- Połowa Polaków ma jakiś kredyt. Kiedy opłaci się skorzystać z jego refinansowania albo z konsolidacji? O strategiach spłaty zadłużenia [POWERED BY RAIFFEISEN DIGITAL]
- Szybkie przelewy, docierające błyskawicznie do dowolnego odbiorcy na świecie? Usługi takie jak Visa Direct mogą przyspieszyć ruch pieniędzy [POWERED BY VISA]
- Amerykańskie akcje i dolar toną. Ale zbliżają się też do ważnych poziomów wycen. Czas decyzji dla inwestorów: Trump to katar czy ciężka grypa? {POWERED BY UNIQA TFI]
Uważam – i piszę Wam o tym nie od dziś, lecz od dziewięciu lat mojego blogowania – wykupienie ubezpieczenia dla siebie i swojego majątku to jeden z podstawowych przejawów zdrowego rozsądku. Myślenie kilka kroków naprzód i umiejętność przewidywania scenariuszy, które mogą zdarzyć się w przyszłości – to cechy ludzi, którym w życiu zwykle się nieźle wiedzie. Jeśli masz w sobie tę zapobiegliwość, umiesz zabezpieczyć aktywa, które zgromadziłeś i swoje zdolności do osiągania dochodów – mało rzeczy może cię w życiu pokonać.
Żeby pozbyć się nieufności w stosunku do instytucji ubezpieczeń warto zobaczyć jak działają i jaka jest zależność między tym, co płacę w formie składki, a tym co otrzymuję. Wbrew pozorom zawsze coś w zamian dostaję – jeśli nie jest to odszkodowanie, świadczenie ubezpieczeniowe lub jakaś usługa (np. assistance), otrzymuję w zamian święty spokój. Spokojny sen. Poczucie bezpieczeństwa, które w pewnym sensie jest bezcenne.
Oczywiście: nie każde ubezpieczenie, które mogą Wam zaproponować wysłannicy firm ubezpieczeniowych, jest dla Was odpowiednie. Ba, są na rynku takie (na szczęście jest ich coraz mniej), których nie poleciłbym najgorszemu wrogowi. Tak, jak wszędzie: są ubezpieczyciele lepsi i gorsi. Idąc do sklepu też możesz kupić towar wybrakowany lub źle działający. Ale to nie jest powód, by przestać chodzić do sklepu.
W kolejnych odcinkach cyklu „Bez znieczulenia o ubezpieczeniach” opowiem Wam czym powinno się charakteryzować dobre ubezpieczenie. Takie, które naprawdę zapewnia święty spokój, a nie jego iluzję. Oraz jak dzięki ubezpieczeniom nasze życie może stać się bezpieczniejsze, spokojniejsze i lepsze.
Czytaj też: Ubezpieczenie to cena świętego spokoju. Ile warto zapłacić? I jak to policzyć?
Czytaj też: Siedem pytań, które musisz zadać agentowi zanim kupisz jakiekolwiek ubezpieczenie
Pewien mądry człowiek zajmujący się ubezpieczeniami powiedział mi ostatnio coś takiego: „Ubezpieczenie, panie kochany, to nie jest żaden parasol. To jest suszarka”. Wprawdzie od lat symbolem ubezpieczenia jawi się parasol, który chroni przed deszczem złych zdarzeń, ale… doszedłem do wniosku, że facet ma rację. Ubezpieczenie nie uchroni mnie przed nieuniknionym, ale pozwoli się pozbierać po życiowym tsunami. Czyli osuszyć się po ulewie. Szybciej stanąć na nogi.
Ubezpieczenia coraz potrzebniejsze, bo… mamy coraz więcej do stracenia
Nasze potrzeby ubezpieczeniowe będą rosły z jednego prostego powodu – jesteśmy coraz zamożniejsi, coraz więcej zarabiamy, mamy coraz więcej majątku – a więc i więcej do stracenia. Tak rosło nasze przeciętne wynagrodzenie w ciągu ostatniej dekady:
Według różnych szacunków – takimi wyliczeniami zajmują się m.in. Allianz, czy Credit Suisse – przeciętny Polak ma 30.000-35.000 oszczędności finansowych oraz średnio 380.000 zł w wartości posiadanych nieruchomości. Prywatny majątek wszystkich Polaków razem wziętych trzeba zgrubnie sumować na jakieś… 6 bilionów zł. I rośnie. Dość powiedzieć, że rocznie budujemy ponad 150.000 nowych mieszkań, z salonów wyjeżdża ponad pół miliona nowych samochodów, a rynek dóbr luksusowych jest już wart 21 mld zł. rocznie.
W 1992 r., czyli niedługo po upadku PRL, zarabialiśmy średnio równowartość 200 dolarów, gdy w Europie Zachodniej przeciętna płaca wynosiła równowartość 2000-2500 dolarów. Dziś różnica jest mniejsza – średnie wynagrodzenie (nie uwzględniając pracowników w małych firmach i samozatrudnionych) wynosi 4500 zł, czyli już ponad 1000 euro. Na Zachodzie za tę samą pracę płacą 3000-4000 euro. Ostatni raport KPMG podaje, że w 2017 r. liczba Polaków zarabiających powyżej 5.000 zł netto miesięcznie wynosi już 1,1 mln.
