Pod koniec zeszłego tygodnia złożył się, niczym domek z kart, Silicon Valley Bank, dysponujący aktywami o wartości ponad 210 mld dolarów. Jego kamieniem u szyi okazały się inwestycje w rządowe obligacje, których wartość rynkowa drastycznie spadła po podwyżkach stóp procentowych. I kiedy klienci przyszli po swoje pieniądze, okazało się, że bank nie jest w stanie obsłużyć ich zleceń. Sęk w tym, że w takie obligacje inwestują banki na całym świecie. Czy także dla polskich banków inwestycje w państwowe obligacje mogłyby stać się śmiertelną pułapką?
„Bank o wartości 200 mld dolarów nie powinien upadać z powodu braku płynności!” – nie może wyjść ze zdziwienia Eric Rosengren, były szef Banku Rezerwy Federalnej w Bostonie w latach 2007-21. A jednak to się wydarzyło. I największe od czasu Lehman Brothers bankructwo w globalnej bankowości stało się faktem. Silicon Valley Bank został przejęty przez amerykańskiego regulatora (FDIC) w ramach procedury podobnej do tej, której przedmiotem niedawno był nasz Getin Noble Bank.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Jest jednak „drobna” różnica: w przypadku SVB aż 150 mld dolarów depozytów (spośród 173 mld dolarów zdeponowanych w tym banku) nie podlega pod system ubezpieczeń. To oznacza, że – gdyby nie zastosowano żadnych specjalnych reguł – jeśli nadzór nie znalazłby szybko nabywcy dla upadłego banku, to pieniądze z depozytów nieobjętych gwarancjami zostałyby zaliczone do masy upadłościowej, razem z pieniędzmi z umorzonych udziałów akcjonariuszy i obligatariuszy.
Co prawda FDIC oraz Fed już zapowiedziały, że w tym przypadku rozszerzą gwarancje na wszystkie depozyty, ale będzie to odstępstwo od reguły ze względu na „systemowe” znaczenie bankructwa Silicon Valley Bank. Chodzi o to, żeby uniknąć paniki deponentów innych banków. Już w niedzielę wieczorem okazało się, że FDIC przejął też kontrolę nad Signature Bank, innym bankiem obsługującym firmy technologiczne).
Więcej o katastrofie SVB czytaj w analizie Maćka Danielewicza i Maćka Samcika: „Położyli” duży bank w trzy dni. To największa bankowa plajta od czasu Lehman Brothers. Czy dramat Silicon Valley Bank może się rozlać na inne banki?
SVB wpadł w pułapkę, inwestując w… najbezpieczniejsze papiery wartościowe na świecie
Paradoks sytuacji polega na tym, że SVB pogrążyły zbyt odważne inwestycje w… obligacje amerykańskiego Skarbu Państwa, czyli najbezpieczniejsze papiery wartościowe, które są emitowane na świecie! Bank zainwestował w nie tak dużą część pieniędzy uzyskanych z depozytów, że nie był w stanie oddać klientom kasy, gdy przedwcześnie się po nią zgłosili.
Wszystko dlatego, że te obligacje – mimo że ultrabezpieczne – w tym momencie są notowane na giełdzie z dużym dyskontem w stosunku do ich „prawdziwej” wartości. SVB musiał więc zrobić to, co robi osoba niemająca już grosza przy duszy – pozbywać się wszystkiego, co się da, po każdej cenie. Drobny ciułacz zaniesie do lombardu zegarek i zastawi za połowę prawdziwej wartości, a SVB musiał sprzedawać po rynkowych cenach posiadane obligacje rządowe. A to oznaczało, że papierowa dotychczas strata stała się bardzo realna. A pieniądze i tak się skończyły.
Dlaczego na ultrabezpiecznych obligacjach można stracić? Jeśli stopy procentowe idą w górę – a tak ostatnio było na całym świecie – to obligacje o stałym niskim oprocentowaniu nie są cenne. Inwestorzy nie chcą kupować „starych” obligacji stałoprocentowych z kuponem 2% rocznie, gdy można już kupić „świeżaki” z oprocentowaniem np. 5% rocznie.
Oczywiście trzymając obligacje do terminu zapadalności, dostanie się swoje odsetki i kwotę główną, jednak gdy chce się je sprzedać przed terminem, bierze się na klatę potężne straty. Niektóre obligacje emitowane w czasie pandemii COVID-19 przez bank BGK oferujące np. stałe oprocentowanie 2% rocznie przez 10 lat po podwyżkach stóp procentowych do 6,75% były wyceniane na giełdzie na… zaledwie połowę swej wartości nominalnej!
