Inwestowanie zawsze wiąże się z kosztami. Albo płacimy własnym czasem, który poświęcamy na zbudowanie i zarządzanie własnym portfelem oszczędności, albo ponosimy koszty prowizji dla pośrednika, który ten portfel pomaga nam zbudować. Warto zwrócić uwagę komu, za co i ile płacimy, bo ma to ogromne znaczenie dla przyszłych zysków. A możliwości korzystania z pośredników w inwestowaniu pieniędzy jest coraz więcej. Co zrobić, żeby oszczędzanie było tanie?
Kto inwestuje samodzielnie, doskonale wie, ile czasu trzeba poświęcić, żeby robić to dobrze. Ja przez dobrych kilka lat byłem aktywnym inwestorem giełdowym, ale odkąd zacząłem pracę dziennikarza, nie byłem już w stanie zajmować się swoimi pieniędzmi tak starannie jak wcześniej. Dlatego – z bólem serca, bo lubię samodzielne inwestowanie – oddałem dużą część moich pieniędzy pośrednikom.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Było mało i drogo, jest dużo i… różnie
Jeszcze dobrych kilka lat temu było prosto i drogo. Miałem do wyboru przede wszystkim inwestowanie poprzez biuro maklerskie (samodzielne kupowanie akcji i obligacji, głównie na polskim rynku, bo dostęp do zagranicznych był potwornie drogi) albo fundusze inwestycyjne, które pobierały 4–5% opłaty za każdy zakup, a potem drugie tyle rocznej opłaty za zarządzanie. Można było jeszcze inwestować poprzez polisy inwestycyjne – wtedy dochodziła jeszcze opłata likwidacyjna w przypadku wycofania się z inwestycji przed terminem.
Dziś jest z jednej strony lepiej – do wyboru mamy mnóstwo możliwości inwestowania – a z drugiej trzeba uważniej patrzeć na opłaty dla pośredników. Obok tradycyjnych biur maklerskich pojawiły się te fintechowe (typu eToro, XTB, Interactive Brokers), zaś obok tradycyjnych funduszy inwestycyjnych pojawiły się ETF-y oraz pośrednicy, którzy oferują możliwość inwestowania w nie. Odmianą tych pośredników są robodoradcy, czyli usługi automatycznie „składające” z ETF-ów portfele inwestycyjne dla klientów.
Inwestując w ETF-y, ponosimy koszty prowizji ich zakupu na giełdzie (polskiej lub zagranicznej, opłaty mogą się różnić) plus ewentualnie koszty prowizji dla pośrednika w przypadku usługi np. robodoradztwa. Z kolei inwestując w fundusz inwestycyjny, coraz częściej jesteśmy zwolnieni z opłaty dystrybucyjnej (jeśli kupujemy samoobsługowo, przez internet), a opłata za zarządzanie jest uzależniona od typu funduszu (akcyjne bywają obłożone wyższymi opłatami niż obligacyjne).
W przypadku funduszy inwestycyjnych istnieje regulacja Ministerstwa Finansów, która nakłada od początku 2022 r. ograniczenie maksymalnej opłaty za zarządzanie do 2% w skali roku (to kolejna obniżka, w poprzednich latach limit też obowiązywał, ale był wyższy).
Niezależnie więc, czy inwestujemy za pośrednictwem ETF-u, czy też za pośrednictwem funduszu inwestycyjnego, musimy uważać na to, komu i za co płacimy. Na świecie tańszą formą inwestowania z reguły są ETF-y (to „automatyczne” fundusze, które odzwierciedlają całe indeksy giełdowe, nie zatrudniają więc analityków, bo nie dokonują selekcji w inwestowaniu). Ale w Polsce różnie bywa.
Widziałem już usługi robodoradców, które kosztowały 1,5–2% w skali roku (czasem przy mniejszych kwotach robodoradztwo ETF-owe potrafi kosztować jeszcze więcej). A są na polskim rynku towarzystwa funduszy inwestycyjnych, które pobierają tylko 0,5% opłaty za zarządzanie niektórymi funduszami.
