Miliardy dolarów wyrzucone w błoto i 16 zmarnowanych lat badań? Miliony ludzi, których dotknęła choroba Alzheimera, straciły nadzieje na lekarstwo? Skutki wykrytego oszustwa w przełomowym – jak się wydawało – badaniu są przerażające. Cztery wnioski, które należy z tego wyciągnąć dla siebie
W 2006 r. francuski neurobiolog z University of Minnesota Sylvain Lesné opublikował wyniki badania, które szybko stało się główną teorią, na której oparto poszukiwania lekarstwa na chorobę Alzheimera. Lesné dowodził, że za tę straszliwą dolegliwość odpowiada stężenie w mózgu substancji nazywanej Aβ*56.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Artykuł na ten temat ukazał się w prestiżowym czasopiśmie „Nature” i jest obecnie piątym najczęściej cytowanym raportem, którego tematem jest choroba Alzheimera. Jego publikacja otworzyła kufer z dotacjami. Amerykański Narodowy Instytut Zdrowia (NIH), który zajmuje się finansowaniem badań medycznych, w samym 2021 r. przyznał prawie 300 mln dolarów na poszukiwania w tym kierunku.
Jak lekarze zbili fortunę, wykrywając oszustwo naukowe i… giełdowe
Na laurach nie spoczywały także firmy biotechnologiczne i farmaceutyczne, które zaczęły własnymi środkami (no i pozyskanymi od inwestorów) opłacać badania nad lekiem celującym w Aβ*56. Jednak przez kilkanaście lat nikomu nie udało się osiągnąć przekonujących klinicznie rezultatów.
I jedną z takich notowanych na Nasdaq spółek – Cassava Sciences – wzięli na warsztat dwaj short sellerzy, czyli inwestorzy, którzy obstawiają spadki. Podejrzewali, że teoria, która leżała u podstaw testowanego przez firmę leku, może być dziurawa. A gdyby tak się rzeczywiście okazało, to akcje tej spółki z pewnością by zanurkowały. Okazało się, że mieli rację.
Po kilku miesiącach dochodzenia udało się wykryć poważne dowody manipulacji w artykule z 2006 r., a także wielu kolejnych, które Sylvain Lesné publikował przez lata. Sprawa jest świeża, więc nie do końca jeszcze wiadomo, jak się zachowa świat nauki i sektor farmaceutyczny. Wiadomo jednak, że cień wątpliwości, jaki rzucono na tę teorię, pewnie sprawi, że nikt nie będzie chciał w nią inwestować.
Wygląda jednak na to, że zarzuty stawiane Lesnému są poważne. I okazuje się, że nie wzięły się znikąd. O wątpliwościach na temat jego wyników w środowisku mówiono od lat – jednak nawet w świecie nauki, który powinien opierać się przede wszystkim na dowodach, o zakwestionowanie autorytetu jest bardzo ciężko.
Spółka Cassava Sciences, która inwestowała w teorię, spektakularnie zbankrutowała, jeszcze rok temu była notowana na Nasdaq po 135 dolarów za akcję (jej kurs wzrósł z 7 dolarów za akcję właśnie z powodu nadziei, że uda się opatentować przełomowy lek). Dziś spółka jest notowana już tylko po 15-20 dolarów. Nie generuje żadnych zysków.
„Zarzuty o niewłaściwe prowadzenie badań są fałszywe” – zarzeka się Remi Barbier, prezes i dyrektor generalny firmy. „Żadna agencja rządowa nie poinformowała nas, że znalazła dowody potwierdzające niewłaściwe prowadzenie badań lub jakiekolwiek inne wykroczenia (…). Spekulanci „shortujący” akcje spółki, którzy przeprowadzają bezprecedensowy atak na Cassava Sciences, podobno zarobili ponad 100 mln dolarów”.
Ale Departament Sprawiedliwości USA prowadzi dochodzenie w sprawie podejrzeń, że firma biotechnologiczna manipulowała wynikami badań nad eksperymentalnym lekiem. Cassava już w zeszłym roku znalazła się pod lupą amerykańskiej Komisji Papierów Wartościowych i Giełd po tym, jak dwóch lekarzy zgłosiło zarzuty manipulacji danymi i wprowadzania w błąd w zakresie badań leku na chorobę Alzheimera.
