24 mld euro w bezzwrotnych dotacjach i 34 mld euro w tanich pożyczkach – taki strumień pieniędzy może wkrótce popłynąć do Polski w ramach dodatkowego – „awaryjnego” – funduszu tworzonego w ramach Unii Europejskiej. Te pieniądze – 750 mld euro w skali całej Unii – mają pomóc krajom członkowskim wykaraskać się z kryzysu wywołanego przez pandemię. Czy Polska wykorzysta wszystkie fundusze, czy Unia zaakceptuje sposób, w jaki Polska chce je wydać oraz czy będziemy spłacać długi za innych? O Europejski Fundusz Odbudowy przepytujemy europosła Janusza Lewandowskiego
Do tej pory niewiele pisaliśmy na „Subiektywnie o finansach” o Europejskim Funduszu Odbudowy. Stosunkowo niedużo bowiem wiemy o tym, jaki wpływ te pieniądze mogą wywrzeć na nasze portfele. Nasz Krajowy Plan Odbudowy – czyli „rozpiska” mówiąca o tym, jak planujemy wydać przysługującą nam część europejskiego funduszu – jest jeszcze niezatwierdzony przez Brukselę. A musi być, bo te pieniądze będą „znaczone”. Kraje członkowskie muszą wydać je m.in. na „zielone” i „cyfrowe” inwestycje. Część pieniędzy rozdzielana będzie centralnie, czyli przez rząd, część przez samorządy, a część trafi bezpośrednio do przedsiębiorców.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Europejski Fundusz Odbudowy to góra grosza. Dla Polski przewidziano w sumie 58 mld euro, z czego 24 mld euro w formie bezzwrotnych dotacji i 34 mld euro w długoterminowych pożyczkach. Na pokrycie wszystkiego Komisja Europejska wyemituje specjalne obligacje. Ale żebyśmy zobaczyli choćby eurocenta z tej puli, Polska i inne kraje członkowskie muszą mieć gotowe plany krajowe. W Polsce zatwierdzanie tego planu skończyło się polityczną awanturą. Ostatecznie parlament dał zielone światło rządowi, bo Zjednoczonej Prawicy pomogła Lewica, która poparła plan.
Rząd wysłał już dokument do Brukseli. Ale czy Komisja Europejska go zaakceptuje? Ile tak naprawdę pieniędzy może popłynąć do Polski? Czy UE może zablokować transfery, jeśli okaże się, że Polska wydaje pieniądze niezgodnie z przeznaczeniem? Jakie kłamstwa i półprawdy na temat Europejskiego Funduszu Odbudowy wdarły się do dyskusji publicznej?
Wraz z Maćkiem Samcikiem zaprosiliśmy do udziału w naszym podcaście „Finansowe Sensacje Tygodnia” europosła Janusza Lewandowskiego, któremu trudno odmówić wiedzy na temat projektowania unijnych budżetów i doświadczenia w meandrach unijnej polityki. W przeszłości był on bowiem m.in. unijnym komisarzem ds. budżetu, czyli w Komisji Europejskiej odpowiednikiem ministra finansów.
Całą rozmowę z Januszem Lewandowskim możecie odsłuchać klikając w ten link („Finansowe sensacje tygodnia”, odc. 54). Dla tych, którzy wolą czytać, niż słuchać – wybraliśmy najciekawsze wątki z tej rozmowy.
Europejski Fundusz Odbudowy: ile pieniędzy dla Polski?
Za chwilę w Polskę wyruszą przygotowane przez rząd billboardy z hasłem „770 miliardów złotych dla Polski”. Co ciekawe, ani słowa, że to pieniądze od Unii Europejskiej. Czyżby chodziło o to, żeby Polacy widzieli wyłącznie polityków partii rządzącej jako swoich dobroczyńców? Nasz rozmówca twierdzi, że jest gorzej – to hasło jest po prostu nieprawdziwe:
„Nie ma tych pieniędzy. W ramach tej kwoty mówimy o sumie dwóch budżetów. Pierwszy to tzw. Wieloletnie Ramy Finansowe na lata 2021-27, a drugi – nadzwyczajny Fundusz Odbudowy. Obecnie mówimy przede wszystkim o Funduszu Odbudowy, ale prawda jest taka, że to 7-letni budżet jest dużo ważniejszy dla Polski. I on potencjalnie zawiera większą możliwość korupcji politycznej, czyli rozdawania pieniędzy według uznania politycznego. Pieniądze z Funduszu Odbudowy w dużo większym stopniu będą nadzorowane przez Unię Europejską”
W budżecie „głównym” dla Polski przewidziano 97 mld euro, znacznie mniej niż w poprzednim (który przygotowywał m.in. Janusz Lewandowski jako komisarz Unii Europejskiej). Plan awaryjny, antypandemiczny, czyli właśnie Europejski Plan Odbudowy i Odporności, jest mniejszy z punktu widzenia Polski. Otrzymamy 24 mld euro w bezzwrotnych dotacjach i 34 mld euro w tanich pożyczkach.
