Chciałeś uniknąć podwyżek cen prądu? Firma Enea kusiła ofertą „Pewna Cena”. Ale kto się skusił, zamiast płacić mniej, płaci więcej. Po naszym tekście i skargach klientów Enea ma na karku UOKiK. Ale urzędnicy będą mieli ręce pełne roboty – okazuje się, że w maliny dali się też wpuścić także klienci spółki Energa z grupy Orlen. Dlaczego państwowe firmy tak igrają sobie z klientami? A może nie mają innego wyjścia, skoro rząd nie chce urealnić cen prądu?
Prąd drożeje na potęgę. Średni rachunek gospodarstwa wzrósł o 20-30%, uwzględniając wszystkie składniki cen. Firmom energetycznym jednak ciągle mało i szukają sposobu na poprawienie marży. Nie zawsze grają czysto.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Zaraz po nowym roku, kiedy Urząd Regulacji Energetyki zdecydował o podwyżkach, uaktywniły się firmy sprzedające prąd, które zaczęły oferować oferty z gwarancją ceny. W domach konsumentów rozdzwoniły się telefony od handlowców, którzy próbowali wciskać ludziom nowe oferty, a w teren ruszył pułk akwizytorów, którzy – mimo pandemii – krążyli po domach z hiperpropozycjami.
Poznańska firma Enea oferowała prąd z gwarancją stałej ceny aż przez trzy lata. A do tego bon 200 zł na zakupy i obniżenie opłaty handlowej. Chyba tylko głupi by nie skorzystał. Ale gdy się wczytać w ofertę – i w to, jak wygląda cena prądu w „podstawowej” ofercie taryfowej – to jak na dłoni widać, że to kiepski interes.
„Pewna cena”, czyli dajemy rabat od… podwyżki. Tak się dziś sprzedaje prąd
W ramach promocji „Pewna cena” Enea oferowała obniżkę opłaty handlowej z 29,52 do 19,52 zł miesięcznie. Problem w tym, że gdy jest się w podstawowej taryfie (niepromocyjnej), to w ogóle nie ma tej opłaty! Nie też gwarancji cen, ale prąd aż tak bardzo nie drożeje, żeby dopłacać 20 zł miesięcznie za jego stałą cenę.
Po publikacji artykułu, w którym ostrzegaliśmy przed tą promocją, dostaliśmy kilkanaście wiadomości od wkurzonych osób, które dały się nabrać. Teraz żałują i chciałyby to odkręcić (poza tym dzwonili i pisali do nas ludzie z podziękowaniami za tekst, bo przeczytali go w porę i nie podpisali umowy). Oto niektóre z nich. Pani Agnieszka:
„Ja i mój tata podpisaliśmy 8 marca umowę. Już wiemy, że zostaliśmy wprowadzeni w błąd i nie udzielono nam wszystkich informacji. Pani, która podpisywała ze mną umowę, przedstawiała mi ofertę w kwotach netto, nie wspomniała o opłacie mocowej. Na żadnym dokumencie nie ma informacji o możliwości odstąpienia od umowy. Ani o karze umownej. Jak się później okazało jest taka kara. 30 zł za miesiąc. Z wiedzą, którą posiadam teraz, nie podpisałabym tej oferty”.
Pan Marcin:
„Rano podpisałem umowę z promocją, w domu przemyślałem ją na spokojnie, przeliczyłem „oszczędności” i godzinę później wróciłem do BOK z prośbą o wyłączenie tej oferty z mojej umowy. Usłyszałem jednak, że jest to niemożliwe bez zerwania umowy (i zapłacenia kary 3 x 12 x 30 zł)”.
Pan Damian:
„Piszę w związku z tematem na blogu na temat oferty Enei. Wczoraj dałem się na to nabrać, Pani sprzedawca przedstawiła tę ofertę jako najlepszą. Praktycznie nie wspomniała o „normalnej” taryfie. Teraz doczytałem, że ta promocja to jedno wielkie kłamstwo. Co mogę zrobić w sytuacji, gdy podpisałem umowę w punkcie obsługi klienta? Bardzo proszę o pomoc”.
Pan Krzysztof:
”Została mi doliczona opłata handlowa, o której nie było mowy podczas rozmowy przy zawieraniu umowy. Proszę o informację, czy coś możemy zrobić w tym temacie?”.
Muszę przyznać, że nie pamiętam tak dużego odzewu poszkodowanych czytelników po jakiejkolwiek publikacji na „Subiektywnie o Finansach”. Wiadomości jest tak dużo, że nie zdążyliśmy na wszystkie opisać, a co dopiero wszystkim spróbować pomóc.
Niestety, tu pojawia się pytanie, czy konsument na rynku energii jest świadomym konsumentem, czy ma odpowiednią wiedzę? Nawet nam rozgryzienie oferty „Pewna cena” nie przyszło łatwo – a robiliśmy to w domowym zaciszu, a nie pod presją czasu w Biurze Obsługi Klienta. Gdyby umowa była podpisana w domu, wtedy szanse na reakcję są większe – prawo konsumenckie daje 14 dni na odstąpienie od umowy zawartej poza lokalem przedsiębiorstwa. Z relacji czytelników wynika, że umowy były zawierane przede wszystkim w BOK-ach Enei.
Ktoś się poskarżył UOKiK-owi. Czy klienci będą mogli zrezygnować?
