Było tylko kwestią czasu, kiedy Twitter Blue zawita do Polski. I już jest. Cóż to takiego? Każdy użytkownik Twittera w Polsce może już za opłatą zweryfikować „wiarygodność” swojego konta, a w zamian uzyska niebieski znaczek, który (teoretycznie) będzie potwierdzał, że konto takiego a takiego Jana Kowalskiego jest realne (a nie bota) i prowadzi je Jan Kowalski. Twitter zweryfikuje tożsamość konta za pomocą numeru telefonu. Usługa jest bardzo droga. Czy właściciel Twittera oszalał czy właśnie wskazał drogę rozwoju mediów społecznościowych?
Pierwsza przymiarka Twittera do płatnej weryfikacji kont odbyła się w listopadzie zeszłego roku, kiedy na rynkach anglosaskich zadebiutował Twitter Blue. Ale to był niewypał, bo pod różne nazwy, zazwyczaj celebrytów, polityków i znanych firm, zaczęły podszywać się osoby, które wykonały tylko jeden ruch – zapłaciły 8 dolarów. Twitter musiał wycofać usługę, a po miesiącu powtórzył ofertę już poprawioną o rzetelną weryfikację profilu.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
I z tą poprawioną ofertą mamy właśnie do czynienia obecnie. Ile będzie nas kosztować w Polsce taka przyjemność? I co dostaniemy w zamian? I czy to tylko jednorazowy „wybryk” czy początek nowego trendu, który sprawi, że za pełen dostęp do funkcji oferowanych przez social media będziemy płacili, tak jak płacimy za dostęp do innych typów rozrywek, np. do streamingu wideo czy muzyki?
Niedawno przepowiadałem początek ery płatnych social mediów, kiedy Meta Platforms (właściciel Facebooka, Instagrama i Messengera) ogłosiła początek płatnych profili na swoich platformach. Jak to wygląda w przypadku Facebooka, możecie przeczytać tu. A wygląda tak, że chyba mamy początek nowego trendu.
Na stronie Twittera pojawiła się oddzielna zakładka, która zawiera cały pakiet informacji o płatnej weryfikacji konta. Możemy płacić abonament miesięczny albo z góry za cały rok. Jeśli chcemy płacić co miesiąc, cena wynosi 36 zł, co daje w sumie opłatę roczną 432 zł. Jednorazowa opłata wynosi 374,99 zł, co daje 31,25 zł miesięcznie. Niestety, to kwoty netto. Uwzględniając podatek i wybierając opcję płatności comiesięcznych, zapłacimy 44,28 zł z VAT za każdy miesiąc. W przypadku płatności za cały rok – aż 461,24 zł.
A i to nie wszystko. Powyższe ceny obejmują wersję weryfikacji, z jaką mamy do czynienia, jeśli korzystamy z przeglądarki desktopowej, czyli na laptopie lub komputerze stacjonarnym. Sporo osób korzysta jednak z aplikacji mobilnej Twittera dostępnej na smartfonach. W tej opcji cena będzie niestety wyższa i wyniesie za cały rok – bagatela – 514,99 zł. A cena w subskrypcji miesięcznej to 49 zł z VAT. Twitter tłumaczy, że wyższa cena jest spowodowana opłatami pobieranymi przez sklepy z aplikacjami mobilnymi.
Więcej informacji tutaj: co oferuje opcja Twitter Blue?
Co nam Twitterze dasz za te hojne opłaty?
Płatna wersja Twittera to pomysł nowego właściciela Twittera. W 2022 r. za jego przyszłość wziął się ekstrawagancki miliarder, właściciel Tesli i SpaceX, Elon Musk. Ogłosił on jeszcze przed zakupem Twittera za 44 mld dolarów, że kupuje platformę po to, żeby oddać ją w ręce użytkowników. Piękna idea. Jej ucieleśnieniem okazała się właśnie propozycja opłaty weryfikacyjnej.
Jakie profity czekają na nas po opłaceniu weryfikacji konta w Twitter Blue? Oprócz niebieskiego znaczka, który będzie ogłaszał wszem wobec, że nie jesteśmy botem ani pracownikiem farmy trolli, ani pod nikogo się nie podszywamy, możemy rozkoszować np. tym, że wymkniemy się spod restrykcji 280 znaków. A przecież ograniczona długość wpisu to od zawsze znak rozpoznawczy Twittera.
