Wygląda na to, że Polacy przesadzili z fotowoltaiką. Rząd tak ochoczo namawia do jej montowania, że już wiosną lokalne sieci energetyczne mogą tego nie wytrzymać. I finansowe plany spłaty kilkunastotysięcznych inwestycji legną w gruzach. Co zrobić, by tego uniknąć? Jak powinna rozwijać się fotowoltaika, by korzystali wszyscy: prosumenci, nie-prosumenci i cała gospodarka?
Czy fotowoltaika ma coś wspólnego z alkoholem? Tak, obie rzeczy, serwowane w małych ilościach, poprawiają humor i raczej nie szkodzą, ale jeśli przesadzimy, to może być potężny kac. A my jesteśmy w szczycie upojenia i dolewamy kolejną kolejkę – w Polsce w rekordowej w skali świata przybywa mikroinstalacji fotowoltaicznych.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
O ile 3 lata temu było nie więcej niż 30.000, to wkrótce będzie ponad 300.000. Trudno się dziwić, że ludzie montują na dachach domów fotowoltaika skoro rząd finansuje połowę wydatków na budowę plus zapewnia spadek rachunków za prąd. Ale taki przyrost, w tak krótkim czasie, bez wizji i bez planowania, jest ze szkodą dla całego rynku energetycznego. Efekt? Rząd może zachować się jak pijany, który chodzi od ściany, do ściany: najpierw dawał rekordowe dotacje, by wkrótce je zamrozić.
Czy w Polsce system wsparcia dla OZE został postawiony na głowie? Oto rozmowa z Grzegorzem Wiśniewskim, prezesem Instytutu Energetyki Odnawialnej, propagatorem ruchu prosumenckiego, którzy trzeźwo i uczciwie oraz w oparciu o swoją ogromną wiedzę i doświadczenie ocenia zmiany na rynku OZE w Polsce.
Ireneusz Sudak: Wreszcie po latach zastoju, doczekaliśmy się boomu w fotowoltaice. Serce rośnie, gdy patrzy pan na to co się dzieje?
Grzegorz Wiśniewski, prezes Instytutu Energetyki Odnawialnej: Od ponad 30 lat pracuję w obszarze energetyki odnawialnej i widziałem różne jej wzloty i upadki… Boom nakręcany wyłącznie dostępnymi aktualnie dotacjami, bez oceny skutków w sensie długoterminowym, kończy się w momencie zakończenia programu dotacyjnego. Przykładem jest tu boom sprzed dekady na rynku kolektorów słonecznych, gdy w pewnym momencie byliśmy jednym z europejskich liderów, a teraz już mało kto o tej jakże przydatnej technologii pamięta.
Jednym słowem: tempo rozwoju jest zbyt duże, nakręcane dotacjami. Inwestycje w fotowoltaikę br. przekroczą 6 mld zł, co przewyższy inwestycje w całej energetyce. Mikroinstalacje prosumenckie – 75% rynku, choć ich ceny na kilowat są wyższe niż dużych elektrowni fotowoltaicznych, w dobie niskich stóp procentowych stały się zarówno inwestycją jak i dobrem „szybkozbywalnym”. Są dostępne, szybko się je buduje, państwo daje pieniądze na rozwój, więc przybywa firm i klientów.
To chyba dobrze, że przybywa nam odnawialnych źródeł energii i wypieramy węgiel? A do tego można jeszcze zaoszczędzić. Łączymy przyjemny z pożytecznym…
Pomimo uchwalenia w 2015 r. przepisów dla prosumentów, aż do 2018 r. jakiekolwiek realne wsparcie dla prosumentów było zablokowane. Polacy chcieliby montować instalacje, ale było to nieopłacalne. Dlatego nie było wiele trzeba, żeby rewolucja ruszyła.
Jak już wprowadzono pomoc i dofinansowania, to na całego – tzw. opusty, czyli rozliczenie roczne produkcji i zużycia energii przez prosumentów, dotacje, ulgi podatkowe… Efekt jest taki, że tempo przyrostu mikroinstalacji jest po prostu nieracjonalne i nie uwzględnia ograniczeń po stronie sieci elektroenergetycznej, która nie jest dostosowywana do potrzeb rozsianej mikrogeneracji i przez to wkrótce nie wchłonie całości wprowadzanej do niej energii. A to, ponownie na bazie doświadczeń, grozi w Polsce zastopowaniem całego rynku.
Czy grozi nam zapowiadany przez cześć energetyków blackout? Blackout jest wtedy, gdy nie ma prądu. A z rysowanego przez Pana scenariusza wynika, że momentami możemy go mieć nawet za dużo…
Straszenie blackoutem z powodu OZE, fotowoltaiki czy prosumentów nie ma żadnego uzasadnienia. Zresztą fotowoltaika od kilku lat latem coraz realnej ratuje nas przed blackoutem spowodowanym brakiem wystarczającej rezerwy mocy w systemie energetycznym.
