Lubimy porównywać się do bogatego Zachodu. Patrząc na to ile udało się nam osiągnąć przez 30 lat kapitalizmu, to nie mamy się czego wstydzić – realna wartość naszych wynagrodzeń wzrosła kilkakrotnie, a każdy rok przynosi wzrost naszego majątku i oszczędności. PKB, czyli wartość wszystkich wytwarzanych przez obywateli dóbr i usług w 1990 r. wynosiła 65 mld dol., podczas gdy dziś zbliża się do 500 mld dol.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Dystans do nadrobienia w stosunku do krajów rozwiniętych wciąż jest duży – zarówno pod względem zarobków, jak i posiadanego bogactwa – ale najważniejsze, że je gonimy. Dziś w cyklu „Bez znieczulenia o ubezpieczeniach” spróbuję zmierzyć się z tezą, że wciąż za mało myślimy o zabezpieczeniu tego wszystkiego, co w życiu osiągnęliśmy, a także swojego zdrowia i samego życia.
Tutaj znajdziesz: wszystkie teksty w ramach cyklu „Bez znieczulenia o ubezpieczeniach”
Jak ubezpieczenia wpływają na nasze życie i na funkcjonowanie gospodarki? Zobacz raport Polskiej Izby Ubezpieczeń oraz Deloitte. Skróconą wersję tego raportu znajdziecie pod tym linkiem.
Świadomość ubezpieczeniowa „stanęła w miejscu”?
Ubezpieczyciele zbierają mniej więcej po 55-60 mld zł rocznie składek (przygniatającą większość z tych pieniędzy później wypłacając w formie odszkodowań). To ogromne pieniądze, ale w ostatnich latach nasze zainteresowanie ubezpieczeniami w pewnym sensie się „zatrzymało” (bo zbierane przez ubezpieczycieli składki już nie rosną tak szybko jak nasze płace, zgromadzony majątek albo PKB). A być może zatrzymywać się nie powinno, biorąc pod uwagę naszą rosnącą zamożność.
Żeby było jasne: w porównaniu do początków transformacji nasze realne – czyli odnoszące się nie do nominalnej wartości złotówek, ale w przeliczeniu na towary, które możemy za nie kupić – wydatki na ubezpieczenia wzrosły pięciokrotnie. To świadczy o tym, że doceniliśmy rolę ubezpieczeń w naszym życiu. Ale być może to jest ten moment, w którym powinniśmy docenić je bardziej.
Tutaj: trochę danych o tym jak rozwijał się rynek ubezpieczeń od 1989 r., analiza Agnieszki Pobłockiej
O niektórych punktach tego zwiększania świadomości ubezpieczeniowej już pisałem. Było już w cyklu „Bez znieczulenia o ubezpieczeniach” na temat ubezpieczeń zdrowotnych i o tym jak mogłyby – jeśli wmontować je w państwowy system ochrony zdrowia – uchronić nas przed konsekwencjami nieuchronnego krachu finansowego ochrony zdrowia. Pisałem też o ubezpieczeniach dla przedsiębiorstw, które – nie ma dwóch zdań – mają przed sobą wielką przyszłość.
Czytaj też: Jak ubezpieczenia wpływają – i jak mogłyby wpłynąć, gdyby rządzący Polską chcieli – na polską służbę zdrowia i na jakość naszego leczenia? Piszę o tym w poprzednim tekście z cyklu „Bez znieczulenia o ubezpieczeniach”. Przeczytaj, a dowiesz się jak skrócić kolejki do lekarzy
Czytaj też: Masz firmę? Zarządzaj ryzykiem! Przegląd najważniejszych ubezpieczeń dla firm. Które najbardziej warto mieć?
Czytaj też: Jak firmy ubezpieczeniowe mogą nam zapewnić dostatnią emeryturę?
Polak się bogaci. Rosną nam zarobki i… majątek
Dlaczego być może powinniśmy wykonać kolejny „skok” jeśli chodzi o świadomość ubezpieczeniową? Tylko kilka faktów. Zacznijmy od naszych zarobków. Średnio w Polsce za godzinę pracy płaci się 20 zł na rękę. Przeciętny Amerykanin za godzinę pracy dostaje 22 dolary, czyli równowartość 75 zł. Szwajcar w godzinę zarabia równowartość 120 zł. Obywatel UE – 40 zł
Przepaść? Nie do końca. nasze przeciętne zarobki rosną bardzo szybko. Dacie wiarę, że pod koniec 2006 r. godzina pracy przeciętnego Polaka była wyceniana na nędzne 12 zł? Średnia zarobków Amerykanina wynosiła wtedy 17 dolarów za godzinę. Nam więc tylko przez dziesięć ostatnich lat wzrosło niemal dwukrotnie, zaś im tylko o nieco ponad 20%. Nasza wydajność, zdolności, umiejętności, zdrowie są coraz cenniejsze, bo przekładają się na coraz większe zarobki.