W początkach historii Twittera (firma powstała w Kalifornii i wystartowała w marcu 2006 r., w Polsce cztery lata później) można było użyć w pojedynczym wpisie tylko 140 znaków. Jak w dobrej poezji, mistrza wpisów twitterowych można było rozpoznać po tym, jak zwięźle potrafił oddać swoją myśl, jak w greckim epigramie albo w japońskim haiku. W roku 2017, twórcy Twittera zorientowali się, że to jednak trochę za krótko i podwoili stawkę – do 280 znaków.
Z twitterowych informacji wynika, że teraz opłata umożliwi wydłużenie naszych wpisów do naprawdę długich tekstów. Na razie jest to opcja dostępna tylko w USA. Subskrybenci premium mogą wpisać aż do 4000 znaków. Na razie dłuższych tweetów w sieci nie można zapisywać jako wersji roboczych ani planować ich późniejszego wysłania, ale i to ma się pojawić.
Dodatkowo wprowadzona zostaje bardzo ciekawa funkcjonalność, która co prawda od dawna jest za darmo na Facebooku, Instagramie czy Linkedinie, tzn. możliwość edycji wysłanego już tekstu. Dotąd znakiem rozpoznawczym Twittera była m.in. zasada – wysłałeś tweeta, koniec i kropka, możesz najwyżej usunąć wpis, ale nie możesz go zmodyfikować.
Teraz ta święta zasada, która zresztą mogła co poniektórych powstrzymywać przed głupimi wpisami, zostanie zastąpiona narzędziem – pamiętajmy, że mówimy cały czas o wersji płatnej – pozwalającym na edycję tekstu. Są jednak ograniczenia. Twitter ogłosił, że możemy zmienić tekst „nawet 5 razy w ciągu 30 minut”. A więc opcja modyfikacji tekstu będzie dostępna tylko czasowo.
W płatnej wersji Twittera pojawia się też opcja dołączania swoich zdjęć profilowych z tokenami NFT. „Wyraź siebie i ustaw swoje zdjęcie profilowe z tokenem NFT”- reklamuje nowe narzędzie Twitter. Jak to będziemy wyglądać? Jak awatary samych siebie? Facebook ogłosił, że jego weryfikacja będzie polegać m.in. na tym, że profile mają być oznaczone prawdziwym zdjęciem użytkownika.
Funkcja płatna to również lepsza pozycja w odpowiedziach i wynikach wyszukiwania, o połowę mniej reklam na osi czasu, co jest dość rewolucyjnym posunięciem, możliwość przesyłania dłuższych filmów w lepszej rozdzielczości.
Subskrybenci mają mieć wczesny dostęp do różnych nowych funkcji, które będą pojawiać się na Twitterze (profile zwyczajnych użytkowników będą zapewne coraz bardziej odstawać od wersji płatnej). Zapewne po jakimś czasie okaże się, że w wersji bezpłatnej niewiele już pozostaje istotnej wartości w porównaniu z wersją premium. Twitter na pewno będzie chciał migrować użytkowników do płatnych profili.
Do czego media społecznościowe potrzebują naszych pieniędzy?
Twitter, Facebook, pewnie wkrótce inne platformy… Z czego wynika nagła potrzeba monetyzowania użytkowników? Przecież do tej pory wystarczyło im to, że obracają naszymi danymi i przetwarzają je na przychody z targetowanych reklam. Wygląda na to, że ten model biznesowy będzie coraz trudniejszy – producenci sprzętu, np. Apple, wprowadza ograniczenia w „używaniu” prywatności swoich użytkowników. Coraz więcej jest ograniczeń prawnych, platformy płacą gigantyczne odszkodowania za naruszanie prywatności użytkowników bez ich zgody.
Mając coraz więcej ograniczeń w wykorzystywaniu danych użytkowników, sieci społecznościowe tracą reklamodawców, bo spada efektywność reklam zamieszczanych np. na Facebooku. Reklamy w Google, na Facebooku, czy Twitterze, jak również na platformach typu Snap (w mniejszym stopniu na TikTok, który jest jeszcze w fazie rozwoju) nie będą już przedmiotem pożądania. A to z nich pochodzi 90% przychodów mediów społecznościowych.
Jest i drugi powód. Wielkie firmy big-tech, żeby utrzymać się przy życiu i wyprzedzać konkurencję, muszą wciąż inwestować w nowe projekty, a to kosztuje sporo pieniędzy. Trzeba więc szukać nowych źródeł dochodów. Nawet dotychczasowe eldorado w postaci niewyczerpanego rynku reklamy (podatnego na wahania koniunktury) by nie wystarczyło. Nie wierzycie?
