Smażoną rybę w tym roku dotknął wzrost ceny surowca i kosztów pracy. Ale frytki podrożały znacznie bardziej, niż można byłoby to uzasadnić inflacją. A na ile uzasadnione wzrostami kosztów są ceny hamburgerów, pizzy, gofrów czy lodów? Porównałem dane z kilku lat, żeby to sprawdzić
Mam wrażenie, że w tym roku jakby mniej pisze się w mediach i w serwisach społecznościowych o tzw. paragonach grozy w miejscowościach turystycznych. Być może wynika to z tego, że właściwie każdy rachunek: ze sklepu spożywczego, ze stacji benzynowej czy od dostawcy prądu można obecnie nazwać paragonem grozy.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
W ubiegłym roku paragony grozy hulały po internecie do tego stopnia, że aż interweniował burmistrz Mielna, który zainicjował akcję „Odkłamujemy Bałtyk”. Celem akcji była walka z nieprawdziwymi informacjami na temat nadmorskich cen. Krążyły nawet teorie spiskowe, według których za straszeniem Polaków wysokimi cenami w nadmorskich kurortach stali ludzie żyjący z turystyki w innych częściach Polski.
Postanowiłem więc sprawdzić, kto ma rację: burmistrz Mielna czy media epatujące paragonami grozy? Pojechałem do Dębek. Fakt, tanio nie było, ale to normalne, że w turystycznych kurortach tak będzie. Jednak w porównaniu z 2020 r. ceny poszły w górę nie więcej niż o 5-10%. Trzeba też pamiętać, że u progu ubiegłorocznych wakacji inflacja wynosiła już 4-5% w skali roku, a więc „turystyczna drożyzna” miała uzasadnienie w „ogólnej inflacji”. Miałem więc podstawy, by poprzeć akcję „Odkłamujemy Bałtyk”.
Sprawdzam ceny w Dębkach i Kołobrzegu
A jak jest z cenami w sezonie 2022? Czytelnicy, którzy śledzą moje teksty, zapewne już wiedzą, że moją ulubioną nadmorską miejscowością są wspomniane Dębki. Staram się tam wpadać każdego roku. Niestety, w tym roku nie było mi to dane. Nie mogłem więc porównać obecnych cen z cenami ubiegłorocznymi z tego samego miejsca.
Mojej żonie udało się natomiast wyrwać na kilka dni do Kołobrzegu, z którego przywiozła zdjęcia cen z tamtejszych knajp, fast-foodów i restauracji. Dysponuję też cenami z Kołobrzegu z 2020 r., które wówczas zebrała pucka redakcja „Naszego Miasta”. Ponadto z moich obserwacji wynika, że ceny w nadmorskich miejscowościach nie różnią się znacząco. Nie jest tak, że np. w Dębkach za gofra musimy zapłacić 5 zł, a np. w Mielnie dwa razy więcej.
Zebrane informacje o cenach z tego roku i poprzednich lat przynajmniej pozwalają pokazać skalę podwyżek, bo że w tym roku jest drożej, raczej nikt nie ma wątpliwości. Choć są pewne cenowe zaskoczenia, o których opowiem za chwilę.
Przeczytaj też: Przed nami kolejny gigantyczny wzrost cen żywności. Co trzeba zrobić, żeby jedzenie było tańsze? Uzbroić rolnika w te ultrawydajne narzędzia
W tym roku paragony grozy naprawdę straszą
Zacznę od chyba najpopularniejszego zestawu obiadowego, z którego wielu turystów przebywających nad morzem nie jest w stanie zrezygnować. Mam na myśli smażoną rybę, frytki i surówkę. W ubiegłym roku (ale też w 2020 r.) za 100 gr smażonego fileta z dorsza trzeba było zapłacić ok. 9,5 zł. W tym roku ceny w Kołobrzegu skoczyły do 13-15 zł, a więc jest drożej o blisko 50%! Inna sprawa, że cena „surowca”, czyli ryby, też zanotowała w tym czasie zbliżony wzrost cen w hurcie.
Frytki i surówka? Rok temu nadmorskie knajpki za jedno i drugie liczyły sobie ok. 7 zł. W tym roku zestaw surówek jest droższy o złotówkę (wzrost o 14%), ale ceny frytek wystrzeliły w kosmos. Trzeba za nie zapłacić nawet 12-15 zł, co oznacza, że ich cena wzrosła o ponad 90%. I tutaj już trudno znaleźć logiczne uzasadnienie aż tak wielkiego wzrostu cen.
