W listopadzie – według wstępnych danych – inflacja sięgnęła 7,7%. Ale jest też inny wskaźnik inflacyjny – tzw. inflacja producencka, która w listopadzie zbliżyła się do 12%! O czym mówi nam ten wskaźnik? I czy na jego podstawie można „wywróżyć” początek spadku lub wzrostu cen w sklepach?
Uwagę większości z nas przykuwa wskaźnik cen towarów i usług konsumpcyjnych, czyli tzw. inflacja konsumencka. Zwłaszcza ostatnio, kiedy ceny w sklepach szaleją. W listopadzie (jeszcze według wstępnych danych) inflacja wyniosła 7,7%. To oczywiście średnia obliczana przez Główny Urząd Statystyczny na podstawie zmian cen koszyka blisko 1500 dóbr i usług konsumpcyjnych.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
GUS podaje średnią, ale też szczegółowe dane – np. takie, o ile zmieniały się ceny poszczególnych towarów i usług. Np. w październiku 2021 r. (w porównaniu z październikiem 2020 r.) paliwa do prywatnych środków transportu zdrożały średnio o niecałe 34%, w tym gaz LPG – rekordzista październikowej inflacji – aż o 53%.
Co nam mówi inflacja producencka?
GUS oblicza też inny wskaźnik inflacyjny, tzw. inflację producencką. W nomenklaturze GUS występuje ona jako wskaźnik cen produkcji sprzedanej w przemyśle. Za granicą jest to wskaźnik PPI (producer price index). Oblicza go np. Eurostat dla wszystkich krajów Unii Europejskiej. W Polsce badanie cen producentów jest węższe i ogranicza się do „mierzenia” cen w przemyśle górniczym i wydobywczym, w przetwórstwie przemysłowym, w wytwarzaniu i zaopatrywaniu w energię elektryczną, gaz, parę wodną i gorącą wodę oraz w dostawie wody, gospodarowaniu ściekami i odpadami.
W uproszczeniu inflacja producencka pokazuje, o ile wzrosły lub spadły ceny producentów. A wpływ na to ma szereg czynników, m.in. koszty energii, paliw, transportu, surowców do produkcji. Jeśli te rosną, prędzej czy później przełoży się to na wzrost cen towarów i usług w sklepach, a więc na inflację konsumencką.
Mamy prawo być zszokowani cenami w sklepach, które już – w porównaniu z ubiegłym rokiem – wzrosły średnio o prawie 8%. Ale jeszcze bardziej szokuje właśnie inflacja producencka. W październiku (to ostatnie dane) wyniosła 11,8%. Z kolei wskaźnik PPI, mierzący podobne zjawiska, a obliczany przez Eurostat (to taki unijny GUS) dla Unii Europejskiej, wyniósł w październiku aż 21,9%. Wzrost kosztów mocno odczuwają np. niemieckie fabryki. W październiku spadek zamówień wyniósł prawie 7%, choć jeszcze we wrześniu wzrosły o 1,8%.
Nie można przełożyć jeden do jednego wzrostu cen producentów na wzrost cen w sklepach. Na inflację konsumencką wpływ ma wiele innych czynników, np. polityka podatkowa i redystrybucyjna państwa, kurs złotego, od którego zależą ceny importowanych produktów, czy sposób zarządzania polityką pieniężną, a więc stopami procentowymi banku centralnego.
Inflacja w fabrykach = inflacja w sklepach
Ale czy jest zależność między inflacją producencką a konsumencką? Czy i po jakim czasie wzrost kosztów produkcji przekłada się na wyższe ceny w sklepach oraz czy na podstawie wskaźnika „producenckiego” można przewidzieć spadek inflacji konsumenckiej. Na poniższym wykresie nałożyłem wskaźniki inflacji producenckiej (niebieska linia) i konsumenckiej (pomarańczowa) od początku 2014 r. Wartość 100 to wartość wskaźnika w analogicznym miesiącu ubiegłego roku.
Już na pierwszy rzut oka widać, że te dwa wskaźniki są ze sobą powiązane. Prawie zawsze inflacja konsumencka reaguje z miesięcznym, dwumiesięcznym lub kwartalnym opóźnieniem na wzrost inflacji producenckiej, choć oczywiście w różnej skali podążają te wskaźniki. Wytłumaczenie wydaje się proste. Wyprodukowane towary muszą mieć czas, żeby trafić na sklepowe półki. Konsument odczuje drożyznę chwilę później.
Ewenementem jest okres od wybuchu pandemii, kiedy inflacja producencka mocno spadła, natomiast wzrosła konsumencka. Można to wyjaśnić np. spadkiem cen ropy naftowej na światowych rynkach i spadkiem kosztów produkcji. Natomiast na rynku konsumenckim zapanowała niepewność. Zapewne pamiętacie czyszczenie sklepowych półek „na zapas”, bo nie wiedzieliśmy wtedy, co nas czeka: jak groźny będzie koronawirus i jak uciążliwe mogą lockdowny. A gdy popyt rośnie, rosną i ceny. Zresztą nieraz przyłapaliśmy detalistów na podkręcaniu cen.
Ciekawie na wykresie wygląda też przełom 2020 i 2021 r. Inflacja producencka zaczęła powoli piąć się w górę od października 2020 r., a w styczniu 2021 r. dostała przyspieszenia i w każdym kolejnym miesiącu rosła mniej więcej o 1 pkt proc. Inflacja konsumencka zaczęła przyspieszać dopiero w marcu, a więc z kilkumiesięcznym opóźnieniem. Można było zatem spodziewać się, że skoro ceny producentów weszły w trend wzrostowy, to za chwilę drgnie inflacja konsumencka.
Czy na podstawie danych historycznych możemy coś powiedzieć o tym, kiedy inflacja konsumencka zacznie spadać? Można zaobserwować pewną prawidłowość – kiedy inflacja producencka zaczyna spadać, inflacja konsumencka potrzebuje czasu, by też wpaść w trend obniżek. W każdym razie warto śledzić nie tylko wskaźnik cen towarów i usług konsumpcyjnych, ale również inflację producencką. Spadek lub stabilizacja inflacji producenckiej może być zwiastunem niższych cen w sklepach.
Źródło zdjęcia: Pixabay