Ale faktem jest że ludzie kształtujący przepisy rynku energii i operatorzy sieci energetycznej robią za mało, aby z wyprzedzaniem mitygować problemy jakie w sposób naturalny niesie rozwój prosumeryzmu. Dystrybutorzy energii mają obowiązek przyłączać nowe mikroinstalacje fotowoltaiczne, nie muszą jednak, tak jak w przypadku dużych instalacji, wykonywać studium oddziaływania na lokalną sieć energetyczną i nie planują rozwoju sieci z uwagi na rozwój mikroinstalacji.
Wyobraźmy sobie taką sytuację: wiosną ubiegłego roku na hipotetycznym osiedlu domków jednorodzinnych nikt nie miał fotowoltaiki. Teraz fotowoltaika może być w co drugim, co trzecim domu. Sieć energetyczna, która opłata to osiedle, nie jest przygotowana na odbiór tak dużej ilości energii w szczytowych momentach jej produkcji. To oddziaływanie, którego nikt nie monitoruje, nie uwzględnia, nie mityguje, bo nie musi i prosumenci nie są informowani, że w ich lokalnej sieci tworzy się dosłownie „korek sieciowy”. Efektem braku informacji i działań może być to, że automatyka sieciowa już latem 2021 r. może okresowo, w godzinach szczytu produkcji energii, odłączać mikroinstacje od sieci.
Sieć jest bezpieczna, ale prosumenckie plany finansowe nie będą już takie pewne, nawet gdy formalnie szanowane będą prawa nabyte. Można by tego uniknąć, gdybyśmy mieli inteligentną sieć i np. możliwość zmagazynowania nadwyżek energii w bojlerach z ciepła wodą, ale na jej rozwój potrzeba czasu i pieniędzy lub wyobraźni.
Co zrobić, żeby przydomowa fotowoltaika była wspierana z głową? Czy dotacje 5.000 zł nadają się do kasacji?
Jest wiele dowodów na to, że dawanie pieniędzy wprost, w postaci bezzwrotnych dotacji, przenosi się na wzrost ceny produktu. Najlepszym sposobem jest wsparcie pośrednie, zmuszające do podejmowania decyzji w sposób racjonalny ekonomicznie, np. wprowadzone przez rząd ulgi podatkowe oceniam pozytywnie i one powinny zostać. Po drugie, potrzebny jest dostęp do taniego kapitału, czyli kredytów.
Opusty są nieefektywnym rozwiązaniem, bo finalnie zamiast motywować do zwiększenia efektywności energetycznej, zmniejszenia zużycia energii, zachęcają do jej większej konsumpcji. Ponadto interesem instalatora jest sprzedaż jak największej instalacji i łatwo wykazać, że koszt przypadający na 1 kilowat mocy spada wraz z jej wielkością. Dlatego instalacje są często przewymiarowane, tak by jeszcze więcej oddawać prądu do sieci.
Ale konsumenci zagłosowali nogami i im ten system się podoba. Fotowoltaika rośnie, jak na drożsżach
Ależ oczywiście, bo w indywidualnej skali wydaje im się, że to się opłaca. Konsument ma krótką pamięć, nie pamięta o nakładach jakie poniósł na inwestycję, natomiast widzi, że jego rachunek jest niższy od poprzedniego i jest niższy od sąsiada.
Konsument energii nie prognozuje cen energii, wysokości taryf i nie liczy tzw. LCOE – kosztu produkcji energii. Bazuje na informacji od dostawcy technologii, który też zbyt dużo o rynku energii nie wie. Na dzisiaj, w obowiązującym systemie, powiązanie interesów konsumenta i dostawcy przyniosło pozytywny impuls dla branży. Ale pod względem budowy racjonalnej polityki energetycznej kraju to złe rozwiązanie, które wkrótce zapewne zostanie zmienione. Jak?
Do reformy zobowiązuje nas dyrektywa unijna RED II, które na nowo definiuje prosumenta – każdy – od gospodarstwa domowego, przez firmę i fabryki, będzie mógł zostać prosumentem, a właściwie – pełnoprawnym uczestnikiem rynku. Będzie mógł produkować prąd, a przede wszystkim go sprzedawać po aktualnej w danej godzinie cenie z rynku energii.
Dziś jest tak, że prosumenci oddają za darmo nadwyżki wyprodukowanej energii z tych za dużych instalacji, w szczycie letniego zapotrzebowania, kiedy prąd jest najdroższy. Powtórzę: oddają firmom za darmo najdroższy towar. Po zmianie, teoretycznie, ten prąd będzie odkupowany po cenach rynkowych – taka jest idea dyrektywy. I to jest dobry kierunek zmian, choć oczywiście, jak to będzie wyglądać w szczegółach – nie wiadomo.
A ci, którzy są w systemie opustów, będą mogli w nim trwać?
