzy zdecydują się na drugie dziecko dostają od państwa aż 12 000 zł! Ta kwota wypłacana jest w 12 lub 24 transzach. Warto pamiętać, że jeśli ktoś decyduje się dość szybko na drugie dziecko, to prawdopodobnie na samym początku wyda zdecydowanie mniej niż w przypadku pierwszego dziecka. Wielu rodziców zostawia sobie po pierwszym dziecku wózek, łóżeczko, różnego rodzaju gadżety i wiele ubrań. A więc za te 12 000 zł naprawdę można poszaleć.
Te dodatkowe pieniądze mogą też pójść na opłacenie żłobka/przedszkola starszego dziecka. W połączeniu z dodatkiem żłobkowym mogą one sprawić, że rodzice nie odczują wydatków na prywatną placówkę. Dodatkowo przedszkola i żłobki często oferują rodzicom, którzy puszczają drugie dziecko do tej samej placówki, zniżkę.
>>> Aktywna Mama to program obiecany przez Koalicję Obywatelską, który ma pojawić się w tym roku. To dodatkowe 1500 zł dla matek powracających na rynek pracy po urlopie macierzyńskim. Kobieta, która po okresie urlopu zdecyduje się na powrót do pracy, będzie otrzymywać 1500 zł miesięcznie do czasu, aż dziecko ukończy 36 miesięcy. Potoczna nazwa programu to babciowe, bo te pieniądze można przekazać babci, która zajmie się wnukiem. Ale można tez wydać je żłobek.
I w przeciwieństwie do żłobkowego (400 zł) te dodatkowe 1500 zł to już kwota, która starczy na fajny żłobek w dużym mieście. A jeśli rodzic nawet bez tego dodatku posyłał dziecko do prywatnej placówki, to teraz będzie mógł opłacać nianię w przypadku choroby dziecka lub rekompensować sobie niższe wynagrodzenie w wyniku zwolnienia na dziecko albo jeśli babcia/dziadek mieszka daleko, to opłacać jej dojazdy do chorego wnuka.
Jeśli rodzic już otrzymuje po 800 zł na dwójkę dzieci i jednocześnie zawnioskuje o kapitał opiekuńczy, żłobkowe i babciowe – to w ciągu roku otrzyma 54 000 zł. Taka kumulacja zdarzy się tylko w jednym roku, ale to bardzo duży zastrzyk gotówki. Oprócz tego mamy już od dawna ulgi podatkowe dla rodziców (ponad 1000 zł na dziecko), becikowe dla mniej zamożnych osób czy Kartę Dużej Rodziny gwarantującą wiele zniżek przy minimum trójce dzieci.
Kolejny program wsparcia demografii, który został niedawno uchwalony i ma wkrótce wejść w życie, to finansowanie przez państwo zabiegu in vitro. To ważna zmiana dla par, które mają problemy z płodnością i do tej pory nie mogły sobie pozwolić na ten kosztowny zabieg (ok. 20 000 zł).
Programy mieszkaniowe skierowane do młodych to kolejny pomysł na poprawę demografii. Ciężko jest podjąć decyzję o rodzicielstwie, mieszkając u rodziców lub w wynajmowanej kawalerce. Dlatego w ostatnich latach pojawiło się wiele programów skierowanych do młodych osób, by pomóc im w zakupie mieszkania. Niestety sprowadzają się one głównie do dopłat do kredytów i przy ich wprowadzeniu obserwujemy nagły wzrost cen mieszkań. Ale mimo wszystko dopłaty sprawiają, że część osób, które normalnie nie miałyby zdolności kredytowej, może kupić mieszkanie.
Nie oceniam tu zasadności wprowadzenia takich rozwiązań ani tego, czy to najlepszy pomysł, by poprawić sytuację młodych oraz wpłynąć na demografię, ale zwracam uwagę na to, że państwo kieruje sporą pulę pieniędzy, by osoby, które jeszcze mieszkania nie mają, mogły się usamodzielnić i być może dzięki temu założyć rodzinę.
Zgodnie ze wstępnymi wytycznymi zapowiadanego programu Mieszkanie na Start najwięcej mają zyskać osoby, które posiadają dzieci, a im ich więcej, tym lepsze warunki. Kredyt 0% ma być oferowany rodzinom z trójką dzieci. Ci z jednym lub dwojgiem mają dostać oprocentowanie 0,5-1%, zaś najgorsze warunki dostaną bezdzietni – 1,5%. Ten procencik różnicy w skali całego kredytu przekłada się na dodatkową dotację do kredytu dla rodziny z dziećmi na poziomie jakieś 3000 zł rocznie.
We’re DINKs – dual income, no kids
Możemy przyjąć, że faktycznie po wprowadzeniu wszystkich benefitów państwo weźmie na siebie więcej niż połowę kosztów związanych z wychowaniem dzieci. Jednak te koszty to też zaangażowany w wychowanie dzieci czas (kilka godzin dziennie poświęconych na wożenie dziecka do szkoły, na dodatkowe zajęcia, na wspólne zabawy i rozmowy), konieczność płacenia znacznie więcej za hotel przy jakimkolwiek wyjeździe.
