Aplikacja mPay będzie próbowała połączyć to, co do tej pory nie udało się żadnemu bankowi: pomoc w codziennych zakupach, ułatwianie płatności comiesięcznych rachunków, ogarnianie biletów, parkingów, wejściówek oraz wsparcie w zarządzaniu oszczędnościami. Czy to wszystko da się zamknąć w jednej aplikacji?
mPay to jedna z najpopularniejszych w Polsce aplikacji do ułatwiania płatności. Podobnie jak w przypadku głównego konkurenta, czyli aplikacji SkyCash, jej rdzeniem są zakupy biletów na tramwaje, pociągi i autobusy (lokalne i międzymiastowe) oraz płaceniu za parkowanie w płatnych strefach (tutaj niestety jest problem z władzami Warszawy, które z niewiadomych przyczyn nie chcą wpuścić mPay do miejskiego systemu parkingowego).
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Z mPay można też płacić za przejazdy płatnymi autostradami (tymi, które działają w systemie e-Toll), za bilety PKP, a nawet nadawać i odbierać paczki (użytkownicy mPay mają „wjazd” do usług systemu Furgonetka, który agreguje usługi kurierów). Są oczywiście bilety na niektóre imprezy, doładowania telefonów komórkowych, możliwości zakupu abonamentów cyfrowych itp.
Twórcy apki starają się dorzucać do każdej z tych funkcji dodatkowe rzeczy: np. przy zakupach biletów w niektórych sieciach transportowych wyświetla się rozkład jazdy i opóźnienia pociągów czy autobusów. Można też zobaczyć, gdzie jest zaparkowane nasze auto, gdy zgubimy się na jakimś dużym parkingu.
Aplikacja mPay: od biletów i parkingów do fintechu pełną gębą
Aplikacja mPay ma ambicje, żeby stać się aplikacją fintechową pełną gębą. Jej właściciele rozglądają się za aplikacjami, które można by przejąć, szuka też pieniędzy na te przejęcia (w grę wchodzi emisja obligacji lub pozyskanie partnera strategicznego, dziś w mPay dominującym udziałowcem jest grupa Lew). Ale z milionem klientów (w tym połowa mniej lub bardziej aktywna) może już próbować poszerzać profil niezależnie od przyszłych akwizycji.
W najbliższych planach są trzy rzeczy. Po pierwsze agregowanie w aplikacji mPay informacji ze wszystkich banków, w których użytkownik ma rachunki bankowe. Chodzi oczywiście o wykorzystanie dyrektywy PSD2, która zobowiązuje banki do przekazywania danych o klientach zewnętrznym aplikacjom (o ile oczywiście spełnią one wymogi bezpieczeństwa). Klient ma mieć więc podgląd na wszystkie rachunki w jednym miejscu.
Drugą rzeczą – będzie uruchomiona w ciągu najbliższych trzech miesięcy – ma być agregacja wszystkich domowych rachunków. Posiadacz mPay będzie mógł w aplikacji zdefiniować usługodawców, którzy mają przekazywać e-faktury na jego konto w aplikacji i stamtąd opłacać rachunki.
Rachunki za prąd, gaz, czynsz, telefon – wszystko będzie można zgromadzić w jednym miejscu, a aplikacja przypomni o terminach płatności. I nawet podstawi finansowanie (do 3000 zł bez oprocentowania, ale tylko w promocji). Ma być dostępnych 1300 wystawców faktur, a cena za to ułatwienie ma wynosić ok. 1 zł za każdą zapłaconą fakturę.
Trzecia sprawa to włożenie do aplikacji funkcji inwestycyjnych. W mPay doszli do wniosku, że zarządzanie bankowymi kontami oraz domowymi rachunkami w jednym miejscu może się udać tylko pod warunkiem, że klienci będą mogli też systematycznie inwestować oszczędności w ramach prostych portfeli. Na pierwszy ogień idą Finax i Wealthseed, czyli platformy z ETF-ami z całego świata. Na razie aplikacja mPay tylko odsyła klientów do aplikacji inwestycyjnych, ale wkrótce inwestowanie ma być pokazywane jako element mPay.
Do tego aplikacja mPay rozwija usługi dla firm (rozliczanie flot i podróży służbowych), wprowadza pakiety płatne (z obniżonymi o połowę opłatami za zasilenie konta w aplikacji) oraz program lojalnościowy. W zamian za wykonywanie różnych operacji za pomocą aplikacji jej użytkownicy dostają mCoiny. To wstęp do uruchomienia platformy, na której klienci będą mogli handlować tokenami kryptowalutowymi dającymi różne nagrody.
Czy fintechowa rewolucja może się udać?
Pytanie jest tylko jedno: czy mPay nie chce łapać zbyt wielu srok za ogon? Przekształcenie aplikacji do płacenia za bilety i parkingi w aplikację stricte fintechową, w której będzie agregowana wiedza o wszystkich rachunkach bankowych klienta, jego comiesięcznych rachunkach oraz inwestycjach – to zadanie dla Herkulesa. A dołożenie do tego jeszcze NFT, smart-contraktów i tokenów krypto – to już dla dwóch Herkulesów. Dość powiedzieć, że nikomu w Polsce się to jeszcze nie udało (a i na świecie nie wiem, czy bym znalazł taki przykład).
Problemów jest kilka. Po pierwsze to może być sukces tylko wtedy, gdy będzie niezawodność, wygoda i przejrzystość. Dziś chyba największe portfolio usług quasi-bankowych ma w ofercie Revolut, ale nawet on – a są to mistrzowie ergonomii – nie był w stanie dołożyć do swojej aplikacji części tych usług, które zamierza wprowadzić mPay. Choć zapewne o tym, żeby agregować płatności comiesięcznych rachunków swoich klientów Revolut marzy każdego dnia. Nota bene wydaje mi się, że połączenie Revoluta i mPay to byłaby „superapp”. Funkcje obu apek dość fajnie się uzupełniają.
