Gdy banki się łączą – w sensie: gdy jeden bank przejmuje drugi – wszystko zasadniczo dzieje się po to, by klientom było lepiej. Wiadomo, że duży może więcej, że jak się z dwóch banków wyciągnie to, co najlepsze, to powinien powstać superbank. Ale prawda niestety wcale tak nie wygląda. Banki zwykle łączą się także po to, żeby zarabiać więcej pieniędzy. I nierzadko klienci wcale nie mają potem lepiej. W tej historii słowa kluczowe to: niezamówiona karta i odrzucona z absurdalnych przyczyn reklamacja
Pan Krzysztof jednym z tych klientów, którzy byli „przedmiotem” fuzji, a więc zostali przejęci przez nowy bank z całym dobrodziejstwem inwentarza. W takich przypadkach zwykle bank przejmujący gwarantuje klientom, że przez jakiś czas ich umowy będą bez zmian. W tym przypadku stało się inaczej.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
„Wiele lat temu miałem konto w Raiffeisen Banku. Kilka lat temu konto zlikwidowałem. Do konta bank oferował mi bezpłatną linię kredytowej, która – dopóki nieużywana – nic mnie nie kosztowała. Pomimo zamknięcia konta, linia kredytowa dalej była do dyspozycji. Brak opłat za nią sprawiał, że nie nalegałem na jej likwidację, a z kredytu nigdy nie skorzystałem. Jakież było moje zdziwienie, gdy w październiku 2019 r. otrzymałem kopertę z kartą kredytową z BNP Paribas”
– pisze pan Krzysztof. Bank BNP Paribas przejął Raiffeisena i postanowił czule się zająć swoim nowym klientem. W ramach czułej opieki wręczył mu kartę kredytową.
Nie zamówiona karta, naliczona prowizja, odrzucona reklamacja
Pan Krzysztof jednak się nie ucieszył, gdyż karta była płatna (a limit kredytowy w poprzednim banku – nie). I poprosił o zamknięcie karty.
„Osoba obsługująca mnie w oddziale przyjęła moje żądanie zamknięcia rachunku karty, dodając na koniec, że wcześniej muszę zapłacić za dwa miesiące używania karty. Odpowiedziałem, że żadnej umowy z BNP Paribas nie podpisywałem i nie płacę za produkty, których nie zamawiam”
Pan Krzysztof wyszedł z oddziału w przekonaniu, że na tym jego problemy z niezamówionym produktem się kończą. Ale po kilku miesiącach zaczęły się telefony z banku wskazujące (najpierw delikatnie, potem stanowczo) na konieczność zwrotu opłaty za kartę – nie tylko za okres poprzedzający rezygnację z karty, ale i za kolejne miesiące. Pan Krzysztof podreptał do oddziału, spotkał się z pracownikiem, który przyjął reklamację i obiecał przekazać do centrali.
„Po dwóch tygodniach udałem się ponownie do oddziału, by usłyszeć, że „centrala jeszcze jej nie rozpatrzyła”. Nie przeszkodziło to BNP Paribas przekazać moją sprawę do działu windykacji, o czym zostałem poinformowany SMS-em. Dział windykacji w dziwny sposób nęka mnie telefonami co 2-3 dni”
Po kolejnych dwóch tygodniach stała się rzecz jeszcze dziwniejsza. Mianowicie przy okazji kolejnej wizycie w oddziale banku pan Krzysztof usłyszał, że reklamacja nie została rozpatrzona, gdyż… klient nie podał jakiej kwoty ona dotyczy.
Jakie to ma znaczenie? Zapewne aptekarze z banku szukali jakiegoś pomysłu na to, by odesłać klienta z kwitkiem i to był jedyny, który wpadł im do głowy. Ale ten pomysł nie jest najmądrzejszy, bo odpowiedź na pytanie o to, jakiej kwoty dotyczy reklamacja, brzmi: całej. Czyli umorzenia całości długu wynikającego z opłat za kartę, której klient nie zamawiał.
Czytaj też: Bezcenne chwile oczekiwania, czyli reklamacja, która stała w miejscu przez osiem miesięcy
Czytaj też: Dwa miesiące czeka na zwrot prowizji kredytowej. „Odpowiemy, ale nie wiemy kiedy”
Chcieli dobrze, a wyszło jak zwykle
W banku zapewne chcieli dobrze. Dostali do „skonwertowania” klienta korzystającego z usługi, której BNP Paribas nie oferuje, więc przyznali klientowi usługę z własnej oferty, możliwie najbliższą tej pierwotnej. Ale zapomnieli tego klientowi powiedzieć, jak również podpisać z nim umowy. A klient poczuł się jak worek kartofli, czyli słabo.
Poprosiłem bank o prześwietlenie tej sprawy i o jej popchnięcie, bo trwała już prawie rok. Otrzymałem od pracowników informację, że wszelkie opłaty zostały klientowi umorzone. Przydałoby się również zmienić procedury w taki sposób, by niezałatwione sprawy wyświetlały się jakiemuś bankowemu obernadzorcy jako alert. Bo jeśli nie wie lewica, co czyni prawica, a jeszcze we wszystko wmiesza się dział windykacji, to bank sam prosi się o klientowski bunt.
_______________________
POSŁUCHAJ „FINANSOWYCH SENSACJI TYGODNIA”
Rozpiska tematów:
zdjęcie: Marcus Lenk, Unsplash