A nasze oszczędności i majątek? Z badań NBP wynika, że typowe gospodarstwo domowe w Polsce posiada aktywa rzeczowe (głównie nieruchomości) warte ponad 290.000 zł. Do tego dochodzą aktywa finansowe, czyli oszczędności (15.000-25.000 zł, w zależności od tego kto liczy i jaka jest metodyka) oraz długi (średnio 10.000 zł na gospodarstwo domowe). Wychodzi więc, że każda polska rodzina dorobiła się przez ostatnich 30 lat średnio po 300.000 zł w majątku.
Oszczędności nam brakuje, ale i tak mamy czego „bronić”
Pod względem płac gonimy najbardziej rozwinięte państwa w imponującym tempie (choć wciąż połowa Polaków zarabia nie więcej, niż równowartość 600-700 dol. miesięcznie). Pod względem posiadanych nieruchomości pomogło nam „uwłaszczenie” na części majątku państwowego (np. preferencyjne zakupy mieszkań). Najbardziej odstajemy od Zachodu pod względem oszczędności
Przeciętny Polak ma jakieś 7.000 euro oszczędności. Portugalczyk ma 20.800 euro, a Norweg – 24.000 euro. Statystycznie najbogatsi (po odjęciu długów) są Amerykanie – 177.200 euro aktywów na mieszkańca. Drudzy w rankingu Szwajcarzy – 176.000 euro. Czyli przeciętny Amerykanin lub Szwajcar ma na koncie w banku, w polisach oszczędnościowych, obligacjach, akcjach spółek i funduszach inwestycyjnych oraz w sztabach złota… 25-krotnie więcej oszczędności, niż przeciętny Polak.
Nie zmienia to faktu, że mamy już czego „bronić” – zarówno nasza praca stała się znacznie cenniejsza, jak i majątku przybywa – bo to nie tylko nieruchomości osób prywatnych, ale i samochody, coraz nowocześniejsze wyposażenie mieszkań i rosnący majątek firm.
Właśnie to jest głównym celem działania firm ubezpieczeniowych, którym rocznie powierzamy 55-60 mld zł naszych składek. To oczywiście góra pieniędzy, ale w porównaniu z Europejczykami z Zachodu ubezpieczamy się wciąż zbyt rzadko i na stosunkowo niskie kwoty.
Jak ubezpieczają się Polacy, a jak mieszkańcy Europy Zachodniej?
Europejskie firmy ubezpieczeniowe zbierają na całym kontynencie rocznie 1,2 bln euro składek, z czego niemal dwie trzecie (a dokładniej 730 mld euro, czyli 61%) to składki ubezpieczeń na życie. Ubezpieczyciele majątkowi zbierają ok. 25% wszystkich składek, zaś ubezpieczenia zdrowotne mają 10% udziału w europejskim rynku ubezpieczeniowym.
A jak to wygląda na naszym podwórku? W Polsce zbiera się nieco ponad 1% składek ubezpieczeniowych, które płacą Europejczycy. Dużo? Mało? Polska jest sporym krajem w Europie, szóstym w Unii Europejskiej pod względem wypracowanego PKB (mamy 3% „udziału” w europejskim PKB). Wartość rynku ubezpieczeniowego jest więc u nas relatywnie mniejsza, niż średnia europejska.
O tym, że o ubezpieczeniach myślimy mniej, niż wskazywałaby na to nasza rosnąca zamożność, świadczy też struktura płaconych składek. Z mniej więcej 60 mld zł zbieranych przez ubezpieczycieli na ubezpieczenia na życie idzie tylko 24 mld zł, zaś 37 mld zł to ubezpieczenia majątkowe – wśród nich z kolei aż 60% to ubezpieczenia samochodów. Na ubezpieczenia zdrowotne, które w całej Europie stanowią już 10% wszystkich zebranych składek, przeznaczamy grosze – mniej niż miliard złotych rocznie.
Tak Polak się ubezpiecza. Obowiązkowo.
Jakie z tego wnioski można wycisnąć? Przewaga ubezpieczeń majątkowych na polskim rynku – w Europie jest odwrotnie, przeważają ubezpieczenia życiowe – wynika oczywiście z tego, że samochody, czy np. gospodarstwa rolne są objęte systemem obowiązkowych ubezpieczeń, a więc po prostu musimy kupić jakąś polisę, nawet jeśli w innych okolicznościach byśmy jej nie kupili.
W Europie na przeciętnego obywatela przypada 1200 euro składki za polisę życiową w Polsce przeciętna składka przypadająca na obywatela wynosi równowartość 200 euro. Wygląda na to, że koszt polis na życie jest w Polsce bardzo daleko na liście priorytetów w domowym budżecie.
Ubezpieczenia zdrowotne? Owszem, wiele towarzystw ubezpieczeniowych oferuje takie polisy, lecz wygląda na to, że jeszcze trochę nam zajmie, by z poziomu kilkuset milionów rocznej składki wskoczyć na poziom 5-6 mld zł – co by odzwierciedlało zainteresowanie ubezpieczeniami zdrowotnymi zgłaszane przez Europejczyków. Mimo wszystko coraz częściej rozglądamy się za najkorzystniejszymi możliwościami zapewnienia sobie prywatnej opieki zdrowotnej.
