Nasz czytelnik już kilka miesięcy temu przewidział podwyżki stóp procentowych i chciał przejść na oprocentowanie stałe. Ta zmiana miała oznaczać wyższą ratę zaledwie o 240 zł. Niestety, bank stwierdził, że klient nie ma zdolności na płacenie co miesiąc takiej kwoty… Po czym wraz z rosnącym WIBOR-em podniósł mu ratę o ponad 900 zł! Czy oferta kredytu o stałym oprocentowaniu to fikcja?
Oprocentowanie stałe kredytów to dość nowe rozwiązanie w naszym kraju. Obowiązek oferowania klientom możliwości zamrożenia oprocentowania na minimum 5 lat wymusił na bankach KNF w ubiegłym roku, choć niektóre banki już wcześniej miały takie rozwiązanie w swojej ofercie. Przez długi czas tego rodzaju oferty banków nie cieszyły się znaczącym zainteresowaniem, bo kredyt oparty o stałą stopę jest w momencie podpisywania umowy droższy od tego opartego o WIBOR.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
W dobie prawie zerowych stóp procentowych kredytobiorcy cieszyli się niskimi ratami i nie widzieli powodu do tego, żeby przestawiać się dobrowolnie na wyższe raty. To jednak zaczęło się zmieniać, gdy stopy procentowe zaczęły rosnąć, a wraz z nimi comiesięczne odsetki kredytu. Oprocentowaniem stałym zaczęli interesować się nowi kredytobiorcy, jak również ci, którzy już kredyt mieli od jakiegoś czasu.
Niestety niektóre banki niechętnie podchodziły do zmiany sposobu naliczania odsetek. Nasz czytelnik spotkał się właśnie z taką niechęcią. Pan Piotr już pod koniec ubiegłego roku czuł, że „coś się święci” i rozpoczęty właśnie cykl podwyżek stóp procentowych nie skończy się szybko, dlatego po dwóch pierwszych podwyżkach złożył wniosek o zmianę oprocentowania zmiennego na stałe. I zderzył się ze ścianą.
Oferta kredytu o stałym oprocentowaniu: niby jest, ale nie dla każdego
Oferta kredytu o stałym oprocentowaniu w przypadku pana Piotra miała oznaczać wzrost oprocentowania o 1,5 punktu procentowego, co przekładałoby się na wzrost raty o niecałe 240 zł. Kwota ta była dla naszego czytelnika do udźwignięcia, bo w ostatnim czasie jego dochody znacząco wzrosły.
Niestety bank miał zupełnie inne zdanie i stwierdził, że – pomimo wyższych dochodów klienta – dodatkowe 240 zł zbyt mocno obciąży budżet naszego czytelnika i nie ma on wystarczającej zdolności kredytowej na pokrycie wyższej raty. Sytuacja ta miała miejsce w listopadzie 2021 r., a więc przed wojną. Wtedy na rynku było jeszcze trochę spokojniej niż dziś.
Niedługo po odrzuceniu wniosku naszego czytelnika sytuacja na świecie diametralnie się zmieniła, a wraz z nią zmieniły się przewidywania dotyczące stóp procentowych. Gdy WIBOR wzrósł do ponad 5%, pan Piotr postanowił złożyć reklamację do swojego odrzuconego wniosku z listopada. Bank kilka miesięcy wcześniej stwierdził, że nie stać go na ratę o 240 zł wyższą, a za chwilę czytelnik miał już w harmonogramie spłat wpisaną podwyżkę raty o kilkakrotność tej kwoty.
Niestety reklamacja wniosku o stałe oprocentowanie, zgodnie z którym oprocentowanie miałoby na 5 lat zatrzymać się na poziomie 5,68%, została odrzucona z uzasadnieniem: „Powodem odrzucenia jest brak zdolności do obsłużenia nowej miesięcznej raty”. Nie byłoby to może aż tak bulwersujące, gdyby nie fakt, iż odrzucenie reklamacji przez bank miało miejsce mniej więcej w tym samym czasie, gdy nastąpiła aktualizacja wskaźnika WIBOR 6M. Sprawiła ona, że rata kredytu klienta stała się o ponad 900 zł wyższa niż w momencie składania wniosku o stałe oprocentowanie.