Nic tak nie skłania do myślenia o ubezpieczeniu, jak coraz większe dochody (które mogłyby przepaść np. w przypadku ciężkiej choroby) i coraz większy majątek (który mógłby paść ofiarą złego losu). W kolejnych odcinkach cyklu „Bez znieczulenia o ubezpieczeniach” będę pisał m.in. o nowych rodzajach ubezpieczeń, o tym jak ubezpieczenia pomagają nam utrzymać się w dobrym zdrowiu, jak pomagają robić biznes i jak odciążają państwowy system emerytalny.
Czytaj też: Optymiści-hazardziści. Wielbiciele rulety. Gotowi (tylko) na najlepsze. Dwie trzecie z nas tak ma
Co najchętniej ubezpieczamy? I za ile?
Rocznie płacimy ubezpieczycielom mniej więcej 61 mld zł składek (z danych KNF wynika, że w pierwszym półroczu wpływy firm ubezpieczeniowych z tego tytułu wyniosły jakieś 31,6 mld zł). To mniej więcej po 2500 zł na głowę dorosłego Polaka rocznie. Dużo? Mało? Cóż, na samą organizację świąt Bożego Narodzenia w tym roku wydamy ponad 20 mld zł.
Z różnych badań wynika, że mniej więcej połowa z nas jest lepiej lub gorzej zabezpieczona. Firma ubezpieczeniowa Nationale Nederlanden oszacowała, że np. ubezpieczenie mieszkania ma 46% z nas, a ubezpieczenie życia – 26% (ale prawie połowa deklaruje, że ma polisę na życie grupową, wykupioną w zakładzie pracy). Tutaj więcej o tych badaniach.
W tym roku prawdopodobnie ok. 24 mld zł zebranej składki będą stanowiły ubezpieczenia życiowe (w tym łączące polisę z inwestowaniem), a 37 mld zł dotyczy wydatków na polisy dotyczące naszego majątku, z czego prawie 60% to ubezpieczenia samochodów.
W obu częściach rynku ubezpieczeniowego widać pewną nierównowagę – w ubezpieczeniach dotyczących nas samych prawie połowa składek dotyczy polis inwestycyjnych (a druga połowa – polis na życie, chorobowych, wypadkowych), zaś w ubezpieczeniach dotyczących naszego majątku – większość składek to ubezpieczenia samochodu (znacznie mniej: ubezpieczenia mieszkań i cennych przedmiotów nie będących samochodami).
Im bardziej będziemy świadomi tego, że ubezpieczenie swojego życia, zdrowia (w tym rąk do pracy) oraz wypracowanego przez całe życie majątku to pierwsza rzecz, o której powinniśmy myśleć – tym bardziej te nierówności będą zanikały. Dziś jeszcze sporo ubezpieczeń jest kupowanych z powodu obowiązku.
Więcej na temat roli ubezpieczeń w naszym życiu: czytaj w raporcie „Jak ubezpieczenia zmieniają Polskę i Polaków” – plik pdf jest tutaj
Czytaj też: Jak będzie wyglądało nasze życie za 20-30 lat? I ile będzie kosztowało?
Czytaj: Ukąszenie pająka, wizyta UFO? Od czego warto się ubezpieczyć?
Jak działa firma ubezpieczeniowa? Przewodnik dla początkujących
Działalność ubezpieczeniowa jest tak naprawdę dość prosta. Przykładowo: bierzemy 100 osób i ubezpieczamy każdą z nich na 100 zł. Załóżmy, że statystycznie ryzyko ubzpieczeniowe realizuje się w przypadku jednego klienta na stu. Na poczet polisy każda z ubezpieczonych osób wpłaca po 1 zł 50 gr. Ubezpieczyciel zbierze więc 150 zł składek, a wypłaci 100 zł odszkodowania jednej osobie. Pozostałe 50 zł to koszty sprzedaży, utrzymania firmy, pensje pracowników, systemy informatyczne itp. I oczywiście zysk firmy. Kłopoty? Są jeśli okaże się, że firma źle oszacowała ryzyko szkody i musi wypłacić więcej, niż 100 zł.
Jak to wygląda na „prawdziwych” liczbach? W pierwszym półroczu tego roku ubezpieczyciele zebrali 31,6 mld zł składek. Ale jednocześnie wypłacili 10,4 mld zł odszkodowań i świadczeń z tytułu ubezpieczeń na życie oraz 9,3 mld zł odszkodowań dotyczących ubezpieczeń majątkowych. Z puli zebranych składek 19,7 mld zł wróciło więc do niektórych z nas w formie wypłat.