Europejski Plan Odbudowy – o czym mało kto wie – został tak naprawdę skierowany w dużej mierze do gospodarek Europy Południowej, najbardziej dotkniętej kryzysem. Co ciekawe – jak zwraca uwagę Janusz Lewandowski – np. Hiszpania, czy Włochy otrzymają trzy razy więcej pieniędzy w dotacjach niż Polska. Nawet bogata Francja i Niemcy mają większy udział bezzwrotnych dotacji. Widać więc, że polski rząd nie potrafił przekonać europejskich przywódców do naszych racji na tyle skutecznie, by zwiększyć udział dotacji w polskiej części „funduszowego tortu”.
Ile pieniędzy realnie wykorzysta Polska?
To jeszcze nie wszystko. Na razie te pieniądze – które obiecuje Europejski Fundusz Odbudowy – są na papierze. Nasz rozmówca mówi, że już wiadomo, iż Polska nie wykorzysta wszystkich pieniędzy. Z części pożyczkowej, czyli 34 mld euro, Polska sięgnie najwyżej po 12 mld euro.
„Taką kwotę zapisał polski rząd w planie przesłanym do Brukseli, czyli z góry zrezygnował z części pożyczek. Może i słusznie. Polskie samorządy, które już są zadłużone, nie chcą tych pożyczek, to jest dla nich niechciany dar. Jeżeli muszą się zapożyczyć, to wolą zrobić to na własną rękę, na tylko minimalnie gorszych warunkach, ale za to mogąc finansować to, co uznają za stosowne, a nie to, do czego zobowiązuje Europejski Plan Odbudowy”
– mówi europoseł. Uniny plan zakłada bowiem, że pieniądze muszą być w 37% „zielone”, czyli sprzyjać ochronie klimatu, w 20% cyfrowe, czyli wspomagać gospodarkę cyfrową. Jest też inne kryterium – pieniądze z Europejskiego Funduszu Odbudowy muszą przyczynić się do uzdrowienia finansów publicznych. Czyli mają służyć temu, by krajowy budżet nie miał deficytu, co w polskich warunkach może być trudne, bo nawet w latach świetnej koniunktury rząd Zjednoczonej Prawicy nie potrafił zrównoważyć dochodów i wydatków państwowego budżetu. To niewygodne kryterium dla rządu, który chce rozdawać prezenty socjalne przed wyborami.
Czy Polska w przyszłości może spłacać długi za inne kraje?
Przeciwnicy planu twierdzą, że Polska będzie musiała spłacać długi za inne kraje Unii, jeśli te wpadną w tarapaty finansowe. Czy to naprawdę nam grozi? Janusz Lewandowski mówi, że awantura o ten plan bierze się z nieufności co do sposobu wydawania pieniędzy z innych źródeł, np. z Funduszu Inwestycji Lokalnych, czy Funduszu Drogowego, których beneficjentami są dziś głównie samorządy sprzyjające władzy.
„Do debaty wdało się wiele nieporozumień i półprawd. Jego przeciwnicy mówili, że plan odbudowy zmierza w kierunku precedensowego uwspólnotowienia długu. To nieprawda, Unia zaciąga wspólne długi od lat 70-tych XX w. Inna jest tylko skala tego zadłużania się. W czasie kryzysu finansowego sprzed dekady chodziło o 50-60 mld euro, teraz mówimy o 750 mld euro. Większa obecnie jest też część bezzwrotna, wcześniej były to głównie pożyczki i linie kredytowe. Natomiast już 40 lat Unia się zapożycza pod gwarancje wspólnotowego budżetu i nie naruszyło to kredytowej wiarygodności tego budżetu”
Lewandowski przypomina, że w pierwszych latach będziemy spłacać tylko odsetki. Udział Polski w spłacie odsetek szacuje się na ok. 500 mln euro. Po 2027 r. Unia zacznie spłacać raty kapitałowe, ale jest to proces rozłożony aż do 2058 r. Poza tym spłata zadłużenia ma się dokonywać z nowych źródeł dochodów UE, czyli najpierw z podatku od nieutylizowanego plastiku. Później ma się pojawić inne, np. podatek cyfrowy, czy cło węglowe.