A więc bank w oficjalnym piśmie ponownie stwierdził, ze klient nie ma zdolności na ratę wyższą o 240 zł, by po kilku dniach podnieść ją o czterokrotność tej kwoty. Może nawet bank się nie spodziewał, że będzie musiał aż tak podwyższyć klientowi ratę? Analitycy ING na oficjalnym profilu na Twitterze w listopadzie pisali, że przewidują wzrost stóp procentowych NBP do 3%. Natomiast w maju, gdy nasz czytelnik składał reklamację, zaktualizowane prognozy wynosiły już 8,5%.
O komentarz do sprawy poprosiłam ING. Oprócz opisu całej sprawy poprosiłam również o doprecyzowanie, czy w takich sytuacjach uwzględniane jest ryzyko wzrostu stóp procentowych. Czy nawet w sytuacji, jeśli z algorytmu scoringowego klientowi nie wychodzi zdolność kredytowa, to analitycy biorą pod uwagę fakt, że za chwilę wyższy WIBOR obciąży klientów dużo bardziej.
„Jednym z podstawowych obowiązków banków wynikających z przepisów prawa jest konieczność zbadania zdolności kredytowej. Regulacje nadzorcy wskazują m.in. na wymogi ostrożnościowe w zakresie tzw. buforów na zmianę stopy procentowej. Bank kalkulując zdolność kredytową (niezależnie od procesu w którym to następuje – nowa sprzedaż, aneks), działa w zgodzie z przepisami prawa oraz obowiązującymi regulacjami nadzorcy (w tym rekomendacja S). Bank uwzględnia prawdopodobieństwo podwyżek stóp procentowych w badaniu zdolności i decyzjach kredytowych”.
Tak odpisał mi bank, zapewniając, że ryzyko stóp procentowych jest uwzględniane przy badaniu zdolności kredytowej. Brzmi to na pierwszy rzut oka mętnie, ale czytając między wierszami, można jednak coś wywnioskować.
Czy banki musiały odsyłać klientów z kwitkiem?
Zgodnie z rekomendacją S banki – przy wyliczaniu zdolności kredytowej – powinny brać pod uwagę zmianę poziomu stopy procentowej. Od kwietnia tego roku scenariusz zmiany ma zakładać wzrost WIBOR o 5 pkt procentowych, zaś przed nowymi zapisami było to 2,5 pkt procentowych. Oznacza to, że gdy nasz czytelnik brał kredyt przy WIBOR 6M równym 0,5%, bank założył, że klienta będzie stać na ratę z WIBOR 3%.
Oferta kredytu o stałym oprocentowaniu w dniu złożenia wniosku przez naszego czytelnika miała oprocentowanie, które przekraczało ten pułap o 0,25 pkt procentowego (choć jednocześnie znacząco wzrosło jego wynagrodzenie, nie wiemy, czy bank to uwzględnił, bo zwykle bankowcy biorą średnią dochodów klientów z dłuższego okresu). Dodatkowo oferta kredytu o stałym oprocentowaniu zakładała brak obowiązkowego ubezpieczenia klienta na życie, co mogło wpłynąć na obniżenie zdolności kredytowej klienta przy tej samej kwocie kredytu.
W danym momencie klient mógł więc – zgodnie z zasadami stosowanymi przez bank (i narzuconymi przez nadzór) – nie mieć w oczach banku zdolności do spłaty wyższej raty, która wynikała z oferty kredytu o stałym oprocentowaniu. Co nie zmienia faktu, że teraz ten sam klient spłaca bez opóźnień ratę o 650 zł wyższą od tego, której rzekomo nie byłby w stanie obsługiwać jesienią zeszłego roku.
Sprawa jest tym bardziej absurdalna, że o tym, iż stopy procentowe w końcu ruszą do góry, mówiła większość analityków i nie zmylił ich nawet prezes Glapiński zapewniający, że do końca jego kadencji podwyżek nie będzie. ING przed wybuchem wojny prognozowała wzrost stopy referencyjnej do 2,5%. W kwietniu analitycy banku zakładali przedział 7-10%, zaś w maju doprecyzowali swoje przewidywania i postawili na 8,5%.
Czy algorytm do wyliczania zdolności kredytowej uwzględniał te prognozy? Zakładam, że nie, bo gdyby uwzględniał, to nie tylko nasz czytelnik powinien był bez problemu otrzymać możliwość konwersji na stałe oprocentowanie, ale i wszyscy klienci powinni dostać ostrzeżenie: „zapraszamy do przejścia na stałe oprocentowanie, bo raty kredytów o zmiennym pójdą w górą tak bardzo, że wielu z Was straci zdolność kredytową”.