Znaczącą pozycję wśród wydatków zakładów ubezpieczeń zajmują koszty działalności – w tym koszty akwizycji (są to m.in. prowizje dla agentów), administracyjne (sieć placówek, infolinie, systemy informatyczne). W pierwszym półroczu 2017 r. koszty akwizycji ubezpieczeń na życie wyniosły 1,9 mld zł, a majątkowych – 3,8 mld zł.
Ubezpieczyciele płacą też składki na reasekurację. To coś w rodzaju „dzielenia się ryzykiem”. Jeśli jestem firmą ubezpieczeniową i ubezpieczyłem np. 100 ludzi od strat w ich domach spowodowanych huraganem, to moje ryzyko jest zero-jedynkowe. Albo nic się nie stanie i nie będę musiał wypłacić żadnych odszkodowań, albo… na dużym terenie będzie wichura i duża część moich klientów przyjdzie po odszkodowanie.
Chcąc zmniejszyć ten „ruletkowy” czynnik wykupuję składkę w globalnej firmie reasekuracyjnej, która zobowiązuje się, że „w razie czego” przejmie część mojego ryzyka i pokryje część odszkodowań. Firma reasekuracyjna, obejmując swoim działaniem cały świat (albo przynajmniej duży jego kawałek) bierze składki od wielu firm ubezpieczeniowych, ale wypłaci pieniądze tylko jednej z nich (bo huragany zwykle nie obejmują swoim działaniem całego świata, a tylko jego fragment).
I jeszcze jedno. Ubezpieczyciele, nie wiedząc kiedy będą musieli wypłacić odszkodowanie, lokują zebrane składki na rynku kapitałowym, np. w obligacje skarbowe, ale też (z pewnymi ograniczeniami) w akcje. Z jednej strony na tym zarabiają – w pierwszym półroczu tego roku z obracania pieniędzy uzyskały 6,3 mld zł zarobku – ale z drugiej strony nakręcają gospodarkę.
W jaki sposób? Jeśli kupują obligacje skarbowe, to finansują pożyczkowe potrzeby budżetu państwa (dzięki temu nie musi szukać aż tylu pieniędzy na sfinansowanie deficytu budżetowego za granicą). Jeśli kupują akcje – finansują rozwój firm. Na całym świecie ubezpieczyciele są jednym z najbardziej pożądanych inwestorów, bo lokują pieniądze na długo i są stabilnym, przewidywalnym graczem.
Ubezpieczenia od kuchni: 5 gr. zysku ze złotówki składki
Czas na podsumowanie. W pierwszym półroczu tego roku firmy ubezpieczeniowe zebrały 31,6 mld zł składek. Wypłaciły 19,7 mld zł odszkodowań. Przeznaczyły 5,7 mld zł na kodzty akwizycji (m.in. wynagrodzenia dla agentów, ale nie tylko), poniosły też koszty funkcjonowania oraz reasekuracji (z grubsza jakieś 8 mld zł). Z drugiej strony zarobiły na lokowaniu pieniędzy uzyskanych ze składek.
Efekt? Na ubezpieczeniach na życie zysk netto branży ubezpieczeniowej – już po opodatkowaniu – wyniósł 1,2 mld zł, zaś na ubezpieczeniach majątkowych – 2,6 mld zł (ale z tego 1,4 mld zł to dywidenda wypłacona przez PZU Życie do spółki-matki, czyli oferującego ubezpieczenia majątkowe PZU).
Jak widzicie powyżej, w ubezpieczeniach nie ma wielkiej magii. To bardzo pożyteczna w swej istocie działalność polegająca na pośredniczeniu w rozpraszania ryzyka. Dzięki ubezpieczeniom łatwiej być przezornym, bo zamiast zabezpieczać się przed ryzykiem dotyczącym swojego życia, zdrowia lub majątku na własną rękę, można zrobić to z pomocą firmy, która „wyceni” to ryzyko bazując na dużej liczbie innych klientów.
Z każdej złotówki naszej składki średnio 5 gr. jest czystym zyskiem ubezpieczyciela. Oczywiście – na niektórych ubezpieczeniach będzie to więcej, na innych mniej. Ale średnia jest właśnie taka.
Dla tych, którzy są świadomi, że – aby zabezpieczyć swoje życie, zdrowie, majątek – oprócz parasola (czyli prewencji) potrzebują również dostępu do suszarki (czyli ubezpieczenia), dobra wieść. Coraz więcej ubezpieczeń trafia do naszych smartfonów. Możemy kupować polisy coraz łatwiej, szybciej, dostosowując ją do potrzeby chwili. Można np. kupić polisę na czas godzinnej podróży, albo ubezpieczyć jeden, konkretny przedmiot, na którym nam zależy (np. tablet). Składka ubezpieczeniowa to nie pieniądz wyrzucony w błoto, a cena świętego spokoju.
Partnerem cyklu „Bez znieczulenia o ubezpieczeniach” jest Polska Izba Ubezpieczeń, autor raportu „Jak ubezpieczenia zmieniają Polskę i Polaków”
źródło zdjęcia tytułowego: Nattanan/Pixabay.com