————————
ZAPROSZENIE
Jeśli chcesz ulokować oszczędności na rynku kapitałowym, a nie czujesz się na siłach, żeby robić to samodzielnie – załóż przez internet konto „Tanie oszczędzanie” w TFI UNIQA. To fundusze inwestycyjne, które kupujemy w 100% zdalnie, z poziomu fotela, nie płacąc za to żadnej opłaty manipulacyjnej, z ultraniskimi opłatami za zarządzanie (część funduszy pobiera tylko 0,5% w skali roku za zarządzanie, czyli cztery razy mniej niż najdroższe fundusze w Polsce). Konto „Tanie oszczędzanie” daje pełną elastyczność, nie ma obowiązku „mrożenia” pieniędzy aż do emerytury. Szczegóły i możliwość założenia konta „Tanie oszczędzanie” – pod tym linkiem.
————————
Potęga procentu składanego. Dlaczego warto walczyć o każdy ułamek procenta
O tym, ile pieniędzy uda nam się zgromadzić przez lata, oszczędzając pieniądze i lokując je tak, by przynajmniej zachowywały realną wartość, decydują trzy parametry.
Po pierwsze: systematyczność. Naszym sprzymierzeńcem w oszczędzaniu jest czas. Jeśli oszczędzamy systematycznie i osiągamy przy tym zysk, to będziemy korzystali z naturalnego „wspomagacza”, jakim jest procent składany. A więc mechanizm naliczania odsetek od już osiągniętych zysków. Jeśli mam 1000 zł i ulokuję go z oprocentowaniem 10% (dla uproszczenia, nie przywiązujcie się do tej liczby), to dostanę z powrotem 1100 zł. A jeśli w następnym okresie ulokuję te 1100 zł i znów dostanę 10% odsetek, to one wyniosą 110 zł, a nie 100 zł jak w pierwszym okresie.
Jeśli przez 20–30 lat dopłacam nowe pieniądze, one zarabiają i procent jest naliczany od coraz większej „bazy”, to wartość zgromadzonych oszczędności rośnie w tempie wykładniczym. Czyli – pisząc po ludzku – coraz szybciej.
Przykładowo: jeśli miesięcznie odkładam 200 zł i mam z tego 5% w skali roku, to po 20 latach dostanę (pomijam w kalkulacji podatek Belki) – 82 500 zł. Suma moich wpłat wyniosła tylko 48 000 zł. Jakim cudem dostanę z powrotem prawie dwa razy tyle, ile wpłaciłem, choć przecież oprocentowanie wynosi tylko 5%? Odpowiedź jest prosta: procent składany, czyli odsetki od odsetek.
Dlatego właśnie zgromadzenie bardzo wysokich kwot poprzez długoterminowe, systematyczne oszczędzanie jest możliwe, o ile damy gromadzonym pieniądzom czas na rośnięcie. Im więcej czasu, tym szybciej pieniądze będą rosły, mimo że nie zmienia się ani oprocentowanie, ani wysokość systematycznych wpłat.
Po drugie: oczywiście stopa zwrotu. W długim terminie każdy procencik dodatkowego zysku oznacza kilkanaście, kilkadziesiąt tysięcy dodatkowego kapitału do wypłaty. Dlatego właśnie wytrawni inwestorzy wybierają wahliwe inwestycje na rynkach kapitałowych niż spokojne oszczędzanie w banku. W perspektywie 20–30 lat bycie udziałowcem największych światowych koncernów daje 7–8% zysku. Inwestowanie w obligacje – średnio 3–4%. W banku – średnio 2–3%. Tak przynajmniej było w ostatnich ponad 100 latach.
