Rząd zmienił system wspierania fotowoltaiki na nieco mniej korzystny (albo po prostu inny, bo wszystko zależy od tego, jak „wymyślimy” naszą elektrownię), ale przybywa ofert, które mają ukoić ból konsumenta wynikający z nieprzewidywalnych cen energii. Jedna z firm oferuje taki pakiet: fotowoltaika plus gwarancja stałej ceny zakupu prądu przez 8 lat. To pułapka czy dobra oferta?
Prąd drożeje na potęgę. Ceny na Towarowej Giełdzie Energii są blisko historycznych rekordów. Węgiel kamienny, z którego produkujemy 50% prądu w kraju, jest prawie czterokrotnie droższy niż przed rokiem. Gaz – niemal siedmiokrotnie. Konsumenci są jednak chronieni specjalnymi taryfami i płacą o 30% mniej za kilowatogodzinę niż wynosi giełdowa cena prądu.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Unia Europejska chce chronić konsumentów przed drożejącą energią, ale żadnych konkretów nie ma. A w każdym razie nic ponad to, co już znamy, czyli system taryf urzędowych i dodatkowo dopłaty dla najuboższych gospodarstw domowych.
Najlepszą tarczą, przynajmniej dla tych osób, które mają kawałek własnego dachu, jest fotowoltaika, czyli minielektrownia słoneczna. Od kwietnia zmienił się system jej wspierania – dzięki dotacji „Mój Prąd 4.0” warta 25 000-30 000 zł inwestycja zwróci się w ok. 8-10 lat. Ale to tylko szacunki. Być może zbyt optymistyczne? Dlatego firmy instalujące fotowoltaikę kuszą nowymi ofertami, które mają zwiększyć rentowność instalacji z punktu widzenia klienta-konsumenta.
Gwarancja cen prądu na 8 lat. Czy warto podpisać cyrograf?
Nową ofertę zaprezentowała firma Polenergia Fotowoltaika kontrolowana przez Polenergię (firmę należącą do Dominiki Kulczyk). Oferta to efekt połączenia sił dawnej spółki Edison Energia (która montuje fotowoltaikę) i Polenergii (która sprzedaje i produkuje prąd z dużych instalacji, np. z farm wiatrowych).
Oferta to combo usługi sprzedaży i montażu instalacji PV, kupna i sprzedaży prądu oraz oczywiście zmiany sprzedawcy prądu. Kiedyś opisywaliśmy oferty sprzedaży prądu z gwarancją na 2 lata, bywały takie z gwarancją na 4 lata (ale wtedy cena była „odświeżana” o notowania giełdowe). A tutaj mamy ofertę, w której wiemy, ile zapłacimy za prąd w 2028 r.! Gdzie jest haczyk? I czy ta obietnica jest w ogóle realna?
To taki cross-selling. Klient kupuje instalację fotowoltaiczną i jednocześnie podpisuje umowę, na podstawie której Polenergia będzie mu sprzedawała prąd (wtedy, gdy fotowoltaika nie da rady). Skąd gwarancja ceny? Otóż prąd będzie pochodził z własnych źródeł Polenergii, czyli z farm fotowoltaicznych i wiatrowych, w tym z farm na morzu. Polenergia zainteresowała się budową farm na Bałtyku długo przed tym, gdy okazję tę dostrzegł Orlen czy PGE.
Czyli podpisujemy umowę na dostawy „prądu z przyszłości”, którego cena wytworzenia jest możliwa do przewidzenia przez sprzedawcę. Ale uwaga – gwarancja cen prądu obowiązuje tylko przy rocznym zużyciu do 5000 kWh. To nieco więcej niż zużywa typowy dom, ale nie jest to duża wartość, więc analizę oferty trzeba zacząć od obejrzenia swoich obecnych faktur za prąd i oszacowania rocznego zużycia (pamiętając, że będzie pomniejszone o prąd płynący z instalacji fotowoltaicznej). Jakie są te gwarantowane ceny?
Jak interpretować te stawki? Czy cena prądu jest atrakcyjna? W tym roku Polenergia chce nam sprzedawać prąd w cenie 41 gr netto. To tyle, ile w państwowych firmach w taryfach regulowanych przez Urząd Regulacji Energetyki.