W ubiegłym roku negatywnie zaskoczyła mnie cena piwa, którego nad morzem, a zwłaszcza w upalne dni, też trudno sobie odmówić. Nie znalazłem ceny niższej niż 9 zł za 0,5l (piwo z kija). W tym roku w Kołobrzegu półlitrowy kufel kosztuje już 10-11 zł, a więc zdrożał średnio o 17%.
Przyjrzyjmy się innym popularnym daniom typu fast-food. W ubiegłym roku najprostsza pizza margherita (32 cm średnicy) kosztowała 21-24 zł, w tym roku już 24-29 zł (wzrost cen średnio o 18%). Zszokowały mnie ceny hamburgerów, za które rok temu liczono sobie ok. 9 zł., a w tym roku średnio aż 17 zł. Hot-dog w zeszłym sezonie kosztował 7-9 zł, a obecnie średnio 11 zł. Mocno zdrożał też kebab podawany na talerzu. Rok temu trzeba było zapłacić 25-29 zł, a w tym już nawet 36 zł.
Nie ma dwóch zdań, że cenami hamburgerów, hot-dogów i zapiekanek w tym roku nad Bałtykiem odbywa się regularne „golenie frajerów”. O ile wzrost cen ryby smażonej, piwa czy pizzy można uzasadnić wzrostem kosztów, to w przypadku klasycznego fast foodu widać, że właścicielom barów puściły hamulce. W lepszej sytuacji są np. fani słodkości. Ceny gofrów czy lodów poszły w górę „tylko” o kilkanaście procent.
Menu | Kołobrzeg 2020 | Dębki 2021 | Kołobrzeg 2022 |
---|---|---|---|
Filet z dorsza (100 g) | 9,50 zł | 9,50 zł | 13-15 zł |
Surówka | 6-7 zł | 7 zł | 8 zł |
Frytki | 6-7 zł | 7 zł | 12-15 zł |
Piwo z kija (0,5 l) | 7-8 zł | 9 zł | 10-11 zł |
Dorsz wędzony (1 kg) | 45-60 zł | 59 zł | 39 zł |
Pizza Margherita (32 cm) | 20 zł | 21-24 zł | 24-29 zł |
Hamburger | 8 zł | 9 zł | 17 zł |
Hot-dog | 5-7 zł | 7-9 zł | 11 zł |
Zapiekanka XXL | 10 zł | 7-18 zł | 17-20 zł |
Kebab na talerzu | 26 zł | 25-29 zł | 36 zł |
Kebab w bułce | 19 zł | 18-28 zł | 25 zł |
Lody włoskie | 5 zł | 6-7 zł | 6-8,5 zł |
Gofr suchy | 5-6 zł | 6 zł | 6-8 zł |
A cenowe zaskoczenie? Jak już wspomniałem, ceny smażonych ryb (a konkretnie dorsza) są w tym roku o blisko 50% wyższe niż rok i dwa lata temu. Dlatego zdziwiłem się cenami ryb wędzonych. W 2020 r. w Kołobrzegu za kilogram wędzonego dorsza liczono sobie od 45 do 60 zł. W 2021 r. w Dębkach kosztował 59 zł. W tym roku w Kołobrzegu kilogram tej ryby można mieć nawet za 39 zł, co oznacza spadek ceny o ok. 30%.
Ubiegłoroczne paragony grozy znad morza to pikuś. W tym roku restauratorzy i właściciele barów twierdzą, że mają uzasadnienie – rosną nie tylko ceny produktów spożywczych, ale również ceny energii (prąd, gaz), które właściciel knajpki musi wliczyć w cenę. A również i podatki (rząd dociska przedsiębiorców) oraz koszty pracy.
Czy jednak taka skala wzrostu cen nie jest przesadna? W zeszłym roku sprawdzaliśmy, ile powinna wynosić „uczciwa” cena ryby w smażalni. W tym roku jeszcze nie, ale już gołym okiem widać, że w niektórych miejscach właściciele knajp „zaokrąglają w górę”. Może też przygotowują się do chudych lat i jeszcze ten ostatni raz starają się wycisnąć z dobrego sezonu letniego jak najwięcej.
Źródło zdjęć: Ula Szczepankowska-Bednarek