Załóżmy, że przez 20 lat lokuję po 200 zł miesięcznie na 5%. Na koniec będę miał – jako się rzekło – 82 500 zł. A jeśli to nie będzie 5% rocznie, lecz 6%? Moja kwota do zainkasowania urośnie do niemal 93 000 zł. A więc jeden procencik zwiększa kwotę „do odbioru” o 10 000 zł (piechotą nie chodzi, prawda?), czyli o ponad 10%!
Właśnie dlatego od wielu lat namawiam Was do lokowania części oszczędności poza bankiem. Nie dlatego, żebym chciał narażać Wasze ciężko zapracowane oszczędności na ryzyko. Rynek kapitałowy to po prostu miejsce, w którym pieniądze długoterminowo rosną szybciej niż w banku. Pieniądze są tam lokowane np. w akcje, czyli „kawałki” dużych firm, które się rozwijają, zatrudniają ludzi, zarabiają pieniądze.
Wartość tych „cegiełek” powinna w długim okresie rosnąć, a poza tym firmy wypłacają dywidendy, czyli oddają udziałowcom część zarobionych pieniędzy (te dywidendy nierzadko są kilka razy wyższe niż odsetki od depozytów).
Na zdrowy rozum lokowanie pieniędzy w przyszłościowe firmy powinno przynosić wyższy dochód niż lokowanie tych samych pieniędzy w bankach, które te pieniądze potem pożyczają firmom. Bank to pośrednik – oddaje w formie odsetek tylko niewielką część z tego, co zarobi na naszych pieniądzach. Ma tylko jedną zaletę – te odsetki są gwarantowane.
Po trzecie: opłaty za zarządzanie pieniędzmi. Są dwa rodzaje opłat – jednorazowa, którą płacimy przy zakupie danego rozwiązania (funduszu lub ETF-a, czy np. akcji) oraz te, które płacimy przez cały czas za zarządzanie pieniędzmi.
Obie opłaty łącznie mogą w dużym stopniu wpłynąć na zyskowność naszej inwestycji – zwłaszcza w połączeniu z niezbyt wysoką jakością zarządzania oraz niskim potencjałem samego rynku, w który lokujemy oszczędności. Najgorsze, co nas może czekać, to inwestycja na rynku, z którego nie da się „wycisnąć” więcej niż 2–3% zysku, kiepsko zarządzana (czyli dająca długoterminowo mniej niż 2%, a nie więcej niż 3%) oraz droga w opłatach i prowizjach.
Gdy oszczędzanie nie jest tanie. Ile zysku zabierze 1% dodatkowej opłaty?
Im niższe są „możliwości zysku” oferowane przez dany rynek, tym ważniejsze jest, żeby inwestycja nie była „droga w utrzymaniu” (można to porównać do mieszkania z niskim czynszem w dobrej dzielnicy lub do mieszkania z wysokim czynszem w kiepskiej – wiadomo, że pierwsza opcja jest korzystniejsza).
Jeśli mam dwa fundusze, które inwestują moje pieniądze na tym samym rynku, na którym oczekiwana roczna stopa zysku wynosi np. 3% i jeden z tych funduszy pobiera 0,5% opłaty za zarządzanie rocznie, a drugi np. 1%, to w perspektywie wielu lat inwestowania oznacza to ogromną różnicę w osiągniętym wyniku.
Jak dużą? Jeśli miesięcznie wpłacałbym do takiego funduszu 500 zł (systematyczne wpłaty do funduszy są najlepszym sposobem lokowania w nich pieniędzy, bo pozwalają wyeliminować ryzyko wejścia na rynek w złym momencie), to przy stopie zwrotu netto – czyli już po potrąceniu opłat – w wysokości 2,5% (czyli dla funduszu, który „wykręca” średnio 3% i ma opłatę za zarządzanie w granicach 0,5%) po 20 latach dostanę do ręki mniej więcej 156 000 zł. Z tego 120 000 zł to będzie kwota wpłacona przeze mnie, zaś 36 000 zł to czysty zysk.