Przy dwójce dzieci potrzebny jest też samochód ze sporym bagażnikiem, a nie miejskie mini, które wszędzie się wciśnie. Prawdopodobnie każdy wyjazd turystyczny będzie droższy, bo jako rodzina z dziećmi mamy do wyboru tylko klasyczne okresy wakacyjne, a nie te poza wysokim sezonem, bo dzieci muszą chodzić do szkoły lub przedszkola.
Cenimy sobie komfort, szczególnie jak już się do pewnych standardów przyzwyczaimy. Dlatego brak dzieci to często celowa decyzja, żeby tego komfortu nie obniżać. Na osoby, które świadomie rezygnują z rodzicielstwa, powstało nawet specjalne określenie – DINK (dual income, no kids) czyli podwójne przychody, zero dzieci. To te osoby odpowiadają za budowanie podejścia, które sprawia, że boom demograficzny jest niemożliwy.
Na TikToku można znaleźć filmiki, w których przedstawiciele „dinksów” chwalą się swoim komfortowym życiem, który jest gwarantowany przez brak dzieci i wydatków z nimi związanych. Jak zapewniają, dzięki temu, że nie posiadają dzieci, mogą podróżować, oszczędzać więcej pieniędzy, inwestować i wynajmować mieszkania, zmieniając miejsce zamieszkania, zamiast pakować się w budowę domu.
Źródło: Instagram/cashpoorcapital
Faktycznie, z dwóch dobrych wypłat i przy braku obciążenia finansowego (i mentalnego), jakim jest dziecko – nie mówiąc o takich ograniczeniach jak niemożność pracowania zdalnego z Hawajów lub Dominikany – można zwiedzać świat i żyć beztroskim życiem. Nie ma co liczyć na boom demograficzny dopóki takie będzie myślenie dużej części młodych ludzi. Zwiedzanie świata jest dziś cenniejsze niż rodzinne przygody.
A jak włączy się komuś instynkt rodzicielski, to zawsze można kupić sobie psa, który coraz częściej określany jest w pewnych kręgach mianem „psiecka” (i pojawiają się pytania, dlaczego rządzący nie dopłacają do psiecka, tylko do dziecka.). A pary zwane DINK z psem również mają swoje określenie: DINKWAD (DINK with a dog). Czy to zaspokaja potrzebę bycia rodzicem? Psiecka nie posiadam, więc nie wiem. Chociaż wiem, że jeśli chodzi o psy, to „boom demograficzny” jak najbardziej mamy.
Czy mamy szansę na boom demograficzny?
Niedawno „Gazeta Wyborcza” donosiła, że w Warszawie problemem staje się…nadmiar wolnych miejsc w przedszkolach. Burmistrz Bielan informował, że przez lata zapotrzebowanie na miejsca było takie, że ciężko było zmieścić wszystkie dzieci, a dziś… dzieci brakuje, a nie miejsc w przedszkolach. Czy to już obraz katastrofy demograficznej, a budowanie nowych żłobków nie ma sensu, bo będą świeciły pustkami za kilka lat? A może po prostu wszelkie finansowe udogodnienia zostały wprowadzone za późno, by spowodować boom demograficzny?
Może pora skupić się na innych aspektach niż pieniądze wkładane rodzicom do kieszeni, np. większej elastyczności rynku pracy. Wiele kobiet, pomimo stabilnej sytuacji finansowej, niechętnie zachodzi w ciąże, bo wie, że wypadnięcie z rynku pracy na minimum rok to luka nie do odbudowania. Podczas nieobecności młodej matki to koledzy będą awansować, a po powrocie do pracy czekają jeszcze częste zwolnienia z pracy z powodu chorującego dziecka. Zresztą brak możliwości odpoczynku po pracy, bo w domu trzeba zająć się dzieckiem, sprawia, że zapał do rozwoju zawodowego słabnie.
A to niestety wciąż na kobietach spoczywa większość domowych obowiązków. Stereotypowy podział domowych obowiązków nadal w Polsce ma się dobrze, bez zmiany w tym obszarze ciężko oczekiwać od kobiet, żeby chętnie decydowały się na więcej niż jedno dziecko. Może warto też w końcu stworzyć program mieszkaniowy, który faktycznie wpłynie na dostępność mieszkań bez podbijania ich ceny.
Jednak pomimo zmian kulturowych i wielu czynników zawodowych to nadal często słyszymy, że przeszkodą, która stoi na drodze do powiększania rodziny, są finanse. Nawet w określeniu DINK mamy w nazwie czynnik finansowy – dual income, czyli dwie wypłaty, które dwójce ludzi pozwalają na fajne życie. A dzieląc te wpływy na 3, 4 czy 5 osób nie jest już tak kolorowo. Może więc mimo wszystko te dodatkowe zachęty finansowe od państwa w końcu zaczną działać? I nastąpi boom demograficzny?
Pytanie, co jeśli tak się nie stanie? Czy jeśli wszystkie razem wprowadzone programy, które maja wspierać rodzicielstwo, nie zadziałają, to będziemy wprowadzać nowe? Gdzie leży finansowa i mentalna granica wsparcia rodziców i na ile państwo powinno dorzucać się do rodzicielstwa? I czy akurat takie wsparcie, jakie mamy w kraju, jest najbardziej efektywne?
Zdjęcie tytułowe: Freepic/prostooleh