Silicon Valley Bank popełnił grube błędy w zarządzaniu płynnością. Będąc bankiem dla technologicznych start-upów, musiał się liczyć z tym, że w erze drogiego kapitału te strat-upy będą potrzebowały pieniędzy i mogą wycofywać depozyty. W takiej sytuacji lokowanie pieniędzy w długoterminowe obligacje skarbowe było samobójstwem.
Warto też podkreślić jedną ważną różnicę pomiędzy SVB a resztą „normalnych” banków, na przykład polskim sektorem bankowym. SVB miał relatywnie mało klientów, za to byli oni duzi. A banki dla „ludności” budują bazę depozytów o miliony drobnych rachunków. I z tego powodu decyzja nawet niewielkiej części klientów SVB o wycofaniu środków mogła wywołać problemy z płynnością. A gdy tylko wieści zaczęły się rozchodzić… wystarczyło kilka dni, by rozłożyć potężną – wydawało się – instytucję na łopatki.
Polskie banki też mają sporo obligacji skarbowych w portfelach. Czy coś im grozi?
Sęk w tym, że wszystkie banki na świecie mają podobny problem. Inwestowały w obligacje rządowe, które dziś są notowane grubo poniżej „prawdziwej” wartości. Banki mają więc „niezrealizowaną stratę”. Nie jest to groźne, dopóki nie muszą rzeczywiście sprzedać posiadanych obligacji, tak jak musiał to zrobić SVB. Czy podobny problem mógłby dotyczyć polskich banków? Postanowiliśmy zajrzeć do ich bilansów i to sprawdzić.
Z najnowszych danych NBP wynika, że aktywa sektora bankowego w Polsce przekraczają 2,7 biliona złotych (2731 mld zł). Większość tej kwoty stanowią kredyty, czyli to, co jest podstawową treścią działalności banków. Każdy udzielony przez bank kredyt staje się dla niego aktywem, czyli składnikiem bilansu, który przynosi przychody. Łączna wartość kredytów w bankowych księgach to prawie 1,5 biliona złotych, czyli około 54% ich aktywów.
Poza udzielaniem kredytów banki inwestują otrzymane od klientów depozyty i jest to również źródło ich dochodów. Instrumenty dłużne stanowią 29% aktywów banków (793 mld zł). To dużo. Trzeba jednak pamiętać, że nie są to tylko obligacje skarbowe. Z danych Ministerstwa Finansów wynika, że banki mają w portfelach 415 mld zł w SPW, czyli Skarbowych Papierach Wartościowych. Resztę mogą stanowić obligacje innych banków, dług korporacyjny i samorządowy, a także obligacje podmiotów zagranicznych.
Jak banki rozliczają ewentualne straty i zyski z obligacji? To zależy od tego, czy trzymają je „do zapadalności” – czyli zakładają, że nie będą ich sprzedawały, dopóki nie zgłosi się po nie emitent (w przypadku obligacji skarbowych to Ministerstwo Finansów). Wówczas możliwe jest pomijanie rynkowych wahań takiego instrumentu. W uproszczeniu, bierze się wtedy cenę zakupu, przypisany do obligacji kupon i przeciąga się prostą linię do daty wykupu, żeby policzyć, ile jest w danej chwili warta (to tzw. amortyzacja liniowa).
Jeśli jednak obligacje mają służyć jako zapewnienie płynności (ekwiwalent gotówki), wówczas ich wycena musi już uwzględniać to, co się dzieje z notowaniami na rynku (jest to tzw. wycena według wartości godziwej). A wzrosty stóp procentowych doprowadziły do znacznego spadku cen obligacji.
Polskie banki kwalifikują portfel obligacji mniej więcej pół na pół: według zamortyzowanego kosztu i według wartości godziwej. A to oznacza, że połowa strat wynikająca z załamania na rynku dłużnym już w wynikach banków się znalazła – bo większość tych strat przypadła na koniec 2021 r. i pierwszą połowę 2022 r.
Jeśli mielibyśmy za miarę przeceny przyjąć indeks TBSP, który mierzy wartość obligacji skarbowych o stałym oprocentowaniu notowanych na rynku BondSpot, to trzeba by było przyjąć, że cykl podwyżek stóp „zdjął” około 10% wartości portfela długu rządowego. W skrajnych momentach indeks był nawet 20% poniżej poziomów z połowy 2021 r., jednak rynek szybko odbił od tego dna, które oznaczało cofnięcie wartości inwestycji w obligacje o pięć lat.