W przypadku identycznego funduszu, identycznej kwoty wpłaty miesięcznej i takiego samego czasu oszczędzania, ale gdy opłata za zarządzanie wynosi 1%, uzbierana kwota spada do 147 500 zł (czysty zysk wynosi więc tylko 27 500 zł). Mamy więc sytuację, w której wyłącznie z tytułu minimalnie (o ledwie 0,5%) niższej opłaty za zarządzanie pieniędzmi może nam „wyparować” jedna czwarta osiąganego zysku. Jedna czwarta!
A przecież mówimy o wynagrodzeniu za tę samą pracę i za taki sam wynik. To tak, jakbym pracował razem z kolegą i robilibyśmy dokładnie to samo, a on dostałby o jedną czwartą wyższą pensję. Kiepska wizja, prawda? Powyższe wyliczenie dotyczy jednej z najmniejszych różnic w opłacie za zarządzanie funduszami, na jakie możecie się natknąć. Bywają i większe. I wtedy trzeba oddać znacznie większą część osiągniętego zarobku. Podobne wyliczenie przedstawia portal Investopedia.com.
„Mówiąc najprościej, wszystko jest względne. Załóżmy, że masz konto inwestycyjne o wartości 80 000 dolarów. Trzymasz inwestycję przez 25 lat, zarabiając 7% rocznie i płacąc 0,5% rocznych opłat. Pod koniec 25-letniego okresu zarobisz około 380 000 dolarów. Rozważmy teraz ten sam scenariusz, ale z jedną różnicą; nie zwracasz uwagi na koszty i przekazujesz 2% rocznie firmie zarządzającej. Po 25 latach zostajesz z kwotą ok. 260 000 dolarów. To „maleńkie” 2% kosztowało 120 000 dolarów w utraconych zyskach”.
Żeby oszczędzanie było tanie. Czy dobremu funduszowi warto płacić?
Oczywiście, o opłatach – zarówno tych dystrybucyjnych, jak i za zarządzanie – nie można mówić w oderwaniu od wyników, które w zamian osiągają poszczególne fundusze. Jeśli miałbym trzymać pieniądze w funduszu, który wykręca systematycznie o 1% wyższy zysk niż wszystkie inne i pobiera za to o 0,5% wyższą roczną opłatę za zarządzanie, to byłbym gotów ją płacić.
Kłopot w tym, że takie cuda rzadko się zdarzają, zwłaszcza na rynku obligacji, gdzie pole do radykalnego zwiększenia dochodu z oprocentowania przeważnie wiąże się z wyższym ryzykiem niewypłacalności emitentów obligacji. Fundusze, które inwestują w bardziej ryzykowne obligacje, mogą przez rok czy dwa być gwiazdami sezonu, ale rzadko kiedy są w stanie utrzymać wyższą zyskowność przez 20 lat bez przerwy.
Zarządzający porządnymi funduszami starają się nie przesadzać z ryzykiem, żeby nie nadwerężyć zaufania ludzi, którzy powierzyli im pieniądze, stąd różnice między wynikami ich pracy przeważnie nie są duże. A wtedy o tym, czy inwestor w ciągu 20 lat będzie miał o tę jedną czwartą wyższy czy niższy zysk, decydują właśnie opłaty za zarządzanie.
Ale … pewna (i to dość ciekawa) korelacja między poziomem opłat za zarządzanie a wynikami chyba występuje. Istnieją bowiem dwa problemy z wysokimi opłatami za zarządzanie. Po pierwsze większa część pieniędzy klienta trafia do zespołu zarządzającego zamiast do tegoż klienta. Po drugie im więcej pieniędzy pobiera zespół zarządzający, tym trudniej jest funduszowi osiągnąć dobry wynik. Im więcej pieniędzy zarządzanie pobiera w formie opłat, tym lepiej fundusz musi działać, aby odzyskać to, co zostało odliczone.
