Coraz modniejsze jest finansowanie społecznościowe, czyli zaciąganie pożyczek, lokowanie pieniędzy i inwestowanie w spółki bez pośrednictwa banków i innych firm finansowych. Wszystko to dzięki platformom technologicznym, które łączą ze sobą ludzi, którzy mają pieniądze, z tymi, którzy ich potrzebują. Czy to samo można zrobić z zaspokajaniem potrzeb też ważnych (jeśli nie ważniejszych), czyli żywnościowych? W niektórych krajach szybko rozwija się crowdfarming. Skraca łańcuchy dostaw, ogranicza udział pośredników i może być sposobem na ograniczenie inflacji cen żywności
Najnowsze badania NIK przeprowadzone w Polsce wykazują, że rocznie marnowanych jest w naszym kraju niemal 5 mln ton żywności. W większości nie są za to odpowiedzialne sieci handlowe i gastronomia, lecz gospodarstwa domowe, które generują 60% wyrzucanego jedzenia. ONZ-owska agenda FAO podaje, że na świecie marnowana jest jedna trzecia już wyprodukowanej i zdatnej do spożycia żywności. To 1 mld 300 mln ton, która nadaje się do spożycia.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Prócz oczywistych powodów – etycznych i ekologicznych – dla których powinniśmy dążyć do minimalizacji tego problemu, ważne są też pieniądze, które są marnowane z tą żywnością. Żywność jest coraz droższa, więc powinniśmy bardziej skupić się na kontrolowaniu i planowaniu zakupów, żeby mniej żywności zarówno kupować, jak i później wyrzucać.
Problemem jest również nierozróżnianie dwóch terminów, jakie pojawiają się na etykietach: „najlepiej spożyć przed” a „należy spożyć do”. Pierwszy z nich oznacza jedynie termin gwarantowanej przez producenta jakości żywności, drugi oznacza datę jej przydatność do spożycia. Warto zapamiętać różnicę, bo może się to skończyć wyrzuceniem żywności, która jest jeszcze „jadalna”.
Za wysokie ceny żywności odpowiadają pośrednicy? To ich wyeliminujmy!
Rolnicy podkreślają, że wysokie ceny żywności w sklepach to nie tylko wina rosnących kosztów produkcji (koszt energii, nawozów, paliwa, pracy ludzi przy zbiorach), ale i pośredników oraz sieci handlowych, które żyłują marże i wymuszają produkcję żywności o coraz gorszej jakości (żeby cena zakupu w hurcie była jak najniższa). Tylko jak uniezależnić się od pośredników, hurtowników i handlowców? Na wsi jest łatwiej, bo mieszkańcy mogą kupować od siebie nawzajem to, co produkują w swoich gospodarstwach. Ale mieszczuch nie ma takich możliwości.
Na pomoc przychodzi idea crowdfarmingu, która łączy rolników bezpośrednio z konsumentami. Na specjalnych platformach internetowych można „zaadoptować” rośliny lub zakupić pudełka ze świeżo zebranymi produktami bezpośrednio od rolnika. Konsumenci uzyskują więc dostęp do wysokiej jakości organicznych produktów oraz budują relację bezpośrednio z producentem.
Najbardziej znana platforma tego typu została założona w 2017 r. w Hiszpanii. Oferuje cztery usługi dla rolników: specjalną platformę do sprzedaży produktów, narzędzia do ogarniania logistyki i transportu paczek, obsługę klienta oraz narzędzia reklamowych, aby mogli się zaprezentować ze swoimi produktami.
Co dzieje się, gdy kupujesz żywność prosto od producenta? Prócz tego, że wzmacniasz jego pozycję rynkową i umożliwiasz lepsze warunki pracy, to otrzymujesz jasną odpowiedź na pytania o jakość produktów. Platforma zapewnia, że produkty oferowane przed rolników będą świeże i wolne od pestycydów (o innych kryteriach możesz zadecydować sam w trakcie filtrowania wyników), ale niekoniecznie będą ładne – no ale to akurat powinno liczyć się najmniej, choć marketingowcy sklepów twierdzą inaczej.
Choć za najwyższy odsetek marnowania żywności odpowiadają przeciętni obywatele, to aż 15,5% stanowi produkcja rolnicza. Są to produkty wyprodukowane, które nie zostają nawet zebrane. I właśnie dlatego idea crowdfarmingu jest taka uniwersalna – ma równocześnie wspomagać minimalizację wyrzucania żywności w naszych domach, ale również ograniczać marnowanie plonów. Po prostu rolnik zasieje albo posadzi tylko tyle, na ile ma zamówienia.
