Od poniedziałku w sieci dyskontów spożywczych Biedronka za 50 zł można kupić domowy test na przeciwciała SARS-Cov-2 (a dokładniej: na ich obecność we krwi). Wkrótce podobny test ma pojawić się w ofercie Lidla. Lekarz wyjaśnia czytelnikom „Subiektywnie o finansach” o czym tak naprawdę może świadczyć wynik testu, a czego nam on na pewno nie powie. Przeczytajcie, a będziecie już wiedzieli, czy warto wydać 50 zł
Chodzi o test Primacovid szwajcarskiej firmy PRIMA Lab, który – wedle zapewnień producenta – ma skuteczność bliską 98%. Z wyglądu przypomina test ciążowy. W Biedronce test na przeciwciała „covidowe” dostępny jest od poniedziałku i kosztuje 49,99 zł (ten z Lidla ma być lepszy, ale zobaczymy). Można go wykonać samodzielnie. Nakłuwamy np. palec i kroplę krwi umieszczamy w specjalnym okienku. Po ok. 10-15 minutach pojawią się lub nie charakterystyczne paski wskazujące na obecność w organizmie przeciwciał IgM i IgG.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Czym właściwie są przeciwciała? To białka, które są wytwarzane przez limfocyty i najczęściej mają kształt litery Y. Krótszymi ramionami (widełkami) łączą się z określonym antygenem, czyli innym białkiem, które może być częścią np. wirusa albo bakterii. Dane przeciwciało łączy się tylko z pasującym do niego antygenem, tak, jak klucz pasujący do zamka. Niepożądany „obiekt” rozpoznają limfocyty typu T, które następnie wydają instrukcję limfocytom B, by te rozpoczęły produkcję określonych białek – przeciwciał – których zadaniem jest neutralizacja intruza.
Najpierw produkcja IgM, później wkracza IgG
W pierwszej kolejności wytwarzane są przeciwciała IgM (Ig oznacza immunoglobulinę, czyli przeciwciało, a litera M – jej typ). Pojawiają się mniej więcej po dwóch tygodniach od infekcji i utrzymują się w organizmie przez dwa-trzy miesiące. Wszystko zależy jednak od specyfiki naszych organizmów, dlatego wyniki domowych testów na obecność przeciwciał obarczone mogą być dużym błędem.
Po mniej więcej miesiącu od infekcji pojawiają się przeciwciała IgG, w znacznie większej ilości niż IgM. Co ważne, „plik” z instrukcją do produkcji białek IgG zapisuje się w pamięci limfocytów B, odpowiedzialnych za ich produkcję. Poziom przeciwciał IgG może się z czasem zmniejszyć, ale dzięki temu, że mamy już wbudowaną instrukcję, jak je produkować, w przypadku kolejnej styczności z wirusem, organizm nie musi zaczynać od produkcji białek IgM, tylko od razu wytwarza białka IgG. Właśnie w ten sposób nabieramy trwałej odporności na określony antygen.
Osobom, których organizmy nie są w stanie wyprodukować odpowiedniej ilości przeciwciał albo nie można czekać aż organizm naturalnie je wytworzy, podaje się przeciwciała ozdrowieńców. To dlatego osoby, które przeszły Covid-19, zachęca się do oddawania osocza.
Jak „działa” test na przeciwciała? Bibułka podzielona jest na trzy części. Pierwsza ma charakter kontrolny, która wykrywa czy podaliśmy do analizy krew, a nie inną ciecz. Pozostałe dwa fragmenty zawierają białko wirusa SARS-Cov-2 (charakterystyczny kolec), do których – na zasadzie klucza i zamka – powinny przyczepić się przeciwciała IgM i IgG. Tak się oczywiście stanie, jeśli te białka wytworzył nasz organizm, a więc zostaliśmy jakiś czas temu zainfekowani. Test jest w stanie rozróżnić białka IgM od IgG prawdopodobnie dlatego, iż cząsteczki przeciwciał IgM są znacznie większe od białek IgG.
Przeczytaj też: Szczepionka AstraZeneca wstrzymana w kolejnych krajach. W Polsce na razie się nie boimy i szczepimy. Jak policzyć ryzyko takiej decyzji?
Test na przeciwciała: co nam mówi wynik?
Skoro już wiemy, jak wygląda proces powstawania określonych przeciwciał, kiedy się pojawiają i jak długo utrzymują się w organizmie, lepiej możemy zrozumieć, co tak naprawdę mówi nam wynik testu. Jeśli na pasku nie pojawi się nic, to znaczy, że test został przeprowadzony wadliwie. Jeśli zabarwi się tylko pasek kontrolny, to oznacza, że wynik testu jest ujemny, a więc nie mamy przeciwciał na koronawirusa – ani białek IgM, ani IgG.