SVB podjął znacznie wyższe ryzyko niż banki w Polsce
Gdyby więc polskie banki musiały zaktualizować wycenę połowy swojego portfela obligacji do cen rynkowych, oznaczałoby to konieczność uwzględnienia strat na poziomie około 40 mld zł. Taki jednorazowy szok mógłby mocno zachwiać niektórymi bankami. Żeby jednak do takiej sytuacji doszło, sektorowi musiałaby się skończyć cała pozostała płynność – w tym ta leżąca w drugiej części portfela obligacyjnego, wycenianego zgodnie z rynkiem.
Tym bardziej więc musiałby nastąpić jakiś potężny odwrót posiadaczy depozytów, który by bankom tę płynność chciał „sprawdzić”. A banki w Polsce „cierpią” raczej na nadpłynność niż na jej braki. Stąd też nie muszą silić się na podnoszenie oprocentowania depozytów – po prostu nie potrzebują więcej pieniędzy. Mimo to na razie w polskich bankach jest sytuacja odwrotna niż ta, która doprowadziła do bankructwa SVB. Pieniądze raczej do banków napływają (w styczniu Polacy przynieśli kolejne 10 mld zł), niż odpływają. I nic nie wskazuje, żeby w tej sprawie miała zajść większa zmiana.
Natomiast gdyby spróbować zrobić naszym bankom stress-test, to wyszłoby, że każda zmiana cen obligacji skarbowych o 1% to dla banków około 4 mld zł strat albo zysków (zakładam, że obligacje nieskarbowe podążają za benchmarkiem w postaci obligacji skarbowych). Połączenie exodusu klientów z niskimi cenami obligacji mogłoby nieść ryzyko kłopotów finansowych. Tyle że żadna z tych dwóch rzeczy się raczej nie zdarzy.
W sprawozdaniu za 2022 r. Silicon Valley Bank podał, że miał 212 mld dolarów aktywów, w tym 91,3 mld dolarów (43%) w obligacjach „trzymanych do zapadalności”. Z kolei wycenianych rynkowo instrumentów dłużnych miał 26 mld dolarów (12%). Wystarczy rzut oka, żeby zauważyć, że struktura aktywów była znacznie bardziej ryzykowna niż w polskich bankach.
To nie najlepiej świadczy o jakości zarządzania bankiem, że – mając znacznie bardziej „ryzykowną”, wahliwą i potrzebującą kapitału grupę klientów (firmy technologiczne i start-upy) – ulokował większą część pieniędzy niż polskie banki w obligacje, które okazały się pułapką. I jeszcze prawdopodobnie dla podkręcenia wyników utrzymywał, że nigdy tych obligacji nie będzie musiał sprzedawać.
Ciekawostką może być fakt, że portfel obligacji tylko jednego SVB miał wartość 65% tego, co cały polski sektor bankowy trzyma w instrumentach dłużnych.
Niewykluczone, że bankructwo SVB – zobaczymy czy i jakie będą jego skutki dla całej amerykańskiej branży bankowej, wydaje się, że nie ma ryzyka, iż kryzys „przeleje się” do Europy – przyniesie poprawę amerykańskich regulacji dotyczących płynności w niewielkich bankach, które nie mają zdywersyfikowanej działalności, lecz koncentrują się np. na obsłudze tylko jednego segmentu gospodarki.
————
ZAPISZ SIĘ NA NASZE NEWSLETTERY:
>>> Nie przegap nowych tekstów z „Subiektywnie o Finansach” i korzystaj ze specjalnych porad Macieja Samcika na kryzysowe czasy – zapisz się na weekendowy newsletter Maćka Samcika i bądźmy w kontakcie! W każdą sobotę lub niedzielę dostaniesz e-mailem najnowsze porady dla Twojego portfela.
>>> Zapisz się też na nasz „powszedni”, poranny newsletter „Subiektywnie o świ(e)cie” – przy porannej kawie przeczytasz wszystkie najważniejsze wieści dla Twojego portfela, starannie wyselekcjonowane i luksusowo podane przez Macieja Danielewicza i ekipę „Subiektywnie o Finansach”.
————
ZOBACZ OKAZJOMAT SAMCIKOWY:
Obawiasz się inflacji? Zastanawiasz się, co zrobić z pieniędzmi? Sprawdź „Okazjomat Samcikowy” – to aktualizowane na bieżąco rankingi lokat, kont oszczędnościowych, a także zestawienie dostępnych dziś okazji bankowych (czyli 200 zł za konto, 300 zł za kartę…). I zacznij zarabiać na bankach:
>>> Ranking najwyżej oprocentowanych depozytów
>>> Ranking najlepszych kont oszczędnościowych. Gdzie zanieść pieniądze?
>>> Przegląd aktualnych promocji w bankach. Kto zapłaci ci kilka stówek? I co trzeba zrobić w zamian?
————
zdjęcie tytułowe: Pixabay/SVB