To mogłoby wielu klientów uchronić przed wyższymi ratami. Nie ma tu wyłącznie winy banku. Przypominam, że wymóg dotyczący badania zdolności kredytowej, który spowodował, że klient „poległ”, został na bankach wymuszony przez KNF, którego celem jest ochrona stabilności banków.
Oferta kredytu o stałym oprocentowaniu… zbyt niebezpieczna?
Nie sugeruję, że banki powinny – w obawie przed podwyżkami stóp – obowiązkowo zmieniać klientom oprocentowanie zmienne na stałe. Ale skoro klient sam chce w niepewnych czasach dokonać bezpiecznego wyboru, to potencjalne ryzyko wyższych rat przy niedokonaniu tej zmiany powinno zostać uwzględnione. A nie jest. Oto dwa kolejne listy od czytelników w tej sprawie. Najpierw pan Marcin:
„W listopadzie 2021 r. wziąłem kredyt hipoteczny na sumę 425 000 zł plus 66 000 zł na remont, miałem 20% wkładu własnego. Analizowałem kredyt o stałej stopie, ale w banku mnie zapewniali, że raczej WIBOR nie urośnie, po co przepłacać. Kredyt został podpisany i rozbity na cztery transze, bo mieszkanie jeszcze w budowie. W momencie wybuchu wojny poszedłem do banku z prośbą o możliwość zmiany kredytu na stałą stopę. Bank mi odpowiedział, że dopóki wszystkie transze nie są wypłacone i nie jest ustanowiona hipoteka, bank nie przewiduje opcji zmiany umowy”
– pisze pan Marcin. Rzeczywiście, nic nie dałoby się zrobić? Nawet aneksem? W tym przypadku akurat nie chodzi o ING, ale to w sumie bez znaczenia. Albo w banku chcieli zarobić więcej, albo chcieli, żeby było wygodniej dla nich. A to, że klient za to teraz płaci kilkaset złotych co miesiąc, mało ich obchodzi.
„Bank związał mi ręce i uniemożliwił jakiekolwiek działanie. Dodatkowo mam dorzucony do marży 1%, dopóki bank nie będzie wpisany do hipoteki, a sądy działają wolno. Moja zdolność kredytowa była liczona dla WIBOR większej o 2,5 pkt proc. od ówczesnego poziomu, czyli nawet nie dla 4%. Obecnie WIBOR to już ponad 7%. Czy nie jest to działanie na szkodę klienta?”
– pyta czytelnik, nie bez racji. Mamy też e-mail od klienta Santander Banku, pana Tomasza, który w celu zmiany sposobu naliczenia oprocentowania musiał się ukorzyć przed bankiem. Osobiście. Co gorsza, nawet to nie pomogło.
„Santander Bank odmawia mi możliwości przejścia na oprocentowanie stałe. Mam tam kredyt inwestycyjny (firmowy) i tego oto się właśnie dowiedziałem. Co ciekawe, w przypadku kredytów hipotecznych prywatnych taka możliwość jest i wniosek składa się przez telefon, a ofertę otrzymuje nawet elektronicznie, w ramach portalu bankowego po zalogowaniu. W przypadku jednak kredytu firmowego – po złożeniu zapytania online – odpowiedź jest taka: proszę skierować się do oddziału i tam uzyskać informacje. W oddziale natomiast „tylko na gębę” dowiedzieć się można, że bank takiej opcji klientowi nie zaproponuje. Tym samym trzymając klienta w pułapce i działając w pewnym sensie na jego szkodę. Banki trzymać będą w pułapce przedsiębiorców. Przypadek? nie sądzę…”
Główny bohater niniejszego tekstu, pan Piotr, ofertę stałego oprocentowania nazywa fikcyjną i słusznie zauważa, że w takiej sytuacji banki zawsze mogą się zasłaniać brakiem zdolności kredytowej klienta przy próbie przejścia na oprocentowanie stałe. Przecież raty kredytu o stałym oprocentowaniu przeważnie są wyższe od tych, które klient płaci w ramach kredytu o zmiennym oprocentowaniu.
W swojej opinii pan Piotr nie pozostaje odosobniony, bo okazuje się, że klientów, którzy zostali potraktowani przez bank podobnie jak on, może być więcej. Bardzo podobna historia została opisana na portalu wykop.pl, jej autor również jest klientem ING. Dokładny opis możecie przeczytać tu.