W przyszłym roku gwarancji ceny nie ma – stawka cennikowa wzrośnie do 51 gr netto, co oznacza wzrost ceny aż o 24% (podaję stawki bez podatku, bo nie wiem, czy i w jakiej wysokości będzie VAT na energię elektryczną). W tym roku ceny prądu w taryfach urzędowych dla odbiorców indywidualnych wzrosły o 37%. Jakie podwyżki będą w przyszłorocznych taryfach URE – nie wiadomo. Ale podwyżkę o jedną czwartą w Polenergii można uznać za scenariusz umiarkowany.
Najciekawsze jednak jest to, co się zacznie dziać z ceną prądu z Polenergii od 2024 r. Wyniesie ona stałe 62 gr netto za kWh i nie zmieni się przez kolejnych 4-6 lat. Pod jakimi warunkami to może się opłacać? Płacić w 2028 r. za prąd tyle samo co w 2024 r. to kusząca propozycja, ale tylko przy założeniu, że ceny prądu dla konsumentów na całym rynku będą rosnąć w tempie co najmniej 10% rocznie.
Tak jak w przypadku innych ofert z gwarancją ceny, są dodatkowe opłaty. Przez pierwsze dwa lata 20,29 zł miesięcznie, potem 40,59 zł miesięcznie. Czyli o 480 zł więcej przez pierwsze dwa lata, a potem o 487 zł więcej, niż wynikałoby to z „gołego” zużycia kilowatów. To bardzo dużo. Za taką kwotę można dokupić 785 kWh energii, czyli jedną czwartą rocznego zużycia przeciętnego domu.
Gdybyśmy nie korzystali z oferty Polenergii, a cena prądu w taryfie URE wzrosłaby z 62 gr do 71 gr, zapłacilibyśmy roczny rachunek o ok. 270 zł większy. W Polenergii cenę prądu będziemy mieli taką samą, ale zapłacimy 487 zł za gwarancję tej niezmienności. To oznacza, że na całym rynku ceny prądu musiałyby rosnąć naprawdę szybko, żeby oferta Polenergii się opłaciła. To klasyczna pięta Achillesowa ofert z gwarancją – wyglądają dobrze na papierze, ale dopłata za gwarancję zwykle kanibalizuje oszczędności z tytułu stałej ceny prądu.
Pytani o to przedstawiciele Polenergii odpowiadają, że kalkulacje trzeba robić w perspektywie „życia” całej 6-8 letniej umowy. I pokazują wyliczenia, które przy pewnych założeniach (wysokie zużycie energii, 8-procentowe podwyżki cen prądu co roku) dowodzą, iż oferta może się opłacić.
Osiem lat to dużo. Dlatego, gdyby sytuacja rynkowa się zmieniła, klient raz na trzy lata może zmienić cennik w ramach oferty Polenergii. Czyli od firmy nie możemy bezkosztowo uciec, ale możemy zmienić ofertę. Sama Polenergia też zastrzega sobie prawo zmiany warunków, gdyby okazało się, że zagwarantowała zbyt niskie ceny względem rynkowych. Ale to skrajny scenariusz, np. gdyby inflacja w Polsce osiągnęła 30%. Jeśli firma wypowie umowę, klient nie płaci żadnych kar.
Net-billing 2.0 czy Polenergia wstawia liczby zamiast niewiadomych
Jak pamiętacie, ta oferta ma kilka elementów. Sprzedaż prądu do naszego domowego ogniska to tylko jeden z nich. W pakiecie jest też założenie przez Polenergię instalacji fotowoltaicznej (która pozwoli większość energii dla domu produkować „u siebie”). No i wreszcie Polenergia deklaruje, że ewentualne nadwyżki prądu, powstałe w naszej fotowoltaice w słoneczne dni, odkupi od nas po z góry znanej cenie. To ostatnie jest ważne, bo w ramach net-billingu, który obowiązuje od kwietnia, stawek nie znamy, co utrudnia obliczenie opłacalności instalacji na nowych zasadach.
Polenergia w pierwszym roku oferuje możliwość kupowania nadwyżek prądu wytworzonych przez instalację fotowoltaiczną klienta po 35 gr netto za kWh. W drugim roku jest to 46 gr za kWh, a w trzecim i kolejnych – 65 gr (do lipca 2024 r.). Dlaczego to taka ważna data? Wtedy mają się skończyć taryfy i mamy przejść na cenniki dynamiczne. Czy bogatsi o tę wiedzę możemy stwierdzić, że oferta przyspieszy okres zwrotu z inwestycji we własną fotowoltaikę od Polenergii?