O czym to może świadczyć? Że w ogóle nie mieliśmy styczności z koronawirusem, albo że byliśmy zainfekowani ponad pół roku wcześniej, bo po mniej więcej sześciu miesiącach białka IgG przestają być produkowane. Albo że od momentu infekcji nie minęły jeszcze dwa tygodnie, bo organizm nie wytworzył jeszcze przeciwciał IgM. W każdym razie taki wynik nie daje nam gwarancji, że jesteśmy zdrowi i nie zakażamy.
A co, jeśli test wykaże obecność tylko przeciwciał IgM? Może to świadczyć o tym, że złapaliśmy koronawirusa mniej więcej dwa do czterech tygodni temu. Przypomnijmy: przeciwciała IgM pojawiają się po dwóch tygodniach od infekcji i utrzymują się w organizmie przez okres dwóch-trzech miesięcy. Ale po miesiącu od infekcji wytwarzane są już przeciwciała typu IgG. Gdyby więc od infekcji minął miesiąc, test wykazałby obecność białek IgM i IgG.
Jeśli nie mieliśmy objawów Covid-19, taki wynik (tylko obecność białka IgM) wskazuje na to, że przeszliśmy chorobę bezobjawowo albo właśnie ją przechodzimy, a więc możemy zarażać. Dlatego warto zrobić sobie profesjonalny test PCR na Covid-19 i zachować rekomendowane środki ostrożności.
Pozytywny wynik na obecność przeciwciał zarówno IgM, jak i IgG, mówi nam, że zaraziliśmy się co najmniej miesiąc temu. Przeciwciała IgG pojawiają się bowiem mniej więcej miesiąc po infekcji, natomiast białka IgM mogą pozostają w organizmie jeszcze przez 6-8 tygodni. Natomiast obecność tylko przeciwciał IgG może świadczyć o tym, że kontakt z koronawirusem mieliśmy najdalej jakieś trzy-cztery miesiące temu, bo po dwóch-trzech miesiącach od infekcji nie będzie już śladu po białkach IgM, a białka IgG utrzymują się w organizmie przez ok. 6 miesięcy.
Czy warto zapłacić 50 zł za test na przeciwciała?
Jakie wnioski można wyciągnąć z „biedronkowego” testu? W miarę bezpiecznie mogą czuć się osoby, u których test wykaże obecność tylko przeciwciał IgG, bo od infekcji minęło od dwóch do trzech miesięcy. Organizm ma też już zaaplikowaną instrukcję, jak zwalczać koronawirusa.
Czy warto zatem wydać 50 zł na taki test? Jak widzicie, wynik można interpretować na wiele sposobów. To, kiedy poszczególne białka się pojawiają, a kiedy zanikają, w dużej mierze zależy od specyfiki naszych organizmów. Test odpowie na pytanie, czy byliśmy zainfekowani, a Covid-19 przeszliśmy bezobjawowo. Trzeba też pamiętać, że test ukierunkowany jest na konkretne białko wirusa – na zasadzie klucza i zamka. Nic nam nie powie o przebytej infekcji nową mutacją koronawirusa. Jeśli komuś nie szkoda 50 zł, może spróbować, ale do interpretacji wyniku testu należy podchodzić z dystansem. Poza tym test jest dość drogi. Taki sam dostępny np. w Niemczech czy Belgii jest o połowę tańszy.
————
Posłuchaj podcastu „Finansowe sensacje tygodnia”
W najnowszym (45.) odcinku podcastu „Finansowe sensacje tygodnia”:
01:41 – „Temat tygodnia”: NBP zapowiada wzrost inflacji i kontynuowanie druku pieniędzy. Co to dla nas oznacza?
10:36 – „Dwie strony medalu”: Podatek Belki – likwidować czy nie?
15:14 – „Liczba tygodnia”: Ujemne oprocentowanie oszczędności. Czy rzeczywiście to nam grozi?
21:57 – „Cytat tygodnia”: „Nowy ład”, czyli emerytura bez podatku i 30.000 zł kwoty wolnej od podatku. Co to zmienia, jeśli chodzi o wybór „ZUS czy IKE” po likwidacji OFE?
32:55 – „Ciekawostka tygodnia”: Przeciętny konsument – jakie powinien mieć cechy zdaniem korporacyjnych prawników?
Zapraszam do posłuchania pod tym linkiem, a także na Spotify, w Google Podcast, Apple Podcast i na innych platformach.
Źródło zdjęcia: Jeronimo Martins