„Z szacunków wynika, że te źródła wystarczą, by spłacić wspólny dług i nie będzie potrzeby uruchamiania działań nadzwyczajnych [czyli np. zwiększania składek państw do unijnego budżetu – red.]. Dopiero w ostateczności Unia mogłaby sięgnąć po ostatnią instancję, a więc poprosić kraje członkowskie o dosypanie pieniędzy, choć w takich proporcjach, w których uczestniczyły one w finansowaniu budżetu UE. Naszą składkę na lata 2021-27 wyliczono na średnio 5,7 mld euro rocznie, gdy Niemcy wpłacą 33 mld, a Francja 22 mld euro. Nawet w najgorszym scenariuszu nasza odpowiedzialność będzie więc ograniczona”
Przeczytaj też: Inflacja coraz bardziej się rozpędza. A czy obligacje antyinflacyjne coraz bardziej się opłacają? Większość z nas wciąż nie wie o ich istnieniu
Europejski Fundusz Odbudowy: jak kontrolować wydawanie pieniędzy?
Plan Odbudowy podzielił opozycję. Lewica poparła Plan Odbudowy za obietnice wybudowania 75.000 mieszkań, przeznaczenia 30% środków dla samorządów czy wsparcia szpitali powiatowych. Platforma Obywatelska uważa z kolei, że w przedstawionym przez rząd programie nie ma bezpieczników, nie wiadomo kto i jak będzie kontrolował wydawanie pieniędzy. Zapytaliśmy europosła, czy faktycznie grozi nam chaos i przekazywanie tych pieniędzy wyłącznie na inwestycje miłe rządzącym.
„Nie dziwię się tej nieufności, która wynika ze złych doświadczeń, np. 10-krotnie większego zasilenia z Funduszu Inwestycji Lokalnych tych, którzy są bliżej PiS. Czas pokaże jak rząd podzieli się pieniędzmi z samorządami. Lewica wynegocjowała 30-proc. udział samorządów w podziale budżetu. Tylko to może okazać się wielką lipą, jeśli minister z Warszawy będzie decydował, do których samorządów trafią te pieniądze. Nie oszukujmy się, przy takim modelu dystrybucji, to nie będą pieniądze samorządów”
Janusz Lewandowski przypomina, że politycy awanturują się tak naprawdę o stosunkowo niewielki budżet awaryjny, a zapominają o ważniejszym budżecie głównym na lata 2021-2027, który daje większą swobodę wydawania pieniędzy. Nie spodziewa się natomiast, że Komisja Europejska na ślepo zaakceptuje plan krajowy, czyli sposób podziału funduszy.
„Akceptacja polskiego planu może być zagrożona, bo jest on niechlujny. Nie ma w nim tzw. kamieni milowych, czyli punktów w czasie, które pozwalają zweryfikować, czy ten pieniądz faktycznie służy gospodarce. Polski plan ma charakter „resortowy”, czyli że to ministerstwa mają przeprowadzać reformy za unijne pieniądze. Pamiętajmy też o tym, że inwestycje realizować będą konkretne firmy. Polski rząd dopuszcza możliwość podpisania kontraktów bez konkursu. To niebezpieczne i Komisja może mieć do tego zastrzeżenia”
– mówi nasz rozmówca, ale wskazuje bezpieczniki w europejskim planie. Chodzi o to, że Polska (jak i pozostałe kraje) najpierw dostanie 70% pieniędzy. Surowe rozliczenie ze strony Komisji przyjdzie pod koniec 2022 r. Pozostałe pieniądze zostaną odblokowane, jeśli Komisja uzna, że formalnie pieniądze są dobrze wydawane, a więc wspierają ochronę środowiska i gospodarkę cyfrową, a przede wszystkim służą naprawie finansów publicznych.
Jak już wspomniałem, Polska nie przygarnie całej puli pożyczkowej. Ale czy zagrożona może być też część dotacyjna, jeśli Komisja uzna, że źle wydajemy pieniądze? Janusz Lewandowski uważa, że jest takie ryzyko. Najpierw Komisja musi zaakceptować plan krajowy, a w grudniu 2022 r. oceni, czy przyniósł on oczekiwane efekty, a więc czy pomógł gospodarce. Zwraca też uwagę na inny „bezpiecznik” – powiązanie wypłaty unijnych funduszy ze stanem praworządności:
„Zarówno regularny budżet, jak i budżet awaryjny, od stycznia 2021 r. wiązany jest z przestrzeganiem praworządności. Budżet może zostać zawieszony nie tylko w sytuacji, jeśli nie będzie efektów ekonomicznych, ale również gdy w sposób wyraźny łamane będą rządy prawa, co pośrednio zagrażać będzie uczciwemu i transparentnemu wydawaniu unijnych pieniędzy. To ryzyko zawisło nad całą pulą 770 mld zł, którymi chwali się rząd”
Źródło zdjęcia tytułowego: Kancelaria Premiera