Obecnie cena prądu na giełdzie wynosi 59 gr za kWh. Zakładając fotowoltaikę na nowych zasadach (net-billing) i nie korzystając z oferty Polenergii, prosumenci będą mogli sprzedawać prąd w cenie nieco niższej od tych 59 gr. (nie wiemy o ile niższych). Wiemy już za to, że Polenergia oferuje 35 gr za kWh
Czyli to znów rodzaj zakładu – jeśli w tym roku cena prądu na giełdzie spadnie poniżej 35 gr – wygrywa oferta Polenergii. Jeśli będzie się utrzymywać powyżej 40 gr – wtedy net-billing „wolnorynkowy” wygląda bardziej atrakcyjnie.
I taką samą symulację musimy przeprowadzić dla kolejnych lat. A więc oszacować, czy cena energii w przyszłym roku na giełdzie będzie większa czy mniejsza niż 46 gr za kWh, które oferuje Polenergia? Tyle wynosiła cena na TGE w sierpniu ubiegłego roku. Potem zaczął kiełkować kryzys energetyczny i ruszyły podwyżki cen. A co będzie od lipca 2024 r.? Potem zgodnie z ustawą OZE zaczynają obowiązywać ceny dynamiczne.
Gwarancja stałej ceny prądu jak bezpieczny port na czas sztormu?
Trzecim elementem pakietu jest oczywiście instalacja fotowoltaiki. Oczywiście ceny oferowane przez firmę mogą być nieco wyższe lub nieco niższe niż u konkurentów, ale biorąc pod uwagę cykl życia instalacji – ewentualna różnica w cenie rozkłada się na sporo lat (i w dodatku jest „spłaszczana” państwową dotacją do instalacji).
Mamy więc fotowoltaikę, gwarancję zakupu prądu „uzupełniającego” fotowoltaikę po znanej z góry cenie (trudno powiedzieć czy wysokiej, czy też niskiej) oraz możliwość odsprzedawania wytworzonych przez instalację nadwyżek również po znanej cenie (raczej niezbyt wysokiej, ale to też przyjdzie ocenić z czasem).
Rynek fotowoltaiki przechodzi z fazy młodzieńczego burzliwego zrywu w fazę pełnej dojrzałości. Skończył się okres szybkiego i łatwego wzrostu napędzany budową nowych instalacji. Odejście od systemu opustów, wzrost cen surowców, ale też większa świadomość klientów – którzy myślą nie tylko o „gołej” fotowoltaice, ale też o magazynie energii czy systemach smart home – sprawia, że firmy muszą się bardziej postarać, jeśli chcą złowić klienta. I coraz częściej będą oferować miks fotowoltaiki z ofertą sprzedaży prądu, tak aby relacja z klientem nie kończyła się na „przykręceniu” paneli PV do dachu.
W tej konkretnej ofercie pytanie brzmi, czy Polenergia, dzięki własnym wiatrakom, będzie w stanie zagwarantować nam prąd tańszy (z uwzględnieniem miesięcznych opłat abonamentowych) niż państwowe węglowe molochy i dzięki temu skrócić okres zwrotu z inwestycji. Szczególnie, gdy w 2024 r. skończy się taryfowanie cen prądu.
Nie sposób tego przewidzieć – nie wiadomo, w jakiej cenie ani na jakich warunkach będziemy kupować prąd za kilka lat. I tu jest przewaga Polenergii. Oferuje konkret i „bezpieczną” – choć prawdopodobnie nie najtańszą – przystań na czas dużych zmian w energetyce. Ta propozycja przypomina ubezpieczenie od wahliwości cen energii. Z jednej strony inwestujemy we własną instalację do produkcji prądu, a z drugiej – możemy z góry znać parametry potrzebne do oceny rentowności przedsięwzięcia. Ale to „ubezpieczenie” może być na tyle kosztowne, że uczyni zwrot z inwestycji tyleż przewidywalnym co dłuższym, niż gdybyśmy mieli instalację kupioną „na wolnym rynku”.
źródło zdjęcia: Unspalsh