Przykładem projektu pożerającego ogromne pieniądze jest Metaverse Marka Zuckerberga i odpowiedzialny za prace badawcze nad tym projektem dział Reality Labs, który wygenerował po 4 latach łącznie aż 35 mld dolarów strat! Inwestorzy protestują, ale Mark Zuckerberg jest niewzruszony i zapowiedział, że Reality Labs jeszcze przez kilka lat będzie przynosił straty, zanim stanie się lokomotywą finansowo-przychodową ciągnącą cały koncern Meta Platforms do wielkiej przyszłości.
Jaka będzie użyteczność Reality Labs i projektu Metaverse? Ośrodek Statista’s Advertising & Media Markets Insights opracował ciekawą grafikę, na której pokazał, jakie zastosowanie może mieć rozszerzona rzeczywistość, kiedy już z laboratoriów facebookowych wyjdzie w świat realnego biznesu.
Statista szacuje, że światowe przychody metaverse wyniosą 490 mld dolarów w 2030 r. Jest to stosunkowo ostrożna prognoza. Inne firmy analityczne zakładają wielkość rynku między około 750 a 1700 mld dolarów amerykańskich.
Statista definiuje termin metaverse jako wirtualny świat lub zbiór wirtualnych światów, które istnieją we wspólnej przestrzeni cyfrowej i do których użytkownicy mają dostęp przez internet. Metawersy obejmują zastosowania rzeczywistości wirtualnej, rzeczywistości rozszerzonej i innych technologii immersyjnych. Największymi czynnikami napędzającymi przychody metawersów są handel elektroniczny i gry. Ponadto metawersy oferują również nowe możliwości generowania przychodów w segmentach edukacji, rozrywki, zdrowia i fitnessu, a nawet telepracy.
Sama sprzedaż e-commerce Metaverse może wzrosnąć do ponad 200 mld dolarów do 2030 r. z obecnych zaledwie ok. 20 mld dolarów. Oczekuje się, że przychody z gier wzrosną jeszcze bardziej, z zaledwie ok. 10 mld dolarów obecnie do około 163 mld dolarów w 2030 r. Kolejnymi największymi zastosowaniami dla przychodów Metaverse są zdrowie i kondycja, miejsce pracy i edukacja.
I to my musimy za to wszystko zapłacić. Twitter również niemal całość przychodów generuje z reklam, a ten rynek w zeszłym roku nie miał się za dobrze. W komentarzu do wyników za ostatni raportowany okres, czyli II kw. 2022 r., platforma za spadek wyników częściowo obwiniła właśnie trudny rynek reklamy związany z szerszym, kryzysowym otoczeniem makroekonomicznym.
Czytaj tutaj: Jak wyglądały wyniki za ten ostatni raportowany kwartał?
Aktywni użytkownicy wykorzystujący Twittera codziennie, na których można zarobić, to raptem 237,8 mln osób. Twitter podał, że jego globalne kwartalne przychody spadły o 1% w porównaniu z tym samym okresem rok temu – do 1,18 mld dolarów. Rynki spodziewały się wzrostu o 10%. Tymczasem koszty i wydatki wyniosły łącznie 1,52 mld dolarów, co oznacza wzrost aż jedną trzecią w skali roku.
Spadek przychodów z reklamy odczuł oczywiście nie tylko Twitter. Również inne firmy z branży mediów społecznościowych, w dużym stopniu uzależnione od reklamy. Przyczyną były np. obawy związane z inflacją, wysokimi cenami surowców i energii, wzrostem stóp procentowych, z globalnymi łańcuchami dostaw i wojną w Ukrainie. To wszystko skłoniło reklamodawców i marki do zmniejszenia wydatków na reklamę.
Twitter Blue i inni. Bez pieniędzy z płatnych kont social media będą padały jak muchy?
Silne uzależnienie od rynku reklamy przy braku innych przychodów może skazywać niektóre z social mediów na kurację odchudzającą lub nawet na biznesową śmierć. W styczniu tego roku w branżowym technologicznym serwisie Platformer można było przeczytać, że Twitter odnotował w ostatnim kwartale zeszłego roku aż 40% spadku przychodów w skali roku po tym, jak ponad 500 klientów-reklamodawców wstrzymało swoje wydatki. Podobne informacje na podstawie bezpośrednich relacji pracowników Twittera przekazywał swoim czytelnikom technologiczny serwis The Information.