Co na to Enea? Firma odpisała nam, że umowy są wybierane przez klientów ze względu na ich atrakcyjność, ale także ze względu na gwarancje bezpieczeństwa. I że wszystkie istotne postanowienia są w umowie. Święta prawda, ale czy te umowy są na pewno wystarczająco czytelne? Dlaczego nie tylko ja czuję niesmak, a dziesiątki, a może setki konsumentów razem ze mną? Zapytaliśmy Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów, czy może wpadła mu w ręce oferta „Pewna cena” od koncernu Enea? Oto odpowiedź:
„Otrzymywaliśmy skargi i wszczęliśmy postępowanie wyjaśniające, w którym sprawdzimy warunki oferty „Pewna cena” i przekazywane klientom informacje o opłacie handlowej. Postępowanie jest na wczesnym etapie”.
Trudno rozstrzygać, czy urząd dopatrzy się przewin Enei i jaka byłaby ewentualnie kara. Urząd nie raz pokazał, że ma dużą inwencję, jeśli chodzi o kary, np. na rosyjski Gazprom nałożył 29 mld zł kary (choć są małe szanse, że rosyjska firma się podporządkuje), na Biedronkę ponad 700 mln zł. Ale są też kary po kilka milionów złotych – wszystko zależy od skali przewinienia, tego, jak długo ono trwało, i od wartości obrotów danej firmy. Spodziewałbym się, że w tym przypadku opcja minimum to bezkosztowa możliwość zrezygnowania z oferty (bez kar umownych) i zwrot już pobranych opłat.
Urząd być może musi szykować się do prześwietlenia drugiej oferty. Tym razem od gdańskiej firmy Energa, która od ubiegłego roku wchodzi w skład grupy Orlen. Media lokalne informowały, że domokrążcy zewnętrznej firmy, która była podwykonawcą Energi, wprowadzali klientów w błąd. Według RMF FM handlowcy nie informowali klientów, że po podpisaniu umów rachunki wzrosną o 30 zł miesięcznie z tytuł opłaty handlowej.
Energa zrobiła jednak ruch wyprzedzający i twierdzi, że o tym nie wiedziała, wszczęła procedury wyjaśniające i jak będzie trzeba to podejmie kroki prawne i zgłosi sprawę do organów ścigania w związku z działaniem handlowców. Z długich wyjaśnień przesłanych PAP nie wynika jednak, czy klienci będą mogli bez konsekwencji odstąpić od umowy. Zapytaliśmy o to Energę i czekamy na odpowiedź.
Oferty sprzedaży prądu były i są na granicy przyzwoitości. I trudno się dziwić
W związku z tą sprawą mam dwie refleksje: Po pierwsze kombinowanie firm energetycznych ma pewną przyczynę. Cena prądu dla gospodarstw domowych nie odzwierciedla realnej sytuacji na rynku. Produkcja prądu w Polsce jest droga, a ceny taryfowe są sztucznie zaniżane przez regulatora – Urząd Regulacji Energetyki. Firmy jesienią zapowiadały podwyżki cen o kilkadziesiąt procent. Skończyło się na podwyżkach kilkuprocentowych. Na więcej nie pozwolił URE.
PGE – największy koncern energetyczny w kraju – nie ukrywa, że chciałby uwolnienia cen. Na to jednak nie ma zgody politycznej. Najwyraźniej jest jednak przyzwolenie na „koszenie” klientów i oferowanie im ofert pozataryfowych. Prąd jest i będzie coraz droższy, bo w ostatnim czasie po raz kolejny rekordowo podrożały prawa do emisji CO2. A że polska energetyka zużywa dużo węgla, to emituje dużo CO2 i płaci za to krocie – nawet kilka miliardów złotych, które ktoś (czyli klienci) musi pokryć.
Po drugie od 2007 r. każdy może sobie wybrać sprzedawcę prądu. Już teraz poza ofertami taryfowymi jest 6,3 mln z 16 mln odbiorców. Niektórzy są z oferty alternatywnej zadowoleni – bo płacą razem za prąd i gaz, bo mają ubezpieczenie assistance na wypadek awarii telewizora czy pralki, bo za prąd płacą razem z telefonem komórkowym.
Problem zaczyna się wtedy, gdy firmy naginają prawdę albo udaje im się przemilczeć kwestię dodatkowych opłat – to już nie jest uczciwe. Z ciekawości zerknąłem na oferty innych państwowych firm. I w ciągu kilku chwil znalazłem kilka rzeczy, które wymagały poprawek. Na przykład: Tauron – Prąd EKO z Serwisantem 24H. Czytam, że jest taniej i mogę liczyć na promocję, ale nigdzie nie ma podanych regularnych cen: ani za kilowatogodzinę, ani ewentualnych dopłat handlowych. Czy tak powinien wyglądać rzetelnie napisany „guzik” do zamawiania oferty?
Jest też oferta Energi – Pakiet domowych oszczędności. Czytam: „Zyskaj nawet 1400 zł na naprawy domowych awarii oraz zestaw energooszczędnych żarówek LED”. Brzmi kusząco, ale warto przeczytać regulamin – jest do pobrania w panelu z innymi dokumentami. Dopiero tam jest informacja o opłacie handlowej 23 zł.
Jednym słowem: Enea, której ofertę prześwietliliśmy, ewidentnie przegięła z marketingiem i wprowadzaniem klientów w błędne przekonanie, że czeka ich jakaś „obniżka”. Ale jej oferta nie była czymś wyjątkowym – była niestety zbieżna ze standardem rynkowym w branży energetycznej. Jest to trochę przerażające, jeśli mamy w pamięci, że ten standard ustawiają państwowe (czyli nasze, wspólne, narodowe) koncerny.