Im więcej usług, tym lepiej trzeba planować ekran, personalizować doświadczenie klienta, pokazywać to, czego potrzebuje. Po drugie interfejsy PSD2 idealne nie są. Od kilku lat różne banki próbują mnie namówić na integrowanie wszystkich kont pod jednym dachem i to nie jest perfekcyjne. A jak nie będzie płynnie, wygodnie, prosto i łatwo, to się nie uda zachęcić użytkowników, by korzystali z nowych funkcji.
Po trzecie moduł z płatnościami rachunków wymaga od klientów, żeby zarejestrowali potrzebę korzystania z niego u dostawców usług (np. firmy energetyczne, telekomy itp.). Ta rejestracja musi być prosta i niezawodna, czasem klienci nie posiadają albo nie pamiętają loginów i haseł do e-BOK-ów takich firm. A jeśli klient nie będzie mógł przebrnąć przez rejestrację w usłudze przynajmniej 70-80% wszystkich swoich kontrahentów – zrezygnuje z jej używania.
Po czwarte trudnym zadaniem wydaje się przekonanie użytkowników aplikacji, która do tej pory służyła głównie do niskokwotowych transakcji (czyli płatności za bilety czy parkingi), by chcieli przepuszczać przez nią tysiące i dziesiątki tysięcy złotych.
Co prawda w badaniu przeprowadzonym wśród userów mPay wyszło, że 35% z nich już inwestuje, 75% jest skłonna inwestować z poziomu aplikacji (ale 45% tylko przez aplikację godną zaufania), zaś 68% zgłasza jedynie potrzebę większej wiedzy – mimo wszystko obawiam się, że jeśli to nie będzie perfekcyjne od strony ergonomii i wyglądu, to może być trudno o duże aktywa.
Choć z drugiej strony… aplikacja fintechowa to wymarzone miejsce do systematycznego oszczędzania niewielkich kwot. Ludzie mogą w ten sposób inwestować np. po 200-500 zł miesięcznie. Prosto, za pomocą kilku kliknięć, bez konieczności wychodzenia z aplikacji mPay (tak to ma w przyszłości wyglądać).
mPay jak Revolut? Albo będzie globalny sukces, albo…
Jeśli mPay wykona bez fakapów i na wysokim poziomie ergonomii oraz niezawodności choćby 70% tego, co planuje, to będzie miał sukces o charakterze globalnym. Połączenie codziennych płatności za zakupy, przekazów peer-to-peer (czyli natychmiastowych przelewów wewnętrznych pomiędzy użytkownikami), agregacji rachunków bankowych, agregacji comiesięcznych rachunków za usługi dla domu, systematycznego inwestowania w ETF-y oraz platformy z własnymi tokenami lojalnościowymi – to byłby miażdżący miks.
Pytanie tylko, czy starczy pieniędzy, czy pomysł nie wyprzedza swojego czasu (czy interfejsy zadziałają) oraz czy ludzie są gotowi do „odbierania” tak zaawansowanych usług fintechowych (przypominam, że nawet Revolut jeszcze nie jest w stanie wykorzystać całego swojego potencjału). Ale – niezależnie od wyniku – zapowiada się ciekawy projekt.
————————–
„SUBIEKTYWNIE O FINANSACH” POLECA SUPERAPLIKACJE
>>> Kupuj waluty z aplikacją CINKCIARZ.PL i korzystaj z portfela walutowego oraz kart walutowych. Waluty obce warto kupować w pewnym miejscu i po dobrych kursach. „Subiektywnie o Finansach” poleca fintech Cinkciarz.pl, oferujący m.in. usługę portfela walutowego. Na Cinkciarz.pl kupisz dolary i euro – i kilkadziesiąt innych walut – po bardzo dobrych kursach, w ofercie są też karty walutowe. Dostępna jest fizyczna karta (15 zł za wydanie, bez opłat za obsługę) lub wirtualna karta (za darmo, służy do płatności w internecie oraz zbliżeniowych płatności telefonem czy zegarkiem). W obu wariantach kartą można płacić w złotych i 160 innych walutach – bez wysokich spreadów prowizji i ukrytych opłat. Zapraszam do wypróbowania karty. Konto na Cinkciarz.pl oraz wielowalutową kartę można zamówić pod tym linkiem. Do wzięcia jest od 5000 zł do 24 000 zł w specjalnym konkursie. Szczegóły są pod tym linkiem. A pod tym linkiem więcej o możliwościach, jakie oferuje Cinkciarz.pl tym wszystkim, którzy pewniej się czują, gdy mają pod ręką trochę „twardej waluty”
>>> Chcesz obronić się przed inflacją? Jednym z największych w Polsce programów lojalnościowych jest PAYBACK. Z jego pomocą możesz otrzymywać punkty – i wymieniać je na nagrody – w 1500 stacjonarnych punktach sprzedaży popularnych sieci handlowych i 250 sklepach online obejmujących większość Twojego domowego budżetu. PAYBACK organizuje wydarzenia takie jak PAYBACK Week czy Turbo Środa. Ponadto w każdy poniedziałek na uczestników programu czekają specjalne kupony pozwalające jeszcze szybciej powiększyć liczbę posiadanych punktów. Jeśli jeszcze nie jesteś w programie PAYBACK – zarejestruj się tutaj. PAYBACK – dzięki temu, że obejmuje mnóstwo sieci handlowych i punktów sprzedaży – pozwala oszczędzać pieniądze szybciej. A w czasach wysokiej inflacji każde oszczędzone 5 zł ma znaczenie.
————————–
zdjęcie tytułowe: Unsplash/mPay