Poprosili oni o o wstrzymanie badań klinicznych. I to właśnie ci lekarze: David Bredt (neurobiolog, wcześniej w Johnson & Johnson’s) oraz Geoffrey Pitt (kardiolog, dyrektor w nowojorskim instytucie Weill Cornell Medicine’s Cardiovascular Research Institute) jednocześnie „zagrali na spadek” spółki Cassava Sciences, prawdopodobnie zbijając na tym fortunę. Są wątpliwości, czy ich postępowanie nie było połączone z manipulacją rynkową, ale z drugiej strony – wygląda na to, że się nie mylili.
Całą historię przeczytacie w tym artykule. Polecam, bo to naprawdę kawał dobrej dziennikarskiej roboty.
Co z tego wynika? Cztery wnioski, które powinny przyjść na myśl
Po pierwsze – biotechnologia to inwestycyjnie bardzo ryzykowny sektor. Matthew Schrag, neurobiolog, który stoi za wykryciem fałszerstwa w badaniach Sylvaina Lesné, stwierdził: „można oszukać, żeby opublikować artykuł. Można oszukać, żeby zdobyć stopień naukowy. Ale nie można oszukać, żeby wyleczyć chorobę. Biologii to nie obchodzi”.
Uczciwie prowadzone badania nad nowymi lekami są bardzo kosztowne, długotrwałe i obarczone wielkim ryzykiem niepowodzenia. Jeden na sto projektów w fazie przedklinicznej, czyli zanim w ogóle substancja zostanie podana ludziom, kończy się sukcesem, czyli wprowadzeniem do sprzedaży.
Jeśli farmaceutyk przejdzie wszystkie testy bezpieczeństwa i dostanie w końcu zgody, żeby mogli zacząć go przyjmować ochotnicy – na tym etapie szansa powodzenia rośnie do około 10%. Ale takie testy trwają jeszcze potem kilka lat i kosztują setki milionów dolarów.
Jest więc wielka pokusa, żeby niektóre wyniki „podciągnąć”, żeby zadowolić inwestorów, którzy wyłożyli swoją kasę na sfinansowanie badania, oraz regulatora, który dopuszcza do dalszych testów. Ale po to są procedury, standardy i kontrola na każdym etapie, żeby uniknąć sytuacji, w której do pacjentów może trafić lek, który bardziej szkodzi, niż pomaga.
To jednak oznacza, że przy tak wysokim ryzyku oczekiwane stopy zwrotu są bardzo wysokie. Czy się realizują? Przez ostatnie 10 lat indeks Nasdaq Biotechnology wzrósł o 180%. To dużo czy mało? S&P 500 jest w tym samym czasie na plusie o…200%. Ale to akurat bardzo niefartowny moment do porównania, bo przez zdecydowaną większość tego okresu więcej można było zarobić na biotechnologicznym indeksie – o ile wytrzymywało się jego wysoką zmienność.
Po drugie – jeśli coś jest zbyt piękne, by było prawdziwe, to pewnie takie nie jest. Czy to w medycynie, czy w finansach – jeśli ktoś znajduje cudowną receptę na problem, z którym nikt nie dawał sobie rady do tej pory – zachowaj zdrowy sceptycyzm.
Rzadko kiedy skomplikowane zagadnienia gospodarcze (albo biologiczne) dają się wyjaśnić jedną przyczyną. Publicystycznie jest bardzo wygodnie wskazać jeden powód wszelkich nieszczęść. Niskie inwestycje to wina wysokich podatków! Albo – niskie inwestycje to wina za niskich podatków! (Tak, słyszałem argumenty w obie strony). Źródłem inflacji jest rozdawnictwo rządu! Albo – źródłem inflacji jest polityka Putina! Nierówności w Polsce wynikają z chciwości korporacji! Albo – nierówności w Polsce wynikają z socjalu i lenistwa!