Badania Morningstar – renomowanej „agencji” oceniającej fundusze – wykazały, że w amerykańskich funduszach akcji najtańsza grupa 20% funduszy osiągnęła przeciętne stopy zwrotu rzędu 62% w skali 10 lat. Z kolei dla najdroższego kwintyla funduszy ów zysk wyniósł tylko 20%. Fundusze zrównoważone oraz fundusze obligacji też pokazały podobną zależność – niskie koszty wiążą się z lepszymi wynikami. Warto wyciągnąć z tego wnioski. I dokładnie sprawdzać, ile kosztuje fundusz (albo ETF-owy robodoradca), któremu powierzamy pieniądze. Żeby oszczędzanie było tanie.
——————————
ZAPROSZENIE:
Oszczędzaj na przyszłość albo na emeryturę. Załóż przez internet konto „Tanie oszczędzanie”, konto IKE albo konto IKZE i ulokuj pieniądze w jednym z tanich funduszy UNIQA. To TFI pobiera jedne z najniższych w Polsce opłat za zarządzanie funduszami inwestycyjnymi (dla części funduszy 0,5%). Nie ma też żadnych opłat przy zakupie (a kupujesz, nie ruszając się z fotela). Koniecznie wpisz kod promocyjny: msamcik2022. Za zainwestowanie w IKE lub IKZE co najmniej 2000 zł, dostaniesz w prezencie 200 zł na koncie IKE i 200 zł na koncie IKZE.
Pieniądze wypłacone są w jednostkach uczestnictwa w ramach programu „Tanie oszczędzanie”. Można więc otworzyć IKZE lub IKE, otrzymać premię i przy okazji wypróbować – dzięki tym pieniądzom – program „Tanie oszczędzanie”.
Tutaj możesz założyć przez internet konto IKZE, wpłacić na nie pierwsze pieniądze i zagwarantować sobie ulgę podatkową (odpis 17% lub 32% wpłaconej kwoty od podatku PIT za 2022 r.). Zwróć uwagę na roczne limity wpłat na konto IKZE: 7106,40 zł (w przypadku osób samozatrudnionych limit jest wyższy i wynosi aż 9466,20 zł).
Tutaj możesz założyć przez internet konto IKE i – jeśli utrzymasz pieniądze do wieku emerytalnego – nie zapłacisz podatku Belki od osiągniętych w tym czasie zysków.
Jeśli nie chcesz blokować oszczędności aż do emerytury – załóż przez internet konto „Tanie oszczędzanie” w TFI UNIQA. To te same fundusze z niskimi opłatami, ale bez obowiązku „mrożenia” pieniędzy aż do emerytury. Maciek Samcik, Ojciec Dyrektor bloga „Subiektywnie o Finansach”, trzyma tam kawałek swoich prywatnych oszczędności.
Zerknij też: Na stronie akcji edukacyjnej „Wyciskanie emerytury” znajdziesz ważne wieści dla Twojej przyszłości finansowej. Jak zbudować bezpieczeństwo finansowe? Czy można być rentierem jeszcze przed emeryturą? Jak lokować oszczędności?
Czytaj też: Jak wybrać fundusz inwestycyjny, który nie okaże się wielką pomyłką? Tak to robi sam Samcik
———————
Cykl edukacyjny „Wyciskanie emerytury”, którego częścią jest niniejsza publikacja, od trzech lat wspierała AXA TFI, pośrednik w inwestowaniu pieniędzy na spełnianie marzeń i na emeryturę, oferujący m.in. bardzo tanie fundusze inwestycyjne w ramach programu „Tanie Oszczędzanie”. U progu wiosny 2021 r. AXA w Polsce połączyła się z austriacką firmą ubezpieczeniową UNIQA i przyjęła jej nazwę. Dlatego to właśnie TFI UNIQA jest teraz patronem akcji „Wyciskanie emerytury”
zdjęcie tytułowe: Araicon/Pixabay