Jeśli mówimy o ubezpieczeniach majątkowych dysproporcje są już dużo mniejsze i w zasadzie odpowiadają sile nabywczej naszych wynagrodzeń. Przeciętny Europejczyk płaci za ubezpieczenie mienia 600 euro, a przeciętny Polak – równowartość niespełna 200 euro.
Polskie firmy i zarządzanie ryzykiem? Wiele do zrobienia
Na temat różnic między podejściem Polaka do ubezpieczeń oraz mieszkańca Wielkiej Brytanii, Francji, Niemiec, czy Włoch rozmawiałem jakiś czas temu z Rafałem Mańkowskim, ekspertem Polskiej Izby Ubezpieczeń, specjalizującym się m.in. w zagadnieniach ubezpieczeń dla firm.
Mańkowski zgadza się z tezą, że pod względem świadomości ubezpieczeniowej trochę nam jeszcze brakuje do Europejczyków z Zachodu. Jeśli chodzi o ubezpieczenia dla firm to barierą – zdaniem Mańkowskiego – jest m.in. fakt, że nasze firmy jeszcze ustępują zachodnim pod względem jakości zarządzania ryzykiem.
W dużych firmach na Zachodzie popularna stała się funkcja tzw. menedżerów ryzyka. Ich zadaniem jest zbudować mapę potencjalnych zagrożeń, oszacować skutki i znaleźć optymalne zabezpieczenie. W Polsce często przedsiębiorcy zdają się na intuicję (wybór rozwiązania bez pogłębionej analizy) lub łut szczęścia (brak jakiegokolwiek zabezpieczenia).
Na Zachodzie gdy pojawia się nowy rodzaj ryzyka, np. ryzyko cybernetyczne, w organizacjach skupiających przedsiębiorców pojawiają się zespoły do zbadania problemu, są ściągani najlepsi specjaliści, powstają bazy danych i statystyki, firmy dzielą się informacjami, które mogą pomóc w ustaleniu skali ryzyka. Jest agregacja, synteza, wnioski. W oparciu o tę ekspertyzę powstają nowe produkty ubezpieczeniowe, dostosowane do pojawiających się ryzyk.
Globalność i innowacyjność – to zwiększy nasze potrzeby ubezpieczania się
Zdaniem Mańkowskiego na naszą niską świadomość ubezpieczeniową – głównie w firmach, ale też u osób fizycznych – wpływa to, że działamy lokalnie, stosunkowo niewiele firm prowadzi działalność za granicą, rzadziej też od zachodnich Europejczyków podróżujemy. Tam gdzie wyższa jest wartość biznesu, skala działania, a obywatele mają aktywa nie tylko w swoim kraju (np. Brytyjczycy mają nieruchomości w Hiszpanii) zarówno świadomość, jak i potrzeby ubezpieczeniowe są większe.
Owszem, jesteśmy już majętni – 300.000 zł aktywów na rodzinę to nie w kij dmuchał. Ale na Zachodzie inwestują globalnie, bardziej rozpraszając ryzyko na różne instrumenty finansowe. Częściej np. inwestują w sztukę, która wymaga specyficznych ubezpieczeń. W Polsce tylko kilku ubezpieczycieli w ogóle zajmuje się ubezpieczaniem dzieł sztuki.
Mój rozmówca jest jednak dobrej myśli. Skoro się bogacimy, to siłą rzeczy nasze potrzeby ubezpieczeniowe będą rosły. A skoro w coraz większym stopniu bierzemy udział w innowacjach – to i siłą rzeczy będziemy też brali udział w rozwoju branży ubezpieczeniowej, która zaspokoi specyficzne potrzeby wiążące się z rozwojem technologicznym.
Weźmy drony. Kto pięć lat temu myślałby o ubezpieczeniach dronów? Pojawiają się coraz to nowe zastosowania dronów, ale w wielu przypadkach są pytania bez odpowiedzi o bezpieczeństwo, procedury, zagrożenia. Ubezpieczenia dronów też bardzo szybko będą się rozwijały i zmieniały.
Podobnie ma się rzecz z polisami od cyberprzestępczości, ubezpieczeniami sprzętu elektronicznego (wciąż są wymyślane nowe jego rodzaje i zastosowania). Pojawiają się też siłą rzeczy polisy dla krótkoterminowego wynajmu samochodów, nowe formuły ubezpieczeń telemetrycznych (opartych na sposobie jazdy klienta).
Ale kluczowa rzecz się nie zmienia: koszt polisy zabezpieczającej nasz majątek, życie, zdrowie musi być uwzględniony w domowym lub firmowym „biznesplanie” jako konieczny element gwarantujący stabilność tego wszystkiego.
ilustracja tytułowa: StevePb/Pixabay