Podobnie w kwestiach zdrowotnych. Czy każdy, kto pali papierosy, będzie miał raka płuc? Nie. Czy każdy, kto ma raka płuc, palił papierosy? Też nie. To że tytoń drastycznie zwiększa ryzyko zachorowania, nie oznacza, że każdy palacz zachoruje – ani też, że kto unika papierosów, może być spokojny. Przyczyn jest wiele, jedne ważą mocniej na prawdopodobieństwie zachorowania, inne mniej. Ale prawie nigdy nie ma relacji jeden do jednego.
Dlatego jeśli ktoś twierdzi, że znalazł niezwodny sposób na pokonanie inflacji albo gwarantowany zysk, albo spółkę, która na 100% jest niedowartościowana i zaraz odpali – trzeba do tych tez zachować odpowiedni dystans. Nie ma gwarantowanego zysku (nawet przy obligacjach skarbowych czy lokatach – zawsze jest ryzyko bankructwa państwa czy banku, nawet jeśli minimalne), nie ma pewnych zakładów.
Po trzecie – procedury ratują życie. Nie chodź na skróty. Można narzekać na nadmierne regulacje. Na przerost biurokracji, która hamuje kreatywność i innowacyjność. A jednak, gdy procedury zawiodą, gdy ktoś nie dopilnuje swoich obowiązków, to zaczyna się szukanie winnych.
Gdyby recenzent „Nature” przyjrzał się lepiej zdjęciom zamieszczonym przez Sylvaina Lesnégo, może zauważyłby to, co po 16 latach nagle wielu badaczy określiło jako ewidentną manipulację przy użyciu Photoshopa. Bo dopóki ktoś nie krzyknie, że król jest nagi, wszyscy inni widzą jego piękne szaty. Może choroba Alzheimera byłaby bliżej wyleczenia, gdyby felerny artykuł nie skierował badań na manowce?
Są rzeczywiście przestrzenie życia społecznego i gospodarczego, w których regulacje wydają się wątpliwe. Niektórzy zastanawiają się, po co jeszcze korporacje taksówkarskie, skoro można się po mieście poruszać przy pomocy map Google? Dlaczego udzielanie porad prawnych wymaga złożenia kilkuletniego hołdu feudalnego patronowi w czasie aplikacji? Albo dlaczego muszę prosić urzędnika o zgodę na wycięcie na własnej działce drzewa, które sam posadziłem?
Ale pewnie są też dziedziny, gdzie silny nadzór jest niezbędny, bo bez niego może dojść do katastrofy. Kontrola stanu technicznego samolotów. Ryzyko i adekwatność kapitałowa banków. Kompetencje polityków decydujących o prawie w 38 milionowym kraju… a nie, przepraszam, tutaj żadnych wymogów nie ma. Ale są za to w medycynie i farmacji. I nie bez powodu.
Po czwarte – eksperci się mylą. Ale nieeksperci mylą się jeszcze częściej. Afera z badaniami dotyczącymi Alzheimera może sprawić, że część osób zwątpi w proces naukowy. A jednak dla mnie jest to dowód, że takie jawne oszustwa są rzadkim wyjątkiem. Owszem, długo zajęło w tym przypadku wykrycie fałszerstwa, ale jednak się to udało. I w obliczu faktów świat naukowy pewnie zmieni swoje podejście i zacznie szukać innych teorii.
Ekspertom warto ufać też w innych dziedzinach. Lubimy sami się leczyć, bo wiemy lepiej od lekarza, jakie pigułki brać. Instalację elektryczną kładziemy w domu ze „szwagrem”, bo elektryk z uprawnieniami za dużo sobie liczy. W końcu na giełdzie też dobieramy spółki sami, bo przecież większość funduszy i tak w długim terminie przegrywa z rynkiem.
Owszem, czasami lekarz źle zdiagnozuje, czasami elektryk odwali fuszerkę, a czasami zarządzający postawi na spółkę, która zbankrutuje. Ale skąd przeświadczenie, że nam, którzy nie zajmujemy się tymi sprawami na co dzień, uda się uniknąć tych błędów?
Przeczytaj też: Jak żyć, gdy bycie odpowiedzialnym jest nieopłacalne, a nieracjonalność jest… racjonalna? Siedem grzechów, które psują finanse osobiste w Polsce
Źródło zdjęcia: PublicDomainPictures/Pixabay