Prawo nie działa wstecz, więc teoretycznie powinni mieć taką możliwość. Ale w kadencji obecnie rządzących polityków były już ustawy, które działały wstecz, chociażby regulujące kwestię budowy wiatraków, więc niczego nie można być pewnym.
Mechanizm upustów sprawdził się jeśli chodzi o pompy ciepła. Czytelnicy pod naszymi artykułami piszą w komentarzach, że dzięki trio: fotowoltaika plus pompa ciepła plus opust, rachunki za prąd spadły do bardzo niskiego poziomu. I nie ma smogu.
Indywidualnie – z pewnością. Ale w polskich warunkach, tak samo jak na węgiel są samochody elektryczne, tak samo na węgiel są pompy ciepła. Pompy ciepła to urządzenia bardzo energochłonne, które pracują zimą, w nocy, gdy nie ma energii ze słońca, za to jest z elektrowni węglowych i to często tych najstarszych, najbardziej trujących, bo w związku z dużym zapotrzebowaniem trzeba uruchamiać rezerwy. A latem, gdy znowu elektrownie węglowe pracują przy pełnym obciążeniu i z niską sprawnością, pompa ciepła ma nieproporcjonalnie wysokie zapotrzebowanie na energię jako klimatyzator. Fotowoltaika wtedy tylko łagodzi „stresy” w sieci energetycznej spowodowane wprowadzeniem pomp ciepła, a mogłaby wnosić więcej i przynosić odpowiednio wysokie przychody prosumentowi, gdyby mógł energię sprzedać po uczciwej cenie.
Czyli tak – w skali indywidualnej, to się może opłacać i zmniejszać rachunki, o ile nie pamiętamy o kosztach inwestycyjnych oraz energii elektrycznej, ale pompy ciepła to ekstrawagancja dla zamożnych, na którą nie powinno być nieproporcjonalnie sutych dotacji (obecnie są w ramach programu „Czyste Powietrze” – red.).
Ale w skali kraju duża liczba pomp ciepła zwiększa zużycie energii, podnosi ceny prądu (bo rośnie popyt) i zwiększa emisję CO2, bo innych dużych źródeł prądu niż elektrownie węglowe w zasadzie jeszcze nie mamy.
To jeśli nie pompa ciepła, to co?
Powinno być wiele rozwiązań promowanych z uwagi na minimum kosztów i maksimum efektu ekologicznego. Np. ogrzewanie elektryczne z zasobnikiem ciepłej wody. Tzn. mechanizm „green power to heat”. Przy czym istotne jest „green”. Woda się nagrzewa w bojlerze gdy energia jest tania, w nocy. Ale żeby to się opłacało, potrzebne są nowy przepisy i prawdziwe taryfy nocne, wprowadzenie tak jak w niektórych krajach Europy dynamicznych cen energii, bo cena prądu zmienia się w cyklu dnia, najdroższa jest w szczycie zapotrzebowania, a tania, a nawet z ujemnymi cenami, gdy popyt jest mały.
Prosumenci powinni sprzedawać go gdy jest drogi, i korzystać, gdy jest tani. Zgodnie z kierunkiem reformuj rynku energii w UE magazynowanie energii elektrycznej w cieple, zarówno na małą skalę i krótkoterminowo jak i na większą skalę (w systemach ciepłowniczych) to najtańszy obecnie sposób magazynowania, a technologie są dostępne.
Nie powinniśmy też odrzucać kotłów na pellet, kolektorów słonecznych, efektywnych pomp ciepła, rekuperacji energii z klimatyzacji, a tam gdzie nie można stosować OZE i wykorzystywać ciepła odpadowego konieczne są kotły gazowe.
—————————–
Posłuchaj kolejnego odcinka podcastu „Finansowe sensacje tygodnia”
W najnowszym odcinku podcastu „Finansowe sensacje tygodnia” rozmawiamy o frankowiczach i sądach, zastanawiamy się nad drugim dnem słów ministra finansów, przyglądamy się kompetencjom kierowców Ubera oraz nie możemy się nadziwić pewnemu przelewowi, który nie miał prawa dotrzeć do celu, a jednak… dotarł. I nikt się z tego powodu nie cieszy.
Aby posłuchać kliknij tutaj lub znajdź „Finansowe sensacje tygodnia” na Spotify, Google Podcasts, Apple Podcasts lub jednej z czterech innych popularnych platform podcastowych.
Rozpiska minutowa:
01:40 – „Temat tygodnia”: Czy KNF i UOKiK pomogą w ugodach frankowiczów z bankami?
13:14 – „Cytat tygodnia”: Co naprawdę miał na myśli minister finansów radząc nam, żebyśmy wyjęli gotówkę spod poduchy?
26:22 – „Dwie strony medalu”: Czy kierowcy Ubera powinni zdawać egzamin potwierdzający, że potrafią jeździć?
37:30 – „W Waszej sprawie”: Przelew na nieistniejący rachunek, a doszedł. I co było dalej?
źródło zdjęcia: Unsplash