Crowdfarming: jak to wygląda w praktyce?
Platforma Crowdfarming.com jest bazowo w języku hiszpańskim i angielskim, bo to przedsięwzięcie globalne. Są na nim obecni nawet rolnicy z Polski (choć niewielu). Nie udało mi się ustalić, jak duża część konsumentów korzystających z tej platformy (a jest ich łącznie 350 000) to Polacy.
Zdecydowałam się na przejrzenie ofert „adopcji” drzewek. Zaciekawiła mnie oferta z Hiszpanii, skąd mogłabym otrzymać owoce mango – w dość dużej ilości. Rolnik deklaruje, że otrzymałabym dwa pudełka o średniej wadze 5 kg. W zależności od terminu dostawy byłaby to inna odmiana.
Za kilogram mango z dostawą do Polski płaciłabym 4,6 euro (ok. 22 zł). Cena jest wysoka – zwłaszcza, że teraz mango w polskich sklepach kosztuje 7–8 zł za kilogram. Podkreślam słowo „zwykłe”, ponieważ owoce z etykietą bio są kilkukrotnie droższe.
Wysyłane owoce muszą jeszcze dojrzeć – zazwyczaj ten proces trwa od 3 do 20 dni. Datę dostarczenia również otrzymuję od razu, ponieważ strona udostępnia harmonogram. Czyli mam sporo czasu na zaplanowanie, jak zużyć owoc – zjeść od razu, czy, jak podpowiada rolnik, zrobić z niego dżem lub zamrozić do wykorzystania w smoothie.
Zaciekawiły mnie również kwoty, które trafiłyby bezpośrednio do kieszeni rolnika. Platforma deklaruje, że nie narzuca cen, a są one ustalane przez farmerów, a do nich dodawany jest podatek VAT i koszty usługi. Finalnie, bez opodatkowania, zysk kształtuje się następująco:
- 50% dla rolnika za uprawę i zbiór produktów,
- 25% dla przewoźnika za transport zamówienia pod adres domowy,
- 22% dla platformy crowdfarmingowej za usługi serwisowe (uśredniona wartość),
- 3% prowizji za procesowanie płatności kartą.
Poprzez pominięcie w łańcuchu dostaw elementu sprzedaży przez sklep spożywczy więcej zysku jest dla rolnika. Dodatkowo wiemy, co jemy. Minusem w tym konkretnym przypadku jest wysoki koszt transportu, ale przecież nie trzeba zamawiać żywności u rolników w Hiszpanii, możemy to zrobić u polskiego rolnika z pobliskiej wsi.
Crowdfarming: czy może być hitem w Polsce?
Polska jest jednym z największych w Europie producentów żywności. A nasi rolnicy od zawsze narzekają na to, że produkowane przez nich warzywa, owoce czy mięso są sprzedawane po kosmicznych cenach w porównaniu z tymi, które oni otrzymują w skupie. Ale mimo tego wszystkiego w Polsce o idei crowdfarmingu dopiero się przebąkuje.
W mojej opinii rolnicy powinni zaciekawić się taką formą sprzedaży, choć już zapewne teraz korzystają z możliwości sprzedaży bezpośredniej. Prócz oczywistej oszczędności mogłoby mieć to walor hobbystyczny i edukacyjny – żywność pozyskiwana jest w sposób świadomy, bezpośredni. Szerzy się u nas w końcu świadomość, że jesteś tym, co jesz. Wiesz kto, jak i gdzie produkuje Twoją żywność, a ponadto możesz zrobić sobie wycieczkę, by go odwiedzić.
Dodatkowo kupowanie bez pośredników pozwala producentowi uzyskać lepsze ceny. Pomaga to generować lepsze miejsca pracy i podwyższać standardy społeczne na obszarach wiejskich. A za uzyskane zarobki producenci mogą starać się o przyjazne dla środowiska opakowania i praktyki upraw – w końcu byłyby jeszcze większą kartą przetargową, niż są obecnie.
Z tych źródeł korzystałam:
- https://gdempresa.gesdocument.com/stories/queremos-revolucionar-el-suministro-de-alimentos-ecologicos
- https://witrynawiejska.org.pl/2022/01/10/nik-o-przeciwdzialaniu-marnowaniu-zywnosci/
- crowdfarming.com
- nik.gov.pl/aktualnosci/przepisy-do-poprawki-wciaz-za-duzo-zywnosci-trafia-do-smieci.html
- triodos-im.com/articles/2022/investment-tftef—crowdfarming
Zdjęcie główne: Autor Brienne Hong na portalu Unsplash