W skrócie było tak: klient złożył wniosek o oprocentowanie stałe na poziomie 6,6%, ale został on odrzucony z uwagi na brak zdolności kredytowej. Na tę decyzję miała wpływ prowadzona przez klienta działalność gospodarcza, która w czasie pandemii generowała stratę (do obliczenia zdolności kredytowej wzięto pod uwagę tylko lata 2020 i 2021).
Oburzony klient po kilku miesiącach wrócił do banku i pokazał dane dotyczące wyników swojej działalności gospodarczej za kilka miesięcy 2022 r., które potwierdzają, że ma już zysk. Pracownik banku stwierdził, że faktycznie mogliby uwzględnić najnowsze dane do obliczenia nowej zdolności kredytowej dla kredytu o stałej stopie, ale… to już będzie się wiązać z nowym wnioskiem na nowych zasadach – zaproponowano mu oprocentowanie stałe w wysokości 8,5%.
Trochę wygląda na to, jakby bank celowo opóźniał możliwość przejścia na oprocentowanie stałe, by móc zaproponować wyższy procent. Choć może jest to opinia krzywdząca, bo w banku pracują analitycy, a nie jasnowidzowie i nie mogli przewidzieć, że „deficytowy” klient w niedalekiej przyszłości zacznie przynosić dochody i stać go na droższy (początkowo) kredyt o stałym oprocentowaniu.
Czy pan Piotr z naszą pomocą zdoła cofnąć czas?
Wróćmy jednak do pana Piotra. Po mojej interwencji w ING i kolejnej reklamacji czytelnik dostał od banku propozycję. ING zgodził się raz jeszcze rozpatrzyć wniosek o zmianę kredytu na stałoprocentowy. We wniosku zostanie uwzględnione oprocentowanie 5,68%, czyli poziom z listopada 2021 r. Nowy wniosek oznacza jednak ponowne badanie zdolności kredytowej.
Jest więc szansa na szczęśliwy finał historii? Nasz czytelnik przez całe to zamieszanie stracił zaufanie do banku i obawia się, że bank w swoich wewnętrznych procedurach i tak stwierdzi, że klient nie ma zdolności kredytowej.
Jeśli czarna wizja Pana Piotra się spełni, to sytuacja będzie jeszcze bardziej absurdalna. Kredyt jest obecnie oprocentowany na poziomie 8,89%. Jeśli bank odrzuci wniosek, podając brak zdolności kredytowej, to przekaz będzie co najmniej nielogiczny: „nie stać cię na kredyt z oprocentowaniem 5,68%, ale spokojnie możesz dalej płacić raty o kilkaset złotych wyższe (z perspektywą kolejnych wzrostów)”.
Mam jednak nadzieję, że banki nauczą się kalkulować bardziej logicznie ryzyko kredytowe zarówno klientów, jak i swoje. I że nadzór też nie będzie w tym przeszkadzał. Jeśli stopy procentowe mają pójść w górę, to kredyt o stałym oprocentowaniu – nawet jeśli w danym momencie droższy – mimo wszystko powinien być traktowany jako ten w przyszłości tańszy.
O dalszym rozwoju sprawy będziemy informować. Jeśli ktoś z Was spotkał się z podobną sytuacją, to dajcie znać w komentarzach.
Kilka miesięcy walki zakończone sukcesem!
Niecałe dwa miesiące po opublikowaniu naszego tekstu, Pan Piotr wrócił do nas z bardzo pozytywną wiadomością. Bank na nowo przeanalizował wniosek i…uznał reklamację, a oprocentowanie spadło do poziomu wnioskowanego w listopadzie 2021, a więc 5,68%. Walka nie była łatwa. Od pierwszego wniosku minęło 10 miesięcy, a w tym czasie do banku trafiło kilka pism od nas i od Pana Piotra. Wspólnymi siłami udało nam się nakłonić bank do ponownego przeanalizowania tej absurdalnej sytuacji. I na szczęście w końcu ktoś dostrzegł jak bardzo niedorzeczne jest wmawianie klientowi, że nie ma zdolności na niższą ratę.
To kolejny przykład na to, że warto walczyć o swoje nawet z tymi większymi i silniejszymi od nas.
źródło: Blickpixel/Pixabay