Brytyjski dziennik „Financial Times” pisał natomiast, że Twitter stoi w obliczu „ujemnego bilansu przepływów pieniężnych w wysokości 3 mld dolarów rocznie”, ale twierdził, że firma powinna osiągnąć próg rentowności po wysiłkach na rzecz cięcia kosztów, w tym po odejściu ponad 5000 pracowników. Financial Times pisał też na początku tego roku, że wbrew wcześniejszym przewidywaniom groźba upadku Twittera nie jest już tak realna.
Nic dziwnego, że Musk, po przejęciu Twittera, zaczął pospiesznie – okazało się, że zbyt pospiesznie – wprowadzać program weryfikacji kont, z czego szybko musiał się na początku wycofać, bo projekt był niedopracowany. Sam też zaczął niemal kompulsywnie tweetować na platformie, rzucając co chwila coraz bardziej dziwaczne pomysły dotyczące przyszłości Twittera.
To wystraszyło część reklamodawców, którzy zaczęli się obawiać o stabilność dotychczasowego modelu platformy. Wielkie firmy zaczęły wstrzymywać swoje budżety reklamowe. Nie pomogły zwłaszcza deklaracje Muska, że od teraz na Twitterze zapanuje prawdziwa wolność i nie będzie moderowania treści. Firmy, które dbają o swój wizerunek i nie lubią być kojarzone z niektórymi treściami, uznały, że na Twitterze zapanuje nie tyle wolność słowa, ile chaos połączony z mową nienawiści.
Czytaj o innych kłopotach Elona Muska: Tutaj Maciek Samcik opisuje, jak to się stało, że Tesla straciła w 2022 r. 70% swojej wartości rynkowej.
Po wprowadzeniu Twitter Blue sytuacja finansowa Twittera może się poprawić. Musk twierdził przed sfinalizowaniem transakcji zakupu portalu, że Twitter zaniża prawdziwą liczbę botów i spamu oraz nie dostarcza wiarygodnych informacji o fałszywych kontach.
Odpowiednio przeprowadzona weryfikacja może ten problem rozwiązać i oczyścić Twittera z botów i fejkowych kont, choć jednocześnie zmniejszy ogólną liczbę kont, a więc i przychody z reklamy uzależnione od liczby użytkowników. Dlatego projekt weryfikacji kont to eksperyment, na który patrzy z zapartym tchem cały świat social mediów. Pytanie brzmi, nie tylko jak będzie wyglądał świat social mediów w wersji premium, ale też czy Twitter nie przeholował z opłatami. Czy użytkownicy dostrzegą wartość w tym, za co mieliby płacić?
Na razie serwis The Information pisze, że po dwóch miesiącach od ponownego uruchomienia programu Twitter Blue ok. 180 000 osób zapłaciło za subskrypcję w USA. Byłoby to mniej niż 0,2% aktywnych użytkowników miesięcznie. „Ta niewielka liczba sygnalizuje wyzwanie, przed którym stoi Elon Musk, aby przekształcić produkt subskrypcyjny w główne źródło dochodów” – ocenia The Information.
Z dokumentów Twittera, do których dotarli dziennikarze tego portalu, wynika, że liczba abonentów w USA wynosiła ok. 62% globalnej liczby subskrybentów Twitter Blue, co by sugerowało, że narzędzie miało w styczniu tego roku 290 000 globalnych subskrybentów.
Twitter pobiera na świecie 8 dolarów miesięcznie za Blue Verified dla wszystkich oprócz użytkowników urządzeń Apple, którzy muszą zapłacić więcej – 11 dolarów miesięcznie. Łatwo podliczyć, że nie są to oszałamiające pieniądze dla giganta w rodzaju Twittera, który w 2021 r. osiągnął globalne przychody w wysokości 5,1 mld dolarów. Ale na razie niewielka była też liczba krajów objętych projektem. Efekt skali może być tu kluczowy. Ale najważniejsze pytanie brzmi: czy i ile będziemy gotowi płacić za możliwość publikowania swoich opinii w sieci?
Zobacz też: Rozmowa o tym, czy będziemy płacili za media społecznościowe [AUDYCJA „WARSZAWSKI DZIEŃ”]
Źródło zdjęcia: Unsplash